GymBeam

Zmiany i reformy - nowa runda, nowe nadzieje

Dawno już polskie trybuny nie przeżyły takiej dynamicznej zimy. Tym razem nie chodziło jednak o turnieje kibicowskie, dopingowanie na hokeju, koszykówce, czy siatkówce, ani tym bardziej o sparingi. Od grudnia do lutego mieliśmy o czym pisać i o czym rozmawiać głównie dzięki głębokim przemianom, które dokonały się w PZPN-ie, a za nim – dokonują się również w innych instytucjach. Na wstępie trzeba zaznaczyć – jest zdecydowanie za wcześnie na otwieranie szampanów i odpalanie rac. Te ostatnie są wszak wciąż nielegalne, a nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić. Jeśli jednak spojrzymy na wszystko z boku, zupełnie obiektywnym okiem – pierwszy kielon został już wypity, a lody między „światem” i kibicami zostały przełamane.

Zacznijmy może od wieści najlepszych – dobiegają końca bojkoty na Wiśle, niedługo pewnie skończy się również dżihad (przynajmniej do kolejnego rozłamu) na Legii. Kolejne kluby zaczynają rozmawiać z kibicami, bo czują, że wreszcie mają głębokie wsparcie związku. Odkąd prezesem jest Boniek, coś ruszyło się do przodu. Pomijając jego PRowe zagrywki pokroju „odpalania rac z wnukami w sylwestra”, nowy związek obraca też swoje piękne słowa w czyny. Najświeższy dowód ich dobrych intencji to oczywiście cofnięcie zakazów wyjazdowych, które już od dawna straciły sens na polskiej scenie kibicowskiej, gdzie fanatycy większości klubów albo korzystali z gościnności gospodarzy, albo sobie znanymi metodami pojawiali się na stadionie. Zamiast grać w kotka i myszkę, karać rykoszetem niewinnych szalikowców i narzekać na brak sympatii wśród kibiców, PZPN postanowił zrezygnować z tej absurdalnej odpowiedzialności zbiorowej i zupełnie odpuścić tego typu nagany. Co ważne – wszystko odbyło się z przyklaśnięciem mediów, które ewidentnie zachłysnęły się Bońkiem i – zapatrzone w jego postać – zapomniały o tym, że uniewinnia „groźnych chuliganów”. Ze wsparciem medialnym, regularnie rozmawiając z Ogólnopolskim Związkiem Stowarzyszeń Kibicowskich, „Zibi” i PZPN mają o wiele większe możliwości, które – trzeba przyznać – starają się wprowadzać w życie.

To za ich sprawą, po raz kolejny podniesiono temat legalizacji pirotechniki i stojących sektorów. O ile o sektorówki nikt już się raczej nie boi (nawet restrykcyjna Wisła pozwoliła wnosić je na stadion), o tyle race wciąż będą karane, prawdopodobnie równie bezwzględnie jak jesienią. Zapobiec ostrym sankcjom miałaby legalizacja, ale tu z kolei pojawia się pierwsza rysa na tym krystalicznym obrazku nowego prezesa i nowego związku. Po raz kolejny okazuje się, że każdy kto w jakikolwiek sposób ma możliwość zmiany zastałych przepisów, jest po prostu skrajnym ignorantem. Boniek wie, że piro jest bezpieczne, podobnie pewnie jego asystenci, rozpoczął nawet lobbowanie wśród rządzących, ale plany ich wszystkich na przeprowadzenie reformy są… odrobinę nieżyciowe. Odpalanie rac wyłącznie przed, w przerwie, albo nawet po meczu? Ściśle określona liczba, obok kolega z wiaderkiem piasku, kamizelka odblaskowa? Z podobnymi pomysłami wyjechał zresztą równie ciepło nastawiony do kibiców prezes Legii, pan Leśnodorski. Trudno posądzać ich o złe intencje, wręcz przeciwnie, widać, że starają się coś zmienić dla kibiców, ale sposób w jaki to robią i docelowe plany trochę odbiegają, od tego jak widzieliby to sami kibice. Tak czy owak, race póki co zeszły na drugi plan, ważniejsze stało się organizowanie wielkiego powrotu na trybuny, właśnie w Krakowie na Wiśle, czy na Legię w Warszawie.

To jak zmieniła się atmosfera wokół kibiców pokazuje zresztą choćby sprawa „Starucha”, który za kaucją wyszedł już na wolność. W pewnym momencie w obronę wzięły go nawet tak dalekie nam media, jak Newsweek, czy Wyborcza. Boniek i spółka robią naprawdę dobrą robotę, nawet jeśli momentami się gubią, bądź postępują zwyczajnie nieżyciowo. Cieszy również, że ten impuls do zmian wpłynął również na kluby, a jeśli i one dołączą do reform prokibicowskich – może kolejną instytucją przychylną kibolom stanie się także Ekstraklasa SA. Z tak potężnym lobby przyjdzie czas na naciskanie polityków, a wtedy może się pojawić szans a nawet na zmianę absurdalnej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. To oczywiście scenariusz idealny i trochę naciągany, zbudowany z dużą naiwnością i wiarą w czystość intencji ludzi futbolu. Tak czy owak stoimy jednak przed dużą zmianą. Już nasza w tym głowa, by odpowiednio to wykorzystać.