Rugowanie ze stadionów
Nikogo już nie dziwią szarpania transparentów z pozdrowieniami do więzienia, dawno już zniknęły ze stadionów kombinacje liter A, B i C, które obecnie (i to i tak z wielkim trudem) byłyby akceptowane jedynie jako słynna CopACABana. Nie ma już „policji jedzącej banana”, ani jakichkolwiek transów w tym stylu, mimo że przez wiele lat nasza pomysłowość pozwalała omijać kolejne bzdurne zakazy (z czasem robiąc z przechytrzania ochrony kolejny dział kibicowania). Potem jednak okazało się, że zaczyna przeszkadzać coraz więcej i więcej – najpierw poszło o patriotyczne transparenty i oprawy. Niestety nie mogliśmy składać hołdów bohaterom Powstania Warszawskiego, czy ofiarom Katynia bez narażania się na kary za słynne „treści niezwiązane z widowiskiem sportowym”. Szarpane były nawet płótna z – dla wielu nietykalnym – zwrotem „Świętej Pamięci”. Okazało się, że walczymy z ludźmi bez zasad, jeśli ktoś wówczas jeszcze powątpiewał w sens „jebania” wszelkiej ochrony, policji i związków piłkarskich.
Potem jednak przestało im wystarczać tłamszenie patriotycznych opraw, zrywanie flag wspierających naszych kumpli na przymusowych wakacjach i zakazywanie bluzgania na kogokolwiek. A już w szczególności na grupy „społecznie pod ochroną” czyli policję, „różowych chłopców”, czy – nie daj Panie Boże – na obcokrajowców. Co z tego, że jeden z drugim czarnoskórym piłkarzem pokazuje „fucki” w stronę trybun, obrażanie go jest hańbą dla „całej Polski”. To przestało wystarczać. Zakazano więc wnoszenia flag klubowych, o ile znajdowały się na nich hasła „niepoprawne”. Zawsze po prawej stronie płockiej Wisły? Gdzie tam, przecież to ewidentna FASZYSTOWSKA albo przynajmniej pro-pisowska propaganda. Co z tego, że prawicowe poglądy płocczanie mieli jeszcze przed powstaniem PiS-u, teraz jesteśmy tylko agitatorami tej, czy innej partyjki politycznej. Pomijając, że to przecież hańba, bo prawica to nic poza szowinistycznymi neonazistami (?!). Takie opinie musiały boleć tych, którzy odwiedzali w domach starości kombatantów, tych, którzy angażowali się w zbieranie ofiar na pomniki ofiar nazizmu. Przełykaliśmy to jednak bez oponowania, choć zaczęły przeszkadzać hasła „better dead than read”, choć zaczęły przeszkadzać nawet biało-czerwone barwy, które niektórym inteligentniejszym obserwatorom kojarzyły się z nacjonalizmem.
Potem nastąpiły dobrze znane szarpaniny z „nie trzeba być faszystą” w oprawie Wisły, czy z całością oprawy „Pasja” tej samej ekipy. Nieuzasadnione pretensje do klubowych flag zaowocowały kolejną falą ciekawych rozwiązań, vide warszawskie „Będziemy Dobre Tradycje Rozpowszechniać”. Jednak tak naprawdę – czy to nie chore, że Polacy w swoim kraju muszą kombinować jak przemycić na stadion hasło ganiące system, który pół wieku ciemiężył ich Ojczyznę? To jednak nie koniec, media dotarły bowiem do regulaminów UEFA na czas Euro. Lista symboli zakazanych to oczywiście rasistowskie, ksenofobiczne i… religijne. Wychodzi więc na to, że z krzyżykiem na szyi nie uda Ci się wejść na stadion. Zakaz wnoszenia takich materiałów jest absolutną bzdurą, a jeszcze większą – tłumaczenie, że nikt nie będzie nam kontrolował szyi. Skoro nie, to po co ten martwy przepis? Tak naprawdę chodzi jednak o coś zupełnie innego – w ten sposób, krok po kroczku pozbawia się nas kolejnych wartości. To o czym już pisaliśmy – stadion może odgrywać rolę szkoły, ba, zastępować ją z niezgorszym skutkiem edukacyjno-wychowawczym.
Nasi wrogowie muszą więc zadbać, by dzieciaki na stadionie nie mogły czasem poznać rzeczy dla ich ucha groźnych, jak choćby prawda historyczna, bezustannie pomijana na nielicznych lekcjach historii. Mogłyby usłyszeć, kto jest w tym kraju „tym dobrym”, a kto „tym złym”, co przecież znacznie utrudniłoby kontrolowanie tej tłuszczy. Bo najlepsza do kontrolowania jest tłuszcza nieświadoma, bezideowa… Taka, jaką chcą z nas zrobić…