Wredni kibole, zepsuty turniej
Turniej jak turniej, małe bajtle (7- i 8-latki) pewnie bardziej niż na wynik patrzyły na możliwość pobiegania w za dużej koszulce. Atrakcją dnia – zresztą od początku zapowiadaną przez organizatorów – była możliwość fanatycznego dopingu bez monitoringowych obostrzeń. Dzieciaki po raz pierwszy w życiu miały okazję poczuć, czym jest gra dla zasłużonego klubu z oddanymi kibicami, a na filmikach z turnieju widać jak z rozdziawionymi ustami patrzą na głośny młyn. Jako dzieciak grający w piłkę marzyłem o czymś takim, zresztą podobnie miał chyba każdy, kto miał okazję w wieku szczeniackim odwiedzić stadion i jednocześnie kopać futbolówkę w klubie. Na koniec odpalono trochę pirotechniki i rzucono serpentyny, po których zdecydowano się zakończyć rozgrywki. Trochę szkoda, że dzieciaki nie miały okazji cieszyć się po zwycięstwie, ale w gruncie rzeczy w sporcie 7-, czy 8-latków wyniki nie mają znaczenia, o czym wspominają wszyscy możliwi pedagodzy i psycholodzy, a także młodzieżowi trenerzy z całej Europy. Jasne, można krytykować kibiców, że nie wymusili rozegrania meczu finałowego, można ich ganić za odpalenie takich ilości pirotechniki pod dachem, lecz są to drobnostki, które z pewnością zostaną wyeliminowane w kolejnych edycjach turnieju. Osoby odpowiedzialne za halę z chęcią wynajmą ją raz jeszcze – w wywiadach podkreślają, że poza tymi drobnymi incydentami, organizacja była wyśmienita.
Kibice pokrzyczeli, dzieciaki miały frajdę, poczuły smak stadionu – FC Bnin świetnie wywiązał się z roli organizatora. Ale przed monitorem (bo przecież nie na miejscu) był redaktor Żytnicki, wybiórczy as wywiadu i człowiek czerpiący czystą przyjemność z pisania paszkwili na temat kibiców. Wyborcza, a za nią cały światek mediów łącznie z redaktorami Polem i Kuźniarem, etatowymi komentatorami wyczynów „bandyckich pseudokiboli”, ruszył z kopiami by wybić kibolom z głowy dopingowanie. Od razu pojawił się szereg niejasności, które były przecież natychmiastowo dementowane! Kibole rzucali racami w dzieci, wypalono dziury w parkiecie, brakowało jeszcze informacji o zgwałconych przez kibolstwo matkach. Krzyk i raban co najmniej, jakby kibole uprowadzili dzieciaki i na ich oczach zrobili drugi „Spodek”.
Najważniejsze zarzuty, czyli zadymienie hali szybko zostały przesłonięte przez „domniemania” i „przewidywania”. Bo mogli się zaczadzić, bo mogli się przewrócić na serpentynach, bo ktoś podobno pił za dużo piwa (moment, czy to nie my protestowaliśmy przeciwko alkoholowi na stadionach? A kto był za? Jeśli imprezie patronowałby Carslberg to byłoby wszystko w porządku?), bo trener Warty uważa, że zepsuto mu cały turniej. Najgorsze w tym wszystkim jest pomijanie opinii samych dzieciaków oraz faktu, że turniej organizowali sami kibice! Gdyby nie oni, to dzieciaki nie miałyby nie tylko meczu finałowego, ale i całego grania, nie mieliby także wspomnień związanych z piekielną atmosferą na trybunach, nie mogliby skakać w rytm bębna, co znakomicie widać na filmikach z turnieju.
Swoją drogą, całe zdarzenia pokazuje z jaką lekkością wchodzi w mediach krytyka kibiców. Słowa takie jak bandyci, bydło, idioci, zwierzęta stają się zupełnie na miejscu, mimo że na dobrą sprawę nikomu nic się nie stało, a turniej według wielu, nie tylko wśród kibiców, ale i pośród jego uczestników, zakończył się sukcesem i dopisaniem kolejnych fajnych wspomnień. Warto tu także wspomnieć o „festiwalu nienawiści”, który zazwyczaj ma miejsce „wśród zdziczałych kiboli”. Okazało się, że flugi, agresję i nienawiść w tym wypadku prezentują wyłącznie postępowi redaktorzy z mediów głównego nurtu oraz komentatorzy z forum Gazety Wyborczej. Ich raban był zresztą tak olbrzymi, że sprawą zainteresował się The Telegraph i część innych zagranicznych mediów.
Szeroko odnoszono się do niedawnego ataku na juniorów Lechii, którego epilogiem były przeprosiny SKGA i odkupienie skrojonych fantów. Oczywiście o tym nikt już nie wspomina, skupiając się na odpalających race i okładających pięściami dzieci fanatykach w szalikach…