Zabaweczka

Nie ma co się oszukiwać i obrażać. Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Politycy bezlitośnie, cynicznie i do bólu pragmatycznie rozegrali kibiców. Cała aferka z Matołem, frajerem Sikorskim i poręczeniami za „Starucha” rozeszła się po kościach, a poniedziałek po wyborach okazał się być ostatnim dniem, w którym poruszano jeszcze kwestię kibiców. Teraz tematyka represji wobec sympatyków piłki nożnej wraca już tylko w materiałach analitycznych socjologów i marketingowców analizujących przebieg kampanii wyborczej i pojedynczych wypowiedziach polityków wspominających gorący okres przed głosowaniem. Daliście się rozegrać jak dobrze stasowana talia kart. Daliście się wykiwać, niczym Zidane jednemu włoskiemu obrońcy w pewnym dość ważnym meczu kilka lat temu. Pobawiono się Wami i rzucono w kąt, zupełnie jak starą zabawkę. Boli to tym bardziej, że mieliście rację…

Wielu w to wierzyło, naprawdę uparcie wierzyło, że kibice stanowią siłę mogącą decydować o losach państwa. Zjednoczenie wokół szczytnych idei, dość silne poczucie więzi, niemała liczba dawały istotne przesłanki ku temu, by ufać wizji obalenia rządu i wybrania w miejsce Donalda nowego premiera. Wszystko sypnęło się jak domek z kart niedzielnego wieczoru, gdy pisk zachwytu wydała nie Beata Kempa, ale Ewa Kopacz. Wygrało PO, co wielu kibiców przyjęło załamaniem. Większość fanatyków spodziewała się dalszych represji i szybkiego rozliczenia z niepokornymi. Póki co jednak noc długich noży dla krytyków słynnego już „matoła” nie nadchodzi. Tym samym triumf mogą ogłosić ci kibice, którzy wybory mieli w dupie. Dlaczego?

Ano dlatego, że kibice nie byli wcale żadnym punktem spornym między PiS-em i PO. Nie byli żadnym realnym problemem, nie byli realną siłą, nie byli nawet rzeczą godną uwagi. Byli tematem zastępczym wygodnym dla wszystkich – opozycja mogła delektować się wyciąganiem na wierzch przeróżnych brudów premiera, ten zaś był pewien, że „motłoch” mu nie zagrozi, gdyż w oczach społeczeństwa nie jest wiarygodny. Kibice toczyli swoją wojenkę, PiS zamiast rozliczać fatalne rządy PO skupiał się, żeby nie palnąć jakiejś gafy, a PO w miejsce konstruktywnego programu naprawy Polski zaprezentował sentymentalną podróż po Polsce w Tuskobusie, gdzie miłościwie panujący polował na muchę. O tym kim byli kibice dla rządzących w kampanii najlepiej świadczą wypowiedzi polityków, ba, nawet decyzje sądów już po wyborach.

– Kibice nam pomogli – zapewnia Adam Rapacki, minister spraw wewnętrznych i administracji. – Sojusz z kibicami był błędem – zapewnia Jarosław Kaczyński, głowa opozycji. Tymczasem sądy, które pokazowo skazywały za wykrzykiwanie haseł Donald matole, teraz uniewinniają kolejnych kibiców. Jeśli w kraju trwają represje, to tylko ze względu na osobistą niechęć policji, czy lokalnych polityków do fanatyków piłki nożnej. Żaden ordnung nie idzie już z centrali, bo zwyczajnie centrala nie potrzebuje już tematu kibiców. - Działania kiboli przyniosły odwrotny skutek od zamierzonego. Niepotrzebnie włączają aspekt polityczny w swoje działanie. Nie ma polityki w naszym podejściu do łamania prawa na stadionach – zapewnił w rozmowie z „Polską The Times” Adam Rapacki, wiceminister MSWiA. To i tak jedna z ostrzejszych wypowiedzi. Reszta polityków zwycięskiej partii w ogóle nie chce poruszać już tematu stadionowych bandytów, ograniczając się do zdawkowego „nie chcemy zemsty”. Tak miłosierny był Radosław Sikorski w stosunku do kibiców z Białegostoku, równie łaskawy okazał się także Donald Tusk, który przebaczył wszystkim fanom w całej Polsce. On zresztą jak zwykle wyprzedził swoim PR’em wszystkich konkurentów, zarówno w swojej firmie, jak i u największego konkurenta. Spotkał się z kibicami „za pięć dwunasta”, dając sygnał, że nie obraża się o matoła, nie jest takim oszołomem jak Niesiołowski skrzeczący o „żulii” i „menelstwie”, ale jednocześnie nie broni bezrefleksyjnie bandytów i nie zamierza wcale luzować uścisku w jakim trzyma całe środowisko. Jasny przekaz o zbalansowanym stosunku do kibiców musiał zadziałać na wyobraźnię, a dodanie do tej rozczulającej sceny spotu o tym, kto pójdzie do wyborów było prawdziwym wolejem w okienko. Wybory wygrane, więc koniec gadania. Od tej pory do kibiców podchodzimy możliwie neutralnie, odmaszerować.

O kibicach nie przestała mówić z kolei opozycja, jednakże nie w sposób, którego życzyliby sobie zainteresowani. – Poręczenie za „Starucha” było błędem – wypalił Jarosław Kaczyński, który jeszcze parę dni wcześniej tłumaczył u Lisa, że na meczu owszem był i kiboli żadnych nie widział. Wybory zmieniły jednak sytuacje – fanatycy piłkarscy, żużlowi i koszykarscy stanowili zbyt mały procent głosów w urnach, by zyskać sympatię prezesa na dłużej. Piotr S., do niedawna męczennik i więzień polityczny, nagle stał się bandytą niegodnym słowa obrony. Karykaturalny „Tóskobus” przestał jeździć po Polsce i wraz z jego silnikiem zgasło również uczucie opozycji do apolitycznych kibiców. Wsparcie było zbyt mgliste, brakowało jasnych deklaracji poparcia, potem brakowało także najważniejszej benzyny tego całego ustrojstwa – medialnego zainteresowania. Nic dziwnego, że dziś premier Kaczyński w kibolach dostrzega wyłącznie biednego kuzyna, który narobił przypału przy wigilijnym stole, za co cała jego prawa część mu się teraz kajać i wstydzić.

Także inni politycy Prawa i Sprawiedliwości o kibicach mówią dziś niechętnie. PO w sprytny sposób skojarzyło margines, jakim są agresywni chuligani stadionowi, ze swoim głównym rywalem. Ten może zareagować tylko jednym – odcięciem się od tego środowiska. Skoro więc Platforma wycisza sprawę, PiS udaje, że co złego to nie on – co dalej z tym środowiskiem? Na poparcie poszczególnych polityków nie ma raczej co liczyć – przykłady Romaszewskiego, czy Kempy to doskonałe argumenty by spraw kibicowskich nie tykać nawet kijem, o ile kij nie ma na celu rozgonienia towarzystwa. Pewną nadzieją jest rosnąca świadomość i zgranie samych kibiców, co daje efekty w postaci projektów „Kibice za bezpieczeństwem” czy Rzecznik Praw Kibica. Organizacja i formalna rejestracja kolejnych pomysłów to zapewne kwestia czasu – w zarządzie Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców zasiadają bowiem świetni działacze, których jedyną bolączką jest ogromny dystans między nimi, a sympatykami futbolu na samym końcu tej hierarchii, w kapciach przed TV i radiem. Dotarcie z przekazem do osób nie związanych silnymi więziami z „subkulturą stadionową” jest karkołomnym zadaniem i o wiele prostsza byłaby inicjatywa odgórna, najlepiej biorąca źródło w przemyślanej ustawie określającej jasno co wolno, a czego nie wolno kibicom.

Na to jednak nie ma w tej chwili szans. Wygląda na to, że ostatnią z nich kibice zmarnowali w ostatnich tygodniach, udowadniając, że dobre chęci tworzą bruk miejsca, w którym wyląduje cała ta umalowana „kasta polityczna”. Kasta polityczna, która na chwilę obecną kibiców ma tam, gdzie całą resztę wyborców.
iparts.pl