Reaktywowani

Gdy zawodzą władze, miasto, sponsorzy, a nawet piłkarze, gdy sypie się sytuacja organizacyjna i finansowa, a z klubu uciekają nawet pokładowe szczury, do roboty biorą się Ci, dla których nazwa to nie tylko zlepek kilku liter. Dla których barwy to nie tylko parę kolorów. Dla których klub to nie tylko zespół piłkarski. Kibice. Fanatycy.

Nikomu nie wypada życzyć tak pokręconych losów, lecz czy istnieje coś piękniejszego niż obserwować powstawanie drużyny z popiołów, mozolne odbudowywanie, krok po kroku pięknych tradycji i utraconej renomy? W ostatnim czasie w naszym kraju, możliwe, że również poprzez wszędobylski kryzys, masowo zaczęły podupadać spółki akcyjne jakimi były kluby piłkarskie. Zazwyczaj powody upadku są trzy: pieniądze, kasa i hajs. Czasem kibice przejmują stery również dlatego, że – niczym na sprawach rozwodowych – różnice charakterologiczne między nimi a zarządem są zbyt wielkie. Tak czy owak, przed sezonem piłkarski światek aż grzmiał od plotek o kolejnych nowych tworach, które mogą zawojować niższe ligi. Przyjrzyjmy się z bliska Feniksom, które powstały z popiołów, by za sprawą kibiców wrócić do swej dawnej świetności.

Pierwszym i najbardziej rzucającym się w oczy przykładem jest oczywiście Odra Wodzisław Śląski. Guy Ritchie i jego mentor Quentin Tarantino nawet we dwóch nie skonstruowaliby tak zawiłej i pełnej absurdalnych zwrotów akcji fabuły. Najpierw kopciuszek trafia na salony i od razu kosi wszystkich wielkich, zdobywa nawet medal, na kilka ładnych sezonów staje się etatowym Robin Hoodem okradającym najbogatszych i rozdającym punkty tym biedniejszym. Potem zaczynają się problemy finansowe, na które antidotum ma znaleźć czeski właściciel. Zamiast niego jednak, pojawia się w Wodzisławiu czeski film – polscy działacze oskarżają czeskich, byli włodarze mają pretensje do obecnych, a piłkarze grają za czapkę śliwek. W dodatku całkiem nieźle, przynajmniej dopóty, dopóki dostają choćby śliwki… Potem jednak następuje potężny regres, młodzież walczy ambitnie, ale ostatecznie nie jest w stanie samodzielnie utrzymać Odry na zapleczu Ekstraklasy. Brak pieniędzy na dojazd na mecze, niemożność organizacji spotkań u siebie oraz bankructwo spółek sponsorujących prowadzi do najgorszego – Odra wycofuje się z rozgrywek. W tym momencie do akcji wkroczyli kibice, którzy postawili wodzisławską legendę na nogi. Choć droga nie była upstrzona różami, a działania nie ułatwiał także lokalny oddział związku piłki nożnej, Odra Wodzisław Śląski z kibicami jako zarządem wystartowała w rozgrywkach C-klasy. Na wyjazdy jeździ pokaźna ilość fanatyków, mecze u siebie to zaś ogromne święto, także dla tych, którzy na Odrę przestali chodzić jeszcze w ubiegłym wieku.

Nieco inaczej sprawa wyglądała w przypadku Zagłębia Sosnowiec. Tutaj bowiem bezpośrednim bodźcem do założenia własnego klubu stała się sytuacja na linii kibice-zarząd. Władze z Sosnowca nie były w stanie sprostać wcale niewygórowanym żądaniom wysuwanym przez kibiców, wśród których było zbudowanie skład taniego, ale zdolnego do walki o wyższe aniżeli utrzymanie cele. Lista grzeszków działaczy z Sosnowca była zresztą całkiem długa, a przeważyło oczywiście lekceważenie zdania kibiców. Jako iż Zagłębie dysponuje całkiem niezłym potencjałem ludzkim, nie było większych problemów z zarejestrowaniem nowego klubu, który pod nazwą Zagłębie 1906 Sosnowiec rozpoczął sezon w B-klasie. Warto zaznaczyć, że zaczął z przytupem – od 600-osobowego wyjazdu do Dąbia. Oprawy, głośne śpiewy i znakomite liczby nie opuszczają zresztą sosnowieckich piłkarzy, którzy nie mają czego zazdrościć swoim kolegom z II-ligowego Zagłębia. To raczej ci teoretycznie lepsi patrzą z utęsknieniem na kolejne znakomite widowiska tworzone przede wszystkim na trybunach, pięć lig niżej, w B-klasie.

Najwięcej szczęścia pośród reaktywowanych klubów miał ten, który dostał najmocniej w plecy w czasach kryzysu – Stilon Gorzów Wielkopolski. Kibice z zachodniej Polski musieli najpierw znosić udziwnienia w nazwie (Stilon nazywany był oficjalnie GKP Gorzów Wielkopolski), potem zaś, gdy wyczerpała się klubowa kasa, nastąpiło wycofanie z rozgrywek. Warto przy tym dodać, że po raz kolejny bohatersko zachowali się piłkarze, którzy pokazali godny podziwu charakter grając przez długie miesiące za darmo oraz aktywnie walcząc o przetrwanie gorzowskiej piłki. Niestety dobrodziej klubu wyczerpał swoje możliwości finansowe, w związku z czym lokal wymagał zamknięcia. Łyżką miodu w tej beczce dziegciu zdaje się być całkiem rozsądne zachowanie władz związkowych, które przyzwoliły na fuzję z beniaminkiem czwartej ligi i zgłoszenie do rozgrywek tego szczebla drużyny Stilonu Gorzów Wielkopolski. Skład gra „w kratkę” i raczej nie zanosi się na szybki powrót do I ligi, jednakże i tak warto śledzić losy Stilonu. Podnosi się z kolan już nie po raz pierwszy, co wzbudza jeszcze większy szacunek.

Kibice to często ostatnia deska ratunku. Nad przepaścią wielokrotnie stawały także większe firmy, jak choćby Lechia, Piast, czy ostatnio – Łódzki KS. Zawsze w tych momentach najwięcej zaangażowania widać u fanatyków. Pod żadnym pozorem nie możemy pozwolić, by ta reguła kiedykolwiek została złamana, a dbałość o losy klubu należy zaszczepiać w młodych kibicach. W ciężkich czasach, jakie nastały dla ruchu kibicowskiego głęboka odpowiedzialność za losy klubu to często ostatni dowód na to, że to my tworzymy cały ten interes.
iparts.pl