Kultura na stadionach?
Przenieśmy się jednak do początków dwudziestego wieku. To właśnie wtedy w Polsce popularne stały się mecze piłkarskie. Stowarzyszenia sportowe z całego kraju zrzeszyły się w lidze, która za wyjątkiem wojennego lokautu trwa do dziś. Niemal od razu widowiskowa dyscyplina zyskała potężne grono wiernych sympatyków, którzy licznie odwiedzali stadiony. Żadna inna dziedzina sportu w naszym kraju nie zdołała zresztą nigdy przebić futbolu pod względem ilości kibiców oraz poziomu medialnego i publicznego zainteresowania.. Początki szeroko rozumianego „ruchu kibicowskiego” to jednak dopiero lata powojenne. Pierwsze zorganizowane grupy kibiców zaczęły się tworzyć po odwilży politycznej w szóstej dekadzie XX wieku. Początkowo ludzi tych łączyły wyłącznie zainteresowania, a obserwowanie sportowych potyczek było zaledwie jednym ze sposobów na spędzanie wolnego czasu. „Wspólnota doświadczeń” czyli podobne przeżycia, wspólnie przeżyte przygody, rozczarowania i zwycięstwa konsolidowały poszczególne grupy. Z czasem znajomi ze stadionu zaczęli spotykać się także w knajpach, na osiedlach, czy nawet w domach. Integracja prowadziła z kolei do ujednolicania, kibice stawali się monolitem, aż w końcu aktualnie można bez żadnych wątpliwości nazwać ich osobną społecznością. Według Antoniny Kłoskowskiej zaś, nie da się rozgraniczyć pojęcia społeczności i kultury – każda grupa ludzi o wzajemnych relacjach między sobą ma bowiem swoją własną, unikalną kulturę2. Czym więc objawia się owa tajemnicza „kultura stadionowa”?
Rozważania czym jest sama kultura zajmują opasłe tomy opracowane przez wybitnych badaczy, stąd też chciałbym skupić się po prostu na jej elementach, które niezaprzeczalnie mieszczą się w zakresie pojęcia, a które to doskonale uwidaczniają się w zachowaniu i postawach członków społeczności, która jest tematem mojej pracy. Pierwszy element to moralność. Ujednolicone wśród członków danego kręgu kulturowego pojmowanie czynów jako pozytywne lub też negatywne to jeden z podstawowych elementów i warunków istnienia danej kultury. Właśnie z niego wynika wspólne gloryfikowanie niektórych postaw, ale również i ganienie zachowań niezgodnych z hierarchią wartości obowiązującą w grupie. System idei w środowisku kibiców jest przezeń otwarcie i głośno manifestowany – każdy kto w jakikolwiek sposób zetknął się z fanatykami futbolowymi wie, że są to ludzie kierujący się w życiu ściśle określonym zbiorem zasad. Choć niewprawny obserwator często zarzuca kibicom postępowanie jedynie według swoich własnych pobudek, skrajny egoizm i brak inteligencji, który w efekcie zamienia się w akty bandytyzmu i chuligaństwa, rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. By jednak choć powierzchownie zanurzyć się w świecie zasad ustalonych przez kibiców należy przypomnieć, że w Polsce ta grupa społeczna miała w historii wiele okazji by ustalić własną drabinę wartości. Lata prześladowań przez system komunistyczny wykształciły w ludziach naturalną nieufność wobec organów ścigania, instytucji rządowych oraz wszelkiego rodzaju mechanizmów represjonujących. Z czasem okazało się, że jedyną siłą z którą państwo nie może sobie w żaden sposób poradzić jest tłum i jego kooperacja. Ta była wyjątkowo ułatwiona na stadionach, które zazwyczaj gromadziły ludzi z niższych warstw społecznych, głęboko niezadowolonych ze stanu, a przede wszystkim ustroju państwa. Nieśmiały szept z tajnych kompletów na trybunach zamieniał się w głośny krzyk sprzeciwu wobec komunizmu. Warto wspomnieć o wydarzeniach z 1983, gdy mecz Lechii Gdańsk z Juventusem Turyn przemienił się w 40-tysięczną manifestację poparcia dla Solidarności, czy też o ósmym maja 1988, kiedy to bezpośrednio po meczu, fani gdańskiego zespołu wyszli na ulice manifestować niechęć wobec władz ludowych, co zakończyło się bitwą uliczną. Szybko zrozumiałym stał się fakt, że w takich okolicznościach członkami grupy – mimo jej pozornej otwartości – mogli zostać wyłącznie ludzie spełniający pewne kryteria. Nienawiść do milicji, później także policji, wyniesiona żywcem z włoskich tradycji omerta czyli zasada milczenia, hołd bohaterom narodowym i umiłowanie konserwatywnych wartości. Te cechy dominowały wśród ludzi stawiających opór socjalistycznemu systemowi, nic więc dziwnego, że z czasem stały się swoistym kluczem do drzwi otwierających dostęp do środowiska kibiców. Ludzie tego klucza nie posiadający musieli zadowolić się zwyczajnym odbiorem widowiska, bez poczucia przynależności do coraz mocniej uwypuklającej się grupy fanatyków piłkarskich.
Antonia Kłoskowska nadmienia, że kultura to także komunikacja i wymiana zdań3. Trudno nie zauważyć, że subkultura kibiców wykształciła swój własny język i siatkę pojęć. Jak każda grupa osób zajmująca się danym zagadnieniem logiczne stało się stworzenie niejako „fachowej” nomenklatury na wydarzenia towarzyszące widowiskom sportowym. O ile zwroty typu „sędzia-kalosz”, czy „kelnerzy” dotyczą wyłącznie sytuacji na boisku, o tyle specyfika grupy nakazywała również wykształcenie bardziej skomplikowanych szyfrów. Ciągłe represje ze strony organów państwowych, nieprzychylna opinia mediów oraz opinii publicznej wykształciły w kibicach niechęć do wszystkich osób przyjmujących ignorancką postawę wobec ich społeczności. Coraz obszerniejszy stawał się zasób słów niezrozumiałych dla osób postronnych, przez co granica między kibicami, a postronnymi obserwatorami ich kultury zaczynała się pogłębiać. Dobry przykład stanowi chociażby osławiona „ustawka”, który to zwrot w języku kibiców ma przynajmniej pięć odpowiedników, a wśród nich chociażby tak kreatywne jak „grzybobranie”, „rugby bez piłki”, czy „grill”. Mimo płynności i dynamiki jaka rządzi językiem kibiców, laicy, a wśród nich także pseudo-znawcy środowiska wciąż posługują się zwrotami, które już dawno w oczach kibiców stały się archaizmami. Sam poziom skomplikowania tego tematu świadczy o tym jak bujna i bogata jest kultura stadionowych fanatyków. Jerzy Buzała w swojej publikacji „Fani-chuligani” nie oszczędza kibicom cierpkich słów i nagan, przyznaje jednak mimo wszystko, że inicjatywa bywalców trybun nie może pozostać bez odzewu w socjologii – jest to bowiem już nie jedynie młodzieżowy bunt, ale skomplikowany ruch społeczny4. Choć jego książka ukazała się ponad sześć lat temu, czyli w okresie gdy kibice dopiero uczyli się definiować samych siebie jako odrębną subkulturę i coś więcej aniżeli jedynie nieformalną grupę łącząca ludzi związanych z oglądaniem sportu, już wtedy autor zauważa – oprócz wielu negatywnych stron – także podstawowy pozytyw i jednocześnie dowód na to, że kultura na stadionach istnieje. Według Buzały obyczajowość kibiców pozwala bowiem reaktywować więzi międzyludzkie w anonimowych blokowiskach, gdzie tysiące mieszkańców żyje w odosobnieniu i samotności, mimo że otacza ich przecież spore grono współlokatorów. Ciężko nie zgodzić się z tą obserwacją – sympatycy futbolu z jednego osiedla organizują się w grupy integrując jednocześnie lokalną społeczność. Właśnie poczucie więzi z regionem jest kolejnym aspektem kultury obecnym na stadionowych trybunach. Jerzy Jastrzębski w swojej pracy o współczesnej kondycji świata nazwanej dość przewrotnie, odwołując się do chińskiej klątwy – „W ciekawych czasach” - podkreśla, że bardzo ważnym czynnikiem spuścizny ludzkości jest właśnie ów lokalny patriotyzm czyli przywiązanie do swojego regionu i jego mieszkańców.5 Nie trzeba być znawcą zjawiska by odkryć jak istotne dla kibiców jest pochodzenie – zazwyczaj miasta są dość dokładnie i jasno podzielone na strefy wpływów, z których to pochodzą fanatycy poszczególnych drużyn. Dobrym przykładem jest chociażby Stare Polesie w Łodzi, z którego to wywodzi się bardzo silna grupa kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Ich aktywność wykracza daleko poza granice zwykłego dopingu – w dzielnicy organizowane są przez nich turnieje z nagrodami, wspólne wyjścia do pubów, czy nawet festyny dla najmłodszych kibiców. Graffiti tworzone przez członków tej grupy, oznaczają z kolei teren panowania. Działania oceniane przez postronnych jako pozytywne jak na przykład wspólne mecze piłki nożnej czy też wspieranie finansowe fanów nie posiadających pieniędzy na bilet wstępu na stadion, idą w parze z wybrykami postrzeganymi jako chuligańskie – nielegalnie malowane graffiti czy rozklejanie „vlepek” – małych naklejek sławiących klub. Niezależnie od oceny zjawiska, trzeba jednak przyznać, że kibice mają ogromny wpływ na integrację mieszkańców tej dzielnicy.
Ludzie zjednoczeni pod banderą klubów sportowych mają także sporo wspólnego z plemiennymi obrzędami rytualnymi. Terry Eagleton uważa, że tego typu podróż do przeszłości, jest pozytywnym przejawem chęci powrócenia do życia stadnego. Człowiek w nowoczesnym świecie jest bowiem istotą samotną, a z otaczającym go światem interakcja ma charakter wysoce instrumentalny i interesowny.6 Wśród kibiców bardzo popularne stają się więc rytuały charakterystyczne dla grup etnicznych – inicjacja, tatuaże, czy kult blizn, świadczących o sile. Tego typu rytuały stanowią zdecydowany zwrot od nowoczesnych cywilizacji w kierunku plemiennej obyczajowości – bardziej prymitywnej, ale zapewniającej większe bezpieczeństwo oraz wyższy poziom integracji ze środowiskiem i grupą – dającej w efekcie większą satysfakcję z prowadzonego stylu życia. Co prawda wśród kibiców nie używa się fachowej nomenklatury, jednak obrzęd inicjacji jest wyraźny i łatwy do opisania. Zazwyczaj wiążę się z pierwszym „wyjazdem” tj. uczestniczeniem w meczu swojej drużyny poza swoim stadionem. Spotkanie wyjazdowe wiąże się zazwyczaj z długą podróżą, niekiedy pod eskortą policji. Jest to z pewnością spore przeżycie dla młodego kibica, stąd też dopiero od tego momentu młodzik zyskuje szacunek i estymę. Zazwyczaj podczas inicjacji starsi członkowie grupy wymierzają symboliczne „klapsy” nowicjuszowi, tak, by ten poczuł lekki ból, ale by nie wyrządzić mu krzywdy. Popularne jest także zmuszanie do wypicia danej ilości alkoholu bądź ułożenia pieśni sławiącej klub. Zazwyczaj rytuał inicjacji jest jednak praktycznie bezbolesny i wspominany przez członków grupy nadzwyczaj miło. Tatuaże to z kolei domena najtwardszych kibiców. Niejednokrotnie obecność trwałego rysunku na ciele może skutkować aktami agresji ze strony sympatyków innych zespołów, stąd też przywilej ten zarezerwowany jest jedynie dla najbardziej fanatycznych członków grupy. Podobnie sprawa ma się z bliznami, które – wyniesione z walki, czy to z policją, czy to z przeciwnikiem – gwarantują członkowi szacunek, który ciężko podważyć.
Ostatnim zagadnieniem ze styku kultury i stadionów jest aktywność kibiców jako twórców dzieł sztuki. Zapewne większość tradycjonalistów oraz laików powątpiewa w kreatywny potencjał tak zaciekle atakowanej w mediach grupy, kto jednak chce spojrzeć na fanatyków obiektywnym okiem, bez trudu dostrzeże jak kreatywna i oryginalna jest ta kasta społeczna. Wytwarzaniem dóbr kultury zajmują się specjalnie do tego stworzone podgrupy. Ultras to nazwa kibiców zajmujących się niemal wyłącznie oprawą spotkania. W ich gestii pozostaje malowanie, szycie, bądź drukowanie flag, planowanie choreografii stadionowych, ozdoba widowiska materiałami pirotechnicznymi oraz prowadzenie dopingu. O ile pierwsze nieśmiałe próby tworzenia opraw meczowych ciężko nazwać dziełami sztuki, o tyle współcześnie skomplikowane kartoniady (tysiące kartoników, które podniesione w górę przez kibiców tworzą obraz, bądź napis), flagowiska (transparenty, flagi na kijach itp. w jednej chwili podnoszone na trybunach) czy sektorówki (ogromne flagi częstokroć zasłaniające całe trybuny z hasłami bądź malunkami chwalącymi klub) zasługują na swoje miejsce w świecie sztuki nowoczesnej. Nie inaczej sprawa ma się z drugą grupą, której zadanie polega na wykonywaniu napisów na elewacjach budynków. Pomijając zwyczajne slogany czy hasła, powstają także prawdziwe dzieła sztuki, gdzie utalentowani malarze zamieniają pędzel i płótno na sprej oraz ścianę.
Myślę, że teza o istnieniu kultury na stadionach jest solidnie uzasadniona i uargumentowana. Specyficzny język, podobna hierarchia wartości, wspólnota przeżyć i doświadczeń prowokująca ujednolicone zachowania w określonych sytuacjach, wykształcająca podobne postawy oraz określone cechy. Wszystkie te elementy łącznie składają się na obraz kibica jako częściowo świadomego odbiorcę wpływów kulturalnych, jednocześnie uwikłanego w sieć zależności z pogranicza przynależności plemiennej a uczestnictwa w nieformalnej grupie. Wspomniane tatuaże, ale również i wytwory tej specyficznej kultury – flagi, oprawy, śpiew – świadczą o tym, że członkowie tej społeczności to także twórcy – owoce ich działalności artystycznej zazwyczaj są wyjątkowo kreatywne i dowcipne, a przede wszystkim świeże i nowe. Hołdowanie konserwatywnym wartościom, jakie bezustannie przewija się przy mówieniu o stadionowych bywalcach wyklucza wprawdzie możliwość zakwalifikowania tej grupy jako kolejnej kontrkultury, dziedziczącej po punkowych anarchistach. Kibice to jednak samodzielne zjawisko społeczne, które bez wątpienia zdążyło wykształcić własny obszar kultury.