Gdzie są chłopcy z tamtych lat?
Fura, skóra i komóra
Zastanówmy się więc w jaki sposób postrzegani są współcześni piłkarscy idole. Dzisiaj podstawowymi atrybutami zawodnika są supermodne ciuchy, szybkie i drogie samochody oraz masa różnego rodzaju gadżetów elektronicznych. To jest to, co wyróżnia ich z tłumu, pomaga bajerować dziewczyny spotykane na mieście, słowem wyznacza status społeczny. Dopiero kolejnym elementem piłkarskiego „ja” są umiejętności, a te często okazują się niewspółmierne do wyglądu. Ileż to bowiem razy okazywało się, że młode talenty z lokalnej szkółki piłkarskiej zaraz po podpisaniu kontraktu z poważniejszym klubem nie potrafią przenieść na boisko charakterystycznego dla nich w życiu prywatnym luzu i szpanu? Zamiast na murawie błyszczą w klubach, gazety donoszą natomiast o kolejnych skandalach i ekscesach z ich udziałem.
A jak było dawniej?
Cofnijmy się zatem kilkanaście lat wstecz i pomyślmy, co wyróżniało piłkarzy biegających po boiskach dwie lub trzy dekady temu. Czy Kaźmierz Deyna, Jan Tomaszewski lub Zbigniew Boniek musieli wypracować sobie markę i popularność poprzez modny wygląd czy też przyciąganie uwagi mediów niewybrednym zachowaniem? „Oczywiście, że nie, ale to były inne czasy” – odpowiedzą bez wahania moi oponenci. Nie sposób zaprzeczyć, że w rzeczywistości Polski Ludowej kreowanie wizerunku nie było tak popularnym zabiegiem jak dzisiaj, na dobrą sprawę nie jestem pewien, czy możemy w ogóle mówić o tym zjawisku w odniesieniu do lat PRL-u. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że wybitne postacie z rodzimego futbolu znalazły sposób aby wyróżnić się z szeregów kopaczy i zasłynąć w kraju, a nawet za granicą, czego najlepszym przykładem jest wspomniany już przeze mnie „Zibi”. Dawne gwiazdy zyskiwały szacunek kibiców poprzez swoje zachowania boiskowe, zgodnie z zasadą, że piłkarz powinien wyróżniać się właśnie podczas meczu.
Kontrast
A dzisiaj? Z jakiego powodu o zawodnikach robi się głośno? Nie trzeba długo szukać – na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich lat niezliczona ilość razy byliśmy bombardowani wiadomościami o pijackich ekscesach podczas zgrupowań kardy narodowej, bójkach z służbami porządkowymi, romansach i zdradach, których dopuszczały się piłkarskie gwiazdy. Wydawać by się mogło, że w zawód futbolisty niejako wpisane są skandale i sensacje. Cóż, możemy oczywiście zrzucić całą winę za taki stan rzeczy na współczesny model społeczeństwa i wszędobylskie, wścibskie media. Moim zdaniem przyczyny są zdecydowanie bardziej złożone i należy ich poszukiwać w mentalności piłkarzy, ich nastawieniu do futbolu.
„Nieobliczalni i groźni kibice”
Nie tak dawno media huczały o sprawie Marcina Robaka, który po wygranych przez Widzew derbach Łodzi został znieważony w tzw. mix-zonie. Mało tego, naruszono jego nietykalność cielesną. Zawodnik domagał się oficjalnych przeprosin, a telewizja donosiła o braku należytych zabezpieczeń i niedopuszczalnej sytuacji, w której o krok było od tragedii. Zdarzenie to jednak jawi nam się jako kuriozalne, kiedy dopowiemy, że „wściekły atak” na Robaka był robotą... jednej z rozgoryczonych porażką fanek Łódzkiego Klubu Sportowego. Jestem w stanie zrozumieć, że incydent ten nie należał do najprzyjemniejszych, ale, na miłość boską, czy prawdziwemu mężczyźnie przystoi skarżyć się na prawo i lewo, ponieważ został napadnięty przez kobietę? Jakoś nie mogę uwierzyć, że podobne zachowanie mogłoby przytrafić się któremuś z „charakternych” zawodników sprzed 20 lub 30 lat.
Gorąco na trasie
Innym ciekawym przypadkiem jest próba tuszowania kiepskiego występu i zwalanie winy za niewykorzystane sytuacje na wszystkich dookoła. W pamięci wciąż mamy wypowiedzi Łukasza Gikiewicza, który w telewizyjnym wywiadzie opowiadał o „zabawie w gangsterów” w odniesieniu do kibiców ŁKS-u, którzy po jednym z meczów wyjazdowych zdecydowali się w ostrych słowach przypomnieć piłkarzom, że ich obowiązkiem jest godne reprezentowanie klubu. Podkreślił, że w takich warunkach nie jest w stanie odpowiednio skupić się na grze – uniemożliwiają mu to niedopuszczalne zachowania fanów. Niedługo potem udowodnił, że niezbyt wiele go interesuje kredyt zaufania, jaki od nich otrzymał na początku sezonu i bez chwili zawahania zdecydował się opuścić klub, w którym dostał szansę się wypromować.
Przywiązanie do barw klubowych
W trwającym okienku transferowym prawdziwy popis dał Sławomir Peszko, który, wbrew wcześniejszym deklaracjom, zdecydował, że klub piłkarski jest tylko miejscem pracy, które można opuścić bez żalu. Nieco inaczej do sprawy podchodzi inna współczesna polska „gwiazda”, a mianowicie Patryk Małecki. Na każdym kroku podkreśla on swoją lojalność wobec Wisły Kraków. Przejawia ją głównie podczas licznych prowokacji kierowanych w stronę kibiców innych klubów, przez co jest dziś jednym z najbardziej nielubianych zawodników w kraju. I znów muszę odwołać się do przykładów z przeszłości. Choćby do Gerarda Cieślika, który przez 20 lat występował w niebieskiej koszulce przy ul . Cichej. Zawodników takich jak on cechowała prawdziwa lojalność i przywiązanie do barw klubowych – dla kibiców bowiem najbardziej liczy się praca dla dobra drużyny i pomoc jej w słabszych momentach, a nie buńczuczne wypowiedzi w mediach.
Jak sobie poradzą?
Na zakończenie chciałem podzielić się refleksją, jaka naszła mnie po przeczytaniu informacji o transferach braci Brożków do Trabzonsporu oraz Kamila Grosickiego do Sivassporu. Z pewnością duże znaczenie podczas negocjacji przejścia tych zawodników do Turcji odgrywały względy finansowe, zastanawia mnie jednak, czy piłkarze ci podołają wymaganiom, jakie wobec swoich ulubieńców stawiają miejscowi fani futbolu. Mirosław Szymkowiak ostrzegł swoich młodszych kolegów przed fanatyzmem tureckich kibiców: „Zdarzyło się kiedyś, że przegraliśmy trzeci mecz z rzędu i ciężko było wyjechać z obiektu. Pamiętam, że trwało to trzy godziny”. Czy wobec tego piłkarze, którzy wybrali podróż do Azji Mniejszej nie będą żałować swoich decyzji? Jedno jest pewne: kibice zadbają o nowych zawodników, pozwalając im koncentrować się wyłącznie na piłce. W końcu nie bez kozery „Szymek” wspomina: „Z piłkarzy nikt nie bawił się w mieście, bo każdy bał się wychodzić. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli”.