Początek
Ryk kilku tysięcy gardeł słychać już ze znacznej odległości. Zaaferowany chłopczyk obserwuje wnikliwie i z fascynacją wszystko to, co dzieje się wokół niego. Setki ludzi w szalikach, wesołe rozmowy na temat piłki nożnej, zapach grillowanej kielbasy oraz wódki, którą Starszyzna posiliła się przed meczem. Plątanina nóg, która znajduje się na wysokości oczu malucha jednocześnie przeraża, ale i wzbudza podziw - jak silne musi być to coś, ten fenomen, który gromadzi taką rzeszę ludzi? - Chodź, synek. - mówi spokojnym głosem ojciec, przekraczając z dzieckiem bramkę ochrony. Przeszukania ciekawią dzieciaka, który z jeszcze większą uwagą śledzi każdy najmniejszy ruch ludzi w swoim najbliższym otoczeniu. Zasiadają w spokojnym miejscu, gromadka starszych panów dyskutuje o futbolu. Po drugiej stronie stadionu zrywa się żywiołowy doping, a mały już marzy o tym, by być właśnie tam, wśród fanatyków. Teraz jednak ledwo nadążając z percepcją chłonie wszystkie okrzyki, przekleństwa, wyskoki w górę i załamania rąk. Z całą pewnością na tym stadionie będzie zdecydowanie częstszym gościem. Zaaferowany, dostaje w prezencie od ojca ziarnko, które wykiełkować może w prawdziwy owoc, jakim będzie jego fanatyzm.
Teoretyczne podstawy wychowania zajmując się edukacją i procesem kształcenia młodego człowieka zwracają uwagę na dwa najważniejsze czynniki warunkujące rozwój dziecka. Pierwszym z nich jest wpływ autorytetów rodzicielskich, drugim z kolei presja środowiskowa. Ciężko nie zgodzić się z teoriami pedagogiki, która w tym względzie wyjątkowo celnie określiła genezę pewnych cech i zachowań u młodocianych. Większość z nas bowiem istotnie miłość do drużyny wyssała z mlekiem matki, a właściwie nabyła wraz z pierwszymi naukami ojców grzmiących o tym, że liczy się tylko jedna drużyna. Ta droga wykształcania w młodych kibicach fanatyzmu musi być naprawdę bardzo widoczna, skoro dostrzegli ją nawet scenarzyści popkulturalnego filmu o kibicach, jaki od niedawna można obejrzeć w kinach. Trudno nie zgodzić się z tym, iż najczęściej początkiem jest właśnie ten pierwszy mecz, zaliczony na sektorze rodzinnym albo po prostu którymś, gdzie się nie śpiewa. Małoletnia osóbka nie interesuje się wtedy meczem, często nawet myli drużyny i nieopatrznie cieszy się z goli rywala, największą atrakcją jest zaś wielkie zbiorowisko ludzi oraz obowiązkowa kiełbasa. Wydarzenie w życiu brzdąca zdawać by się mogło dość mało znaczące, a jednak ryjące w sercu ślad, który zostaje na całe życie. Od każdej reguły można znaleźć odstępstwa, generalnie jednak gdy już ojciec zabierze pociechę na stadion, nikt i nic zamiłowania do tego właśnie stadionu z człowieka nie wykurzy. W rozmowach ze znajomymi, gdy starałem się dociec jak zaczęła się ich przygoda ze stadionem dało się usłyszeć wielokrotnie - nie wiem, nie pamiętam. Dopiero ich rodzice prostowali - przecież poszedłeś ze mną, mając 3-4-5 lat. Pierwszy mecz jest czasem tak mglisty, że zupełnie się o nim zapomina, nie potrafiąc już później wskazać co zapoczątkowało romans z klubem. Uczucie jednak pozostaje.
- Za kim jesteś małolat? - zdecydowane pytanie 8-latka z trzeciej klatki zaskoczyło 4-letniego Jacka.
- Sam stoję, nikogo przede mną nie ma... - odpowiada zdezorientowany.
- Nie pytam za kim stoisz, tylko za kim jesteś. ŁKS czy Widzew? - zniecierpliwiony i zrezygnowany Wojtek uściśla swoje pytanie oczekując jasnej i klarownej odpowiedzi.
- Nie wiem, a co to jest? - brzdąc jest bezradny. Wojtek tłumaczy wobec tego, że my to ŁKS, oni to Widzew, i my musimy być razem, bo tamci są źli. Moralność dziecka jest wyjątkowo prosta i już w 5 minut później Jacuś jest zagorzałym ełkaesiakiem - tym bardziej, kiedy dowiedział się, że oprócz Wojtka także Maciek i Szymek są za ŁKS-em. Aktualnie będzie bił się w piaskownicy z każdym, kto powie złe słowo na jego ŁKS, w przyszłości jednak starszy Wojtek zabierze go na pierwszy mecz, a wtedy zobaczy jak wygląda kibicowanie. Teraz zaś patrzy na odrapane mury ozdobione w kolorowe napisy z których już potrafi odczytać, że Tylko ŁKS.
Po drugiej stronie miasta grupka dziesięciolatków kończy właśnie zabawę w chowanego. Darek, najwyższy z całej gromadki, najsilniejszy i zdecydowanie najbardziej charyzmatyczny musi bowiem jechać na mecz.
- Mówię Wam, tam jest super. Krzyczymy i śpiewamy. Chodźcie, dziś bilety do lat 11 są za darmo, wszystkich nas wpuszczą. - młody chłopak przekonuje niektórych spośród uczestników zabawy i zabiera ich na Widzew. Dzieciaki zakochują się w czerwonych barwach.
Drugą drogą do nabycia cech charakterystycznych dla fanatyka jest wpływ środowiska. Nie ulega wątpliwości, że gdy już wyfruniemy z domu na własnych nogach, do piaskownic, na trzepaki i ławki rodzice tracą swoją autokratyczną kontrolę, a do głosu zaczyna dochodzić społeczeństwo w którym się obracamy. Jeśli od dziecka mieszkamy w dzielnicy kontrolowanej przez dany klub, to kwestią czasu jest moment odwiedzenia stadionu. Wszyscy wokół kibicują, starsi koledzy traktują to jak pasję, dlaczego więc ja nie uczestniczę w tak ciekawej zabawie, jaką jest futbolowe dopingowanie. Prawdopodobieństwo zaszczepienia w młodym chłopaku fanatyzmu przez grupę rówieśniczą, jest tym większe im większe jest zaangażowanie wlaśnie tej grupy. Jeśli chłopaki zwartą paczką jeżdżą co tydzień na mecz, logicznym zdaje się być, że nikt nie będzie chciał zostać samemu na podwórku. Jeśli w dodatku użyty zostanie autorytet starszych, albo jakieś profity pokroju choćby darmowych vlepek - serce zostaje zdobyte. Wyjaśnia, a może raczej potwierdza to fenomen utrzymywania dzielnic przez konkretne kluby. Jeśli nie przeszkadza w tym migracja, bądź też organy ścigania wyłapujące czołowe postacie świata kibicowskiego danej dzielnicy, to starszyzna kontroluje, by młodzież była wychowywana w odpowiednim duchu miłości dla konkretnych barw. Tym bardziej zaczęto zwracać na to uwagę, gdy wystąpił casus ŁKS-u, który zaniedbał młodzież i utracił monopol na łódzkich kibiców. Hasło "od małego na całego" jest w dzisiejszych czasach aktualniejsze niż kiedykolwiek.
Istnieją także mniej popularne drogi zaszczepiania miłości do klubu. Z uwagi na coraz lepsze warunki panujące na stadionach, częstszymi goścmi na trybunach stają się kobiety. Nie ma co ukrywać, że większa ich część została przyciągnięta na mecz niemal siłą przez partnerów życiowych, doświadczenie pokazuje jednak, że w wielu przypadkach spotkanie z dopingiem, oprawami i pasją sprawia, iż dziewczyny zostają na trybunach na dłużej, a miłość do chłopaka trwa krócej niż ta do klubu. Czasem fanatykiem można uczynić kibica kanapowego, który nigdy w życiu nie widział spotkania w inny sposób aniżeli w telewizyjnej relacji. Emocje związane z meczem mogą zaczarować nawet ludzi nie interesujących się sportem. Niestety wciąż zdarzają się również przypadki "przerzucania", ten temat jednak nigdy nie interesował prawdziwych fanatyków. Reasumując, najważniejsze arterie, przez które pompuje się miłość do barw to rodzicielski autorytet oraz środowiskowy wpływ. Cieszy, że dostrzegać to zaczynają również klubu organizując liczne promocje dla najmłodszych, czy rodzin odwiedzających stadion. Zaszczepienie piłkarskiego bakcyla w głowach dzieci to najważniejszy czynnik odpowiadający za frekwencję na olbrzymich stadionach, jakie zaczynają wyrastać w Polsce, w niedalekiej przyszłości. Także i my, kibice, dbajmy o prawidłowe ukierunkowanie rozwoju najmłodszych spośród nas.