Profesjonalizm?

Piłka nożna już dawno odeszła od swojego czysto rozrywkowego charakteru skłaniając się bardziej w stronę wielkiego profesjonalnego biznesu. Pociąga za sobą to wiele negatywnych dla kibiców konsekwencji, jednakże są także plusy. Jednym z nich jest zapewne podniesienie jakości widowiska poprzez wyższe wymagania wobec piłkarzy, którzy sowicie opłaceni muszą utrzymywać wysoki poziom. Tak jednak niestety jest jedynie w teorii. Profesjonalizm futbolistów to temat, który jest poruszany zdecydowanie zbyt rzadko.

Na całym świecie piłka nożna i w szerszej perspektywie sport ogółem zmierza w kierunku pełnej profesjonalizacji, gdzie zawodnik, by przebić się do grona najlepszych musi poświęcić temu całe swoje życie, cały wolny czas i zgodzić się na gro wyrzeczeń. Ścisła dieta, pilnowanie godzin snu, męczące treningi przynoszą zaś wymierny efekt w postaci kolejnych zer na koncie. Abstarhując od tego, że problem niezbyt poważnego podejścia do wykonywanego zawodu dotyczy całego świata, skupię się na polskich przypadkach. Te bowiem znane są chyba każdemu z nas, ludzi zainteresowanych piłką nożną i tym, by klub rósł w siłę.

Nie ulega wątpliwości, że piłkarze mimo wielu lat morderczego reżimu pozostają członkami rasy ludzkiej, nie stają się zaś zaprogramowanymi na uprawianie sportu maszynami. Rzeczą ludzką jest zaś "żyć i tańczyć", wobec czego ciężko jest krytykować to, iż tak jak każdy mają czasem chęć na moment relaksu. Niestety zabawowa mentalność chłopców od dziecka kopiących piłkę czasem znajduje konsekwencje w ich postawie na boisku. Ostatnio głośna była sprawa dyskoteki piłkarzy Zagłębia Lubin, którzy całą zgrają bawili się w jednym z legnickich klubów. Afera moim zdaniem nakręcona na siłę, wszyscy bowiem świadomi są przerwy reprezentacyjnej i tego, że to właśnie był najlepszy czas na to, by wyszaleć się i wybawić. Takiego poczucia właściwej pory pozazdrościć lubinianom może jednak cała armia innych piłkarzy, którzy na imprezy chodzą nawet wtedy, gdy może to zaszkodzić całej drużynie. Doskonałym przykładem była choćby żartobliwie zwana "sekcją taneczną" grupa graczy ŁKS-u w zeszłym sezonie. Widywani w klubach w godzinach rannych tuż przed wyjazdem na mecz szybko utracili sympatię kibiców, a akcja podczas powrotu z Kluczborka dobitnie pokazała jakie jest zdanie fanatyków na temat królowania na parkietach zamiast muraw. Z podobnymi problemami spotykają się zresztą kluby w całej Polsce, gdzie dobrze zarabiający, posiadający wiele wolnego czasu zawodnicy nie mając lepszych pomysłów na relaks szwędają się po modnych dyskotekach.

Brak profesjonalizmu widać także jak na dłoni na zdjęciach, które wyrażają podobno więcej niż tysiące słów. Nie trzeba być dietetykiem i mieć wielkiej wiedzy na temat fizjologii czy anatomii sportowca by zauważyć pewne niepokojące zjawisko podczas obserwowania polskich piłkarzy. Osławiony "Pączuś" Iwański, kształt Nalepy czy Kasprzika, to - biorąc pod uwagę ich zarobki - żenada. Nie dziwi brak zwycięstw reprezentacji czy polskich drużyn pucharowych, skoro na obozach sportowych w ramach relaksu zamiast siatkonogi gra się w Fifę. Nieróbstwo i lenistwo to kolejny z grzechów głównych nagminnie popełnianych przez kastę zawodowych piłkarzy. Skoro Bartłomiej Grzelak narzeka na bieg na 600 metrów twierdząc, że to wybitnie męczące, a sześć startów po 30 m każdy określa morderstwem na zakwaszonych mięśniach to należałoby się zastanowić, czy jest w ogóle sens opłacać takiego człowieka. Najgorsza jest zaś świadomość, że zwykłe zwrócenie uwagi takiemu zapatrzonemu w siebie gwiazdorowi kończy się awanturą, bądź tenże zamyka się w sobie i obraża na cały, niedoceniający go świat. Trudno zresztą go nie rozumieć - od najmłodszych lat utalentowani mogą więcej, wszyscy są w stosunku do nich bardzo pobłażliwi, a ewenutalne wpadki są zawsze obracane w żart.

Niestety coraz bardziej popularnym problemem jest także wyolbrzymianie swoich kontuzji wyłącznie w celu odpoczynku od gry. Nie do pomyślenia wręcz dla nas jest szukanie uzasadnień dla swojej absencji na meczu, a jesteśmy jedynie kibicami. Co więc myśleć o tych, którzy siniaka nazywają ostrym stłuczeniem wymagającym co najmniej tygodniowego odpoczynku od piłki. Na szczęście wciaż znaleźć można piłkarzy przywracających wiarę w ludzi, jak choćby grający z wybitymi zębami Jacek Trzeciak, lecz samo stworzenie się takiego niebezpiecznego procederu, co gorsza najchętniej wykorzystywanego przez młodszych graczy, daje powód do poważnych obaw o kondycję polskiej piłki. Pomijam już kwestię nieprzykładanie się do treningów w przypadku, gdy klub zalega z pensjami, czy wymuszania transferu poprzez słabszą grę.

Reasumując profesjonalizm piłkarzy pozostawia sporo do życzenia. Coraz większe pieniądze pompowane w futbol co prawda dają nadzieję na to, że biznesmeni w zamian za swoje złotówki będą chcieli dostawać rzetelnych zawodowców, lecz tak naprawdę jedyną gwarancją zmiany zastanego porządku jest wpajanie pozytywnych wartości już od najmłodszych lat. Z dumą mogę stwierdzić, że chłopaki z juniorskich drużyn grające w klubach z tradycjami i kibicami zazwyczaj tym profesjonalniej traktują piłkę im bliżej żyją ze środowiskiem kibicowskim. Jeśli z kreowaniem pozytywnego wzorca nie radzą sobie centralne władze, może właśnie tędy idzie droga tworzenia sobie wartościowych, nie tylko umiejętnościami, ale i mentalnością piłkarzy.
iparts.pl