Stadiony

Cała Polska buduje stadiony. Nie tylko te szykowane na najazd europejskich kibiców w 2012 roku, ale także zwyczajne ligowe siedziby całkiem niewyróżniających się klubów. Budują się w Krakowie, w Gdańsku, czy w Lubinie, ale także w Gliwicach, w Radomiu, czy nawet w Aleksandrowie Łódzkim, czy Starym Zamościu. W ten deszczowy koniec lata AD 2010 częściej niż stadiony wyrastają chyba jedynie grzyby, a przecież wiele drużyn wciąż czeka na ogłoszenie budowy nowego miejsca cosobotnich spotkań z piłką nożną.

Niezmiennie jedną z największych bolączek całego procederu są kibice, a konkretnie fani drużyn z miast tak zwanych derbowych. Politycy, choć już zrozumieli, że z tym elektoratem trzeba się liczyć, nie potrafią wyczarować pieniędzy na dwa, czy nawet trzy stadiony. Jeśli z kolei powstać może tylko jeden obiekt – która z drużyn będzie z niego korzystała? Problem ten dotyczy m.in. Warszawy, Krakowa, czy Poznania, najmocniej uwidacznia się jednak w Łodzi. Jak radzą sobie poszczególne miasta z rozwiązaniem tej palącej kwestii jaką jest wkurzenie blisko połowy kibicowskiego elektoratu w zamian dostając wątłe poparcie pozostałych fanatyków?

Warszawa jest idealnym przykładem na to, jak dobre chęci mogą wywołać potężne niesnaski. Politycy mogą jedynie cieszyć się z tego, iż Poloniści nie są wiodącą siłą stolicy. Decyzja by stadion Legii został przebudowany w stopniu uprawniającym go do organizacji nawet półfinału Ligi Mistrzów (dorównać sportowymi wynikami do możliwości stadionu…) spotkała się ze zdecydowanym oporem fanów Czarnych Koszul. Akcja „Walczymy o stadion” odbiła się szerokim echem, lecz ciężko oczekiwać, by politycy przejęli się czymkolwiek, poza czubkami swoich nosów. Może gdyby analogiczna sytuacja zaszła w Łodzi, władze czułyby się niepewnie, inwestycja w Legię jest jednak tak rozdmuchana medialnie, że to „góra” jest moralnym zwycięzcą sporu. Tym bardziej, że budowany jest także Stadion Narodowy, który ma być główną areną zmagań podczas Euro 2012.

W Poznaniu sytuacja jest jeszcze prostsza – Warta nie stanowi praktycznie żadnej siły, wobec czego musi godzić się na dominację Lecha. Na Stadionie Miejskim grać będą drużyny Mistrzostw Europy, gra tam również Kolejorz, lecz swoje mecze rozgrywa tam także Warta. Brak wzajemnych animozji kibicowskich pozwala na taki specyficzny układ, co tym dobitniej świadczy o tym, jak marginalizowana jest rola Warty. Nie zmienia to jednak faktu, że rozwiązanie jest zdrowe i najzwyczajniej w świecie naturalne. Nikt nie narzeka na naciąganie budżetu, wszak budowa jest w lwiej części finansowana z myślą o przyszłych zyskach związanych z Euro, nie ma także niezadowolonych kibiców którejkolwiek innej poznańskiej drużyny. Nie ma także obaw, że obiekt po skończonych Mistrzostwach Europy stał będzie pusty – Lechici to krajowa czołówka jeśli chodzi o frekwencję, a nowy stadion jedynie ją poprawia. Poznaniakom rozwiązanego problemu pozazdrościć mogą inne polskie miasta.

Jednym z nich jest Kraków. Rozwiązanie zastosowane w tym mieście przypaść do gustu może kibicom – nowe stadiony otrzymała zarówno Wisła, jak i Cracovia, a dzięki zamieszaniu z remontami obiektów przy Kałuży i Reymonta, gruntownie przebudowano także Suche Stawy należące do Hutnika. Idylla okazuje się jednak mieć drugą stronę medalu – ostrzem krytyki machają osoby niezaangażowane w sport grzmiąc o tym, że kolejne remonty i złotówki w ich błocie utopione to absurd i działanie na szkodę miasta. Dodatkowo okazuje się, iż dopilnowanie budowy dwóch stadionów łatwą sprawą wcale nie jest, a pozostawienie projektu samemu sobie nie jest najlepszym wyjściem.

Problem zaś nawet nie zaczął być rozwiązywany w Łodzi. Miasto z dwoma silnymi ekipami nie posiada nawet jednego stadionu odpowiedniego dla potrzeb zasłużonych klubów. Kameralny obiekt na Widzewie zapewne posiada pewien urok, jednak jest za mały, z kolei moloch przy al. Unii 2 dość mocno nadszarpnięty został przez ząb czasu. Kolejne władze Łodzi obiecują, zaczynają spełniać, działać, potem niespodziewanie wycofują się z deklaracji, zabierają pozwolenia i chowają głowę w piasek. Temat jest zaś wyjątkowo drażliwy – wiecznie biedna Łódź nie jest w stanie wybudować dwóch stadionów na miarę obiektu chociażby w Kielcach. Jeden stadion to z kolei idea trudna do wcielenia w życie. Postawienie budynku, który miałby służyć tylko połowie piłkarskiej Łodzi skutkowało by jednak albo głębokim protestem społecznym kibiców rywali, albo linczem od obu stron, gdyby ktoś szalony wpadł na pomysł przesiedlenia Widzewa i ŁKS-u na wspólny stadion. Pomysł mimo wielu przykładów za granicą, jak chociażby słynne San Siro, raczej nie ma szans na przeszczepienie na nasz grunt, a szkoda, bo wizja derbów gdzie naprzeciw siebie na swoim stadionie zasiadałyby dwie tak silne ekipy jest naprawdę ekscytująca.

Kłótnie o stadiony trwały i prawdopodobnie będą trwać. Nie może być inaczej, gdy w jednym miejscu styka się władza, wpływy, pieniądze oraz sport, który kochają wszyscy. Jak rządząca kasta ma sobie poradzić z mieszkańcami dokładnie nie wiadomo, jak pokazują powyższe przykłady jednolitego schematu działania nie ma, a wszystkie pomysły mają swój słaby punkt. Kibice mogą jedynie cieszyć się z tego, że ich inicjatywy z reguły są dostrzegane, co po pierwsze przyjemnie łechce ego i samoocenę, a po drugie jest brane pod uwagę przez polityków bezlitośnie walczących o ich wsparcie. Choć nie dla wszystkich sytuacja jest korzystna – przykład Polonistów potwierdza tezę aż nazbyt brutalnie – każdy rodzaj zwrócenia uwagi na siebie może odnieść pozytywne skutki. Tym bardziej, gdy dla publicznej opinii biedni, uciskani kibice są wyganiani przez bezlitosnych działaczy ze swoich małych świątyń, jakimi są właśnie stadiony.
iparts.pl