Bilans zysków i strat

Kiedy porównamy ilość widzów, decydujących się dzisiaj oglądać na żywo piłkarskie pojedynki ze statystykami dotyczącymi ligowych frekwencji sprzed kilkunastu lub kilkudziesięciu lat, dostrzeżemy ogromną przepaść. Zestawimy ze sobą liczby zupełnie innego rzędu. Oczywiście niebotyczną przewagę osiągną futbolowi fanatycy z „dawnych czasów”. Spróbujmy zatem odpowiedzieć sobie na dość istotne dla każdego z nas pytanie. A mianowicie: dlaczego ilość kibiców gotowych na żywo dopingować swoje zespoły jest teraz tak śmiesznie mała, w porównaniu chociażby do czasów siermiężnej rzeczywistości Polski Ludowej?

Za punkt wyjścia do rozważań na przytoczony temat i główny czynnik determinujący taki stan rzeczy możemy uznać obecny styl życia, systemy wartości, wzorce i priorytety uznawane przez reprezentantów postindustrialnego, nastawionego w znacznej mierze na bezmyślną konsumpcję społeczeństwa. Społeczeństwa, w którym przyszło nam urodzić się, żyć i... dopingować.

Cóż zatem doprowadziło do braku zainteresowania piłką nożna na żywo? Na pewno nie można mówić o spadku popularności tej dyscypliny sportu, bowiem mecze rozgrywane przez europejskich potentatów w ramach zmagań o trofeum Ligi Mistrzów wciąż biją telewizyjne rekordy oglądalności. W tym momencie powoli zaczyna się klarować odpowiedź na pytanie zadane kilkadziesiąt linijek wcześniej. W XXI wieku jakość transmisji telewizyjnych jest nieporównywalna nawet do tej sprzed jednej dekady, nie wspominając już o połowie XX wieku. Żadnego problemu nie stanowi także dostęp do cyfrowego odbioru – praktycznie w każdym domu obok telewizora stoi mały, acz dysponujący potężną mocą dekoder. Mocą dostępu do wszystkich lig i pucharów z całego ziemskiego globu. A wszystko bez opuszczania fotela, w którym siedząc można popijać ulubione piwo i zajadać chipsy. Nie trzeba zmagać się z niesprzyjającą aurą ani podróżować wiecznie spóźniającym się autobusem. Ale... czy to jedyny powód, dla którego sektory świecą pustkami?

Nie. Większy wpływ mają raczej zmiany, jaki na przestrzeni ostatnich lat zaszły w mentalności ludzi. Kibicowanie zwyczajnie wyszło z mody – a wiadomo wszak, że podążanie za najnowszymi trendami prowadzi w konsekwencji do wzrostu popularności w grupie rówieśniczej. Młodzi ludzie wolą w sobotnie wieczory spotykać się w modnych klubach muzycznych, kinach, galeriach handlowych, bowiem właśnie taki są dzisiejsze standardy spędzania wolnego czasu. Wizyty na lokalnych stadionach piłkarskich się do nich nie zaliczają – młodzież zwyczajnie nie widzi nic atrakcyjnego w kibicowaniu, które nie jest lansowane przez media, nie cieszy się popularnością wśród znajomych. Zwyczajnie się nie opłaca.

Wpływ na takie postrzeganie aktywnego kibicowania ma nie tylko niezbyt przychylny stosunek mediów, ale także (a moim zdaniem przede wszystkim) fakt, że realia panujące na trybunach niejako zatrzymały się w miejscu. Podążając na sektor tym samym od lat tunelem nie dostrzegam większych zmian. Zarówno na stadionie, który rozpaczliwie domaga się nie tylko remontu, ale wręcz wyburzenia i zastąpienia nowocześniejszym obiektem, jak i wśród samej społeczności zasiadających na sektorach. Mentalność kibiców pozostaje od lat niezmienna. Nie znaczy to, że futbolowi fani nie idą z duchem czasu – z przyjemnością korzystają przecież z wszelkiego rodzaju nowinek technicznych. Pozostają jednak grupą zjednoczoną w imię starych zasad, takich jak wierność i oddanie swojej drużynie bez względu na wyniki czy postawę piłkarzy. Jakże to niemodne w dzisiejszych czasach. Rozejrzyjmy się - na każdym kroku widzimy ludzi, którzy w imię rosnącej popularności lub dla pogoni za pieniędzmi potrafią porzucić dawne ideały, zdeptać wartości, które dotychczas uznawali za swoje, uciekać się do kłamstwa, obłudy, dwulicowości.

Prawdziwi kibice są inni. Za żadne skarby świata nie wyprą się swojej drużyny, za którą nie raz zdarzył im się oberwać w ciemnym zaułku. Nie odwrócą się od niej przez słabsze wyniki. Nigdy nie zdecydują się na zbezczeszczenie flagi. Nie zawahają się wygłosić swojego zdania, nawet jeśli czekają ich później przykre konsekwencje. Nie zostawią kumpli, którzy potrzebują pomocy – bez względu na to, czy jest to kilka złotych na bilet czy krew do transfuzji.

W żadnym wypadku nie chciałbym gloryfikować stadionowych fanatyków, bowiem zdaję sobie sprawę, że nie są to wyłącznie ludzi o nieposzlakowanych opiniach, kryształowych charakterach. Jestem jednak przekonany, że nie byliby w stanie odrzucić wartości, które od wielu lat chłoną przebywając na stadionach podczas piłkarskich imprez oraz biorąc udział w życiu społeczności fanów. Mimo szalejącej na każdym kroku popkulturowej papki pozostali tymi prawdziwymi, nieskażonymi populizmem „oryginałami”.

Życie jest dziś prostsze niż kilkadziesiąt wiosen temu. Wszelkiego rodzaju rozrywki stały się łatwiej dostępne, ludzi cieszą się beztroską i względnym spokojem ekonomicznym. Nie opłaca im się przychodzić na stadiony, gdzie niezmiennie rządzą sztywne reguły gardzące wręcz wszechobecnym teraz konformizmem. Zróbmy jednak prosty, szybki rachunek zysków i start wynikających z aktywnego kibicowania. Na stadionie mamy sposobność okazania swojego przywiązania i miłości do ukochanego klubu, czy też nawiązania przyjaźni, które trwać będą także poza weekendową kolejką ligową. Jeżdżąc na wyjazdy możemy przeżyć wspaniałą przygodę, zawitać do najbardziej odległych zakątków kraju, o których wcześniej nawet nie słyszeliśmy. W społeczności kibiców nikt nie zabrani nam identyfikowania się z ludźmi myślącymi samodzielnie, których nie przekonują lansowane przez media opcje polityczne, nie ulegającym „oficjalnej” propagandzie. Kibicowanie może nauczyć też kreatywnego myślenia, szukania rozwiązań w sytuacjach na pierwszy rzut oka beznadziejnych. Daje wreszcie możliwość wzięcia udziału w widowiskowych oprawach, które przygotowywane są we własnym zakresie, prawie zawsze z własnych środków finansowych. Czasem są one czymś więcej niż tylko barwnymi choreografiami. Kiedy oglądając w Internecie zdjęcia z ostatniego meczu zadamy sobie pytanie co oznacza ta dziwna „zakotwiczona” litera P na sektorówce w otoczeniu biało-czerwonych kartoników, będzie to dość wyraźnym sygnałem do pogłębienia swojej wiedzy na temat historii.

Czy skorzystamy z „dobrodziejstw” zależy tylko oda nas. Nie jest to łatwe, nie ma z tego korzyści materialnych, nie przysparza popularności, często wiąże się z szeregiem wyrzeczeń i zabiera dużo wolnego czasu. Przemyślmy jednak sami, starajmy się też uświadomić innym, czy naprawdę nie warto? Czy to zupełnie się nie opłaca?

Fox
iparts.pl