GymBeam

LEGALIZACJA PIROTECHNIKI

Z pewnością niemożliwa, ale czy w ogóle pożądana?

Artykuł pochodzi z czasopisma TO MY KIBICE!

O tym, czy legalizacja rac jest możliwa w obecnym systemie w Polsce, można by napisać książkę. Mnogość uwikłań i wzajemnych zależności jest porażająca. Kto bowiem tak naprawdę ich zakazuje? Z pewnością ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych, na pewno wewnętrzne regulaminy Ekstraklasy i PZPN-u, z całą pewnością regulaminy poszczególnych stadionów, regulaminy FIFA i UEFA. Kto stoi na straży, by sytuacja nie uległa zmianie? Na pewno policjanci, którzy wydają opinię o bezpieczeństwie obiektu, wojewodowie, czy mówiąc ogólniej – politycy, do tego jeszcze różnoracy prawnicy, ze strażą pożarną jako wisienką na całym torcie ludzi nieszczególnie kochających race i stroboskopy.

Żeby zalegalizować race, wszystkie grupy społeczne wymienione w pierwszym akapicie, wszystkie organizacje od PZPN-u, przez Ekstraklasę, aż po sejmowe komisje zajmujące się sportem, musiałyby nagle zmienić o 180 stopni obrany lata temu front antykibicowski. Politycy musieliby rozpocząć pracę nad zmianą ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i dopiero gdy ograniczenia tej ustawy zostałyby zniesione, PZPN i Ekstraklasa zmieniłyby swoje własne reguły, łącznie z taryfikatorem kar. Ujednolicone regulaminy musiałyby trafić do klubów, a wszystko dodatkowo musiałaby jeszcze podbić policja i straż pożarna. Jedna grupa wyłamałaby się z tego ciągu i całą legalizację trafiłby szlag.

To jednak tylko hipotezy, wiadomo, że w najbliższym czasie na podobne ruchy się nie zanosi (a może po prostu lepiej pozostać pesymistą, by potem przeżyć przyjemne zaskoczenie?). Spójrzmy jednak na nas samych, czyli na kibiców uwielbiających dym z czerwonych flar, którzy po dotarciu do domu po meczu nie sprawdzają powtórek z rzutem karnym i niesłuszną czerwoną kartką, ale przeczesują fora w poszukiwaniu zdjęć zaprezentowanej na stadionie oprawy. Czy my tak naprawdę chcemy rac? Czy po tych latach, gdy odpalanie pirotechniki stało się niemal sportem ekstremalnym, gdy odpaleniu świecidełek towarzyszą spore emocje, teraz potrafilibyśmy przejść z powrotem na tryb nie dający żadnej adrenaliny? Sprawdźmy argumenty obu stron. Jakie są atuty legalizacji?

1) Wreszcie brak kar za świecidełka, wartość sama w sobie, ilu ultrasów ominą zakazy, czy zarzuty o udział w „zorganizowanej grupie przestępczej” – nie da się tego nie docenić.

2) Urozmaicenie opraw bez konieczności przebieranek.

3) Wytrącenie z ręki naszym wrogom określenia „stadionowy bandyta”. W aktualnej sytuacji, gdy jedynym przestępstwem stadionowym zdaje się być właśnie pirotechnika, media i politycy nie mogłyby przekrzykiwać się o tysiącach zakazów za „bandytyzm na trybunach”, skoro odpalający race przestaliby się kwalifikować do tej grupy. Także kary za inne wykroczenia byłyby zmniejszone – teraz często kumulują się właśnie w wyniku „recydywy” czyli wcześniejszego zakłócania porządku poprzez odpalanie rac.

4) To chyba konieczność – przy tych metodach inwigilacji, wkrótce nie będzie już miał kto rozwinąć sektorówki, nie wspominając o odpaleniu pirotechniki.

5) Bo jeśli nie, to o co trwa walka?

Co z kolei przeciw?

1) Illegal tastes better. Sentencja znana od wieków, o tym, że to właśnie zakazany owoc najbardziej kusi, daje najwięcej frajdy i satysfakcji. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę kolejne argumenty przeciw legalizacji.

2) Wiaderka z piaskiem, odblaskowe kamizelki, jedna raca na dziewięćdziesiąt minut, najlepiej w przerwie meczu – obwarowania przy legalizacji mogą być tak drastyczne, że tak naprawdę ilość pirotechniki... zmaleje, a jej odpalanie będzie traktowane jak lasery na Śląsku Wrocław.

3) Rozmawiamy i układamy się z wrogiem, więc nie możemy im ufać. Legalizacja może zwiększyć kontrolę, ultrasi staną się bohaterami policyjnych katalogów, będą uczęszczać na kursy BHP, a z czasem i tak mogą dostać zakaz za zmianę miejsca na sektorze.

Wnioski? Jeden, najważniejszy. We wszystkich możliwych rozmowach zaczynać od definiowania legalizacji. Jeśli legalizacją rac ma być organizacja oprawy przez zewnętrzną firmę przed meczem – nie, nie i jeszcze raz nie. Jeśli z kolei legalizacja od początku zakłada pozostawienie pełnej dowolności ultrasom, z „blokadą” w postaci kaucji (tzw. „model duński”) – chyba tak. Wybór jest prosty – albo legalizacja zostanie przeprowadzona właśnie na takich warunkach, bez wygłupów z kamizelkami i wiaderkami z piaskiem, albo wkrótce wszyscy skończymy z zakazami. Inne rozwiązania? Legalizacja na regułach działaczy, polityków i policjantów, która zabije zupełnie ruch ultras i ostatnie – chyba najrozsądniejsze:

Depenalizacja! Raca sprowadzona do zmiany miejsca na sektorze, karana symbolicznym mandatem, jeśli oczywiście uda się złapać sprawcę. Niekarana przez Komisję Ligi, czy Wydział Dyscypliny, nie przynosząca strat klubom, a przede wszystkim zakazów kibicom. Jednocześnie wciąż nie do końca legalna, wciąż zakazana i co najważniejsze – wciąż odpalana wtedy kiedy chcemy, gdzie chcemy i przez kogo chcemy. Wizja urocza, ale – tak jak całe rozważanie legalizacji – utopijna. Póki co trzeba wracać do rzeczywistości i wymyślać jak najwięcej patentów na wnoszenie i odpalanie pirotechniki. Właśnie teraz, gdy represje są ogromne...

Sprawdziliśmy jakie są opinie samych kibiców w temacie legalnej pirotechniki. Jeśli chodzi o nasze dwie sondy internetowe – wyniki są miażdżące. Na skleptmk.pl ponad 90% ankietowanych jest „za” legalizacją pirotechniki na stadionach, podczas gdy zaledwie 6,5% jest „przeciw”. Niespełna 3,5% „nie ma zdania”. Na stronie oficjalnej naszego pisma, tomykibice.pl wyniki są podobne – legalizację popiera 90% kiboli, 9% jest przeciw, minimalna jest liczba głosów bez określonego stanowiska. Rzeczywistość jest jednak nieco inna – wszak demokracji na stadionach nigdy nie było i raczej nie będzie, a osobami, które są najbardziej zainteresowane tematem legalizacji są naturalnie ultrasi. Oto zebrane przez nas opinie kibiców, w większości reprezentujących grupy ultras.

Lech Poznań:
W chwili obecnej wyrokowanie w kwestii przyszłej (szybkiej) legalizacji pirotechniki w Polsce przypomina wróżenie z fusów. Z jednej strony mamy obiecujące zapowiedzi Bońka i władz PZPN-u – z drugiej twarde stanowisko strony rządowej i naszą pamięć o wielu niedotrzymanych obietnicach polityków, działaczy czy dziennikarzy. Swoją drogą trudno wyobrazić sobie powrót do sytuacji sprzed ultraprotestu i – nawet, gdyby szumne obietnice zostały spełnione – w panującym antykibicowskim klimacie ciężko pomyśleć o jakiejś formie legalizacji, która nie byłaby jej parodią. Nikt z nas nie chce chyba biegać z wiadrem piasku i odpalać rac na hasło na początek czy na koniec danej połowy. Najważniejszą ze zmian, która – przy odpowiednim lobbowaniu za zmianą ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych – wydaje się być na dziś realna – byłaby na początek zmiana kwalifikacji tego "strasznego, przestępczego czynu" jakim jest odpalenie racy z przestępstwa na wykroczenie. Przy czym jasnym jest, że zmiana ustawy o bim nie powinna dotyczyć jedynie form legalizacji pirotechniki (która może być niestety przez obecną centralę traktowana jako pewna "zasłona dymna"), ale także chociażby: zlikwidowania kart kibica, wyrzucenia zapisu o możliwości niewpuszczenia kibica przez organizatora bez podania przyczyny, przykrócenia władzy wojewodów i policji (ich wpływu na kluby), czy też zmiany zapisów dotyczących służb informacyjnych i porządkowych. Choć to wydaje się być na razie niestety marzeniem ściętej głowy. Sama kwestia pełnej legalizacji rac też cały czas budzi kontrowersje. Choć zdecydowana większość na pewno napisze, że woli j...ć system do końca, to część - mimo, iż pewnie nie chce tego wprost przyznać - ma dość szpiegowskiego przebierania się pod sektorówkami i wymyślania kolejnych ryzykownych "patentów", a potem nerwów związanych z okresem analizy stadionowego monitoringu przez nasze "dzielne służby". Na razie - niestety - to chyba jednak cały czas trochę akademicka dyskusja i problem; poważniej można będzie się nad nimi zastanowić, gdy świeże słowne obietnice obecnej wierchuszki piłkarskiej centrali zaczną się zamieniać w czyny.

Korona Kielce:
Oczywiście, że jestem za legalizacją ale tylko w takiej formie, która nie godzi zbytnio w nasze zasady. Dla mnie jedyną formą, którą można zaakceptować jest wydzielenie trybun, na których dowolnie można odpalać pirotechnikę, a za użycie piro do celów chuligańskich (wrzutki na sektory, boiska itp) odpowiedzialne byłoby stowarzyszenie. Nie chciałbym tu negować certyfikatu na odpalanie czy przeszkolenie odpalających z zakresu bhp - brzmi spoko, ale żebyśmy nie dali się zbytnio zakręcić. Ale czy to w ogóle możliwe, żeby race były legalne? Prędzej rudy zostanie moim teściem niż zalegalizuje świecidełka.

Legia Warszawa:
W dobie dzisiejszych bzdurnych zakazów prokuratorskich, niekonstytucyjnych zakazów klubowych wydawanych z góry bez żadnych dowodów oraz skandalicznych wyroków dla kibiców pod byle pretekstem legalizacja środków pirotechnicznych na meczach wydaje się mało realna, jednak również niezwykle potrzebna. Niektórzy zapominają, że kibice to też ludzie, a zaostrzające się przepisy pozwalają sądom, prokuraturze i policji traktować nas jak zwierzęta. Obecna ustawa dotycząca imprez masowych jest totalnym nieporozumieniem i należy dążyć do jej zmiany, aby dać w końcu odetchnąć ludziom na trybunach i pozwolić się zaciągnąć dymem z rac. Dlatego jeśli ktoś uważa, że lepiej aby piro było dalej nielegalne, bo na przypale jest zabawa, to brak mu trochę wyobraźni. Wiem doskonale co znaczy ta adrenalina, bo sam mam mnóstwo wspomnień jak skakałem z plecakiem rac przez płot itp., ale trzeba myśleć też o tych, którym nie zawsze się udaje, o małolatach zastraszanych na policji, bo psom na to pozwala ustawa. Obecne restrykcje są nieadekwatne do przewinienia, inna sprawa to fakt, że sporo osób zapomina o zasadzie "to nie moja ręka" i przyznaje się do winy, zupełnie niepotrzebnie samemu w ten sposób utrudniają sobie życie, a ułatwiają je psom nabijając statystyki.Jaki model sprawdziłby się w Polsce? Mnie osobiście irytuje dyskusja na temat, jaki model należy wprowadzić w Polsce. Pojawiają się propozycje angielski, norweski... iksiński itd. Odpowiadam, że w Polsce sprawdzi się jedynie polski model, który należy samodzielnie wypracować bez oglądania się na to jak to działa w Skandynawii czy gdziekolwiek indziej. Prawo danego kraju powinno być dostosowane do realiów panujących w danym zakątku Świata, przenoszenie wzorców zagranicznych jest bezsensowne. Prawda jest taka, że już dzisiaj można byłoby odpalać pirotechnikę całkowicie legalnie, gdyby w zarządach polskich klubów zasiadali inteligentni ludzie z głową na karku, jajami tam gdzie trzeba i mający pojęcie o tym, o co chodzi w piłce nożnej. Można byłoby wypracować porozumienie kibice-klub, gdzie zarząd klubu składa informację do Straży Pożarnej o planowanym pokazie, uzyskuje pozwolenie, a kibice biorą na siebie to, aby wszystko poszło dobrze. Warto też, żeby takie ustalenia zawierali ludzie myślący, a nie ktoś, kto później czepiać się będzie o to, że raca została odpalona 2 metry dalej niż ustalono lub zastraszony przez policję stwierdzi, że na taki pokaz zgody nie wyrażał. Czasy są takie, że policja działa dziś jak SB – chodzi, zastrasza, manipuluje – a w zarządach klubów i na państwowych posadkach każdy myśli o tym, aby jak najdłużej grzać własną dupę na swoim stołku. Czy to w ogóle możliwe, żeby race były legalne? Tak jak wcześniej wspomniałem wydaje się to mało realne, bo postawa policji czy ludzi rządzących klubami i naszym krajem nie daje nadziei, ale mimo wszystko trzeba działać zamiast siedzieć i narzekać. A może się uda? Musimy do tego dążyć i być przy tym wytrwałym.

GKS Tychy:
Jesteśmy krajem absurdów, w którym aparat władzy nie radzi sobie z niczym, a jego głównym sposobem rozwiązywania problemów są niezliczone represje. Nie od dziś wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Dopóki więc nie będzie dialogu, dopóty przepaść między stronami będzie się powiększać i o wypracowanie dobrego modelu będzie bardzo trudno. Jest o czym mówić, bowiem scena kibicowska w Polsce od wielu lat pracuje na swoją renomę pod względem opraw. Zamiast z tym walczyć można z powodzeniem wykorzystać ten potencjał do promocji nie tylko piłki nożnej ale i całego kraju. Co za problem przeszkolić wybrane osoby i dać im kredyt zaufania?