
Ravas zepsuł powrót Papszuna do Częstochowy!
Powrót Papszuna do Rakowa rozbudził apetyty w Częstochowie. Te zostały dodatkowo pobudzone wygraną w Lublinie. Nic więc dziwnego, że fani Medalików oczekiwali pewnego zwycięstwa w meczu z Pasami. Goście jednak zepsuli powrót szkoleniowca na stadion przy Limanowskiego.
Marek Papszun ma być receptą na problemy Rakowa, które pojawiły się w poprzednich rozgrywkach. Fani klubu z Częstochowy oczekują, że ich ulubieńcy znowu będą liczyć się w walce o mistrzostwo. Co prawda sam szkoleniowiec narzekał na kształt kadry, lecz do klubu stopniowo przybywają nowi gracze. Poza tym częstochowianie dobrze się zaprezentowali na inaugurację sezonu w Lublinie.
Za to w Cracovii panuje atmosfera niepewności. Zmiany właścicielskie, brak przekonujących transferów i niedoświadczony szkoleniowiec to aspekty, które martwią fanów Pasów. Dodatkowo zespół słabo się zaprezentował w pierwszym meczu ligowym, w którym zremisował z Piastem. Tym bardziej wyjazd do Częstochowy jawił się jako potencjalnie niebezpieczny.
Pierwsza połowa meczu w Częstochowie nie była dobrą reklamą Ekstraklasy. Ślamazarne tempo, dużo niedokładności i brak jakości w ofensywie sprawiły, że bardzo trudno oglądało się to starcie. Przez 45 minut byliśmy świadkami jednego celnego strzału. Było to uderzenie w wykonaniu gospodarzy, z którym bez problemu poradził sobie Ravas. Pierwsza część zakończyła się bezbramkowym remisem.
W drugiej części meczu można było się spodziewać, że gospodarze rzucą się do ataku. Jednak to Pasy wykorzystał swój moment. W 48. minucie Mikkel Maigaard dośrodkowywał w pole karne, nikt jednak nie przeciął piłki, a ta wpadła do bramki obok zdezorientowanego bramkarza Rakowa. W ten sposób Cracovia wyszła na prowadzenie.
Częstochowianie znaleźli się w trudnym położeniu, ale mieli jeszcze dużo czasu na to, żeby odrobić straty. Gracze Marka Papszuna mieli jednak duże problemy z tym, żeby sforsować defensywę gości. Z dystansu uderzać próbowali Jean Carlos i Crnac, lecz Ravas radził sobie z tymi uderzeniami. W 76. minucie po składnej akcji w świetnej sytuacji znalazł się Otieno, ale nie trafił w bramkę. Minuty uciekały, a zespół Marka Papszuna nie potrafił znaleźć drogi do siatki.
Dopiero w ostatnich minutach gry częstochowianie mocno przycisnęli gości. W 90. minucie meczu Racovitan miał piłkę meczową, lecz Ravas nie dał się zaskoczyć. Chwilę później słowacki golkiper świetnie sobie poradził z uderzeniem Pestki. Goście przetrwali częstochowską nawałnicę i wywożą trzy oczka z Częstochowy.