
Bankructwo najmocniejszej drużyny z Chin?
Guangzhou Evergrande wkrótce może zniknąć z piłkarskiej mapy świata. Wszystko przez ogromne długi tytularnego sponsora klubu. Jeden z najodważniejszych projektów sportowych ostatnich lat wisi na włosku.
Evergrande to firma zajmująca się nieruchomościami. Deweloper obracał ogromnymi ilościami gotówki, a w 2010 roku przejął drugoligowy klub z miasta Kanton z planem stworzenia nie tylko najmocniejszego projektu na arenie chińskiej lub azjatyckiej, ale także światowej. Pomóc w tym miały oczywiście wielkie pieniądze. Za te w stosunkowo krótkim czasie powstała największa na świecie baza treningowa, która liczyła aż 50 boisk. Do pracy w niej zostali zatrudnieni najlepsi specjaliści ze szkółek sportowych w Europie - głównie z Hiszpanii. Na przestrzeni ostatnich lat przeprowadzano także transfery gwiazd, których bez wysokich tygodniówek z pewnością nie można byłoby oglądać na boiskach chińskiej Ekstraklasy. Przepłaceni zawodnicy, tacy jak Paulinho, Talisca, Jackson Martinez i Lucas Barrios, pozwoli jednak w krótkim czasie stać się największą siłą w Chinach. O kosztach nie myślano również przy zatrudnianiu szkoleniowców ze znanymi nazwiskami - byli to między innymi Marcelo Lippi, Luiz Felipe Scolari oraz Fabio Cannavaro. W ostatnich 10 sezonach Guangzhou Evergrande aż 8 razy wygrywało mistrzostwo kraju, a w pozostałych dwóch zajęli drugie miejsce.
Szybko okazało się jednak, że klub jest tylko kolosem na glinianych nogach. Problemy finansowe dewelopera Evergrande stawiły pod znakiem zapytania dalszą przyszłość nie tylko zaplanowanych dużych projektów (między innymi budowy stadionu na 100 tysięcy kibiców, która ruszyła 2 lata temu i miała kosztować 1,5 miliarda euro), ale też istnienia całego klubu. W najbliższych tygodniach odbędą się spotkania chińskiego rządu, zarządu klubu oraz zawodników, które będą decydowały o jego przyszłości.
AŁ
Fot.:Pan Yulong/Xinhua News/East News