
Jest wygrana, znowu nie ma czystego konta ze słabeuszem
Mecz z Andorą miał być formalnością dla biało-czerwonych i rzeczywiście był. Widać było, że Polacy nie grali na 100%, stąd też może wynikać brak koncentracji i strata bramki ze słabeuszem.
Paulo Sousa przed meczem ostrzegał, że Andorczycy zagrają bardzo agresywnie. Jego słowa się sprawdziły już w 15. sekundzie meczu. Fernandez uderzył łokciem Glika i za to otrzymał czerwoną kartkę. Grający w 10 gospodarze mocno cofnęli się do obrony, Polacy skupili się na konstruowaniu ataków. W 5. minucie w polu karnym Jóźwiak dobrze dograł do Lewandowskiego, a nasz napastnik skierował piłkę do siatki i było 1-0. Kilka minut później, Frankowski dośrodkował w szesnastkę gdzie był pomocnik Derby, który trafił do siatki, podwyższając tym samym wynik meczu.
Po szybkim zdobyciu dwóch bramek Polacy nieco spuścili z tonu. Dzięki temu Andorczycy mieli szansę na przedostanie się pod pole karne biało-czerwonych. Po jednym z takich wypadów, w 45. minucie, sędzia podyktował rzut wolny blisko linii bocznej. Piłkę w pole karne dogrywał Vales, nikt jej nie trącił i dość niespodziewanie wpadła ona do bramki Szczęsnego. To kolejny mecz, w którym Polacy tracą w głupi sposób bramkę z niżej notowanym rywalem. Podopieczni Paulo Sousy odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób. Lewandowski zgrał piłkę do Milik a napastnik Marsylii trafił do siatki i było 1-3.
W drugiej części Polacy nadal prowadzili grę. W 63. minucie na boisko wszedł Matty Cash, dla którego był to debiut w reprezentacji Polski. 10 minut później w pole karne dośrodkował Zieliński, najwyżej wyskoczył Lewandowski i skierował piłkę do siatki. Do końca meczu już ciekawego się nie wydarzyło, Polacy pokonali Andorę 4-1 i zapewnili sobie awans do meczów barażowych o udział w Mundialu.