1.
2.Oddaliśmy Litarowi trybunę. Eksperyment się nie udał
Wyhodowaliśmy i pozwoliliśmy urosnąć w siłę grupie, która następnie de facto przejęła część stadionu przy Bułgarskiej i zaprowadziła tam własne, specyficzne porządki
Dyskusja tocząca się w Poznaniu przy okazji ujawnionych wybryków szefa Stowarzyszenia "Wiara Lecha" Krzysztofa Markowicza, ps. Litar (wygonił z drugiej trybuny rodzinę z dziećmi), to przykład obezwładniającej wręcz hipokryzji. Przypomina to wszystko jakiś zapierający dech w piersiach film na "Animal Planet" z kluczową sekwencją scen, ukazującą stado afrykańskich strusi efektownie chowających głowę w piasek.
Opowieść, którą słyszymy, brzmi tak: No dobrze, w "Wiarze Lecha" nie ma pewnie samych kryształowych postaci, zapewne to i owo mają na sumieniu, ale za to, jak pięknie śpiewają na meczach, jak "niepowtarzalną i najlepszą w Polsce atmosferę" tworzą na trybunach Stadionu Mejskiego.
Na pewno dobrze znacie refren tej piosenki. Najwyższa pora zdekonstruować ten przebój, bo - jak pokazuje ujawniony przez "Gazetę" film ze spotkania Polska - Wybrzeże Kości Słoniowej - konsekwencje jego rytualnego powtarzania zaczynają być niezwykle groźne.
Już słychać głosy, że właściwie podczas listopadowego meczu nic wielkiego się nie stało. Że może i szanowny pan Litar opluł jakiegoś człowieka (choć dla pewności należy sprawdzić prognozy meteorologiczne z tego dnia, bo być może akurat spadł wówczas deszcz), no ale...
Po pierwsze, po co facet pchał się na drugą trybunę. Po drugie, na cholerę wymalował się na biało-czerwono jak jakiś klaun. Przecież wiemy, jakie Polska ma barwy i nie trzeba nam tego nachalnie przypominać. Po trzecie, gość skandalicznie prowokował członków "Wiary Lecha", spokojnie stojąc i patrząc na boisko tak, jakby to, co się na nim dzieje miało jakiekolwiek znaczenie. Po czwarte przypałętał się tam z jakimiś babami, jakbyśmy ich tam potrzebowali. Baby do garów. No i po piąte, niech się facio cieszy, że pan Litar zaszczycił go i jego towarzyszki swoim płynem ustrojowym. Bo przecież mógł równie dobrze przylutować im z kopa, poprawić z liścia i spuentować dyskusję lewym sierpowym. Więc o co w ogóle ten cały hałas?
To pytanie wcale nie jest takie głupie - wynika wprost z systemu współpracy z radykalnymi kibicami, jaki wybrał Lech Poznań i pośrednio miasto. Powyższy sposób myślenia to logiczna konsekwencja oddania jednej grupie w absolutne władanie niemalże ćwierci stadionu wybudowanego z podatków wszystkich poznaniaków. Również mnie wydawało się jakiś czas temu, że może to być dobry sposób zapewnienia bezpieczeństwa na obiekcie przy Bułgarskiej ("Lech nie jest na spalonym, panie sędzio", "Gazeta", 2 kwietnia 2010). Cóż, bolesna pomyłka. Ten eksperyment skończył się, niestety, całkowitą i sromotna klęską.
Wyhodowaliśmy i pozwoliliśmy urosnąć w siłę grupie, która następnie de facto przejęła część stadionu i zaprowadziła tam własne, specyficzne porządki. Grupie, która za nic ma polskie prawo, a innych kibiców traktuje z pogardą. Bezpieczeństwo na stadionie jest uzależnione wyłącznie od jej kaprysu. Jeśli jej się zachce, by pokazać swoją siłę, zrobi na trybunach rozróbę jakiej Polska nie widziała. A na razie jest taka miła, że "jedynie" pluje, szarpie, popycha ludzi, którzy jej nie odpowiadają. A my mamy się z tego cieszyć. "No, tośmy, k..., daleko zaszli" - jak mówił grany przez Janusza Gajosa sędzia Laguna w filmie "Piłkarski poker".
Czy można jakoś temu zaradzić? Pewnie można. Czy w Poznaniu ktokolwiek będzie miał na to ochotę? Szczerze wątpię.
Na Lecha Poznań nie liczę kompletnie. Splot interesów, jaki przez lata powstał na linii klub - prominentne postaci Stowarzyszenia "Wiara Lecha" (dystrybucja biletów, pamiątek, kontrakt z firmą pana Litara na catering w loży VIP), skutecznie to uniemożliwia.
Mogłoby coś zrobić miasto. Groźba podniesienia ceny za wynajem stadionu albo wykluczenia z przetargu na operatora areny przy Bułgarskiej mogłyby okazać się skutecznym straszakiem wobec klubu. Jednak postawa Ryszarda Grobelnego, który nie chciał poświęcić trzech minut, żeby zobaczyć nagranie ze stadionu (dziennikarze biegali za prezydentem z laptopem po korytarzu urzędu!) pokazuje, że zwyczajnie boi się zrobić cokolwiek.
Pozostaje wierzyć w zdolność samooczyszczenia samej "Wiary Lecha", pozostaje nadzieja, że jej członkowie swoje dobre imię traktują poważniej niż towarzyskie czy biznesowe związki. Jednak lektura wpisów na forum internetowym stowarzyszenia sprawia, że w ogóle nie wierzę w taką ewentualność. Niestety, bo tylko takie rozwiązanie gwarantowałoby, że coś się zmieni na stadionie przy Bułgarskiej.
3.Lech milczy, Wiara szuka oplutej rodziny
Szef poznańskich kibiców opluł i sponiewierał na stadionie rodzinę z dziećmi. Lech Poznań wciąż nie podjął decyzji co do dalszej współpracy z nim.
W piątek ujawniliśmy nagranie z monitoringu poznańskiego stadionu. To zapis zajścia przed meczem Polska - Wybrzeże Kości Słoniowej. Widać na nim, jak Krzysztof Markowicz, szef Stowarzyszenia Kibiców "Wiara Lecha", wygania z trybuny rodzinę z dwójką dzieci. Markowicz lekko uderza mężczyznę "z główki" i pluje mu w twarz. Kolejny pseudokibic zwala oplutego z nóg. Gdy rodzina próbuje uspokoić sytuację, Markowicz jednej z kobiet pluje w twarz.
Rodzina była ubrana w biało-czerwone stroje. Siostra oplutej kobiety powtarza, co usłyszała od Markowicza: "Wyp... stąd, jak chcecie się malować i przebierać, to na innej trybunie". - Krzyczeli na nas: "Śmieci!" Synowie nie chcą już chodzić na stadion, boją się. Bardzo to przeżyli, bo lubili "Kolejorza" - mówi "Gazecie".
Od Markowicza odcina się PZPN. O zakaz stadionowy dla niego apeluje Ministerstwo Sportu. Sam Markowicz do niedzieli nie zajął oficjalnego stanowiska. Tymczasem jeden z Czytelników doniósł nam, że na forum "Wiary Lecha" rozpoczęły się... poszukiwania oplutej rodziny. "Nie ma w tym jakiegokolwiek podtekstu, jest jedynie chęć wyjaśnienia sprawy" - taki wpis widniał na forum. Później stowarzyszenie zwróciło się z prośbą o kontakt wprost do poszkodowanych. Tymczasem rodzina z obawy przed pseudokibicami nie zgłosiła się nawet na policję.
Lech Poznań w oficjalnym oświadczeniu potępił zachowanie Markowicza, ale nie podjął decyzji, czy nadal będzie z nim współpracować. Wiceprezes Arkadiusz Kasprzak powtarza, że chce najpierw spotkać się z Markowiczem. Kiedy? - Na początku tygodnia. Sprawa jest pilna, ale nie aż tak, żeby zajmować się nią w weekend - powiedział w niedzielę "Gazecie".
źródło : gw PoznańCzyj jest ten stadion? Oto jest pytanie
Na jakiej więc podstawie pan Litar ze świtą uzurpowali sobie w ogóle prawo do egzekwowania swoich niepisanych zasad dotyczących meczów Lecha na meczu reprezentacji? - zastanawia się nasz czytelnik.
Chciałbym poruszyć pewną kwestię dotyczącą całego zajścia, którą, jak widzę, mało kto tu dostrzega, a która moim zdaniem jest kluczowa.
Większość osób dyskutuje o mniej istotnych sprawach, takich jak to, czy pan Litar pluł czy nie, a jeśli tak, to na tego mężczyznę, czy też może na kobietę itd. Natomiast nikt chyba nie zwrócił uwagi na rzecz podstawową. Mianowicie na to, że tamten mecz: 1. Był rozgrywany przez reprezentację Polski. 2. Odbywał się na stadionie należącym do miasta. 3. Był organizowany przez PZPN.
Dlatego też, na moje oko, ten mecz nie miał żadnego związku z Lechem. Jedynie był on rozgrywany na obiekcie, którego jednym z innych użytkowników jest Lech. Takim użytkownikiem jest też i Warta Poznań, i pewnie mógłby być też jeszcze kto inny. Zatem moim zdaniem kibice Lecha, którzy byli na tym meczu, jakkolwiek to obrazoburczo nie zabrzmi, byli gośćmi. Takimi samymi, jak i kibice innych polskich klubów, a nawet osoby, które nie kibicują klubom, a jedynie miały chęć obejrzenia reprezentacji. Tak samo kibice Lecha gośćmi mogli być na koncercie Stinga lub będą na meczu Euro 2012. I dotyczy to także II trybuny. Wydaje mi się, że to, że ta trybuna jest miejscem dla najzagorzalszych kibiców, jest prawdą w przypadku meczów Lecha. Tak to bowiem kibice Lecha sobie uzgodnili. Ale nie widzę powodu, żeby takie uzgodnienia poczynione przez jednego z użytkowników stadionu miały być zobowiązujące dla kogokolwiek innego, kto z niego korzysta (tu: PZPN). Tak samo jak nie widzę powodu, aby ktoś z Lecha miał się o te ustalenia upominać na meczach Warty, czy innych. Logiczną konsekwencją tego wywodu jest więc moje pytanie: Na jakiej więc podstawie pan Litar ze świtą uzurpowali sobie w ogóle prawo do egzekwowania swoich niepisanych zasad dotyczących meczów Lecha? Rozumiem, choć nie usprawiedliwiam, że ktoś mógłby się zdenerwować na przykład w sytuacji, gdyby kto inny wyciągnął szalik dajmy na to Legii. Natomiast nie pojmuję, dlaczego ktoś, kto przyszedł na Stadion Miejski, na mecz reprezentacji, miałby się stosować do tego, co sobie poustalali kibole Lecha w sprawie swojego sposobu użytkowania stadionu podczas meczów Lecha. Myślę, że to o tę sprawę należałoby najpierw zapytać kibiców Lecha. Na koniec warto zauważyć jeszcze jedną rzecz. Podobno w tym zajściu poszkodowane były osoby z okolic Poznania. Jednak skoro bilety były dystrybuowane przez PZPN, przez internet, to przecież mogły je kupować osoby z innych regionów Polski. Czy PZPN informował o tym, jakie warunki obowiązują na trybunie II? Nie wiem, ale podejrzewam, że nie. Dlatego też uważam, że istniała i w przypadku kolejnych takich meczów też będzie istnieć możliwość, że znajdą się tam osoby spoza naszego regionu, które nie słyszały o jakichś niepisanych zasadach kiboli Lecha. Takie osoby mogły, z drugiej strony, dowiedzieć się z mediów o "najlepszych kibicach w Polsce", "fantastycznej atmosferze" itp. Po skonfrontowaniu tych doniesień z rzeczywistością trybuny nr 2 w takich spotkaniach, osoby te w takiej sytuacji z pewnością wyrobią sobie dużo bardziej negatywne zdanie o tym szeroko reklamowanym "poznańskim stylu kibicowania", a w konsekwencji pewnie też i o całym naszym mieście. I choćby dlatego warto tą sprawę drążyć dalej.
od 3 dniu jest to głowny temat w gw jakby w Polsce nie bylo wazniejszych rzeczy do opisania :|