Opis meczu Flota - Gwardia autorstwa NO NAME (
https://www.facebook.com/1989NoName )

MKS Flota Świnoujście - KS Gwardia Koszalin 17.09.2022
Przerwa pomiędzy kolejnymi meczami dla zapalonego kibola to czas wyjątkowo nieciekawy. W TV nieustanne trajkotanie o heroicznej walce i sukcesach niezwyciężonych wojsk na froncie, inflacji a mając w perspektywie bliżej nieokreślony i nieprzewidywalny czas wzrostu aktywności ekip na lokalnej scenie, którego brakowało od lat postanowiłem działać. Tym bardziej że plan i wizja pojawienia w zakładanym miejscu narodziły się w głowie dokładnie wraz z początkiem sierpnia. BIAŁO NIEBIESKA REAKTYWACJA- to inicjatywa która od dawna spędzała mi sen z powiek, tym samym dając wiele do myślenia. 13-tego sierpnia po długiej, trwającej aż dwa lata "śpiączce" podczas której to praktycznie nie było oznak kibicowskiego życia Wyspiarze w trakcie ligowego meczu z Hutnikiem Szczecin zdecydowali o powrocie na trybuny. Na moją reakcję nie trzeba było długo czekać. Momentalnie rozpocząłem poszukiwania kontaktów z odpowiednimi ludźmi i przygotowania by być naocznym świadkiem kolejnego historycznego odrodzenia. Były to jednak pierwsze szlify, cementowanie ekipy i powolne budowanie całej otoczki w niemałych bólach. Po wewnętrznej decyzji fanów Floty zapadła decyzja by dać im czas i przyjechać w terminie, który okazać miał się prawdziwym świętem. I tak też było... Zaplanowany na 17 września mecz Floty z Koszalińską Gwardia to rywalizacja posiadająca sporą tradycję czysto sportową ale przede wszystkim tą na trybunach, przynosząc niejednokrotnie sporo emocji okołofutbolowych. Czuć było to na długo przed meczem czego najlepszym dowodem były obustronne mobilizacje, których pierwsze oznaki rozpoczęły się już na trzy tygodnie wcześniej. Wulgarne zapowiedzi, mobilizujące posty, wspominki z historycznych wydarzeń na widowni a do tego transparenty i plakaty na ulicach miasta doskonale budowały napięcie i nienawiść, które na tym szczeblu rozgrywek a zwłaszcza w tej części kraju nie są częstym widokiem. By tego było mało grono nieznanych sprawców zwizytowało miejscową arenę przyozdabiając krzesełka znajdujące się w młynie w sowitą porcję niewybrednych malunków i haseł, które następnie równie szybko zostały zamalowane. Karuzela wrogości nie zatrzymała się nawet na chwilę utwierdzając mnie tylko w przekonaniu, że muszę za wszelką cenę tam być. Kwestia mojego dotarcia do niezwykle malowniczo położonego Świnoujścia na dobre wystartowała w piątkowe popołudnie, kiedy to rozpoczęła się licząca ponad 900 km kolejowa eskapada. Po długiej bo trwającej aż 14 godzin podróży, przesiadek z samego rana zameldowałem się na jednej z 44 wysp tworzących to specyficzne miasto. Poznawanie nowego miejsca zgodnie z nawykiem rozpocząłem od przeczesywania okolicznych blokowisk, garaży i wszelkich zakamarków gdzie tylko istnieje możliwość trafienia grafów wielbiących lokalny futbol. Poszukiwania okazały się jednak mało owocne by nie powiedzieć znikome. Odczuwalny okazuje się dłuższy zastój w ostatnich latach wśród fanatyków Floty, sportowe dołowanie klubu a co za tym idzie mniejsza popularność kopanej w nadmorskim ośrodku. W takim klimacie malowanie miasta i aktywność w tej dziedzinie zeszła na zdecydowanie dalszy plan. Wróćmy jednak do samego meczu, który coraz większymi krokami zbliżał się ku rozpoczęciu. Około godziny 16 w uliczkach położonych nie daleko stadionu wyznaczono zbiórkę, skąd następnie wspólnym pochodem liczna grupa połączonych sił Floty, Falubazu i Vinety Wolin wyruszyć miała w kierunku leśnego obiektu. Problemy i zaczepki ze strony coraz liczniej patrolujących okoliczne uliczki mundurowych zmusiły koalicję do przenosin w inne miejsce w którym jeszcze przez dłuższy czas czekano na resztę spóźnialskich. Gdy Ci tylko dołączyli wyruszono w krótki lecz klimatyczny pochód w asyście paru flag na kijach a także drobnej pirotechniki. Wbrew obawom szybkie i bezproblemowe pokonanie kas biletowych pozwoliło całej grupie na wniesienie kolejnych elementów oprawy jak również na spory zapas czasu przeznaczony na organizację i przygotowanie mentalne młyna. Fani biało-niebieskich wraz z resztą zebranych przyjaciół Falubaz (32) i Vineta (18) licznie wypełnili swój tradycyjny sektor na skraju trybuny. Plus minus 150 szali to po tak długim niebycie bez dwóch zdań wzbudzająca szacunek liczba. Tego dnia na płocie zawisły następujące płótna ACAB, West Coast, Flota Świnoujście, Brothers i Zibi PDW z których dwie ostatnie przywiezione zostały przez sympatyków czarnego sportu z Zielonej Góry. U góry trybuny wyniosłe, choć w mało widocznym miejscu znalazła się najbardziej rozpoznawalna, pamiętająca początki kibicowania biało-niebieskim fana Wyspiarze. Szkoda gdyż takie wizytówki powinny zajmować centralne miejsce będąc wizytówką i namacalnym dowodem długoletniej wiary każdej bandy. Wraz z pierwszym gwizdkiem wieszczącym rozpoczęcie hitu rundy z młyna gospodarzy w górę powędrowało konfetti a wraz z nim licznie zasypujące murawę serpentyny. Całość chaosu uzupełniły różnorodne flagi na kijach. Warto dodać, iż ten element oprawy powoli staje się co meczową tradycją aktywności szalikowców z Twierdzy Uznam. Miło widzieć kolejne grupy wciąż kultywujące banalny i tradycyjny styl kibicowania naszych starszych braci, wujków czy ojców działających w latach ubiegłych. W momencie tej prezentacji klatka wciąż świeciła pustkami wprowadzając delikatny niepokój o losy derbowego pojedynku. Oczywiście jak to bywa przy tego typu potyczkach nie zabrakło już od samego początku głośnych bluzgów. Na plus zasługiwały starania wzbogacone licznymi nawoływaniami prowadzącego doping, który dwoił się i troił by jakość dopingu stała na jak najwyższym poziomie. Ten prowadzony w asyście bębna, mimo że nieszczególnie melodyjny to w zdecydowanej większości składający się z doskonale znanych z innych krajowych młynów pieśni mógł się podobać. Zwłaszcza głośność, dodatkowo dzięki atutom zadaszonej trybuny w niektórych momentach robiła wrażenie. Prawdziwa wokalna potyczka rozpoczęła się jednak na dobre wraz z przybyciem konkretnej grupy przyjezdnych, których śpiew oznaczający przybycie niósł się z pomiędzy drzew. Wejście do klatki odbyło się w ciekawym, agresywnym stylu targania ogrodzeniem i licznych gestów w kierunku rywali. Dodatkowym elementem wizualnym tworzącym "burzliwy" klimat były liczne chusty i kominy przyodziane na twarzach delegacji przyjezdnych, którzy widać było że nie przyjechali po to by potulnie oglądać poczynania drużyny na murawie. Afekt wzbudzała także średnia wieku uczestników czerwono-biało-niebieskiej eskapady. Dużo starszych, zakazanych twarzy w czwartoligowych realiach zasługuje na uznanie. Wyjazdowicze którzy na to spotkanie dotarli dwoma nabitymi autokarami pokazali się w liczbie oscylującej w granicach 130 głów. W tak ważnym wydarzeniu rzecz jasna zabraknąć nie mogło dobrego wsparcia zgód, które zaprezentowały się w następujących proporcjach Gryf Wejherowo (41) , Górnik Konin (7) i pojedyncze osoby reprezentujące Kaszubie . Nie obyło się jednak bez wpadek. Podczas oflagowywania sektora doszło do niezbyt miłych niedopatrzeń w wyniku których dwa płótna zawisły w nieodpowiedni sposób. Mowa o barwach Gryfa Wejherowo i małej fladze Łańcuchów. Błąd został szybko dostrzeżony i już po chwili płot cieszył oko sporą ilością mniej lub bardziej ciekawych płócien odważnie zaprezentowanych od strony bieżni. Na zdecydowaną uwagę i oddzielny fragment relacji zasługiwała jedna z nich. Pomorska Brygada Gwardyjskich Wojowników to bandera, której ludziom zakorzenionym w klimacie przedstawiać nie trzeba. Gigantyczne, wysłużone, legendarne płótno Koszalińskiej wiary po długiej przerwie ponownie ujrzało światło dzienne. I to na meczu wyjazdowym dumnie powiewając od zewnętrznej strony ogrodzenia... Imponujący widok, który z pewnością przed oczami będę miał na długie lata. Dla młodych niech będzie to natomiast lekcja stylu i piękna drzemiącego od zawsze w prostocie. W tych okolicznościach pojedynek na trybunach rozpętał się na dobre. Wzajemnym wyzwiskom, śpiewom obrażającym rywali i ich zgody nie było końca, lecz ta forma dopingu nie zdominowała go w całości. W takich warunkach zakończono pierwszą i tak ognistą połowę meczu. Mało kto spodziewał się, że najlepsze dopiero przed nami. W trakcie trwania drugiej odsłony gry słynna "Brygada" zniknęła z niebezpiecznego fragmentu płotu, który położony był w znacznej odległości od głównego sektora. Ostatecznie znajdując miejsce na jego tyłach tym samym poprawiając dodatkowo wizualny aspekt całej grupy. Fanatycy Floty kolejne z upływających minut urozmaicali sobie powiewając machajkami, które jeszcze bardziej wzmagały efekt żywiołowego dopingu i obraz ciągle aktywnego sektora. Wszystko jednak przyćmiły wydarzenia z 54 minuty boju. W chwili gdy Brygada Uznam powoli szykowała się do zaprezentowania głównej prezentacji w postaci sektorówki z hasłem "FLOTA", skrzętnie wykorzystać postanowiła to Koszalińska hołota. Gdy zdecydowana większość fanów znajdujących się w sektorze F przebywała pod sporych rozmiarów materiałem przygotowując się zapewne do odpalenia świecidełek nastąpił błyskawiczny i totalnie niespodziewany zwrot akcji. Przez wyrwany fragment płotu murawą ruszyła zacna grupa zdeterminowanych kamikadze. Cel mógł być tylko jeden- FLAGI. Tylko dzięki błyskawicznej reakcji i ogromnej dawce szczęścia gospodarzom udało się naprędce schować wszystkie z wywieszonych tego dnia sztandarów. Niewielki procent mniej kumatej wiary, spanikowanych pikników widząc co się święci w popłochu uciekła ze stadionu. Cała nienawiść i agresja w jednej chwili skierowana została więc do przeciwników, których dzielił tylko marnej jakości płot. Bramka ewakuacyjna już kilka sekund później w wyniku szturmu stanęła otworem a obie skonfliktowane ekipy stały twarzą w twarz nawołując wzajemnie do bezpośredniego starcia. W tej chwili nic już nie stało na przeszkodzie, gdyż niezdecydowaną i posrana w gacie ochrona uciekła obserwując rozwój wydarzeń z bezpiecznej odległości. Na całym stadionie zawrzało a obie grupy ruszyły na siebie. Wymiana ciosów trwała dłuższą chwilę a parę osób poczuło z bliska chłód bieżni. Nie widziałem jednak by któraś ze stron zaliczyła KO. W ostrym starciu nie brali jednak udziału wszyscy znajdujący w centrum bitwy. Panował spory zamęt i brak zdecydowania by konkretniej ruszyć na przeciwnika. W powietrzu latało również trochę przedmiotów w postaci butelek, fragmentów okalających tartan, drzewców i klimatycznie odpalonych stroboskopów a także chorągiewka z narożnika boiska, która również posłużyła do bitki. Każda ze stron miała swoje przysłowiowe pięć minut. Dominowały jednak ganianki raz w jedną raz w drugą stronę. W pewnym momencie Gwardia zerwała się z powrotem w kierunku klatki a na obiekt zwartym szykiem wkroczył liczny i wysoce ospały zastęp żółwi w pełnym rynsztunku. Był to moment w którym ochrona nagle nabrała odwagi mocno gazując miejscowych, których siłą wraz z mundurowymi zepchnęli ponownie do młyna. W kierunku obstawiających wyrwę w siatce służb poleciało jeszcze trochę drobnego sprzętu. Mecz podczas tego wszystkiego oczywiście został przerwany i istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zostanie ponownie rozpoczęty. Podsumowując duża, długa i spontaniczna awantura mimo licznych ciosów, chwil w których przeważali raz jedni, raz drudzy nie przyniosła jednoznacznego rozstrzygnięcia. Młyn a wraz nim flagi zostały obronione i z pewnością Wyspiarze mogą czuć satysfakcję zwłaszcza, że był to ich tak naprawdę pierwszy prawdziwy test po dwuletniej przerwie. Patrząc obiektywnie jednak na fakt, iż inicjatywa całego zamieszania i silniejszej determinacji leżała po stronie Gwardii, która dodatkowo występowała w gościach to ich typowałbym jako stronę, która w tym dniu mogła czuć się w finale zdecydowanie lepiej. Gdy sytuacja po długiej przerwie uległa uspokojeniu a piłkarze wrócili w celu dokończenia jednostronnego linczu na murawie styl dopingu mógł być już tylko jeden. Wrzutom, docinkom i zachętom do dokończenia konfrontacji nie było końca. Nie było to jednak możliwe, gdyż obie ekipy były bacznie pilnowane przez uzbrojone po zęby oddziały milicji. Flota po całym zamieszaniu raz jeszcze oflagowała ogrodzenie lecz liczbowo był to już tylko cień ekipy z początku meczu. Duża grupa obawiając się konsekwencji ze strony policji jeszcze w trakcie spotkania opuściła obiekt. Reszta młyna zrobiła podobnie kilkanaście minut później ewakuując się z miejsca zdarzenia. Z goła odmienny klimat panował w części trybun zajmowanych przez Gwardzistów. W miejsce dotychczasowych flag u dołu płotu powędrowała kolejna retro gwiazda. Monstrualny, stary jak świat materiał z hasłem KLUB SPORTOWY GWARDIA KOSZALIN do reszty spowodował, że czułem się jakbym przeniósł się w czasie. Na dopełnienie pięknego dnia goście pomachali dodatkowo kilkoma flagami, tym samym dokładając kolejną cegiełkę ostatecznie podbijając i tak wysoką ocenę tego widowiska. Show w którym było wszystko. Derby z płonącą pirotechniką, oprawami, awanturą i dobrymi liczbami po obu stronach barykady-to cos czego życzę każdemu. Opuszczając powoli sportowy kompleks byłem świadkiem wielu policyjnych obław na wiarę powracającą z meczu, która zapewne trwała długo po zakończeniu tego historycznego już wydarzenia. Oby z fartem !!! Ja natomiast ledwo żywy, lecz pełen niezapomnianych przeżyć z naładowanymi na maxa fanatycznymi bateriami wyruszyłem w drogę powrotną, która trwała kolejne 16 godzin łącznie pokonując ponad 1900 km w obie strony. Czy było warto? OCZYWISCIE ŻE TAK !!!
Pełen post wraz ze zdjęciami pojawił się na profilu Zachodniopomorscy Fanatycy, z racji notorycznego usuwania przez Facebook zdjęć i relacji na profilu NO NAME. Link:
https://www.facebook.com/Zachodniopomor ... MSyopJY2Rl