Banditosdod pisze: ↑30.11.2018, 01:54
Foxx pisze: ↑24.11.2018, 10:24
Praktycznie nie odnoszę się tu do bzdur na tematy kibolskie, ale czasami naprawdę lepiej siedzieć cicho zamiast wrzucać takie farmazony, Jeżeli myślisz, że coś takiego mogłoby być możliwe bez przyzwolenia Starszyzny, to wyloguj się do życia. A że o sytuacjach takich jak ta w trakcie jednego z meczów Zagłębie - Jaga, gdy kilku ówczesnych liderów z Białego siedziało w barwach na sektorze ekipy z Sosnowca obok licznej reprezentacji z Warszawy nie było na k.net niekoniecznie oznacza, że nie miały miejsca.
Jak to sie mieszka w Warszawie,na osiedlach gdzie ci nic nie grozi?masa kolegów,duzo kolezanek itp..Znasz chociaz polowe ludzi z zylety?Wyjazdy w tysiąc osób.Zamien się na tydzien z Polonią zobaczymy ilu z tej calej chuliganskiej zylety wytrzyma
Wyjątkowo zabawny wpis, ale że akurat do mnie - chętnie odpowiem. Na przełomie lat '80/'90 w Warszawie był taki układ, że Starszyzny się nie ruszały, więc od czasu do czasu ówcześni dwudziestolatkowie z Legii mieli na przeciwko siebie tę małą ale zgrabną kilkudziesięcioosobową ekipkę ze średnią wieku o ok. 10 lat wyższą. Jeszcze w '92 broniliśmy się przed spadkiem i tłumów nie było. Skoro pytasz... Gdy "Żyleta" była sektorem, a po bokach siedzieli głównie wyjazdowcy, ze swojej okolicy na trybunie co najmniej z widzenia znałem jakieś 80% twarzy.
Zdarzyła się też historia na meczu Gwardia-Polonia, gdy Legia miała swój wyjazd (chyba do Bydgoszczy) i w kilkunastu chłopaków, gównie z dzielni, pewni siebie poszliśmy na ten mecz, bo kilka tygodni wcześniej KSP było zero na Gwardia-Cracovia (nas ponad 100 os, KSC trzy razy tyle). Tym razem przyszli całą swoją ówczesną ekipą (jakieś 80 os.) i, fakt że na farcie, ale nie byliśmy tego dnia "do tyłu".
Mój pierwszy wyjazd, to Wrocław w kilkadziesiąt osób (1988), gdy z niewiadomych przyczyn miejscowi mieli nadzwyczajną ochotę dorwać się do naszych gardeł. Skończyło się na wzajemnej kamionce na stadionie.
To tyle, skoro akurat do mnie skierowałeś poruszane kwestie :)
PS Wprawdzie nigdy nie byłem chuliganem, ale z Polonią nie zamieniłbym się choćby z powodu, który od czasu do czasu przewijał się w knajpianych rozmowach na Mokotowie w latach '80 - jak można mieć zgody z klubami z miast, gdzie najbardziej nienawidzą Warszawy? (wtedy: Poznań, Łódź, Kraków, Zabrze, Gdynia...). Dalej czas dopisał miliard kolejnych powodów... i dopisuje do dzisiaj.