nisc pisze:
Rozumiem rozumiem, znaczy że jak nasi marynarze czy rybacy przywozili z rejsów do Hull czy Kopenhagi (bardzo częste trasy handlowe z Gdyni) szale Leeds czy Brondby albo koszulkę Verony z pielgrzymki do Włoch w połowie lat 80-tych to mieliśmy rozwinięte zgody z powyższymi klubami....
Dorosły ponoć typ jesteś. Ja o szaliku przywiezionym przez chłopaka z ekipy bezpośrednio od kibiców Hagi a Ty o marynarzach z peerelowskich galeonów, którzy zwozili wszelkie graty na handel.
nisc pisze:
Jak mi wrzucisz fotkę z jakichś wizyt kibicwoskich Legia-Den Haag przed upadkiem komuny to będę wdzięczny, zapewniam Cię że nie był to fakt znany nikomu, a byłby sensacją w polskim świecie kibicowskim w tym bowiem przypadku wspomniana flaga Arka-Leeds-Den Haag, zrobiona oczywiście tylko wyłącznie z szacunku do Hagi i Leeds a nie ze względu na jakiekolwiek kontakty, nie wisiałaby na Górce jeszcze na samym początku lat 90-tych, a jak doskonale wiesz, kontakty między ekipami nawet wrogimi już wtedy w Polsce były...i info o międzynarodowej zgodzie Legii z Hagą, kultową wtedy na polskich trybunach, byłoby szybko rozpowszechnione.
I znów...nie ma na dowód fotki, tak jak dziś nie ma na facebooku, czy innym gównie prowadzonym przez pryszczy - nie ma tematu? I poproszę, podaj mi kanały "szybkiego rozpowszechniania" informacji w latach 70., 80. i pokaż mi fotki Arkowców z lat 70-80 (robione przez kibiców w czasie wyjazdów, nie gazetowe). A informacje to docierały czasem po miesiącu czy dwóch, takie było to"szybkie rozpowszechnianie", bo działało to w 90% na zasadzie pisania listów. Stacjonarne telefony mało kto miał wtedy w domu.
nisc pisze:
jedne Holender nawiązał kontakt z jednym Legionistą w latach 80-tych i już mamy początek zgody 1986..."nieco" naciągane
Dokładnie jak piszesz i nie naciągane. Bo jak powstawały pierwsze zgody i kosy? Dwóch lub kilku typów z ekipy albo siadło i pochlało, albo się pobiło. W tym drugim przypadku czasem w ogóle nie musieli siadać i gadać, bo z jakichś powodów wszystko już było rozstrzygnięte po przyjeździe na dworcu lub stadionie (czyli baty). W rewanżu (przy zgodzie) zapraszano na rewizytę i przyjeżdżało już więcej osób a i więcej ich gościło. Dalej już szło. Ale początki były właśnie takie. Może jak będą chcieli, bo nie raz z nimi korespondowałem i wiem że tu są, to podkleją się pod tę dyskusję chłopaki z tamtych lat z Polonii Bytom, ŁKS czy Lechii i opowiedzą jak to wyglądało z ich perspektywy.
Chyba, że kibice.net ma już zdefiniowane pojęcie wzorcowego powstania zgody i nic innego się nie liczy. To jak? Musiało być minimum po 20 osób z obu stron, paść sobie w ramiona i wychlać hektolitry alpag i wódy? Jeśli tak, to wszystkie te powstałe w 1974, 1977 czy podobnych latach zgody, możecie wsadzić między bajki. Bo te pierwsze kontakty właśnie tak wyglądały. Oszczędzam też nieco bardziej pikantnych szczegółów kulis ich powstawania o niekoniecznie kibicowskim podłożu. Ale chętnie poczytam od którego momentu liczy się zgoda. W wypadku Legii i Den Haag zarówno Wojtek jak i Johnny van Zweden to nie były przypadkowe postacie. Ten drugi, dziś biznesmen i znana w sportowym wyspiarskim środowisku persona, ma na koncie takie numery, że większości z obecnych tutaj nawet się nie śniło. Wojtuś też był dobry wariat. A archiwum miał ( może dalej ma) takie, że można by z niego zrobić książkę - album pt. Europejska Księga Chuligaństwa. Tyle że nie będę do niego latał żeby wklejać jakąś fotkę i cokolwiek udowadniać.
nisc pisze:
ps. Wiem że na Traugutta w końcu lat 80-tych były szale Palmeiras przywiezione przez marynarzy (tzw prasowanki), rozumiem że Lechia trzymała wtedy z Mancha Verde?
Znów ja o zupie, Ty o d****. Przecież jeszcze w latach 90. fasonem na stadionach było mieć szalik jakiejś "fajnej" ekipy zagranicznej. Za szalik Chelsea czy Millwall ludzie by się dali pokroić. Pewnie tak samo było z tą flagą na Górce o której piszesz. Wszystko co angielskie wówczas, było synonimem chuligaństwa i kibicowskim luksusem i pokazanie czegoś takiego na płocie było w dobrym tonie. Jeszcze raz tłumaczę, szal o którym piszę był przywieziony z Hagi ze spotkania kibiców Legii i Den Haag. A co tam sobie za brazylianę od marynarzy kupowała Lechia, bo była w prawilnych dla nich barwach to zupełnie inna historia. Chodzili też w szalach Celticu i co z tego? Twoje porównanie zupełnie wyrwane z kontekstu. Szalików nie było, robiły je babcie na drutach, więc szal w barwach i do tego zagraniczny, to był skarb.
nisc pisze:
Ja rozumiem że Warszawa także za komuny była polskim "oknem na świat" ale bez przesady, mogę śmiało powiedzieć że właśnie przez "marynarskie" podróże to w Trójmieście i Szczecinie pierwszy raz pojawiały się bezcenne wtedy (lata od późnych 70-tych i po stanie wojennym do 1987/88) pamiątki zagraniczne jak szale czy w ogóle będące na wagę złota oryginalne koszulki
zagraniczne.
Ale nikt nie mówi że piliśmy na Elland Road z Leeds w 1987 albo świętowaliśmy mistrzostwo Włoch z Hellas Verona w 1985.
No właśnie. Różnica była taka, że przyjeżdżały z marynarzami i wyście w nich chodzili ze względu na barwy a my w wyniku kontaktów z w/w ekipą. W ogóle nie rozumiem, przyjechało kilka szali z Hagi w latach 80. a Ty tu wytaczasz jakąś ciężką artylerię, po co? Żeby udowodnić, że nie miało to podłoża nawiązania kontaktów? Jak Ci z tym będzie lepiej, to ok...
nisc pisze:
Swoją droga na koniec tej przydługiej dywagacji, jestem ciekaw na jakich zasadach jeśli nie z pracy jakikolwiek kibic w Polsce miał w latach 80-tych swobodę podróżowania na "Zachód", lojalka z milicją za paszport? innego wyjścia nie było....
Bzdury i mitologia. Nie twierdzę, że wszyscy dostawali paszporty a już na pewno nie całe rodziny czy osoby które wedle władzy były niebezpieczne dla systemu ale nie było tak, że nikt nie wyjeżdżał na Zachód. Owszem, trzeba było mieć zaproszenie z tamtej strony ale to co było najważniejsze to KASA. Za to co kupiłeś tam na śniadanie w markecie, w Polsce można było mieć 3 dni baletu na wypasie. I to ograniczało wyjazdy. Złożyłem wniosek o wydanie paszportu, poparłem zaproszeniem od wuja lotnika-weterana który został po wojnie w UK, wąsaty grubas na komendzie na Malczewskiego zadał mi parę debilnych pytań i pouczył, że max. ciągu 2 tygodni po powrocie mam zwrócić paszport. Zdążyłem jeszcze zobaczyć Stamford Bridge w czasów świetności - z płotem pod napięciem i wszechobecne tam wtedy emblematy NF, obejrzałem całkiem zgrabną bijatykę Tottenhamu z Rangersami i mecz na Arsenalu. Żadnych lojalek nie podpisywałem. To też takie swojskie, że im dalej od pewnych wydarzeń tym niektórzy dmuchają martyrologicznego balona i przybywa kombatantów i bohaterów. No a bohater musi być w tle wszechobecnej grozy.
Jak masz kontakt to pozdrów ode mnie jednego z braci "Świerczewskich" - P. ( bardzo sympatycznie mnie podejmował i w ogóle charakterniak) oraz T. (Gorzyce), choć w drugim przypadku jak słyszałem, to chyba coś się potem skomplikowało.
pozdrawiam:)