No i znów wobec bezradności w sprawie powołania Polonii w 1915 "a u was biją murznów", czyli wklejki z Gawkowskiego :) Plus skan odnoszący się do Wojskowego Klubu Sportowego zarejestrowanego w Warszawie, a nie frontowej, a więc mobilnej, Legii założonej na walnym jako pierwszy polski klub wojskowy - której WKS Warszawa był prawnym kontynuatorem po odzyskaniu niepodległości :)
No to lecimy ze wspomnianą wyżej odpowiedzią Karpińskiego. Chyba już po raz trzeci w tym wątku.
(...) Reprezentacja czy klub?
Każdego, kto rozumie jaka różnica jest między reprezentacją piłkarską a klubem piłkarskim, musi takie spojrzenie autora mocno zdziwić. Niestety pan Gawkowski ma wyraźne problemy ze zrozumieniem różnicy tych dwóch pojęć. Ignorując Legię z 1916 roku z jej cechami odpowiadającymi ówczesnemu regularnemu klubowi sportowemu, Gawkowski na poparcie swojej tezy przytacza urywki wspomnień Stanisława Mielecha (nota bene właśnie z zebrania założycielskiego klubu). Gdzie ten zasłużony dla Legii piłkarz i działacz między innymi pisze: "Nazwy Drużyna Komendy Legionów nie chciano przyjąć, bo liczyliśmy się z tym, że będziemy mieć w naszym składzie piłkarzy również spoza kompanii sztabowej. Odrzucano też nazwę Styr, jako, że nad Styrem nie mieliśmy przecież przebywać stale. Wreszcie na mój wniosek, poparty przez chor. Wasseraba, zgodzono się na nazwę Drużyna Sportowa Legia". Co z tego wynika? Wynika tylko tyle, że drużyna Kompanii Sztabowej miała ambicję wyróżnić się ponad inne istniejące wówczas wojskowe drużyny w Legionach Polskich, składające się w zasadzie wyłącznie z żołnierzy konkretnych pułków, kompanii czy brygad. I z lużnej drużyny postanowiła się przemienić w pierwszy wojskowy klub sportowy z własnym prezesem, barwami, zarządem itd. Różnica pomiędzy drużyną klubu Legia a innymi drużynami wojskowymi polegała tylko na tym, że w przypadku Legii dzięki rodowodowi z Kompanii Sztabowej nadarzyła się okazja wyłuskania znanych przedwojennych graczy, najczęściej wracających ze szpitali do swoich macierzystych pułków. Legia tak naprawdę we wszystkich meczach reprezentowała sama siebie, występując pod własną nazwą i nie była reprezentacją ani Legionów, ani tym bardziej nieistniejącego Wojska Polskiego. Starałem się odgadnąć skąd autor wpadł na pomysł traktowania Legii jako reprezentacji Legionów i rzeczywiście znalazłem w księdze pamiątkowej Pogoni Lwów zwrot "reprezentacyjna drużyna" w odniesieniu do Legii. Ale biorąc pod uwagę, że autorzy tej księgi słowem "reprezentacyjna" określali również pierwszą drużynę Pogoni, w niektórych kontekstach zatem należałoby to określenie bardziej rozumieć właśnie jako "pierwsza drużyna" lub "najlepsza drużyna", a nie jako reprezentacja w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Mielech bardzo szczegółowo opisuje powstanie Legii i nigdzie nie wspomina o reprezentacyjnej roli Legii. Zatem traktowanie Legii jako reprezentacji wojska tylko dlatego, że grali tam jedni z najlepszych piłkarzy polskich tamtej epoki to nadinterpretacja.
Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości wystarczy zacytować kolejną porcję wspomnień Mielecha o tym jak traktowali Legię jej założyciele: "W kwietniu 1916 roku w budynku 'Sztabówki' zebrali się wszyscy piłkarze i ich kibice na walnym zebraniu, którego celem było założenie klubu." No właśnie, nie drużyny - bo ta istniała już od roku 1915 od czasów postoju Kompanii Legionów w Piotrkowie nie reprezentacji Legionów, bo takiego tworu w ogóle nie było, ale właśnie klubu! Sam Mielech nie ma żadnych wątpliwości co zakładał: "Szukając odpowiedniej dla nas barwy postanowiliśmy pójść w ślady pierwszego w Polsce Lwowskiego Klubu Piłki Nożnej - Czarnych. Mieliśmy bowiem ambicje być pierwszym klubem wojskowym w Polsce."
Gawkowski podtrzymuje swoją tezę także w dalszej części tekstu twierdząc, że po przeniesieniu się Legii do Warszawy również publiczność warszawska traktowała Legię jako reprezentację wojskową. Tutaj z kolei jako uwiarygodnienie mają posłużyć cytaty z ówczesnej prasy warszawskiej, gdzie przy okazji pierwszego meczu Legii z Polonią w notatkach z gazet występują określenia "nasza Polonia", "naczelna drużyna Warszawy - Polonia" w stosunku do rywala Legii (w rozumieniu każda inna to obca) itp. Zdziwiony czytelnik zapewne spyta, gdzie tu sens, tym bardziej mowa o reprezentowaniu wojska? Całkiem słusznie, bo te cytaty w zamyśle autora miały tylko podkreślać sposób w jaki prasa warszawska odnosiła się do Polonii oraz do innych drużyn. Zapewne spragniona niepodległości warszawska ludność w jakimś sensie postrzegała Legię jako wojskową drużynę. Ale niestety przytoczone przez autora cytaty świadczą tylko i wyłącznie o pewnej tendencyjności prasy w chwaleniu Polonii kosztem innych drużyn, a nie o traktowaniu klubu piłkarskiego Legii jako reprezentacji Legionów. Należy również nadmienić, że Legia nie była wówczas jedyną stacjonującą w Warszawie drużyną wojskową. W roku 1917 w Warszawie grały również inne drużyny legionowe, a konkretnie wszystkie od 2 do 6 Pułku Piechoty włącznie. Gdyby pan Gawkowski był osobą obiektywną zamiast mało trafionych cytatów o meczach Legii z Polonią do swojego artykułu wkeiłby inny cytat, który - jak śmiem twierdzić - świadomie pominął. Cytat ten dowodzi jak szybko prasa warszawska przekonała się do Legii i zaczęła o niej pisać jako o warszawskiej drużynie. Miało to miejsce mniej więcej pół roku po osiedleniu się Legii w Warszawie, przy okazji najważniejszego meczu z roku 1917 jakim był mecz Cracovii z Legią. Wspominając ten mecz Gawkowski milczy jak grób, kiedy specjalnie dla tego wydarzenia Kurier Warszawski napisał: "19 sierpnia br. odbył się w Krakowie jeden z najciekawszych meczów piłki nożnej. Stanęły do niego dwie pierwszorzędne drużyny: znakomita galicyjska 'Cracovia' i warszawska drużyna Legionów 'Legia'. Z całym szacunkiem dla autora, trudno uwierzyć, że nie zauważył tego właśnie cytatu, tym bardziej, że znajduje się on we wspomnieniach Mielecha zaledwie pół strony dalej. Dla treści artykułu i określaniu warszawskości Legii (jak wskazuje tytuł tematu głównego artykułu) ma on pierwszorzędne znaczenie. A już na pewno jest dużo ważniejszy, niż wzmianki prasowe o tym czy ówczesna Polonia była nasza czy nie nasza.
Tą drobną manipulację widać tym bardziej, że Gawkowski w swoim artykule wspomina o tamtym meczu Cracovii z Legią, starając się zbagatelizować jego rangę poprzez kolejne cytaty. Tym razem z rozgoryczonej porażką prasy krakowskiej. Twierdzi mianowicie, że ponieważ Legia składała się głównie z graczy dawnej Cracovii, było to w zasadzie spotkanie towarzyskie, a nawet braterskie (!) i Cracovia przegrała tylko dlatego, bo (jak bez zmrużenia oka Gawkowski cytuje krakowską "Nową Reformę") "zawody miały głównie charakter rodzinny, bratania się a często ustępowania i omyłek, tłumaczących się tym, że gracze często zapominali, kto przeciwko komu gra. Gracze znali się zbyt dobrze...". Gdybyśmy w tę bzdurę uwierzyli, to współczesne mecze biorąc pod uwagę rotacje w składach, kontakty i wypożyczenia praktycznie nie miałyby racji bytu. Prawda o tamtym meczu była zupełnie inna. Stanisław Mielech w swoich wspomnieniach pisze: "Istniał jednak w Polsce jeszcze drugi klub, który gromił drużyny legionowe. Była nim 'Cracovia'. Gdy już miała na swoim koncie zwycięstwa z 1 pułkiem piechoty 7-1, z 6 pułkiem piechoty 5-0, a z 'Pogonią' lwowską wyniki: 2-0, 8-0, 1-1 - przyszła kolej na Legię. Miało to być spotkanie decydujące o nieoficjalnym tytule mistrza Polski" (!). Potwierdza te słowa również pamiątkowa księga Pogoni Lwów, gdzie przy okazji roku 1917 pisze się o Legii, że: "...słusznie sobie mogła rościć prawo do drużyny mistrzowskiej Polski."
Zygmunt Wasserab - portier czy prezes?
O związkach Legii z Warszawą można mówić według Gawkowskiego dopiero od roku 1920 kiedy to na spotkaniu grona oficerów założono Wojskowy Klub Sportowy. Gawkowski podkreśla, że założycielami byli zupełnie inni oficerowie niż w przypadku legionowej "Legii", co według niego oznacza, że: "traktowanie legionowej Legii jako tożsamej z warszawską musi budzić sprzeciw każdego historyka". Jak podkreśla autor, jedyną osobą z Legii 1916 roku na zebraniu założycielskim WKS-u był Zygmunt Wasserab. Szkoda, że Gawkowski nie wyjaśnił jaką funkcję w obu przypadkach pełnił pan Wasserab. Otóż o ile pomysł założenia drużyny za czasów legionowych należy przypisać Antoniemu Poznańskiemu, o tyle idea przekształcenia drużyny w regularny klub należy właśnie do Wasseraba. Zygmunt Wasserab był zarówno pomysłodawcą założenia pierwszego wojskowego klubu piłkarskiego, jak również przewodniczącym zebrania założycielskiego Legii 1916 roku oraz wiceprezesem zarówno Legii z czasów Legionów, jak i w Wojskowym Klubie Sportowym. Był on również gorącym orędownikiem dodania do nazwy WKS członu Legia i nawiązania do tradycji Legii 1916 roku, co mu się oficjalnie udało dwa lata później. Od roku 1916 do 1927 mimo różnych zawirowań sprawował w Legii funkcje ściśle kierownicze, w zarządzie klubu najczęściej na stanowisku wiceprezesa. Nie chodzi zatem o pionka ani o portiera. Właśnie osoba Zygmunta Wasseraba - czy to się Gawkowskiemu podoba czy nie - uwiarygodnia ciągłość historyczną pomiędzy Legią 1916 roku a Legią do czasów dzisiejszych.
Jedna osoba to mało? No to śpieszę donieść, że już w przeciągu następnych dwóch lat do klubu dołączyli inni członkowie-założyciele legionowej Legii. Tacy jak Knapik, Bednarski, Prochowski i Mielech, zresztą ściągnięci specjalnie przez Wasseraba właśnie w celu reaktywacji pierwszej Legii. Być może byliby i inni, ale część członków założycieli po odzyskaniu niepodległości wróciła w rodzinne strony, a część w wyniku działań wojennych w 1918 roku zginęła, jak np. Hrabik (poległ w obronie Przemyśla) czy pierwszy prezes Legii Władysław Groele (zmarł na czerwonkę, której się nabawił na froncie). Niestety o tym wszystkim zapomniał napisać pan Gawkowski w swoim artykule.
Sprawa (...) Lechii
(...) Sprawa Lechii rozpoczęła się w listopadzie roku 1926 i była wynikową podziałów w postrzeganiu sportu przez kadrę oficerską. Trzeba wiedzieć, że elita wojskowa przejawiała spory konserwatyzm i przez długi czas piłki nożnej nie chciała uznać za sport odpowiedni dla wojska. Za sporty wojskowe uważano szermierkę, hippikę, strzelectwo itd. Sama piłka nożna była tolerowana, ale jak większość sportów wyczynowych traktowano ją trochę po macoszemu: "W zawiadomieniu o powstaniu Lechii można było przeczytać, że pragnie ona skupić wszystkich tych, którzy nie mają możności uprawiania sportu, podczas gdy Legia zajmuje się tylko wyczynowcami" - wspomina Mielech. W rzeczywistości Lechia stawiała sobie za cel nie tylko organizowanie nowego klubu, ale również dezorganizowanie działalności Legii: "Lechia zainstalowała się na stadionie na równych prawach z Legią. Otworzyła tu swój sekretariat, a niektóre jej pociągnięcia (organizowanie zebrań w tym samym czasie o tej samej godzinie) wyraźnie wskazywały na próbę siania zamętu i pozbawienia Legii jej praw" - czytamy dalej we wspomnieniach pana Stanisława. Chodziło głównie o pewnego rodzaju zazdrość. Oficerowie z obozu "sportów typowo wojskowych", niezadowoleni z inwestycji Legii w sport wyczynowy, czuli się pokrzywdzeni, że np. zamiast "toru porannych galopów (o co postulował płk Zahorski) buduje się wielkimi nakładami stadion. Stało się jasne, że oba kluby na równych warunkach nie mogą w ten sposób zarządzać budynkami i terenem. Ktoś musiał odejść. Nie do końca jest prawdą, że - jak pisze w "Mówią Wieki" Gawkowski, głównym argumentem przekonującym wojskowe władze miała być 10-letnia tradycja Legii. Jako główny argument w postulatach słanych do Ministerstwa Spraw Wojskowych przedstawiano ogrom prac i własnych środków, jakie Legia wyasygnowała na budowę boisk. Twierdzono, że Lechia przyszła "na gotowe", chcąc zająć miejsce Legii. Była to prawda. Kiedy Legia dostawała tereny od Dowództwa Okręgu Generalnego, były to hektary nieużytków. Do 1925 roku zbudowano tam profesjonalne boisko, trybuny dla widzów, teren był ogrodzony i uporządkowany.
Prawdą jest natomiast, że Legia zręcznie wykorzystała jubileusz swojego 10-lecia w celu nagłośnienia swoich praw do terenu. Nie było zresztą w tym nic złego, tym bardziej, że nikt nie kwestionował praw Legii do jubileuszu, a wręcz przeciwnie, w prasie można było znaleźć sporo zapowiedzi obchodów. Trochę złośliwie Gawkowski pisze: "O szumnie zapowiadanym jubileuszu Legii szybko zapomniano [...] Przez następne 30 lat nikt nie wspomniał o powstaniu klubu w 1916 roku." Wygląda na to, że autor pije do faktu, iż Legia nie wyprawiła jubileuszu ani na 20-lecie, ani na 30-lecie. Nie chciałbym tutaj za bardzo się rozwodzić, skacząc po różnych latach historii Legii, ale wierzę, że wystarczy tylko nadmienić, że akurat 20-lecie wypadało w 1936 roku, a więc w roku katastrofy klubu. Właśnie wtedy drużyna piłkarska spadła z ligi, a sam klub wegetował na skraju bankructwa. Dodatkowo w wyniku powstania Związku Wojskowych Klubów Sportowych (według Mielecha zajmował się on głównie likwidowaniem podupadłych wojskowych klubów zamiast wspieraniem ich) oraz powrotu tendencji podziału klubów na wojskowe dla wojskowychm a cywilne dla cywili, w tamtym czasie działacze Legii marzyli jedynie o przeżyciu, a nie o hucznych jubileuszach. To samo tyczy się roku 1946 (30-lecie) - klub był wówczas w fazie organizacyjnej po II wojnie światowej i chyba nie trzeba wyobraźni, żeby zrozumieć, dlaczego także wtedy hucznych obchodów nie zorganizowano.
Gawkowski na to nie wpadł, więc domniemywał dalej: "Być może bano się protestów słynnych piłkarzy, jak Kałuża, Poznański, Bilor, Kowalski którzy ze zdziwieniem dowiedzieliby się, że w latach 1916-1917 byli zawodnikami warszawskiej Legii." Co do Kałuży, Bilora i Kowalskiego, to być może bardziej by się zdziwili, gdyby przeczytali artykuł Gawkowskiego, bo nie udało mi się nigdzie potwierdzić, że w tym czasie w ogóle grali w Legii. Jedyna wzmianka, jaką znalazłem, to notatka z rocznika PZPN z 1925 roku, gdzie Jerzy Grabowski wspomina, że Kałuża grał w legionowych drużynach. Również Bilor i Kowalski to główni gracze drużyny pułku artylerii, a nie Legii. Zresztą ciężko wyczuć, o którego Bilora Gawkowskiemu chodzi, bo ten znany to Henryk, a w Legii grywał w tym czasie Marian Bilor. Pozostaje Poznański i tu śmiem wątpić, czy odczuwałby takie wielkie zdziwienie, tym bardziej, że w Legii - pierwszym wojskowym klubie sportowym - w tym czasie grał co jest faktem niepodważalnym, zatem Gawkowski trochę się chyba ośmiesza tymi domniemanymi protestami przedwojennych piłkarzy.
Autor! Autor!
Końcówka artykułu to prawdziwy majstersztyk. Gawkowski udowadnia: "Sam Stanisław Mielech stwierdził, że do stołecznego klubu przystąpił w 1923 roku, a wcześniejsza galicyjska Legia była jedynie jego protoplastą". To wyjątkowo ciekawe stwierdzenie i prawdę mówiąc nie wiem, jaka wypowiedź Mielecha i w jakim kontekście udzielona posłużyła autorowi do wyciągnięcia takich właśnie wniosków, bo akurat w podsumowaniu własnej kariery Stanisław Mielech pisze bardzo wyraźnie: "Swoją karierę sportową w Legii zakończyłem 10 kwietnia 1927 roku meczem z Polonią (2-2). W Legii zaczęłem występować w kwietniu 1916 roku i grałem przez 7 lat (z przerwami) biorąc udział w ponad 100 spotkaniach i strzelając około 60 bramek." Ciekawe, czego Gawkowski oczekiwał? Czy tego, że czytelnik uwierzy jemu zamiast Mielechowi?!
Ostatnie zdanie artykułu jest następujące: "Tak utytułowany i zasłużony dla polskiego sportu klub nie musi wydłużać sztucznie swojej historii". To już nie jest nawet mijanie się z prawdą, to jest po prostu zwykłe pomówienie. Zapewne w tym właśnie miejscu większość czytelników zastanawia się, co tak naprawdę jest grane? Wyjaśnijmy, zatem co jest grane.
Już bardzo dużo pozwala nam zrozumieć bliższe zapoznanie się z osobą autora. Pod artykułem w "Mówią Wieki" można znaleźć niewielką wręcz lakoniczną notatkę: "Robert Gawkowski, historyk, pracuje w Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, autor publikacji poświęconych historii sportu". Ta skromna prezentacja nie odkrywa jednak całej prawdy. Pan Gawkowski tym razem zapomniał napisać, że przede wszystkim jest stałym współpracownikiem pisma "Polonia Ole", jak również wiernym kibicem Polonii. W zasadzie w tym kontekście cały misterny artykuł Gawkowskiego możemy potraktować jako szukanie dziury w całym i po prostu zakończyć polemikę z autorem. Trudno wymagać bowiem od kibica Polonii, żeby obiektywnie pisał o odwiecznym rywalu zza miedzy. Niestety, artykuł im bliżej końca, tym bardziej staje się groteskowy. Autor gani manipulowanie datami powstania klubów, samemu będąc współautorem zamieszania, dzięki któremu dziś już mało kto tak naprawdę wie, jaka jest prawdziwa data powstania Polonii.(...)