Zatrzymany ws. bójki na plaży już na wolności. Prokuratura: dowody były za słabe
23-letni mieszkaniec Świętochłowic, czwarty zatrzymany ws. bójki na gdyńskiej plaży, został zwolniony przez policję po złożeniu zeznań w prokuraturze. Mężczyzna zeznawał w charakterze świadka.
23-letniego mieszkańca Świętochłowic zatrzymała w środę śląska policja. Mężczyzna był podejrzewany o udział w pobiciu, policja zidentyfikowała go dzięki nagraniom z przebiegu zajść. Został przewieziony do Gdyni.
W czwartek mężczyzna został doprowadzony do gdyńskiego komisariatu, a następnie przetransportowany do Prokuratury Rejonowej w Gdyni, gdzie po złożeniu wyjaśnień został zwolniony do domu. Jak poinformował prokurator rejonowy Witold Niesiołowski, 23-latek został przesłuchany w charakterze świadka.
Jak wyjaśnił, 23-letni mieszkaniec Świętochłowic został zwolniony, bo prokuratura nie dysponowała żadnymi dowodami na udział w bójce lub popełnienie przez niego jakiegokolwiek innego przestępstwa.
"Złożył obszerne zeznania"
Niesiołowski poinformował jednocześnie, że mężczyzna był na gdyńskiej plaży, gdy doszło do pobicia. - W czwartek złożył on w prokuraturze obszerne zeznania w tej sprawie w charakterze świadka - powiedział prokurator, odmawiając jednak - ze względu na dobro śledztwa - informacji na temat treści zeznań.
Rzecznik policji w Gdyni Michał Rusak odmówił komentarza na temat rozbieżności w ocenie policji i prokuratury co do związku mężczyzny z zajściem. Dodał, że policja nadal poszukuje kolejnych osób, które mogą mieć związek z incydentem. Przypomniał, że śląska policja zna personalia co najmniej czterech osób, które są podejrzewane o udział w pobiciu.
"To nie koniec"
Wcześniej w sprawie bójki pomiędzy kibicami Ruchu Chorzów a marynarzami z meksykańskiego żaglowca Cuauhtemoc, zatrzymano trzech Polaków. Wszyscy usłyszeli już zarzuty udziału w pobiciu. Jeden trafił do tymczasowego aresztu, a dwóch pozostałych decyzją gdyńskiego sądu dostało dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Jak zapowiada gdyńska policja, zatrzymanych w tej sprawie będzie jeszcze więcej. - Na tym nie koniec. Cały czas przeglądamy monitoring i identyfikujemy kolejne osoby - zapewniają policjanci.
We wtorek komendant główny policji Marek Działoszyński poinformował, że policja rozpoznała pięciu kolejnych pseudokibiców, biorących udział w bójce. - Ich zatrzymanie jest kwestią czasu - mówił.
Michał Rusak z KMP w Gdyni zaznaczył, że "te kilka osób, których nazwiska już ustalono, to nie są wszystkie, które odpowiedzą za to zdarzenie". – Wszystko się dynamicznie zmienia – mówił. Jak dodał, gdyńscy policjanci, którzy pracują nad zapisami z monitoringu i policjanci z komend na Śląsku cały czas przyglądają się zapisowi z kamer i typują kolejne osoby.
- Liczba, która jest teraz podawana na pewno nie jest ostateczna - podkreślił.
Pytany dlaczego trwa to tak długo, odpowiedział, że "presja czasu może być złym doradcą". - Chodzi przede wszystkim o to, aby precyzyjnie ustalić te osoby, a nie popełnić żadnego błędu. Cały czas pracujemy nad tym, aby wszyscy, którzy uczestniczyli w tym zdarzeniu za nie odpowiedzieli - zapewniał.
Policjanci powinni interweniować wcześniej
Kilka dni temu portal tvn24.pl, dotarł do analizy resortu sprawiedliwości, na temat przebiegu zdarzeń na plaży. Wynika z niej, że policjanci z Gdyni powinni interweniować na plaży już w momencie, gdy pseudokibice Ruchu Chorzów zaczęli pić piwo. Zdaniem prawników z resortu sprawiedliwości było to wykroczenie "spożywania napojów alkoholowych w miejscu publicznym nieprzeznaczonym do tego celu".
Eksperci stwierdzili, że kolejnym powodem, dla którego policja powinna była zareagować, było głośne zachowanie kibiców i wystrzeliwanie przez nich rac hukowych. Jednak na plaży pojawili się tylko nieumundurowani funkcjonariusze operacyjni.
W momencie, gdy kibice i marynarze zaczęli się bić to zdaniem prawników z Ministerstwa Sprawiedliwości mogło dojść do popełnienia aż siedmiu przestępstw.
Policja podjęła własne, wewnętrzne działania, by wyjaśnić, dlaczego do interwencji na plaży w Gdyni doszło dopiero gdy pseudokibice zaczęli się bić z Meksykanami.
wsi24
oraz ciąg dalszy z zatrzymań po meczu Korona - Piast :
Kary dla kibiców. Muszą się trzymać 500 metrów od… stadionu
Pół kilometra od stadionu, na którym trwa mecz, musi się trzymać czwórka kibiców, których policjanci zatrzymali w poniedziałek w Kielcach. Kobieta i trzej mężczyźni zostali objęci dozorami, mają też wpłacić po dwa tysiące złotych poręczenia majątkowego.
Przypomnijmy, w poniedziałek Korona Kielce podejmowała Piasta Gliwice. Grupa fanów piłki z naszego miasta urządziła wspólne przejście z ulicy Bohaterów Warszawy na stadion przy ulicy Ściegiennego. W jego trakcie 18-latek odpalił race dymną. Policjanci zatrzymali jego, a potem jeszcze cztery osoby
- 23-letnia kobieta oraz trzej mężczyźni w wieku od 25 do 27 lat starając się odbić kolegę, znieważyli funkcjonariuszy i naruszyli ich nietykalność – opowiadał Kamil Tokarski z zespołu prasowego świętokrzyskiej policji.
O tym jak ukarany został 18-latek już informowaliśmy. Przypomnijmy, za zakłócenie porządku ma zapłacić tysiąc złotych grzywny, dostał również dwuletni zakaz stadionowy. Co z pozostałymi czterema osobami?
- Zostały objęte dozorami, mają wpłacić po dwa tysiące złotych poręczenia majątkowego. Prócz tego mają zakaz przebywania bliżej niż 500 metrów od miejsc, w których odbywają się mecze piłkarskie rozgrywek ekstraklasy i równorzędne, mecze reprezentacji Polski zarówno w kraju i za granicą, a także futbolowe rozgrywki ligowe i poza ligowe – wyliczał w czwartek Kamil Tokarski.
Prokurator Zyta Wanat, zastępca szefa Prokuratura Rejonowej Kielce-Wschód tłumaczy: - Dozór może polegać także na ograniczeniu prawa do przebywania w określonych miejscach. Taki właśnie wariant, prócz stawiania się w komisariacie i zakazie kontaktowania się z pokrzywdzonymi funkcjonariuszami, uznaliśmy za właściwy w tej sprawie.
[link]
Wojewoda pręży muskuły, Lech go ignoruje
- Kibice nie mogą stać na schodach, bo blokują przejścia ewakuacyjne - uznał wojewoda wielkopolski i zażądał reakcji Lecha Poznań. Ale słuchać go nie zamierzają ani klub, ani... policja.
Na początku sierpnia poznańscy kibole wywiesili na stadionie antylitewski transparent, kilkanaście dni później chorzowscy kibole pobili na plaży meksykańskich marynarzy. Minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz zareagował zapowiedzią zaostrzenia kursu wobec kiboli.
Stadion bezpieczny czy nie?
Jak ma to wyglądać w praktyce? Wojewoda wielkopolski Piotr Florek uznał właśnie za niedopuszczalne, by podczas meczu najbardziej fanatyczni kibice stali na schodach, które są przejściami ewakuacyjnymi. We wtorek spotkał się z właścicielem Lecha, biznesmenem Jackiem Rutkowskim. Zażądał, by więcej się to nie powtórzyło. W spotkaniu uczestniczył też prezes Lecha Karol Klimczak. W środę na oficjalnej stronie klubu stwierdził: - Nie widzimy problemu w tym, że kibice Lecha dopingują zespół, stojąc i tańcząc na schodach. Nie zamierzamy wprowadzać sił porządkowych, by realizowały oczekiwania pana wojewody.
W czwartek Klimczak spotkał się z Florkiem na wspólnej konferencji prasowej. Zaiskrzyło już na początku, gdy wojewoda stwierdził: - Stadion ma być bezpieczny.
- Jest bezpieczny - przerwał mu Klimczak.
- To kwestia oceny, w której się różnimy - odpowiedział Florek.
Blokowania przejść ewakuacyjnych zabrania stadionowy regulamin przyjęty przez Lecha. Ale zdaniem Klimczaka nie wpływa to na bezpieczeństwo: - Kibice stoją na schodach na wielu europejskich stadionach.
Jednak to właśnie blokowanie przejść przez kibiców stojących na schodach było jednym z powodów kary, jaką dwa lata temu nałożyła na Lecha UEFA (mecz ze Sportingiem Braga mogła obejrzeć tylko połowa kibiców, poznański klub musiał też zapłacić 20 tys. euro).
Policja: nie wejdziemy
- Kibice powinni zajmować miejsca wskazane na biletach - stwierdził wczoraj wojewoda, który wcześniej nie zgłaszał takich zastrzeżeń. Teraz jednak oczekuje stanowczej reakcji klubu: - Przejścia muszą być drożne na wypadek, gdyby ktoś potrzebował pomocy medycznej. Jeśli kibice będą stać na schodach, służby porządkowe powinny interweniować. A jeśli sobie nie poradzą, klub powinien poprosić o pomoc policję.
Klimczak odpowiedział, że spiker przypomni kibicom obowiązujące zasady, ale jeśli nie posłuchają, Lech nie zareaguje: - Służby porządkowe nie wejdą na trybunę, nie poprosimy policji o interwencję.
Wojewoda: - Policja może też wejść na stadion wbrew woli klubu, jeśli zagrożone będzie zdrowie lub życie kibiców.
- Nie wejdziemy. W naszej ocenie stanie na schodach nie stanowi takiego zagrożenia - stwierdził jednak Maciej Nestoruk, wiceszef poznańskiej policji. Nestoruk zdementował też informację, jakoby w ostatnich dniach policjanci ćwiczyli rozpędzanie tłumu na trybunie zajmowanej przez fanatyków Lecha: - To było tylko rozpoznanie terenu.
- Czy musi dojść do tragedii z powodu zablokowanego przejścia, by okazało się, że wcale nie przesadzaliśmy z obawami? - pytał wojewoda. Jednak Klimczak i na to znalazł odpowiedź: - Jeśli chodzi o bezpieczeństwo kibiców, to ustawimy na trybunie ratowników medycznych, a na dole czekać będą karetki.
Uszczelniają stadion
Co zatem czeka kibiców w niedzielę, podczas meczu z Zawiszą Bydgoszcz? Jeśli zechcą, będą mogli stać na schodach, bo ochrona i policja nie będą reagować.
Ale wojewoda nie odpuszcza. Zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji wobec kibiców, bo choć blokowanie przejść ewakuacyjnych nie jest przestępstwem, to niewykonanie poleceń służb porządkowych - już tak. Grozi za to grzywna i zakaz stadionowy.
- Spiker jest członkiem służb porządkowych. Jeśli powie, że na schodach stać nie wolno, a kibice go zignorują, będzie to podstawa do ich ukarania. Oczekuję, że policja będzie stanowcza - powiedział Florek.
- W Warszawie kilkunastu kibiców oskarżono, bo stali na schodach. Niedawno sąd ich uniewinnił. Nie idźmy tą drogą - odpowiedział prezes Lecha.
Podobny proces toczy się w poznańskim sądzie. Dwa lata temu, podczas meczu z Koroną Kielce, schody i przejścia ewakuacyjne zatarasowało kilkudziesięciu fanatyków Lecha. Gdy ochroniarze próbowali ich usunąć, w ich stronę poleciały wulgaryzmy. I ochrona odpuściła. - Oskarżyliśmy 14 osób o zakłócenie przebiegu imprezy masowej. Wyrok jeszcze nie zapadł - mówi nam prokurator Piotr Herman.
Według policji kibice stojący na schodach nie są największym problemem. - Większym jest przemycanie na stadion i odpalanie zabronionych rac - mówił wczoraj wiceszef wielkopolskiej policji Jarosław Rzymkowski. Podkreślał, że kibole wnoszą race na stadion jeszcze przed meczem, a ochrona nie potrafi ich powstrzymać: - Wielokrotnie pisaliśmy w tej sprawie do Lecha Poznań. Bezskutecznie.
Klimczak: - Stadion zostanie uszczelniony. Podnosimy poziom zabezpieczeń.
Rzymkowski: - Na razie to tylko deklaracje. A ja chcę zobaczyć efekty.
gw