
CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Moderatorzy: Zorientowany, LechiaCHWM
-
- Posty: 246
- Rejestracja: 05.05.2013, 18:19
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
można cos więcej o tej fladze?
[link]
z tego co widze to Raków wykroił Górnik, mozna rok, ewentualnie okolicznosci?
[link]
z tego co widze to Raków wykroił Górnik, mozna rok, ewentualnie okolicznosci?
-
- Posty: 30
- Rejestracja: 14.06.2010, 21:56
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Wiosna 1997 najlepiej jak podam cytat z naszego forum opisujący to zdarzenie:
,,To było dokładnie tak: przed meczem Żaboli w klatce było kilku, no może kilkunastu. Akcja na tym samym patencie co kilka miechów wcześniej z Ruchem. Dwie osoby wskakują na murawę i K. zrywa jedyną wiszącą flagę. Barwy Rosji z napaćkaną nazwą miejscowości - nikt nie pamięta dokładnie jaką, ale chyba właśnie "Szowice". Flaga po meczu pojechała do Wodzika z Odrą.
Później wraz z główną grupą do klatki weszło kolejnych dwóch panów K. Ja się zamotałem pod kasami, bo miałem być trzeci Przed meczem podczas wywieszania flag jeden z panów K przeskoczył płot i przejął flagę "Żory", niby miał ją rozwiesić ale jednak po chwili, przy aplauzie całego stadionu, biegł z nią murawą w naszą stronę."
,,To było dokładnie tak: przed meczem Żaboli w klatce było kilku, no może kilkunastu. Akcja na tym samym patencie co kilka miechów wcześniej z Ruchem. Dwie osoby wskakują na murawę i K. zrywa jedyną wiszącą flagę. Barwy Rosji z napaćkaną nazwą miejscowości - nikt nie pamięta dokładnie jaką, ale chyba właśnie "Szowice". Flaga po meczu pojechała do Wodzika z Odrą.
Później wraz z główną grupą do klatki weszło kolejnych dwóch panów K. Ja się zamotałem pod kasami, bo miałem być trzeci Przed meczem podczas wywieszania flag jeden z panów K przeskoczył płot i przejął flagę "Żory", niby miał ją rozwiesić ale jednak po chwili, przy aplauzie całego stadionu, biegł z nią murawą w naszą stronę."
-
- Posty: 252
- Rejestracja: 31.03.2010, 21:57
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Zastanawia mnie która ekipa pierwsza użyła jednolitych strojów podczas dymu.
Lecha na Wolskiej miał żółte opaski, ale to zrozumiałe, żeby się połapać i jednolitym strojem bym tego nie nazwał
Arka na Grabiszyńskiej zielone koszulki. W sumie bardziej przypadek i służyły do identyfikacji
Koalicja L-ZS-OE-BKS białe koszulki. Podobna sytuacja jak wyżej.
Triada z trupimi kominiarkami ? Pierwsze mi przychodzi na myśl
Lecha na Wolskiej miał żółte opaski, ale to zrozumiałe, żeby się połapać i jednolitym strojem bym tego nie nazwał
Arka na Grabiszyńskiej zielone koszulki. W sumie bardziej przypadek i służyły do identyfikacji
Koalicja L-ZS-OE-BKS białe koszulki. Podobna sytuacja jak wyżej.
Triada z trupimi kominiarkami ? Pierwsze mi przychodzi na myśl
-
- Posty: 153
- Rejestracja: 14.10.2011, 19:37
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Dzisiaj na Weszło trafił się ciekawy artykuł:
[link]
Emil Kot. Fanatyk, który został trenerem
14 października 2013 - 13:38
Charakter. To słowo klucz w tej opowieści. Bez niego już dawno zmieniłby zainteresowania, znalazłby inne zajęcie, odciąłby się od przeszłości. Nawet dla świętego spokoju, bo i po co brnąć w kolejne kłopoty. Mimo 23 lat, dużo przeżył. Można powiedzieć, że historia opowiedziana w filmie Green Street Hooligans, to przy jego doświadczeniach bajka o Bolku i Lolku. Dziś pisze nowy rozdział w swoim życiu. Emil Kot. Kiedyś gniazdowy na Polonii, od czterech miesięcy drugi trener tego klubu. Facet, który mówi co myśli, a że myśli, to chętnie się go słucha.
Od małego chodził pod prąd. Kiedy dzieciaki na warszawskiej Białołęce biegały w koszulkach Zeigbo i Czereszewskiego, on wyciągał z szafy czarny trykot Olisadebe i z podniesioną głową wychodził na boisko. Nigdy się z tym nie krył. Szybko też przyzwyczaił się do szydery ze strony starszych kolegów. W okolicy i tak wszyscy wiedzieli, że razem z bratem jeździ na Polonię. Miał osiem lat, kiedy na Konwiktorską, po raz pierwszy zabrał go ojciec.
- Grałem w małym osiedlowym klubie na Białołęce, w Polfie Tarchomin. Chciałem w końcu zobaczyć piłkę na najwyższym, krajowym poziomie. Z bliska. Gdziekolwiek. W pierwszej chwili pomyśleliśmy z bratem – chodźmy na Legię. Ale rodzice nie byli tym pomysłem zachwyceni. Stwierdzili, że jesteśmy za mali, a na trybunach przy Łazienkowskiej nie było wówczas najbezpieczniej. W końcu jednak trafił się weekend, podczas którego Legia grała u siebie w sobotę, a Polonia w niedzielę. Mieliśmy pójść z ojcem na oba te mecze, ale ostatecznie dotarliśmy tylko na Konwiktorską. Przeznaczenie. Usiedliśmy na trybunie Głównej. Byłem zachwycony, ale jadąc na kolejny mecz, powiedziałem, że chcę siedzieć na Kamiennej. Tak też zrobiliśmy. I zostałem tam na lata.
Na Legię w końcu też pojechał, ale dwa lata później. Na sektor gości. Miał 10 lat i z bliska obserwował, jak Wieszczycki, Bykowski i Olisadebe, zapewniają Polonii drugi w historii tytuł mistrza Polski. Cała Łazienkowska kipiała z wściekłości. Emil po raz pierwszy poznał smak wygranych derbów i to od razu z bonusem: mistrzowską fetą. Ten wieczór jeszcze nie raz się śnił mu się później po nocach.
W CZERNI
Muranów. Okolice stadionu Polonii. Siedzimy w jednej z lokalnych kawiarni. Proporcje kibicowskie w Warszawie są wszystkim dobrze znane, ale nawet tutaj, w pobliżu Konwiktorskiej 6, nie brakuje na murach legijnych motywów.
- Chyba nie jest łatwo być kibicem Polonii w tym mieście? – pytam.
- Raczej nie. To jak w tym haśle: „Być Legionistą – takich jest wielu. Bycie Polonistą wymaga charakteru.” To idealnie oddaje całą sytuację. Najgorzej mają ci, którzy mieszkają na Woli lub na Grochowie, bo nie oszukujmy się – tam nie ma taryfy ulgowej. W każdej chwili może dojść do zwady. Bycie Polonistą na pewno wzmacnia charakter – odpowiada.
Trybuny bardzo szybko stały się dla niego czymś więcej, niż tylko weekendową rozrywką. Miał 14 lat, kiedy wraz z bratem uczestniczył przy stawianiu na nogi nowej, polonijnej grupy – „Ultras Enigma”. Zresztą, do dziś nadającej ultrastyczny ton na trybunach przy Konwiktorskiej.
- Kiedy zaczynaliśmy była tylko jedna ekipa, IFC Polonia, złożona z dwudziestoparolatków. Wyglądaliśmy przy nich trochę jak gimbusy, bo chyba tak się teraz mówi. Na początku spotykaliśmy się pod stadionem, robiliśmy proste oprawy, angażowaliśmy w szycie flag, pomagając w ten sposób grupie IFC. Później zaczęliśmy wprowadzać własne projekty. Z czasem IFC zaczęło się wykruszać, wiadomo – praca, rodzina, inne obowiązki – no i w końcu na tym ultrasowskim polu została tylko Enigma. W pewnym momencie nasza grupa liczyła nawet 30 osób, co jak na standardy naszego klubu, było mega wynikiem. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Nie były to wyłącznie relacje: trybuny – dom. Dobrze się dogadywaliśmy. Wszystko było robione w fajnym klimacie. A te oprawy, wiadomo, raz wychodziły lepiej, raz gorzej. Zdolności plastycznych czasami nam trochę brakowało – uśmiecha się.
Na Polonię już wtedy przyjeżdżał niemal codziennie. Nie tylko z pobudek kibicowskich. Trenował w drużynie juniorów, rocznik 90. Mieli dobrą paczkę: Damian Jaroń, Patryk Koziara czy Jacek Pawłowski – to był na Mazowszu absolutny top. Po kilku latach odszedł jednak do podwarszawskiej Marcovii. Trenerem był tam wówczas Jarosław Wojciechowski, były piłkarz Legii Warszawa, który zawsze wyjątkowo spinał się na mecze z Kosą Konstancin. A jak Kosa i rocznik 90, to wiadomo, kto na boisku robił najwięcej wiatru. Kuba Kosecki.
- W juniorach złapałem na nim ze trzy czerwony kartki. Prowokował. Potrafił nadepnąć na stopę, złapać za koszulkę, szepnąć słówko na ucho. Już wtedy prowadził seniorską grę. A nam głowa grzała się błyskawicznie. Jeden wślizg, drugi, i graliśmy w osłabieniu, a Kosa tylko przechodził obok i się śmiał. Ale już wtedy było widać, że potencjał piłkarski ma kolosalny. Ciężko się przeciwko niemu grało. Najgorzej było, jak dałeś mu się odwrócić w kierunku bramki, to mijał dwóch, trzech rywali i ładował bramkę. Mecze Kosy z Marcovią zawsze kończyły się awanturą. Ale piłkarsko najlepsze w tym roczniku było Piaseczno. Jankowski, Kupisz, Możdżeń, Maślanka, Witan. Niesamowita paczka. Kiedyś przyjęliśmy od nich 1:10. To chyba była najwyższa moja porażka w życiu.
ZMIANY
W 2006 roku Polonia spadła z ekstraklasy. Podczas jednego z meczów, już w drugoligowej rzeczywistości, na trybunach panował chaos. Nie było gniazdowego, doping był szarpany. W szeregach Enigmy pojawiła się konsternacja. Ktoś musiał wejść i wziąć to na swoje barki. Wtedy 17-letni Emil postanowił po raz pierwszy rozruszać całe towarzystwo na Kamiennej.
- Brat się mnie tylko spytał, czy wiem, na co się decyduje... Skinąłem głową, że tak. Może nie wszystkim od razu przypadłem do gustu, ale chyba nie było najgorzej, bo zostałem tam na kilka lat. Fajny czas. Emocje, jakie towarzyszą ci na gnieździe są niesamowite.
- Można je porównać do tych, przeżywanych na ławce trenerskiej? – dopytuję.
- Tylko w pewnym stopniu. Nie ma nic bardziej niesamowitego, niż ten ryk trybun, który słyszysz, stojąc na gnieździe. Ciarki przechodzi po plecach. W dalszym ciągu zerkam z ławki na trybuny i patrzę jak się bawią koledzy, jak prowadzą doping. Cały czas jestem jednym z nich. Ludzie często pojmują fenomen ruchu ultras, dopiero wchodząc do tego środowiska. Ostatnio zabrałem Piotrka Dziewickiego na obchody uczczenia powstańców poległych na stadionie Polonii. Wtedy po raz pierwszy odpalił racę i widziałem ten błysk w jego oku. Zobaczył na czym to polega, jak to smakuje. Zresztą, wystarczy spojrzeć na jego reakcję na tak zwaną pomeczową „rakietę”, kiedy fetujemy zwycięstwo z kibicami. Piotrek stał się fanatykiem. Jest wychowankiem tego klubu i oddanym kibicem. Sam go trochę nakręcam na ten kibicowski klimat naszego klubu – odpowiada.
Jak sam przyznaje, kiedy otrzymał propozycję objęcia funkcji drugiego trenera, był w szoku. Przebywał akurat na terenie klubu, kiedy Piotrek Dziewicki zaprosił go na rozmowę. Zapytał wprost, czy pomoże mu w tym wszystkim, co się zaczyna dziać się w klubie. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
Kilka tygodni później, poprowadził pierwszy trening, na którym zjawiło się kilkudziesięciu chłopaków, chcących grać w czwartoligowej Polonii. Nie był żółtodziobem. Od lat pracował już z młodzieżą, najpierw w Markach, a ostatnio w Akademii Polonii. Zaliczył też trenerski epizod w lidze okręgowej. Cytując Jana Furtoka, można powiedzieć, że wie, jak pachną skarpetki.
- Piotrek od razu mi zaufał i jestem mu za to wdzięczny. Często pyta mnie o zdanie. Słucha. To ważne. Jeśli daje mu konkretne, merytoryczne argumenty, to on je przyjmuje. Nie okopuje się i nie twierdzi, że ma niepodważalną rację. To normalny facet, skory do pomocy. Przedwczoraj na przykład posprzątaliśmy i przemeblowaliśmy pokój 112, gdzie jest nasze biuro. W ekstraklasie, jakby zobaczyli trenerów ze zmiotką, to by się za głowę złapali. Ale nam korona z głowy nie spadnie. To też bardzo mi się podoba w Piotrku. On nie uważa się za niewiadomo kogo. Nie jest gościem z wybujanym ego. A ten klub, to dla nas jak drugi dom.
ULTRAS OR HOOLIGANS?
Wyjazdy. Tych w jego kibicowskiem dossier jest mnóstwo. Jeszcze jako gniazdowy, zjeździł za Polonią całą Polskę, plus kawałek Europy. Najciekawiej, jak sam przyznaje było w Podgoricy, gdzie „Czarne Koszule” grały z Budocnostią.
- Pojechaliśmy tam samochodem w pięć osób, organizując sobie przy okazji mały tour po Bałkanach. Dwa dni spędziliśmy w Chorwacji, potem jeden dzień w Bośni, i dopiero ruszyliśmy na Podgoricę. Wiedzieliśmy, że fani Budocnosti nie należą do najspokojniejszych i byliśmy gotowi na różny rozwój wypadków. Ciekawie zrobiło się jednak już na granicy, gdzie okazało się, że zielona karta podbita w Bośni, ma złą datę. Celnik dość szybko i zdecydowanie oznajmił nam, że do Czarnogóry to my niestety, nie wjedziemy. Powiedział, żebyśmy spróbowali nazajutrz. Zaczęliśmy więc tłumaczyć, że jedziemy na mecz, trochę nam się spieszy i czy nie dałoby tego jakoś załatwić. A on do nas:
- Na mecz? A z kim gracie?
- Z Budocnostią.
Na chwilę zamilkł. Podciągnął tylko rękaw i pokazał nam tatuaż, który miał na barku. To był herb Budocnosti. Zapytał krótko: - Ultras or hooligans? Odpowiedzieliśmy, że ultras. Ale jako, że dwóch z nas było słusznej postury, to chyba nie uwierzył. Powiedział, że nie wjedziemy. Nie ma opcji. Przekonał go dopiero polski konsul, do którego udało nam się dodzwonić, argumentując, że to tylko jednodniowa wizyta. Celnik na odchodne jeszcze raz wskazał palcem na tatuaż i powiedział, żebyśmy uważali na siebie.
Będąc już w Podgoricy, zapytaliśmy boya hotelowego o jakiś parking w pobliżu stadionu. Ten grzecznie nam wytłumaczył, wskazując drogę do celu. Pojechaliśmy zgodnie z wytycznymi. Dojeżdżając na miejsce, zauważyliśmy, że dookoła jest strasznie niebiesko. Kupa ludzi i wszyscy w barwach Budocnosti. Pomyśleliśmy - pewnie to jakiś sektor rodzinny. Szybko przebraliśmy się w nasze barwy, wysiedliśmy z samochodu i dopiero dotarło do nas, że znaleźliśmy się w centralnym punkcie zbiórki młyna Budocnosti. To tak, jakbyśmy zaparkowali pod Żyletą. Ciarki przeszły nam po plecach, ale stwierdziliśmy – trudno, idziemy. W pięciu nic nam się nie stanie. Oczywiście już po kilku sekundach, czuliśmy na sobie wzrok i wytykanie palcami. Szybko pojawiły się też wyzwiska, poleciała jakaś butelka.
Nagle podbiegł do nas policjant, który zauważył nas z kilometra i wymamrotał przestraszony: „easy, easy”. Odprowadził nas w pojedynkę na sektor gości, gdzie już czekali pozostali Poloniści. Najgorzej miał jednak nasz kierowca, który przez pełne 90 minut meczu, myślał tylko o jednym: czy jego samochód przetrwa tę próbę czasu. Później, już po spotkaniu, nasi kibice zapakowali się do busa, a my udaliśmy się w drogę powrotną na parking. Dostaliśmy do eskorty znowu jednego policjanta, co tylko dodawało komizmu tej sytuacji, ale dotarliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że samochód jest cały. Uff... Odetchnęliśmy.
Zdążyliśmy jednak tylko wyjechać z parkingu, kiedy drogę zajechał nam pierwszy samochód. W naszą stronę znów poleciało kilka butelek, ale zdążyliśmy się wywinąć. Uciekliśmy. Niemniej, po chwili widzieliśmy w lusterku, że za nami jedzie już nie jeden, a cztery samochody, co w mieście, którego kompletnie nie znaliśmy, trochę komplikowało sytuacje. Nasz kierowca miał więc wytężony wzrok, niczym bohater filmu Transporter, zerkał to w prawo, to w lewo, tamci podjeżdżali, co chwila zajeżdżając drogę. Robiło się gorąco. Zdawaliśmy sobie sprawę, że o ile w konfrontacji z załogą jednego samochodu, mamy jeszcze szansę, to już z czterema, może być problem. Uciekaliśmy więc przez skrzyżowania, na czerwonych światłach, aż w końcu wjechaliśmy w osiedle domków jednorodzinnych, gdzie zgasiliśmy silnik i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Na szczęście udało nam się ich zgubić. Nawet nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Nie mieliśmy żadnego GPS-a. Tylko mapy. Dochodziła północ. Zobaczyliśmy jakiegoś faceta, który jeszcze coś podlewał w swoim ogródku. Na nasz widok, od razu wyleciał z kijem, ale uspokoiliśmy go, że chcemy się tylko zapytać o drogę na Sarajewo. Okazało się, że byliśmy przy samej wylotówce do Bośni. Złapaliśmy oddech. Podróż do Polski zleciała w mgnieniu oka – kończy opowieść z szelmowskim uśmiechem.
BLIZNY
Gniazdowym był jeszcze tylko przez rok. Łącznie na Kamiennej prowadził doping przez trzy lata. W tym czasie kreował oprawy, wymyślał nowe przyśpiewki, w tym także nową wersję „Kto tak gra...”, śpiewaną na wzór kibiców Tottenhamu „Oh, when the Spurs...” Stał się najbardziej rozpoznawalnym kibicem Polonii spośród ultrasów, co nie zawsze było atutem. Jerzy Pilch powiedział kiedyś, że futbol jest metaforą bitwy, ale chyba nie taką bitwę miał na myśli.
11 listopada 2010 roku, Emil wraz z innymi kibicami wybrał się na Marsz Niepodległości. Po jego zakończeniu, w okolicach Pomnika Dmowskiego, on i jego kolega zostali zaatakowani przez innych panów w szalikach. Zadano im kilka ciosów nożem. Jedna z ran kończyła się na tętnicy szyjnej. Emil cudem uszedł z życiem, ale to go nie złamało. Po wyjściu ze szpitala zaskoczył wszystkich. Wrócił na Kamienną i poprowadził doping podczas meczu z Wisłą. Dla kibiców Polonii była to manifestacja jego wielkiego charakteru. Niezłomności. Kilka tygodni później pojawił się także na wyjeździe w Kielcach, ale z biegiem czasu zaczął nabierać zdrowego dystansu do życia trybun. Priorytetem stała się trenerka.
- Ostatnio kolega z Włoch, kibic Noceriny Calcio, napisał mi, że jestem prawdopodobnie pierwszym ultra-trenerem w Europie – przyznaje dzisiaj z entuzjazmem. Do wydarzeń z Marszu woli nie wracać. Wystarczy, że przypominają mu o tym blizny na ciele.
TRADYCJA
Jako trener jest wymagający. Ma fioła na punkcie zdrowego odżywiania. Kiedyś przecierał oczy ze zdumienia, widząc Ebiego Smolarka jedzącego przed meczem tosty, które popijał coca-colą.
– Przykład Ebiego był bolesny. Do meczu pozostało, bez mała, półtorej godziny, a on wszedł w getrach, koszulce i spodenkach do Czarnej Koszuli, gdzie zamówił colę i dwa tosty. Pół godziny później wyszedł na rozgrzewkę i okazało się, że gra w pierwszym składzie. Byłem w lekkim szoku. Jako kibica, strasznie mnie irytowało, kiedy trafialiśmy na piłkarzy w McDonald’s, w pobliskiej Arkadii. Oczywiście, wszystko jest dla ludzi, ale jeśli taka sytuacja powtarzała się kilka razy w tygodniu, albo w piątek, dzień przed meczem, panowie siedzieli w Bierhalle, no to coś było nie tak. Sam staram się patrzeć na to, co mam na talerzu. Dużo ćwiczę indywidualnie. Siłownia, bieganie, kalistenika , basen. Staram się cały czas być w ruchu. Naszych piłkarzy również staramy się uświadamiać, co powinni jeść, a czego nie, dlatego często posiłki jemy wspólnie. Pomimo tego, że to tylko czwarta liga.
Emil uświadamia piłkarzy Polonii nie tylko w kwestiach diety, ale i historii klubu. Jest pomostem pomiędzy ławką trenerską, a trybunami. Ma na ten temat nawet pewną teorię.
- Poniekąd wydaje mi się, że właśnie dlatego zdecydowano się mnie włączyć do sztabu szkoleniowego. Nie zadecydowały wyłącznie moje umiejętności i wiedza trenerska, ale również ten kibicowski background. Ktoś musi dbać o klimat wokół drużyny. A ten, wydaje mi się, że jest teraz dużo lepszy, niż w ekstraklasie. Piłkarze sami mówią, że po dwóch miesiącach spędzonych tutaj, czują się jak w domu. Jakby grali w Polonii od dwudziestu lat. To akurat słowa Daniela Grali, który przyszedł do nas z Kolna. On akurat połknął tego bakcyla w stu procentach, bo nawet w Ciechanowie, po bramce na 2:0 tak się zagalopował, że poleciał na tak zwanego misia do naszych kibiców i na chwile wylądował na sektorze gości. Nasi piłkarze zdają sobie sprawę, że to jest klub z piękną historią, tradycjami. Nawet siedząc w Czarnej Koszuli, mogą usłyszeć różne historie o Polonii, o całych rodzinach polonijnych, o tradycji tego klubu. Czy to od Pawła, który prowadzi ten lokal czy od naszego słynnego kibica, Konia, który jest encyklopedią w klubowych kwestiach. Sam często im opowiadam różne anegdoty.
- I jak reagują?
- Słuchają. Powoli pojmują, że tu nie jesteś jednym z wielu, jak na Łazienkowskiej. Tutaj po prostu jesteś wyjątkowy.
[link]
Emil Kot. Fanatyk, który został trenerem
14 października 2013 - 13:38
Charakter. To słowo klucz w tej opowieści. Bez niego już dawno zmieniłby zainteresowania, znalazłby inne zajęcie, odciąłby się od przeszłości. Nawet dla świętego spokoju, bo i po co brnąć w kolejne kłopoty. Mimo 23 lat, dużo przeżył. Można powiedzieć, że historia opowiedziana w filmie Green Street Hooligans, to przy jego doświadczeniach bajka o Bolku i Lolku. Dziś pisze nowy rozdział w swoim życiu. Emil Kot. Kiedyś gniazdowy na Polonii, od czterech miesięcy drugi trener tego klubu. Facet, który mówi co myśli, a że myśli, to chętnie się go słucha.
Od małego chodził pod prąd. Kiedy dzieciaki na warszawskiej Białołęce biegały w koszulkach Zeigbo i Czereszewskiego, on wyciągał z szafy czarny trykot Olisadebe i z podniesioną głową wychodził na boisko. Nigdy się z tym nie krył. Szybko też przyzwyczaił się do szydery ze strony starszych kolegów. W okolicy i tak wszyscy wiedzieli, że razem z bratem jeździ na Polonię. Miał osiem lat, kiedy na Konwiktorską, po raz pierwszy zabrał go ojciec.
- Grałem w małym osiedlowym klubie na Białołęce, w Polfie Tarchomin. Chciałem w końcu zobaczyć piłkę na najwyższym, krajowym poziomie. Z bliska. Gdziekolwiek. W pierwszej chwili pomyśleliśmy z bratem – chodźmy na Legię. Ale rodzice nie byli tym pomysłem zachwyceni. Stwierdzili, że jesteśmy za mali, a na trybunach przy Łazienkowskiej nie było wówczas najbezpieczniej. W końcu jednak trafił się weekend, podczas którego Legia grała u siebie w sobotę, a Polonia w niedzielę. Mieliśmy pójść z ojcem na oba te mecze, ale ostatecznie dotarliśmy tylko na Konwiktorską. Przeznaczenie. Usiedliśmy na trybunie Głównej. Byłem zachwycony, ale jadąc na kolejny mecz, powiedziałem, że chcę siedzieć na Kamiennej. Tak też zrobiliśmy. I zostałem tam na lata.
Na Legię w końcu też pojechał, ale dwa lata później. Na sektor gości. Miał 10 lat i z bliska obserwował, jak Wieszczycki, Bykowski i Olisadebe, zapewniają Polonii drugi w historii tytuł mistrza Polski. Cała Łazienkowska kipiała z wściekłości. Emil po raz pierwszy poznał smak wygranych derbów i to od razu z bonusem: mistrzowską fetą. Ten wieczór jeszcze nie raz się śnił mu się później po nocach.
W CZERNI
Muranów. Okolice stadionu Polonii. Siedzimy w jednej z lokalnych kawiarni. Proporcje kibicowskie w Warszawie są wszystkim dobrze znane, ale nawet tutaj, w pobliżu Konwiktorskiej 6, nie brakuje na murach legijnych motywów.
- Chyba nie jest łatwo być kibicem Polonii w tym mieście? – pytam.
- Raczej nie. To jak w tym haśle: „Być Legionistą – takich jest wielu. Bycie Polonistą wymaga charakteru.” To idealnie oddaje całą sytuację. Najgorzej mają ci, którzy mieszkają na Woli lub na Grochowie, bo nie oszukujmy się – tam nie ma taryfy ulgowej. W każdej chwili może dojść do zwady. Bycie Polonistą na pewno wzmacnia charakter – odpowiada.
Trybuny bardzo szybko stały się dla niego czymś więcej, niż tylko weekendową rozrywką. Miał 14 lat, kiedy wraz z bratem uczestniczył przy stawianiu na nogi nowej, polonijnej grupy – „Ultras Enigma”. Zresztą, do dziś nadającej ultrastyczny ton na trybunach przy Konwiktorskiej.
- Kiedy zaczynaliśmy była tylko jedna ekipa, IFC Polonia, złożona z dwudziestoparolatków. Wyglądaliśmy przy nich trochę jak gimbusy, bo chyba tak się teraz mówi. Na początku spotykaliśmy się pod stadionem, robiliśmy proste oprawy, angażowaliśmy w szycie flag, pomagając w ten sposób grupie IFC. Później zaczęliśmy wprowadzać własne projekty. Z czasem IFC zaczęło się wykruszać, wiadomo – praca, rodzina, inne obowiązki – no i w końcu na tym ultrasowskim polu została tylko Enigma. W pewnym momencie nasza grupa liczyła nawet 30 osób, co jak na standardy naszego klubu, było mega wynikiem. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Nie były to wyłącznie relacje: trybuny – dom. Dobrze się dogadywaliśmy. Wszystko było robione w fajnym klimacie. A te oprawy, wiadomo, raz wychodziły lepiej, raz gorzej. Zdolności plastycznych czasami nam trochę brakowało – uśmiecha się.
Na Polonię już wtedy przyjeżdżał niemal codziennie. Nie tylko z pobudek kibicowskich. Trenował w drużynie juniorów, rocznik 90. Mieli dobrą paczkę: Damian Jaroń, Patryk Koziara czy Jacek Pawłowski – to był na Mazowszu absolutny top. Po kilku latach odszedł jednak do podwarszawskiej Marcovii. Trenerem był tam wówczas Jarosław Wojciechowski, były piłkarz Legii Warszawa, który zawsze wyjątkowo spinał się na mecze z Kosą Konstancin. A jak Kosa i rocznik 90, to wiadomo, kto na boisku robił najwięcej wiatru. Kuba Kosecki.
- W juniorach złapałem na nim ze trzy czerwony kartki. Prowokował. Potrafił nadepnąć na stopę, złapać za koszulkę, szepnąć słówko na ucho. Już wtedy prowadził seniorską grę. A nam głowa grzała się błyskawicznie. Jeden wślizg, drugi, i graliśmy w osłabieniu, a Kosa tylko przechodził obok i się śmiał. Ale już wtedy było widać, że potencjał piłkarski ma kolosalny. Ciężko się przeciwko niemu grało. Najgorzej było, jak dałeś mu się odwrócić w kierunku bramki, to mijał dwóch, trzech rywali i ładował bramkę. Mecze Kosy z Marcovią zawsze kończyły się awanturą. Ale piłkarsko najlepsze w tym roczniku było Piaseczno. Jankowski, Kupisz, Możdżeń, Maślanka, Witan. Niesamowita paczka. Kiedyś przyjęliśmy od nich 1:10. To chyba była najwyższa moja porażka w życiu.
ZMIANY
W 2006 roku Polonia spadła z ekstraklasy. Podczas jednego z meczów, już w drugoligowej rzeczywistości, na trybunach panował chaos. Nie było gniazdowego, doping był szarpany. W szeregach Enigmy pojawiła się konsternacja. Ktoś musiał wejść i wziąć to na swoje barki. Wtedy 17-letni Emil postanowił po raz pierwszy rozruszać całe towarzystwo na Kamiennej.
- Brat się mnie tylko spytał, czy wiem, na co się decyduje... Skinąłem głową, że tak. Może nie wszystkim od razu przypadłem do gustu, ale chyba nie było najgorzej, bo zostałem tam na kilka lat. Fajny czas. Emocje, jakie towarzyszą ci na gnieździe są niesamowite.
- Można je porównać do tych, przeżywanych na ławce trenerskiej? – dopytuję.
- Tylko w pewnym stopniu. Nie ma nic bardziej niesamowitego, niż ten ryk trybun, który słyszysz, stojąc na gnieździe. Ciarki przechodzi po plecach. W dalszym ciągu zerkam z ławki na trybuny i patrzę jak się bawią koledzy, jak prowadzą doping. Cały czas jestem jednym z nich. Ludzie często pojmują fenomen ruchu ultras, dopiero wchodząc do tego środowiska. Ostatnio zabrałem Piotrka Dziewickiego na obchody uczczenia powstańców poległych na stadionie Polonii. Wtedy po raz pierwszy odpalił racę i widziałem ten błysk w jego oku. Zobaczył na czym to polega, jak to smakuje. Zresztą, wystarczy spojrzeć na jego reakcję na tak zwaną pomeczową „rakietę”, kiedy fetujemy zwycięstwo z kibicami. Piotrek stał się fanatykiem. Jest wychowankiem tego klubu i oddanym kibicem. Sam go trochę nakręcam na ten kibicowski klimat naszego klubu – odpowiada.
Jak sam przyznaje, kiedy otrzymał propozycję objęcia funkcji drugiego trenera, był w szoku. Przebywał akurat na terenie klubu, kiedy Piotrek Dziewicki zaprosił go na rozmowę. Zapytał wprost, czy pomoże mu w tym wszystkim, co się zaczyna dziać się w klubie. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
Kilka tygodni później, poprowadził pierwszy trening, na którym zjawiło się kilkudziesięciu chłopaków, chcących grać w czwartoligowej Polonii. Nie był żółtodziobem. Od lat pracował już z młodzieżą, najpierw w Markach, a ostatnio w Akademii Polonii. Zaliczył też trenerski epizod w lidze okręgowej. Cytując Jana Furtoka, można powiedzieć, że wie, jak pachną skarpetki.
- Piotrek od razu mi zaufał i jestem mu za to wdzięczny. Często pyta mnie o zdanie. Słucha. To ważne. Jeśli daje mu konkretne, merytoryczne argumenty, to on je przyjmuje. Nie okopuje się i nie twierdzi, że ma niepodważalną rację. To normalny facet, skory do pomocy. Przedwczoraj na przykład posprzątaliśmy i przemeblowaliśmy pokój 112, gdzie jest nasze biuro. W ekstraklasie, jakby zobaczyli trenerów ze zmiotką, to by się za głowę złapali. Ale nam korona z głowy nie spadnie. To też bardzo mi się podoba w Piotrku. On nie uważa się za niewiadomo kogo. Nie jest gościem z wybujanym ego. A ten klub, to dla nas jak drugi dom.
ULTRAS OR HOOLIGANS?
Wyjazdy. Tych w jego kibicowskiem dossier jest mnóstwo. Jeszcze jako gniazdowy, zjeździł za Polonią całą Polskę, plus kawałek Europy. Najciekawiej, jak sam przyznaje było w Podgoricy, gdzie „Czarne Koszule” grały z Budocnostią.
- Pojechaliśmy tam samochodem w pięć osób, organizując sobie przy okazji mały tour po Bałkanach. Dwa dni spędziliśmy w Chorwacji, potem jeden dzień w Bośni, i dopiero ruszyliśmy na Podgoricę. Wiedzieliśmy, że fani Budocnosti nie należą do najspokojniejszych i byliśmy gotowi na różny rozwój wypadków. Ciekawie zrobiło się jednak już na granicy, gdzie okazało się, że zielona karta podbita w Bośni, ma złą datę. Celnik dość szybko i zdecydowanie oznajmił nam, że do Czarnogóry to my niestety, nie wjedziemy. Powiedział, żebyśmy spróbowali nazajutrz. Zaczęliśmy więc tłumaczyć, że jedziemy na mecz, trochę nam się spieszy i czy nie dałoby tego jakoś załatwić. A on do nas:
- Na mecz? A z kim gracie?
- Z Budocnostią.
Na chwilę zamilkł. Podciągnął tylko rękaw i pokazał nam tatuaż, który miał na barku. To był herb Budocnosti. Zapytał krótko: - Ultras or hooligans? Odpowiedzieliśmy, że ultras. Ale jako, że dwóch z nas było słusznej postury, to chyba nie uwierzył. Powiedział, że nie wjedziemy. Nie ma opcji. Przekonał go dopiero polski konsul, do którego udało nam się dodzwonić, argumentując, że to tylko jednodniowa wizyta. Celnik na odchodne jeszcze raz wskazał palcem na tatuaż i powiedział, żebyśmy uważali na siebie.
Będąc już w Podgoricy, zapytaliśmy boya hotelowego o jakiś parking w pobliżu stadionu. Ten grzecznie nam wytłumaczył, wskazując drogę do celu. Pojechaliśmy zgodnie z wytycznymi. Dojeżdżając na miejsce, zauważyliśmy, że dookoła jest strasznie niebiesko. Kupa ludzi i wszyscy w barwach Budocnosti. Pomyśleliśmy - pewnie to jakiś sektor rodzinny. Szybko przebraliśmy się w nasze barwy, wysiedliśmy z samochodu i dopiero dotarło do nas, że znaleźliśmy się w centralnym punkcie zbiórki młyna Budocnosti. To tak, jakbyśmy zaparkowali pod Żyletą. Ciarki przeszły nam po plecach, ale stwierdziliśmy – trudno, idziemy. W pięciu nic nam się nie stanie. Oczywiście już po kilku sekundach, czuliśmy na sobie wzrok i wytykanie palcami. Szybko pojawiły się też wyzwiska, poleciała jakaś butelka.
Nagle podbiegł do nas policjant, który zauważył nas z kilometra i wymamrotał przestraszony: „easy, easy”. Odprowadził nas w pojedynkę na sektor gości, gdzie już czekali pozostali Poloniści. Najgorzej miał jednak nasz kierowca, który przez pełne 90 minut meczu, myślał tylko o jednym: czy jego samochód przetrwa tę próbę czasu. Później, już po spotkaniu, nasi kibice zapakowali się do busa, a my udaliśmy się w drogę powrotną na parking. Dostaliśmy do eskorty znowu jednego policjanta, co tylko dodawało komizmu tej sytuacji, ale dotarliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że samochód jest cały. Uff... Odetchnęliśmy.
Zdążyliśmy jednak tylko wyjechać z parkingu, kiedy drogę zajechał nam pierwszy samochód. W naszą stronę znów poleciało kilka butelek, ale zdążyliśmy się wywinąć. Uciekliśmy. Niemniej, po chwili widzieliśmy w lusterku, że za nami jedzie już nie jeden, a cztery samochody, co w mieście, którego kompletnie nie znaliśmy, trochę komplikowało sytuacje. Nasz kierowca miał więc wytężony wzrok, niczym bohater filmu Transporter, zerkał to w prawo, to w lewo, tamci podjeżdżali, co chwila zajeżdżając drogę. Robiło się gorąco. Zdawaliśmy sobie sprawę, że o ile w konfrontacji z załogą jednego samochodu, mamy jeszcze szansę, to już z czterema, może być problem. Uciekaliśmy więc przez skrzyżowania, na czerwonych światłach, aż w końcu wjechaliśmy w osiedle domków jednorodzinnych, gdzie zgasiliśmy silnik i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Na szczęście udało nam się ich zgubić. Nawet nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Nie mieliśmy żadnego GPS-a. Tylko mapy. Dochodziła północ. Zobaczyliśmy jakiegoś faceta, który jeszcze coś podlewał w swoim ogródku. Na nasz widok, od razu wyleciał z kijem, ale uspokoiliśmy go, że chcemy się tylko zapytać o drogę na Sarajewo. Okazało się, że byliśmy przy samej wylotówce do Bośni. Złapaliśmy oddech. Podróż do Polski zleciała w mgnieniu oka – kończy opowieść z szelmowskim uśmiechem.
BLIZNY
Gniazdowym był jeszcze tylko przez rok. Łącznie na Kamiennej prowadził doping przez trzy lata. W tym czasie kreował oprawy, wymyślał nowe przyśpiewki, w tym także nową wersję „Kto tak gra...”, śpiewaną na wzór kibiców Tottenhamu „Oh, when the Spurs...” Stał się najbardziej rozpoznawalnym kibicem Polonii spośród ultrasów, co nie zawsze było atutem. Jerzy Pilch powiedział kiedyś, że futbol jest metaforą bitwy, ale chyba nie taką bitwę miał na myśli.
11 listopada 2010 roku, Emil wraz z innymi kibicami wybrał się na Marsz Niepodległości. Po jego zakończeniu, w okolicach Pomnika Dmowskiego, on i jego kolega zostali zaatakowani przez innych panów w szalikach. Zadano im kilka ciosów nożem. Jedna z ran kończyła się na tętnicy szyjnej. Emil cudem uszedł z życiem, ale to go nie złamało. Po wyjściu ze szpitala zaskoczył wszystkich. Wrócił na Kamienną i poprowadził doping podczas meczu z Wisłą. Dla kibiców Polonii była to manifestacja jego wielkiego charakteru. Niezłomności. Kilka tygodni później pojawił się także na wyjeździe w Kielcach, ale z biegiem czasu zaczął nabierać zdrowego dystansu do życia trybun. Priorytetem stała się trenerka.
- Ostatnio kolega z Włoch, kibic Noceriny Calcio, napisał mi, że jestem prawdopodobnie pierwszym ultra-trenerem w Europie – przyznaje dzisiaj z entuzjazmem. Do wydarzeń z Marszu woli nie wracać. Wystarczy, że przypominają mu o tym blizny na ciele.
TRADYCJA
Jako trener jest wymagający. Ma fioła na punkcie zdrowego odżywiania. Kiedyś przecierał oczy ze zdumienia, widząc Ebiego Smolarka jedzącego przed meczem tosty, które popijał coca-colą.
– Przykład Ebiego był bolesny. Do meczu pozostało, bez mała, półtorej godziny, a on wszedł w getrach, koszulce i spodenkach do Czarnej Koszuli, gdzie zamówił colę i dwa tosty. Pół godziny później wyszedł na rozgrzewkę i okazało się, że gra w pierwszym składzie. Byłem w lekkim szoku. Jako kibica, strasznie mnie irytowało, kiedy trafialiśmy na piłkarzy w McDonald’s, w pobliskiej Arkadii. Oczywiście, wszystko jest dla ludzi, ale jeśli taka sytuacja powtarzała się kilka razy w tygodniu, albo w piątek, dzień przed meczem, panowie siedzieli w Bierhalle, no to coś było nie tak. Sam staram się patrzeć na to, co mam na talerzu. Dużo ćwiczę indywidualnie. Siłownia, bieganie, kalistenika , basen. Staram się cały czas być w ruchu. Naszych piłkarzy również staramy się uświadamiać, co powinni jeść, a czego nie, dlatego często posiłki jemy wspólnie. Pomimo tego, że to tylko czwarta liga.
Emil uświadamia piłkarzy Polonii nie tylko w kwestiach diety, ale i historii klubu. Jest pomostem pomiędzy ławką trenerską, a trybunami. Ma na ten temat nawet pewną teorię.
- Poniekąd wydaje mi się, że właśnie dlatego zdecydowano się mnie włączyć do sztabu szkoleniowego. Nie zadecydowały wyłącznie moje umiejętności i wiedza trenerska, ale również ten kibicowski background. Ktoś musi dbać o klimat wokół drużyny. A ten, wydaje mi się, że jest teraz dużo lepszy, niż w ekstraklasie. Piłkarze sami mówią, że po dwóch miesiącach spędzonych tutaj, czują się jak w domu. Jakby grali w Polonii od dwudziestu lat. To akurat słowa Daniela Grali, który przyszedł do nas z Kolna. On akurat połknął tego bakcyla w stu procentach, bo nawet w Ciechanowie, po bramce na 2:0 tak się zagalopował, że poleciał na tak zwanego misia do naszych kibiców i na chwile wylądował na sektorze gości. Nasi piłkarze zdają sobie sprawę, że to jest klub z piękną historią, tradycjami. Nawet siedząc w Czarnej Koszuli, mogą usłyszeć różne historie o Polonii, o całych rodzinach polonijnych, o tradycji tego klubu. Czy to od Pawła, który prowadzi ten lokal czy od naszego słynnego kibica, Konia, który jest encyklopedią w klubowych kwestiach. Sam często im opowiadam różne anegdoty.
- I jak reagują?
- Słuchają. Powoli pojmują, że tu nie jesteś jednym z wielu, jak na Łazienkowskiej. Tutaj po prostu jesteś wyjątkowy.
Skarżyć nie wolno, kapować nie wolno, ODEGRAĆ SIĘ WOLNO!
-
- Posty: 803
- Rejestracja: 18.01.2009, 13:46
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Jak wyglądała słynna dyma sprzed 3 lat z Poddębic? Widzew zatrzymał samochody Łksu, czy jakiś ręczny w pociągu padł? bo o ile dobrze pamiętam, Łks jechał wtedy gdzieś na turniej
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 23.01.2013, 13:22
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
na takie informacje bym tutaj nie liczył
-
- Posty: 481
- Rejestracja: 02.01.2012, 10:30
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
ŁKS jechał samochodami do Piły, to nie była tajemnica.
-
- Posty: 89
- Rejestracja: 14.04.2013, 08:59
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Widzew który stał na trasie w Poddębicach na ŁKS jadący na turniej do Piły RTS poległ po czym wpada psiarnia wszyscy się desantują do aut Widzewiacy w panice zostawiają kolege który umiera. (Była to pierwsza ofiara ''honorowych'' spotkań). Bardzo rzadko się zdarza żeby ekipa która atakuje przegrywa starcie. Kto wie może gdyby nie psiarnia to chłopak by przeżył bo ktoś udzielił by mu natychmiastowej pomocy a tak to panika z wiadomych przyczyn.
-
- Posty: 22
- Rejestracja: 21.07.2013, 22:45
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Wydaje mi się że nie pierwsza.
-
- Posty: 88
- Rejestracja: 01.09.2012, 13:54
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
na pewno nie pierwsza, a co do porażek polujących to z tego co pamiętam ŁKS czekając w Aleksandrowie na wracający Widzew z Grodziska załapuje mocne lanie,
kilku ełkasiaków którzy zaliczyli KO Widzew zabiera do swoich autobusów...tak przynajmniej mi świta jeśli coś pojebałem to poprawcie.
kilku ełkasiaków którzy zaliczyli KO Widzew zabiera do swoich autobusów...tak przynajmniej mi świta jeśli coś pojebałem to poprawcie.
-
- Posty: 803
- Rejestracja: 18.01.2009, 13:46
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Zdecydowanie nie jest to pierwsza , lub bardzo rzadka akcja kiedy ekipa, która urządza zasadzke dostaje oklep
z tego co pamietam, to pare lat wczesniej również w starciu między Łks a Widzewem, Widzew ustawił się na jadący Łks do Wrocławia i dostaje ciężki oklep
później tez była jakaś akcja z pociągiem, bodajże Jagielonia jechała i w polu czekało na nich GKS z Górnikiem po czym palą wrotki , jesli się myle to poprawcie
wracając jeszcze do Poddębic, ilościowo mniej więcej po ilu? bo co do Łksu, który ustawił się w Aleksandrowie 10 lat temu, to przewaga Widzewa była 3 krotna, więc nic dziwnego, że ich stłukli
z tego co pamietam, to pare lat wczesniej również w starciu między Łks a Widzewem, Widzew ustawił się na jadący Łks do Wrocławia i dostaje ciężki oklep
później tez była jakaś akcja z pociągiem, bodajże Jagielonia jechała i w polu czekało na nich GKS z Górnikiem po czym palą wrotki , jesli się myle to poprawcie
wracając jeszcze do Poddębic, ilościowo mniej więcej po ilu? bo co do Łksu, który ustawił się w Aleksandrowie 10 lat temu, to przewaga Widzewa była 3 krotna, więc nic dziwnego, że ich stłukli
-
- Posty: 286
- Rejestracja: 20.01.2013, 18:18
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
tak właśnie było, nie wiadomo do dziś o co im chodziło, chyba liczyli że Jaga nie wyleci, bo nawet nie podjęli zbytnio walkikrokiet_z_grzybami pisze:.... bodajże Jagielonia jechała i w polu czekało na nich GKS z Górnikiem po czym palą wrotki , jesli się myle to poprawcie ...

-
- Posty: 44
- Rejestracja: 02.10.2013, 14:29
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Ile razy Ruch uciekał na Batorym jak Wisła jechała pociągami na Górny Śląsk i się ustawiali?. Masę jest pewnie przypadkow po różnych stronach barykady
-
- Posty: 97
- Rejestracja: 13.09.2009, 14:54
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Aleksandrów:krokiet_z_grzybami pisze:wracając jeszcze do Poddębic, ilościowo mniej więcej po ilu? bo co do Łksu, który ustawił się w Aleksandrowie 10 lat temu, to przewaga Widzewa była 3 krotna, więc nic dziwnego, że ich stłukli
Widzewa dwa autokary, ŁKSu ok. 6 dyszek, więc nie taka 3 krotna przewaga.
We wszystkich 3 zdarzeniach (Aleksandrów, Potok, Poddębice) atakowana ekipa spodziewała się ataku i była na to przygotowana.
-
- Posty: 39
- Rejestracja: 22.10.2013, 22:13
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Awantura w Aleksie to było spotkanie banda na bandę.Taką ekipą w tamtym czasie dysponowali wojownicy z galery,warto dodać że były przypadki skręcenia kolan podczas ucieczki.
-
- Posty: 419
- Rejestracja: 06.03.2007, 21:21
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Jeśli chodzi o sytuacje gdzie atakujący obrywa od niedoszłych "ofiar" to przypominam o ataku Górala Żywiec i GKSu Tychy na BKS Bielsko (wspieranych przez nas). Najpierw w Bielsku obijamy Górala, który chciał ugryźć BKS. Dużo aut się podjebało więc jakiegoś wielkiego starcia nie było, ale jednak na plus dla nas. Potem na trasie wychodzimy do czekającej ekipy Tyskich i znowu wygrana. W jeden dzień wyłapują dwie atakujace ekipy.
DWA KLUBY-DWA MIASTA-JEDNA PRZYJAŹŃ
ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC & BKS BIELSKO
ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC & BKS BIELSKO
-
- Posty: 803
- Rejestracja: 18.01.2009, 13:46
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
W Poddębicach jak liczbowo?
bo wracajac jeszcze do Aleksandrowa to pamiętam czytałem kiedyś na dawnej stronce mocno kibicowskiej Łksu, prowadzonej przez jednego z czynnych kibiców, że właśnie Łksu wtedy było około 40, a Widzewa dobrą stówę, w dodatku w użyciu był sprzęt.
Trzeba chyba obiektywnie powiedzieć, że Łks więcej razy wychodził zwycięsko w starciu z Widzewem w sytuacji banda na bande.
bo wracajac jeszcze do Aleksandrowa to pamiętam czytałem kiedyś na dawnej stronce mocno kibicowskiej Łksu, prowadzonej przez jednego z czynnych kibiców, że właśnie Łksu wtedy było około 40, a Widzewa dobrą stówę, w dodatku w użyciu był sprzęt.
Trzeba chyba obiektywnie powiedzieć, że Łks więcej razy wychodził zwycięsko w starciu z Widzewem w sytuacji banda na bande.
-
- Posty: 2547
- Rejestracja: 07.05.2011, 22:19
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
krokiet_z_grzybami- nie bierz tego personalnie do siebie,ale z racji tego,że sprawa w Poddębicach skończyła się jak się skończyła,zbyteczne jest chyba podawanie kolejnych danych...
Uczestniczysz w "życiu"- popytaj tam,poza netem; wiele osób zna szczegóły,nawet poza zgód obu ekip.
Tyle ode mnie
Uczestniczysz w "życiu"- popytaj tam,poza netem; wiele osób zna szczegóły,nawet poza zgód obu ekip.
Tyle ode mnie
-
- Posty: 39
- Rejestracja: 22.10.2013, 22:13
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Chłopie jaki klub reprezentujesz?Zadajesz pytania na które sam sobie odpowiadasz.Pytasz o sprawe która jest w toku...Na siłe promujesz ten Łks a jak widać słabo sie orientujesz.Obiektywnie to trzeba przyznać że jesteś nieobiektywny.Jeśli twierdzisz że w mieście derbowym takim jak Łódź dwie czołowe bandy sparują ze sobą na przestrzeni prawie 15 lat 3 razy to pokazujesz że jesteś nieobiektywny i widzisz tylko te awantury z których zwycięsko wychodził Łks tj.Park,Potok,Poddębicekrokiet_z_grzybami pisze:W Poddębicach jak liczbowo?
bo wracajac jeszcze do Aleksandrowa to pamiętam czytałem kiedyś na dawnej stronce mocno kibicowskiej Łksu, prowadzonej przez jednego z czynnych kibiców, że właśnie Łksu wtedy było około 40, a Widzewa dobrą stówę, w dodatku w użyciu był sprzęt.
Trzeba chyba obiektywnie powiedzieć, że Łks więcej razy wychodził zwycięsko w starciu z Widzewem w sytuacji banda na bande.
-
- Posty: 2547
- Rejestracja: 07.05.2011, 22:19
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Początek lat 90, Lechia Gdańsk jedzie do Szczecina
Pierwszy problem był przy kasach biletowych, bowiem bileterka okazała się moja sąsiadka, pokręciła głową i zapytała: "Ty z tymi bandytami?"
Osobiście wsiadałem we Wrzeszczu o godz. ok 23:45,podobnie jak i innych 40-stu (zwłaszcza Morena, Zaspa i Wrzeszcz), jeden wagon zajmowała już wiara ok. 60-ciu (Chełm,Stogi,Orunia,Zielony czyli wszystkie dzielnice położone bliżej Gdańska Głównego).Wszystkich razem ok. 100 i nastroje mało bojowe "W" optymistycznie stwierdził ze "Tam w Szczecinie to nas zajebią,a słyszeliście jak dojebali Ruchowi?".Malo kto miał ochotę na dokładne opowieści "W", ale ten dalej " A wiecie ze tam, aby podejść pod kasy trzeba iść miedzy plotami jeden to ogródki działkowe, drugi obiekt Pogoni,tam nas dorwą i pozabijają". Cale szczęście, ze opowieści przerwał "K" i stwierdził: "Ja mam dwa granaty i Magdę"
Zaraz znalazł się ktoś po odbyciu zasadniczej i prosi aby pokazał. Magda jak Magda, czyli nóż w stylu Rambo, a granaty okazały się ostre. Ktoś spytał K "Ty debilu na h.. Ci te granaty". K odparł: "Już ja wiem po co". Ostatecznie oddał je komuś w Sopocie, bo nie daj Boże mogło dojść do eksplozji w pociągu znając temperament "K" to przy byle sprzeczce. Tymczasem kolejna stacja Gd-Oliwa i przerażenie, dosiada się zaledwie 30-40 typa.Coś nas mało jak na wielka vendettę za bar mleczny i salon gier. Jedyna nadzieja, ze chłopaki są w Sopocie i tak było, razem jest nas ok 250 z czego 150 to skinhead s!!!jadących nawracać satanistów,metali:)
"Wo" z uporem maniaka powtarza ze nikt nie będzie skakał(sataniści) po grobie jego dziadka i trzeba tam w Szczecinie zrobić porządek. Oczywiście te legendy na temat metalowego Szczecina okazały się nieco przesadne, gdyż ten ruch był już nie tak mocny jak w połowie lat 80.Pociąg ruszył w stronę Gdyni.
Pociąg dojechał do Gdyni,Arki ani widu ani słychu co było do przewidzenia, bowiem wiedzieli jedziemy w czysto określonym celu i będzie nas dużo. Zresztą Arka w 90-tym jeszcze cieniowała rok później byli znacznie mocniejsi, ale to inna historia.
W Gdyni Głównej dochodzi jeszcze kilku spóźnialskich Lechistow z Karwin(spora ekipa wtedy) pozostali wsiadali w Sopocie. Pociąg rusza... kilkanaście osób wyskakuje, machają nam na pożegnanie i wracają do Gdańska. Do Wejherowa jeszcze ostrożnie bo mogą szyby lecieć,ale jest spox. Za Wejherowem rozpoczyna się biesiada, czyli łażenie po przedziałach, plotki, ploteczki i oczywiście rzut oka na stan ekipy. Trzy czwarte znajome gęby wiec będzie dobrze spuentował "R".
Ja do Słupska siedziałem w przedziale z chłopakami z Moreny i Chełmu, tematem przewodnim był serial pt. Twean Peaks(leciał na 2 godz. przed odjazdem pociągu) który był tak zakręcony ze za h... nie mogliśmy dojść o co w nim chodzi i kto jest morderca.
Oczywiście pojawił się "W", ale w radosnym nastroju stwierdził ze będzie dobrze. Kamień spadł nam z serca bowiem "W" miał już ponad 60 wyjazdów wiec wiedział co gada:)
Zaprezentowałem swój nowy zakup,czyli gaz bojowy o sile rażenia 5 m, świeży import z Amsterdamu, chłopaki byli pełni uznania.
Za Słupskiem w trzech idziemy sobie dwa wagony dalej aby zrobić drzemkę,niestety wracamy po 1,5 godziny i stwierdzamy ze zbyt wiele myśli w łepetynie i już zostaniemy do Szczecina z pozostałymi. Na 5 minut przed Szczecin Dąbie dostajemy info, ze wszyscy robimy wysiadkę, aby zrobić zmyłkę taktyczna,przegląd ekipy, wzmocnić morale itp. W tym momencie Robert(180 cm i 140 kg grubas jak cholera)) drze ryja ze jest głodny i pierdoli, on jedzie do Szczecina bez przesiadki. Maciek jego przyjaciel twierdzi, ze Robert wpierdolił swoje kanapki i jego ale to u niego norma i on musi coś zjeść ..no bo musi,taki jest i koniec. Wiec zostajemy ja, Robert, Maciek i jeszcze dwie osoby ustalamy, ze się rozdzielamy i w holu dworca pozostajemy w kontakcie wzrokowym, gdy Lechia wjedzie kolejka SKM, a Pogoń będzie zwijać wrotki (co było raczej pewne spodziewali się nas mniej aniżeli 100)przejmujemy gości.
Do naszego grona chce dołączyć jeden skinhead z Moreny, ale tłumaczymy mu, ze z flejersem i pająkiem na szyi czy głowie raczej ciężko będzie o konspirę..odpuszcza. 200 metrów przed pociągiem jeden z nas wystawia głowę aby zrobić rzut okiem na sytuacje na peronie..Sa ku*** są krzyknął!!!Rozdzielamy się na cala długość pociągu trzeba przejść komitet powitalny.
Pociąg wjeżdża na peron w Szczecinie. Przechodzę na początek składu, aby przejść "bramkę" w tłoku, ustawiam się w kolejce do wyjścia, patrze przez okno i oczom nie wierze, Robert zapierdala z dwoma wielgachnymi torbami robiąc przysługę sobie i jakiemuś starszemu facetowi. Olśniło mnie momentalnie i wracam z powrotem trzepie przedziały w poszukiwani foliowej siatki,znalazłem zdejmuje kurtkę (notabene zielona)wkładam do siatki, bo jak by wyglądało z dalekobieżnego z rękoma w kieszeni. Wchodzę na schody jestem 10 metrów przed oprawcami, przyglądam się pobieżnie nie zatrzymując wzroku, ani na moment. Było ich z 30-40, trzy czwarte z nich z fryzura a´la "dywan" czyli krotko z przodu, długo z tylu no i kieszenie powypychane kamieniami. Ucieszyłem się ze chłopaki nie byli pewni swego skoro zakładali tez pesymistyczny wariant,o się zdziwicie ku***,zdziwicie się mocno pomyślałem i czmychnąłem do holu dworca.
Maciek przeszedł na "zapytajże" spytał kobietę gdzie jest jakaś tam ulica Mickiewicza lub coś podobnego, babsko tak się rozgadało, ze nie dość, ze przeszedł komitet to jeszcze w holu mu tłumaczyła mimo, ze On miał to w d****. Dziwiłem się, ze przeszedł bez problemów, bo ma mordę gangstera, a możne dlatego? W holu bezpiecznie wszyscy z Pogoni czekali na peronie plus czujka na drugiej stronie peronu, aby nikt nie nawiewał druga strona składu. Dołącza do nas tych 2 chłopaków przyglądamy się rozkładowi, najbliższa kolejka z Dąbia będzie
za 35 min., następna 65 min. Niestety telefonów komórkowych nie było, przypomnienie dla najmłodszych.
W pięciu idziemy do baru dworcowego spotykamy jeszcze jednego znanego lechiste. Pytam go o której przyjadą nasi. A skąd ja ku*** mam to wiedzieć-odpowiedz sensowna. Powiedział, ze wyrwał panienkę w pociągu i idzie z nią na hotel i przyjedzie na stadion przed meczem czyli za jakieś 8 godzin. Potem żałował jak cholera ze ominęły go ostre dymy-no ale sam sobie winien. W barze Robert dostaje histerii bo cieple posiłki wydaja od 6:00 czy 7:00 (już nie pamiętam) kłoci się z babskiem, żeby usmażyła mu dwa jajka bez rezultatów. Jeden z chłopaczków rozładowuje nerwowa atmosferę, ale tylko na moment."O zobaczcie morze i to pod samym dworcem"
Robert wkurwiony "Ty debilu w Szczecinie nie ma morza". Chłopaczek: "A co to jest wskazuje ręka?" "Jakiś zalew albo jezioro ale na pewno nie morze" Chłopaczek chciał błysnąć intelektem i stwierdził ze w Gdańsku tez nie ma morza. Wiem wiem debilu , my mamy zatokę odparł Robert. Wybiła godzina wydawania posiłków składamy zamówienie i czekamy na dania tzn. 3x bigos.
Chłopacy rezygnują z ciepłego posiłku i biorą zimny bufet, bo za 10 min przejedzie pierwsza z możliwych kolejek , nie chcą przegapić przyjazdu Lechii. Szybko jemy aby tez się zwijać na hol. Maciek jak to miał w zwyczaju oddal polowe porcji Robertowi, wiec zaoszczędziliśmy kolejna minute i wychodzimy. Byliśmy w połowie drogi, miedzy Barem, a holem i słyszymy brzęk tłoczonego szkła (były to szyby kas biletowych jak się później okazało). ku*** NASI JUZ SA,ja p******* co Wy zegarka nie macie krzyczę!!!!Na pełnym gazie wpadamy na hol. W holu dworca totalne zamieszanie nie trzeba być specem w chuligance, żeby stwierdzić, ze "szczecińskie dywany" pala wrotki, biegają dosłownie o metry od nas. Na holu jest już czołówka pościgowa Lechii(to oni wybijali szyby).Pogoń już wie ze za 30 sekund dworzec będzie zalany ponad 200 osobowa ekipa z Gdańska. Chłopacy dopadają 2 Szczecinian pod kiblami, my tez tam biegniemy bowiem kilku z Pogoni wraca ratować kolegów. Robert tratuje jednego na biegowo, ja staram się go trafić skopa, niestety trafiam w korpus na dodatek wyjebałem się, gostek na czworaka spierdala do WC razem z 3 kolegami.
Do WC wpada już ekipa pociągowa, wiec biegniemy do wyjścia łapać następnych niestety bez rezultatu. Wracamy, a tu z WC wybiega Pogoń,co jest? Okazało się ze na wbiegających lechistów użyli gazu i załatwili 4 osoby, ale co się odwlecze....
Atakujemy ponownie tych samych,dwóch pryska gazem i spierdala, ale kolejna dwójka dostaje sporo strzałów,jeden ostro wytargany za dywan i z krwawiącym nosem piszczy, skowyje, ale spierdala.
Koniec dymu dworcowego hol okupuje Lechia, niestety nie obyło się bez strat, dwie osoby z Lechii poważnie zostały trafione kamieniami przy wysiadaniu z pociągu ,jeden złamany nos(szpital),drugi trafiony w głowę (na szycie do szpitala). Chłopacy zagazowani opłukują oczy w WC,czekamy na nich poganiając, bo cala ekipa poszła już na miasto. Pogoń już wiedziała, ze w tym składzie wiele nie zwojują i trzeba przyznać, ze popisali się świetną organizacja, bo po parudziesięciu minutach doszło do potężnych zadym ulicznych tyle ze siły były już bardziej wyrównane. Dodam ze psiarni zero!!!
Wychodzimy, a właściwie wybiegamy i po 400m dołączamy do reszty. Nie potrafię określić ile czasu minęło 10 może 20 minut, a z bocznej ulicy wybiega Pogoń, było ich znacznie mniej, ale raczej mało się tym przejmowali i dochodzi do normalnych walk, gdy atak został odparty i część lechistów goniła Pogoń, ktoś darł się wniebogłosy, żeby nie gonić. Za chwile okazało się dlaczego, z bocznej uliczki biegnie następna wataha. Nie będę pisał drobiazgów, bo Zieliński opisał to dość dobrze tylko jedna uwaga. To nie były walki na huki i przeganianie, prawda była taka, ze Pogoń wbijała się w powiedzmy 90 na 150 i normalne starcie. Dwudziestu Lechii goni 40 Pogoni, starcie, Lechia ucieka do reszty i znowu starcie, tak przez większość drogi(zresztą cyfry teraz zgaduje). Oczywiście te dwa pierwsze starcia były największe,a potem na mniejsza skale, tyle, ze ciągłe walki, nie jakieś huki i przeganianki. I tak prawie pod sam stadion. Dodam o szybach wystawowych, samochodowych, powgniatane maski itp. Dotarliśmy na stadion, zaczęły się pierwsze komentarze. Wielu ludzi twierdziło, ze Pogoń była nafaszerowana prochami, bo byli strasznie agresywni i atakowali w wydawałoby się beznadziejnych dla nich momentach z piana na ustach. Zresztą z naszej strony walczyli wszyscy, co odzwierciedla jak było ciężko. Co do braku synchronizacji ataku Pogoni to tez zgodnie twierdziliśmy, ze byłoby kiepsko, gdyby im to wyszło, ale nie wyszło. Gdy już siedzieliśmy na bocznym boisku Pogoni podszedł jakiś działacz, przedstawił się i powiedział, ze do meczu jeszcze sporo czasu, wiec przynosi piłkę, abyśmy sobie pograli zabijając czas. Podziękowaliśmy za miły gest i graliśmy. Była bodaj 10 rano, czas mijał wolno, pochodziliśmy sobie po obiekcie, był stromy i bez zadaszenia to najbardziej mnie zdziwiło. Niestety ok.12 jeden z moich kolegów stwierdził, ze jest głodny i musi coś zjeść, Maciek powiedział ze pierdoli nie jest głodny, ale znalazł się inny chętny (ksywy nie pamiętam). Ustaliliśmy ze bary i restauracje odpadają, najwyżej sklep, bułka paryska, jogurt i spadamy,zgodził się. Po uważnej obserwacji stwierdziliśmy, ze idziemy za tory kolejowe, czyli drogę powrotna. Zaraz za torami po drugiej stronie ulicy pojawia się 7-9 z Pogoni. Pięciu z nich przechodzi ulice w nasz stronę. My odbijamy w prawo do sklepu 1001 drobiazgów coś w tym stylu tyle ze duży, nie pamiętam czy miał spożywkę,ale raczej nie, bo byśmy coś kupili, były lampy, kanapy czyli mydło i powidło przełomu lat80/90, był mniej więcej 50-150 metrów od przejścia kolejowego idąc do miasta, po prawej stronie. Przed wejściem podchodzą i pytają skąd jesteśmy (pełna kultura). Odpowiadam z Lęborka (znam topografie jakby co, brak tam kibiców, na dodatek można pucować ze tam tez Pogoń:))
Oni pytają gdzie to jest, miedzy Wejherowem, a Słupskiem odpowiadam. W sklepie sramy ze strachu, pytamy jakąś kobietę o tylne wyjście, ta odpowiada, ze tylko dla personelu. Ja p******* myślę, zginiemy nikczemna śmiercią zaciągnięci w jakieś zadupie, ku*** mam dopiero 19 lat. Chodzimy po sklepie wielkości super samu i udajemy naiwniaków, ale widzimy ze te gęby ciągle na nas patrzą stojąc pod sklepem. Ustalamy plan B, czyli zobaczymy co chcą jak by co to użyję Amsterdamskiego wynalazku. Wychodzimy podbijają i pytają co tu robimy,(ja odpowiadam tak ustaliliśmy) mowie ze mieszkamy w liceum z cala klasa. W jakim, jaka ulica? Nie pamiętam zaraz przy torach tramwajowych odpowiadam udając gościa z małego miasteczka. W międzyczasie po drugiej stronie ulicy stoi już spora gromadka Pogoni raptem 20 sztuk :( Teraz gość mnie zaskakuje WYCIAGAC BIALKI krzyczy,pytam co to jest?(pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem)Legitymacje szkolne powiada (mieliśmy już dowody)OK odparłem,wyciągam gaz i napierdalam w nich. Zaczynamy biec w kierunku garaży w przeciwnym kierunku od ulicy. Wskakuje na plot potem zapierdalam po garażach zeskakuje na ziemie biegnę w stronę naszych wbiegam miedzy działki i plot stadionu. Niestety naszych już tam nie ma,biegnę dalej, ale chce mi się wyć, naszych już wywiało,przebiegam pod kasami mijając je po lewej biegnę jeszcze z 300 metrów i spotykam cala ekipę, wszyscy sobie wpierdalają słone paluszki, popijają alkohole i są bardzo rozweseleni stojąc pod sklepem spożywczym. Była godzina ok 12 bylem zasapany, na dodatek koledzy się gdzieś zapodzieli:( Pojawili się ok 2 godziny później każdy z osobna i stwierdzili ze jestem Marian Woronin) Od tego momentu obiecałem sobie ze już nigdy nie będę oddalał się od ekipy. Wytrzymałem do 21:00 w Stargardzie, ale to później, zresztą przez cały okres moich wyjazdów miałem włączonego "jasia wędrowniczka" nie mam pojęcia skąd to wynika , lubię łazić po nieznanych terytoriach,no takie zboczenie. Zresztą najlepiej było w Rybniku na barażu z Wybrzeżem pojechaliśmy ekipa Lechii rozłażąc się po mieście, eh to były dopiero jaja, ale innym razem.
Wracamy na stadion ok. 13 (dalej zero policji-to już 7 godzin jak zapierdalają na sygnałach, które słyszymy po mieście i nie wiedza w czym szum).W tym czasie trwają walki o sklep spożywczy (wychodząc ze stadionu w lewo ok. 300m). Bieganiny widać ze stadionu (tym razem bardziej podchody, ale po obu stronach po paręnastu ludzi) z sektora dla przyjezdnych, nasi dzielnie bronią dostępu do alkoholu, po jakiejś godzinie było to już tak normalne ze skinheadzi robili sobie normalne zmiany i przychodzili na papierosa, a zmieniali ich inni. Wreszcie ktoś stwierdził ze pora tam zrobić porządek i idziemy cala ekipa, a tu ku*** pech baba zamknęła sklep, bo jej sporo towaru ubyło. Wracamy mijając bramy a na ulicy od torów 100m stoi Pogoń cala banda !
Morale mieliśmy już duże wiec atakujemy,ja po ostatnim strachu jaki się najadłem (wkurwienie)biegnę drugi za M naszym najlepszym zawodnikiem ,w reku trzymam jakiś głaz, Pogoń natomiast stoi w linii i się nie rusza. Ich przywódca taki stary zgred wyglądający na 40 latka drze się w niebo glosy STAC ku*** STAC i faktycznie nikt z Pogoni nie spierdala. Z naszej strony lecą już kamienie, nadciąga 250 typa, ale rozproszonych od sklepu aż do Pogoni, czyli prawie 400m, Pogoń krzyczy BEZ KAMIENI,BEZ KAMIENI,(ktoś potem dobrze podsumował ze teraz bez kamieni, jak 2 naszych zaliczyło od nich szpital). M ze zgredem zaczynają solo, z naszej strony wszyscy zwalniają Pogoń tez się nie wpierdala na razie, raczej byliśmy pewni wygranej M, bo dotąd bywał raczej niezawodny, a przegrana zgreda osłabi morale przeciwnika. No i zaczyna się solo najlepszych zawodników, raptem parę kopniaków, a tu w poprzek tłumu wjeżdża policyjny polonez Huuurraaaaa godzina 14( prawie 8 godzin) skapowali się gdzie jest źródło konfliktu. Nie minęły 2 minuty i było 5 nysek,zaproszono nas na sektor dla gości. Skończyło się łażenie, siedzimy i czekamy na mecz. W miedzy czasie pojawia się samochodowa ekipa z Gdańska 4-5 plus i osobno niespodziewany gość (przynajmniej dla mojej osoby). Jest nim R, znany wtedy w światku (nie wiem jak dzisiaj) fanatyk warszawskiej legii. Oczywiście non stop nawija z ważniejszymi postaciami. Słysząc opowieści łapie się za głowę nie dowierzając w rozmiar zadym. W pewnym momencie dochodzi do sprzeczki R z 19 letnim wtedy młodzianem S(notabene dzisiaj tez znany w świadku) z Lechii. Zaczynają się napierdalać przechodzą do parteru, ktoś ich rozdziela wymieniają jakieś uwagi nie bardzo wiedziałem co jest grane. Po paru minutach wyluzowany już R zaczyna śpiewać angielskie przyśpiewki, okazało się ze wracał z Anglii i zahaczył o Szczecin zobaczyć co ciekawego dzieje się na meczu P-L,miał szal Manchesteru U dość chodliwa wtedy sprawa. Pojawiają się pierwsi emeryci z ochrony, z policja wypraszają nas pod kasy w celu zakupu biletu, niestety wszyscy zapomnieli o kilku śpiących lechistach. Kiedy pierwsi mieli już bilety Ci wychodzący jako ostatni dra ryja, ze psiarnia zawija śpiących, zaczęło się zamieszanie, ale psy ostro się stawiają blokując wejście na obiekt. Efekt taki ,ze tracimy 5-7 ludzi zawiezionych na izbę :(
Po 10 min wpuszczają, powoli schodzi się szczecińska publika, prawie każdy 11-15 latek pozdrawia nas "fuckiem" co doskonale widzimy będąc blisko wejścia. Stadion wypełniony po brzegi, ktoś z naszych krzyczy, zęby wieszać flagi, konsternacja ku*** PONAD 200 TYPA I NIE MA ANI JEDNEJ FLAGI !!!! wdziera się w wniebogłosy. Za chwile złośliwe komentarze pod jego adresem "te a może Ty byś chciał po zapierdalać w Szczecinie z plecakiem?", "wszyscy byli nastawieni na dym" dodaje inny. Ostatecznie flaga się znalazła po jakiejś chwili,wyglądała jak wyjęta z d*** i miała możne wymiary 90 na 90 cm. Zaczyna się mecz Lechia obejmuje prowadzenie po lobie Mirka Girucia robimy zjazd pod ogrodzenie, to efekt raczkującej telewizji sat,gdzie pokazywano ligę hiszpańską. Zjazd wyszedł extra,zwłaszcza, ze większość miała flejersy na pomarańczowej stronie. Nie wiem dlaczego, ale mieliśmy wrażenie ze czołowi goście Pogoni siedzą naprzeciw nas, a nie w ichnim młynie, widać to było po wstających gościach zachęcających do dopingu. Repertuar Pogoni wiadomy Lechia....szajs,my... na kolana i ...skurwysyński klub rybaków...szkoda pisania wiadomo. W przerwie kilku skinom udało się podejść pod luk sektora pogoni i rzucić kosze na śmieci w publikę (tak twierdzili przybiegając zasapani). Natomiast pod naszym sektorem jakiś kudłaty knypek zrywa nasza flagę i zapierdala przez boisko do własnego sektora, z naszej strony przeskakują w pościg W i M następnym miał być S (ten co miał sprzeczkę z R)dostaje strzała policyjna pala w głowę i pada nieprzytomny, sporo wiary podbiega do psa co uderzył i wyzywa, atakuje, chłopaczek wystraszony ze zabił, widać sam jest wystraszony. ku*** kiepski widok S w spodniach moro,glanach,czarnej koszulce i flejersie leży jak trup. Po chwili ochrona podprowadza go zataczającego do karetki i odjazd do szpitala. W i M zostają zawinięci, wszyscy są wkurwieni 3 szpitale, kilka izb, na dodatek W i charyzmatyczny S nr 1 zawodnik ekipy zawinięci, ostatecznie wszyscy dopierdalają się do psów, żeby puścili ta dwójkę po 10 min wychodzą, chociaż to dobre. W międzyczasie(knypek dobiegł) Pogoń dopada nasza flagę stadion ryje z zachwytu,a tłum rzuca się na nią jak hieny na padlinę, tratując się wzajemnie,po podarciu pala ja, co było do przewidzenia. Po przerwie obok naszego sektora (po naszej lewej) mimo, ze było pusto w pierwszej połowie, w drugiej siedzi sporo hools Pogoni, policja się orientuje i oddziela nas kordonem. Mecz się kończył nigdy bym nie przepuszczał, ze jeszcze tyle się wydarzy,a jednak Po meczu ładują nas do więźniarek odczekawszy około 20 min,jest ich 4-6 (nie pamiętam) ja z innymi małolatami 17-20 lat jedziemy pierwsza. Jedziemy droga powrotna. Wszyscy sadzimy, ze od "lodówek" będą odbijać się kamienie, ale nic podobnego,natomiast to co zwróciło moja uwagę to cala masa gości biegnących w podobnym kierunku mijających przechodniów wracających z meczu. Po chwili ktoś spokojnie oznajmia ze reszta "lodówek" pojechała w innym kierunku, natomiast my skręciliśmy w boczna ulice. Zaczynamy napierdalać pięściami do szofera widząc odjeżdżających kolegów tzn."lodówki", krzyki,wyzywanie gdzie jedzie niestety zero odzewu. Siedzący przy wyjściu policjanci tez są zaskoczeni.
Więźniarka staje pod dworcem plus dwie nyski w pełnej obsadzie będące na miejscu,każą wychodzić, no to wychodzimy, poganiają do jakże znajomego holu pierdolonego dworca szczecińskiego. Wchodzimy do holu dworca,"Mi" szturcha mnie i mówi "Sprzedali nas" kto pytam? "jak kto...psy zobacz ilu ich stoi. Huje z Pogoni maja jakieś układy z psiarnia, zobacz co się dzieje,faktycznie...patrze a co druga morda oparta o kasy ,ściany, patrzą na nas,na dodatek te dywany, jestem już pewny ze wyrok będzie wydany, podobnie inni. Ktoś z tylu szarpie mnie za ramie, aż podskoczyłem. Dodrze was widzieć powiada. ku*** TO "S" z obandażowaną głową!!!! który dostał palka i zawieźli go do szpitala,co się dzieje panowie pyta, jakby urwał się z księżyca.
Okazało się ze "S" jako skinhead pojechał na pogotowie, a tam zaczął obsługiwać go prawdziwy lekarz-murzyn, wiec pozwolił zrobić sobie opatrunek przez pielęgniarki i stwierdził ze żaden murzyn szyć go nie będzie, opuścił szpital w białym opatrunku na głowie obierając kierunek na dworzec-miał farta ze doszedł i ze my tam byliśmy Na holu stoimy na rogu kas biletowych i wyjścia na miasto. Jest nas ok. 50-cui. Tymczasem wejściem wchodzą kolejni z Pogoni, zadyszani mijają nas jeden po drugim, ale pojedynczo. Obstawia nas (nie pamiętam ilu) policja, która po paru minutach zawraca nas do "lodówek" i odjazd. Dla wielu brakowało miejsc siedzących, wiec pytamy dokąd jedziemy, jakiś psiak odpowiada, ze zaszła pomyłka i wiozą nas do Stargardu. Po drodze widzimy konwój "lodówek" stojący na poboczu, zwalniamy, oni ruszają i jesteśmy w komplecie. Zrobiło się już ciemno, kiedy podjeżdżamy po Stargardzki dworzec. Teraz popis daje szczecińska policja. Każdy po wyjściu musi przejść przez kontrole osobista... ku*** po 14-stu godzinach pobytu w Szczecinie tym debilom przypomina się o rewizji. Efekt taki, ze parę przedmiotów zostaje w środku. Ja natomiast trzęsę się o mój gaz, który wielkością przypomina dezodorant 8x4 z wylotem ok. 2 cm. Naprawdę był zajebisty. Patrze, a jeden chłopaczek tez ma gaz, ale taki malutki i kładzie go na dach lodowy przez właz wentylacyjny. "Jak pojazd odjedzie to się poturla i spadnie" - powiada. No to tez się przyłączyłem. Wszyscy poszliśmy coś zjeść. Był tam taki bar typu "Mleczny", a może "WARS" nie pamiętam. Można było zaobserwować zajebiste zamówienia"duszone kartofle ze skwarkami proszę" kolega dalej "dla mnie podwójna porcja". Tym co brakowało kasy na cokolwiek- pomagali inni wycieczkowicze. W międzyczasie posiłku razem z kolega od gazu, co chwila chodziliśmy zaglądać, czy aby odjechały "lodowy". Po jakimś czasie odjechały, tyle, ze gaz zniknął, może psiarnia znała ten numer - nie wiem. Następny etap to patrole po Stargardzie. Nie wiem ilu nas wyszło, bo kto zjadł to sobie szedł. W efekcie wyglądaliśmy, jak amerykańscy żołnierze na polach ryżowych w filmach o Wietnamie, czyli prawie gęsiego, w odstępach i po obu stronach ulicy na długość powiedzmy 300-stu m. Kordon policyjny obławy był tak szczelny, ze każdy mógł sobie łazić gdzie chce i kiedy chce. Większość ludzi przesiadywała na dworcu, ale były rotacje, patrole były domena młodych. No i się zatrzymujemy, bo kogoś coś zafrapowało, tzn. 3 osoby siedzące pod wiata, ktoś stanął pierwszy, doszło nas potem chyba 9, "S", "Mi", ja i paru skinheadów z Moreny. Pod wiata siedzi żołnierz i dwóch na moje oko siedemnastolatków "byliście na meczu" -pytanie, "nie"- odpowiedz. Żołnierz zaczyna lamentować, gada, ze nie zna tych dwóch i ze jest niewinny, czyli pierdoli jak mały Kazio. Już odchodzimy, jak "S" wygłasza taka oto formule "o ty k****" okazało się, ze chłopaczek po środku ma czapeczkę Pogoni, czapka zdjęta, liść z prawej liść na wyprostowanie, ale chłopak trzyma fason
i zachowuje spokój. Natomiast żołnierz pada na kolana lamentuje szlocha, ze ich naprawdę nie zna. Szczerze powiedziawszy to jemu, bym chętniej przypierdolił. Ludzie z niego drwią, w mundurze WP i zachowuje się jak baba. Natomiast do tego po prawej tekst "zdejmuj okulary" p******* bić przyszłą inteligencje?.Nie pamiętam dlaczego ale na 2 liściach się skończyło,wracamy na dworzec bo jest blisko odjazdu. Przychodząc dowiadujemy się od kolegów ze psy oznajmiają, ze nie możemy wsiąść do pociągu jadącego po 22:00 tylko następnym,czyli nocnym. Zostały kolejne godziny oczekiwania,urozmaicamy je sobie kolejnymi patrolami, nie wiedząc ze ekipa Pogoni już jedzie do Stargardu. Mimo ze już nie miałem ochoty to po czyjejś namowie idę na kolejny patrol,po drodze mijamy wracające grupki naszych, maja parę szali pogoni. Tym razem w rozproszeniu idziemy znacznie dalej jest nas możne 20. Za nami idzie 2 chłopaków około 20 letnich. "O nie znamy ich " ktoś powiedział. Czekamy aż podejdą."Skąd idziecie?","z dworca"odpowiedz. "Byliście na meczu tak?" "Nie nie byliśmy" "Byliście byliście"-powiada ktoś blefując, w tym czasie podszedł ktoś od nas i się wydziera "ku*** pamiętam tego gościa On był na meczu" i podaje miejsce gdzie go widział (nie pamiętam). "I co fajnie się śpiewało Lechia Gdańsk ku*** szajs..?"- zaczyna się terror psychiczny. "My nie śpiewaliśmy tego, nie śpiewaliśmy" "Coooo?.... ku*** tam wszyscy tak śpiewali".Dostają z piachy, gleba parę kopniaków,ale bez sadyzmu, idziemy dalej. Ktoś lamentuje,ze to skandal,nasi siedzą na dworcu i nawet d*** nie rusza, żeby trzepać przejeżdżające pociągi ze Szczecina-SKANDAL ku*** SKANDAL ! Jakiś geniusz dostaje olśnienia i rzuca hasło ze idziemy na PKS "Może z meczu ktoś będzie wracał autobusami" powiada. "Ale gdzie to jest?" "Popytamy to znajdziemy". Ja już mam tego dość,jest późno, a ja w jakimś małym miasteczku, z dala od domu łapię nie wiadomo kogo,inna sprawa, ze do plutonu egzekucyjnego zbytnio się nie nadaję, nie lubię tego. Razem ze mną zabiera się kolega z Niedźwiednika bodajże, ten to dopiero ma problem. "Wiesz, ze jak widzę krew to mi słabo"powiada. "No to faktycznie ciekawe masz zainteresowania" powiadam. Co jakiś czas mijają nas kolejni lechisci. Pytają czy jeszcze jest ktoś na mieście. "Tak są poszli na PKS" mówimy "A gdzie ten PKS?" pytają "A skąd my ku*** mamy wiedzieć" taka odpowiedz padła za chyba trzecim razem, już nas to irytowało. Wchodzimy do poczekalni ...i już wiemy czemu nikt nie trzepie pociągów,ludzie są wyraźnie już zmęczeni od wyjazdu z Gdańska minęły już prawie 24h,stad widok śpiących i leżących na wszystkim co przypomina ławki jest dostrzegalny. Gliniarze maja wszystko w d****,tez porozlewani po całym dworcu,jedni graja w karty, inni rozmawiają miedzy sobą. Przechodzimy do pomieszczenia gdzie wydawane były posiłki,tam sytuacja wygląda lepiej,przy jednym ze stolików siedzi nasza elita i rozmawia z oficerem prowadzącym akcje. Pies pyta "Czemu wy się bijecie?" i tego typu pytania,wiec chłopaki mu odpowiadają. Siadam do stolika obok,tam trwa już dyskusja sumująca kończący się dzień. Dworzec-wygrana,miasto-remis, ale to Pogoń uciekała, i ani razu nie rozbiła naszej ekipy. Kiedy siedzieliśmy 4 godziny na stadionie bez obstawy policji,mogli dalej atakować jednak tego nie zrobili...dlaczego? Ano dlatego ze cała awantura na mieście była dla nich szokiem,nigdy przedtem nikt tak mocno się nie postawił,a Oni przez ostatnie lata obijali tam niemal wszystkich,zwłaszcza ze mieli ostro zakręconą policje. Inna sprawa ze lizali rany po ulicznej młócce,kilka szpitali musieli zaliczyć. Niedoszłe starcie przed kasami to już nie była ta Pogoń z miasta,zebrali wszystko co mieli(mniej aniżeli nas),a było widać ze morale upadło,wyglądali na wystraszonych, na dodatek te okrzyki ich przywódcy. Doskonale wiedzieli ze za chwile dostana ostateczne lanie,może dlatego przyciągnęli za sobą psy,to ze przyszli to była sprawa honoru i niczego więcej."Panowie co tu dużo pierdolić,to my byliśmy na wyjeździe prawda?"ktoś wygłosił jakoś tak brzmiąca formułkę.
Do dzisiaj wszyscy uczestnicy tego wyjazdu uważają ze to Lechia zdobyła 3 punkty tego dnia w rozgrywkach chuligańskich. Zaczęliśmy przypominać sobie o stratach."Kto zaliczył szpital?" pytam,"Ten i ten"Jednego znalem,okazało się ze jak wysiadał z kolejki,to jest taki moment tłumaczy mi gość co szedł obok niego,ze na ułamek sekundy patrzysz na stopnie i peron i właśnie w takim momencie dostał. Ledwo postawił stopę na ziemi szczecińskiej i szpital"wyglądał strasznie, cały we krwi,mowie wam strasznie"-z przejęciem opowiada chłopaczek. Zaczęliśmy się zastanawiać jak potraktują naszych z izby,czy będą ich obijać W tym czasie oficer dostaje jakieś wiadomości przez "papugę",pyta nas czy ktoś z naszej grupy wychodził na miasto, są zgłoszenia na komisariat ze po Stargardzie chodzą jakieś bandziory terroryzując okolice. Wszyscy słyszący pytanie wzruszają ramionami. Oficer poszedł gadać z podwładnymi,natychmiast przestali opierać się o ściany,siedzieć,grac w karty itp,wystawili nawet czujkę pod dworcem. Po jakimś czasie przychodzi "G"(chyba) i podchodzi pod stolik "M".Stonowanym głosem (aby nie siać zamętu przed psami), oznajmia ze przyjechała Pogoń i chcą się lać,momentalnie podchodzę i dyskusja(kilkunastu)."Gdzie są?"pytanie "Tam za budynkiem"Kto inny wtrąca "Byliśmy tam dziesięć minut temu, nikogo tam nie ma,widziałeś ich?" "ku*** baranie, gadałem z nimi jest ich około 60,ale montują jeszcze miejscowych i będzie ich razem może ze 100"Kto inny "ku*** jak chcą w******* to czemu mamy odmawiać" Inny"Ale jest Policja jak wyjdziemy większą banda?"To zlejemy tez policje"-optymista powiedział żeby zorientować się, ilu nas jest na dworcu i co porabiają chłopaki w innych pomieszczeniach. Okazało się ze brakuje jeszcze kilka dyszek ludzi grasujących po Stargardzie. Ostatecznie szefostwo decyduje ze "gra" nie warta świeczki,policja pilnuje już staranniej, można wchodzić, z wychodzeniem trzeba kombinować ,mogą być następni zawinięci,wystarczy ze w Szczecinie zostało już ok 10,a jak chcą mieć koniecznie skopane d***, niech zrobią wjazd na dworzec ,z taka informacja puszczono człowieka. Ludzie powoli się złazili z miasta ,nadjechał pociąg,było strasznie ciasno,znalazłem "wolne siedzące"miedzy zwykłymi pasażerami. Nie pamiętam,zasnąłem czy straciłem przytomność (ze zmęczenia),nagle jakaś kobieta mnie szturcha i mówi "Gdynia trzeba wysiadać".Jeszcze w holu gdyńskiego dworca ostatnie okrzyki Lechia Gdańsk!!!
Przesiadka na SKM,ludzi zaczyna ubywać,przybijanie piątek te sprawy. We Wrzeszczu wyskakujemy na autobus,jest nas z 15 , wszyscy już milczą. Podchodzę pod dom i ciesze się ze mieszkam na parterze,jest ok 8 rano od wyjścia z domu minęły około 33 GODZINY!!!Otwiera mi ojciec i powiada "Martwiliśmy się o Ciebie, dobrze ze jesteś cały"....."A daliście tym w Szczecinie chociaż po zębach?" Zdziwiłem się,coś wiedział!!! "Wczoraj w Wiadomościach pokazywali efekty burd w centrum Szczecina, w radiu tez w każdych serwisach"powiedział. Pojawiła się starsza siostrzyczka,studentka szkoły muzycznej, no wiecie jakie klimaty."Nie wiedziałam ze mieszkam z bandyta"powiedziała,ooo musiała tez oglądać wiadomości. Nie odezwałem się,ojciec prawi morały siora słucha "Słuchaj jesteś dorosły,ale przemyśl czy warto ryzykować życie,czy to ma sens,już nikt normalny nie chodzi na Lechię ciągle są tam zadymy, a co dopiero na wyjazdy"(ojciec chodził kiedyś na Lechię)
"Porozmawiamy jak wstaniesz, bo widzę ze jesteś zmęczony"- zakończył. Ledwo przyłożyłem głowę do poduszki,usłyszałem zatrzaskujące się drzwi siostry idącej grac na fortepianie, czy pianinie. Wchodzi ojciec,szerzy zęby i mówi "Opowiadaj,no opowiadaj,jak było?"
autor: Pilsner
Pierwszy problem był przy kasach biletowych, bowiem bileterka okazała się moja sąsiadka, pokręciła głową i zapytała: "Ty z tymi bandytami?"
Osobiście wsiadałem we Wrzeszczu o godz. ok 23:45,podobnie jak i innych 40-stu (zwłaszcza Morena, Zaspa i Wrzeszcz), jeden wagon zajmowała już wiara ok. 60-ciu (Chełm,Stogi,Orunia,Zielony czyli wszystkie dzielnice położone bliżej Gdańska Głównego).Wszystkich razem ok. 100 i nastroje mało bojowe "W" optymistycznie stwierdził ze "Tam w Szczecinie to nas zajebią,a słyszeliście jak dojebali Ruchowi?".Malo kto miał ochotę na dokładne opowieści "W", ale ten dalej " A wiecie ze tam, aby podejść pod kasy trzeba iść miedzy plotami jeden to ogródki działkowe, drugi obiekt Pogoni,tam nas dorwą i pozabijają". Cale szczęście, ze opowieści przerwał "K" i stwierdził: "Ja mam dwa granaty i Magdę"
Zaraz znalazł się ktoś po odbyciu zasadniczej i prosi aby pokazał. Magda jak Magda, czyli nóż w stylu Rambo, a granaty okazały się ostre. Ktoś spytał K "Ty debilu na h.. Ci te granaty". K odparł: "Już ja wiem po co". Ostatecznie oddał je komuś w Sopocie, bo nie daj Boże mogło dojść do eksplozji w pociągu znając temperament "K" to przy byle sprzeczce. Tymczasem kolejna stacja Gd-Oliwa i przerażenie, dosiada się zaledwie 30-40 typa.Coś nas mało jak na wielka vendettę za bar mleczny i salon gier. Jedyna nadzieja, ze chłopaki są w Sopocie i tak było, razem jest nas ok 250 z czego 150 to skinhead s!!!jadących nawracać satanistów,metali:)
"Wo" z uporem maniaka powtarza ze nikt nie będzie skakał(sataniści) po grobie jego dziadka i trzeba tam w Szczecinie zrobić porządek. Oczywiście te legendy na temat metalowego Szczecina okazały się nieco przesadne, gdyż ten ruch był już nie tak mocny jak w połowie lat 80.Pociąg ruszył w stronę Gdyni.
Pociąg dojechał do Gdyni,Arki ani widu ani słychu co było do przewidzenia, bowiem wiedzieli jedziemy w czysto określonym celu i będzie nas dużo. Zresztą Arka w 90-tym jeszcze cieniowała rok później byli znacznie mocniejsi, ale to inna historia.
W Gdyni Głównej dochodzi jeszcze kilku spóźnialskich Lechistow z Karwin(spora ekipa wtedy) pozostali wsiadali w Sopocie. Pociąg rusza... kilkanaście osób wyskakuje, machają nam na pożegnanie i wracają do Gdańska. Do Wejherowa jeszcze ostrożnie bo mogą szyby lecieć,ale jest spox. Za Wejherowem rozpoczyna się biesiada, czyli łażenie po przedziałach, plotki, ploteczki i oczywiście rzut oka na stan ekipy. Trzy czwarte znajome gęby wiec będzie dobrze spuentował "R".
Ja do Słupska siedziałem w przedziale z chłopakami z Moreny i Chełmu, tematem przewodnim był serial pt. Twean Peaks(leciał na 2 godz. przed odjazdem pociągu) który był tak zakręcony ze za h... nie mogliśmy dojść o co w nim chodzi i kto jest morderca.
Oczywiście pojawił się "W", ale w radosnym nastroju stwierdził ze będzie dobrze. Kamień spadł nam z serca bowiem "W" miał już ponad 60 wyjazdów wiec wiedział co gada:)
Zaprezentowałem swój nowy zakup,czyli gaz bojowy o sile rażenia 5 m, świeży import z Amsterdamu, chłopaki byli pełni uznania.
Za Słupskiem w trzech idziemy sobie dwa wagony dalej aby zrobić drzemkę,niestety wracamy po 1,5 godziny i stwierdzamy ze zbyt wiele myśli w łepetynie i już zostaniemy do Szczecina z pozostałymi. Na 5 minut przed Szczecin Dąbie dostajemy info, ze wszyscy robimy wysiadkę, aby zrobić zmyłkę taktyczna,przegląd ekipy, wzmocnić morale itp. W tym momencie Robert(180 cm i 140 kg grubas jak cholera)) drze ryja ze jest głodny i pierdoli, on jedzie do Szczecina bez przesiadki. Maciek jego przyjaciel twierdzi, ze Robert wpierdolił swoje kanapki i jego ale to u niego norma i on musi coś zjeść ..no bo musi,taki jest i koniec. Wiec zostajemy ja, Robert, Maciek i jeszcze dwie osoby ustalamy, ze się rozdzielamy i w holu dworca pozostajemy w kontakcie wzrokowym, gdy Lechia wjedzie kolejka SKM, a Pogoń będzie zwijać wrotki (co było raczej pewne spodziewali się nas mniej aniżeli 100)przejmujemy gości.
Do naszego grona chce dołączyć jeden skinhead z Moreny, ale tłumaczymy mu, ze z flejersem i pająkiem na szyi czy głowie raczej ciężko będzie o konspirę..odpuszcza. 200 metrów przed pociągiem jeden z nas wystawia głowę aby zrobić rzut okiem na sytuacje na peronie..Sa ku*** są krzyknął!!!Rozdzielamy się na cala długość pociągu trzeba przejść komitet powitalny.
Pociąg wjeżdża na peron w Szczecinie. Przechodzę na początek składu, aby przejść "bramkę" w tłoku, ustawiam się w kolejce do wyjścia, patrze przez okno i oczom nie wierze, Robert zapierdala z dwoma wielgachnymi torbami robiąc przysługę sobie i jakiemuś starszemu facetowi. Olśniło mnie momentalnie i wracam z powrotem trzepie przedziały w poszukiwani foliowej siatki,znalazłem zdejmuje kurtkę (notabene zielona)wkładam do siatki, bo jak by wyglądało z dalekobieżnego z rękoma w kieszeni. Wchodzę na schody jestem 10 metrów przed oprawcami, przyglądam się pobieżnie nie zatrzymując wzroku, ani na moment. Było ich z 30-40, trzy czwarte z nich z fryzura a´la "dywan" czyli krotko z przodu, długo z tylu no i kieszenie powypychane kamieniami. Ucieszyłem się ze chłopaki nie byli pewni swego skoro zakładali tez pesymistyczny wariant,o się zdziwicie ku***,zdziwicie się mocno pomyślałem i czmychnąłem do holu dworca.
Maciek przeszedł na "zapytajże" spytał kobietę gdzie jest jakaś tam ulica Mickiewicza lub coś podobnego, babsko tak się rozgadało, ze nie dość, ze przeszedł komitet to jeszcze w holu mu tłumaczyła mimo, ze On miał to w d****. Dziwiłem się, ze przeszedł bez problemów, bo ma mordę gangstera, a możne dlatego? W holu bezpiecznie wszyscy z Pogoni czekali na peronie plus czujka na drugiej stronie peronu, aby nikt nie nawiewał druga strona składu. Dołącza do nas tych 2 chłopaków przyglądamy się rozkładowi, najbliższa kolejka z Dąbia będzie
za 35 min., następna 65 min. Niestety telefonów komórkowych nie było, przypomnienie dla najmłodszych.
W pięciu idziemy do baru dworcowego spotykamy jeszcze jednego znanego lechiste. Pytam go o której przyjadą nasi. A skąd ja ku*** mam to wiedzieć-odpowiedz sensowna. Powiedział, ze wyrwał panienkę w pociągu i idzie z nią na hotel i przyjedzie na stadion przed meczem czyli za jakieś 8 godzin. Potem żałował jak cholera ze ominęły go ostre dymy-no ale sam sobie winien. W barze Robert dostaje histerii bo cieple posiłki wydaja od 6:00 czy 7:00 (już nie pamiętam) kłoci się z babskiem, żeby usmażyła mu dwa jajka bez rezultatów. Jeden z chłopaczków rozładowuje nerwowa atmosferę, ale tylko na moment."O zobaczcie morze i to pod samym dworcem"
Robert wkurwiony "Ty debilu w Szczecinie nie ma morza". Chłopaczek: "A co to jest wskazuje ręka?" "Jakiś zalew albo jezioro ale na pewno nie morze" Chłopaczek chciał błysnąć intelektem i stwierdził ze w Gdańsku tez nie ma morza. Wiem wiem debilu , my mamy zatokę odparł Robert. Wybiła godzina wydawania posiłków składamy zamówienie i czekamy na dania tzn. 3x bigos.
Chłopacy rezygnują z ciepłego posiłku i biorą zimny bufet, bo za 10 min przejedzie pierwsza z możliwych kolejek , nie chcą przegapić przyjazdu Lechii. Szybko jemy aby tez się zwijać na hol. Maciek jak to miał w zwyczaju oddal polowe porcji Robertowi, wiec zaoszczędziliśmy kolejna minute i wychodzimy. Byliśmy w połowie drogi, miedzy Barem, a holem i słyszymy brzęk tłoczonego szkła (były to szyby kas biletowych jak się później okazało). ku*** NASI JUZ SA,ja p******* co Wy zegarka nie macie krzyczę!!!!Na pełnym gazie wpadamy na hol. W holu dworca totalne zamieszanie nie trzeba być specem w chuligance, żeby stwierdzić, ze "szczecińskie dywany" pala wrotki, biegają dosłownie o metry od nas. Na holu jest już czołówka pościgowa Lechii(to oni wybijali szyby).Pogoń już wie ze za 30 sekund dworzec będzie zalany ponad 200 osobowa ekipa z Gdańska. Chłopacy dopadają 2 Szczecinian pod kiblami, my tez tam biegniemy bowiem kilku z Pogoni wraca ratować kolegów. Robert tratuje jednego na biegowo, ja staram się go trafić skopa, niestety trafiam w korpus na dodatek wyjebałem się, gostek na czworaka spierdala do WC razem z 3 kolegami.
Do WC wpada już ekipa pociągowa, wiec biegniemy do wyjścia łapać następnych niestety bez rezultatu. Wracamy, a tu z WC wybiega Pogoń,co jest? Okazało się ze na wbiegających lechistów użyli gazu i załatwili 4 osoby, ale co się odwlecze....
Atakujemy ponownie tych samych,dwóch pryska gazem i spierdala, ale kolejna dwójka dostaje sporo strzałów,jeden ostro wytargany za dywan i z krwawiącym nosem piszczy, skowyje, ale spierdala.
Koniec dymu dworcowego hol okupuje Lechia, niestety nie obyło się bez strat, dwie osoby z Lechii poważnie zostały trafione kamieniami przy wysiadaniu z pociągu ,jeden złamany nos(szpital),drugi trafiony w głowę (na szycie do szpitala). Chłopacy zagazowani opłukują oczy w WC,czekamy na nich poganiając, bo cala ekipa poszła już na miasto. Pogoń już wiedziała, ze w tym składzie wiele nie zwojują i trzeba przyznać, ze popisali się świetną organizacja, bo po parudziesięciu minutach doszło do potężnych zadym ulicznych tyle ze siły były już bardziej wyrównane. Dodam ze psiarni zero!!!
Wychodzimy, a właściwie wybiegamy i po 400m dołączamy do reszty. Nie potrafię określić ile czasu minęło 10 może 20 minut, a z bocznej ulicy wybiega Pogoń, było ich znacznie mniej, ale raczej mało się tym przejmowali i dochodzi do normalnych walk, gdy atak został odparty i część lechistów goniła Pogoń, ktoś darł się wniebogłosy, żeby nie gonić. Za chwile okazało się dlaczego, z bocznej uliczki biegnie następna wataha. Nie będę pisał drobiazgów, bo Zieliński opisał to dość dobrze tylko jedna uwaga. To nie były walki na huki i przeganianie, prawda była taka, ze Pogoń wbijała się w powiedzmy 90 na 150 i normalne starcie. Dwudziestu Lechii goni 40 Pogoni, starcie, Lechia ucieka do reszty i znowu starcie, tak przez większość drogi(zresztą cyfry teraz zgaduje). Oczywiście te dwa pierwsze starcia były największe,a potem na mniejsza skale, tyle, ze ciągłe walki, nie jakieś huki i przeganianki. I tak prawie pod sam stadion. Dodam o szybach wystawowych, samochodowych, powgniatane maski itp. Dotarliśmy na stadion, zaczęły się pierwsze komentarze. Wielu ludzi twierdziło, ze Pogoń była nafaszerowana prochami, bo byli strasznie agresywni i atakowali w wydawałoby się beznadziejnych dla nich momentach z piana na ustach. Zresztą z naszej strony walczyli wszyscy, co odzwierciedla jak było ciężko. Co do braku synchronizacji ataku Pogoni to tez zgodnie twierdziliśmy, ze byłoby kiepsko, gdyby im to wyszło, ale nie wyszło. Gdy już siedzieliśmy na bocznym boisku Pogoni podszedł jakiś działacz, przedstawił się i powiedział, ze do meczu jeszcze sporo czasu, wiec przynosi piłkę, abyśmy sobie pograli zabijając czas. Podziękowaliśmy za miły gest i graliśmy. Była bodaj 10 rano, czas mijał wolno, pochodziliśmy sobie po obiekcie, był stromy i bez zadaszenia to najbardziej mnie zdziwiło. Niestety ok.12 jeden z moich kolegów stwierdził, ze jest głodny i musi coś zjeść, Maciek powiedział ze pierdoli nie jest głodny, ale znalazł się inny chętny (ksywy nie pamiętam). Ustaliliśmy ze bary i restauracje odpadają, najwyżej sklep, bułka paryska, jogurt i spadamy,zgodził się. Po uważnej obserwacji stwierdziliśmy, ze idziemy za tory kolejowe, czyli drogę powrotna. Zaraz za torami po drugiej stronie ulicy pojawia się 7-9 z Pogoni. Pięciu z nich przechodzi ulice w nasz stronę. My odbijamy w prawo do sklepu 1001 drobiazgów coś w tym stylu tyle ze duży, nie pamiętam czy miał spożywkę,ale raczej nie, bo byśmy coś kupili, były lampy, kanapy czyli mydło i powidło przełomu lat80/90, był mniej więcej 50-150 metrów od przejścia kolejowego idąc do miasta, po prawej stronie. Przed wejściem podchodzą i pytają skąd jesteśmy (pełna kultura). Odpowiadam z Lęborka (znam topografie jakby co, brak tam kibiców, na dodatek można pucować ze tam tez Pogoń:))
Oni pytają gdzie to jest, miedzy Wejherowem, a Słupskiem odpowiadam. W sklepie sramy ze strachu, pytamy jakąś kobietę o tylne wyjście, ta odpowiada, ze tylko dla personelu. Ja p******* myślę, zginiemy nikczemna śmiercią zaciągnięci w jakieś zadupie, ku*** mam dopiero 19 lat. Chodzimy po sklepie wielkości super samu i udajemy naiwniaków, ale widzimy ze te gęby ciągle na nas patrzą stojąc pod sklepem. Ustalamy plan B, czyli zobaczymy co chcą jak by co to użyję Amsterdamskiego wynalazku. Wychodzimy podbijają i pytają co tu robimy,(ja odpowiadam tak ustaliliśmy) mowie ze mieszkamy w liceum z cala klasa. W jakim, jaka ulica? Nie pamiętam zaraz przy torach tramwajowych odpowiadam udając gościa z małego miasteczka. W międzyczasie po drugiej stronie ulicy stoi już spora gromadka Pogoni raptem 20 sztuk :( Teraz gość mnie zaskakuje WYCIAGAC BIALKI krzyczy,pytam co to jest?(pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem)Legitymacje szkolne powiada (mieliśmy już dowody)OK odparłem,wyciągam gaz i napierdalam w nich. Zaczynamy biec w kierunku garaży w przeciwnym kierunku od ulicy. Wskakuje na plot potem zapierdalam po garażach zeskakuje na ziemie biegnę w stronę naszych wbiegam miedzy działki i plot stadionu. Niestety naszych już tam nie ma,biegnę dalej, ale chce mi się wyć, naszych już wywiało,przebiegam pod kasami mijając je po lewej biegnę jeszcze z 300 metrów i spotykam cala ekipę, wszyscy sobie wpierdalają słone paluszki, popijają alkohole i są bardzo rozweseleni stojąc pod sklepem spożywczym. Była godzina ok 12 bylem zasapany, na dodatek koledzy się gdzieś zapodzieli:( Pojawili się ok 2 godziny później każdy z osobna i stwierdzili ze jestem Marian Woronin) Od tego momentu obiecałem sobie ze już nigdy nie będę oddalał się od ekipy. Wytrzymałem do 21:00 w Stargardzie, ale to później, zresztą przez cały okres moich wyjazdów miałem włączonego "jasia wędrowniczka" nie mam pojęcia skąd to wynika , lubię łazić po nieznanych terytoriach,no takie zboczenie. Zresztą najlepiej było w Rybniku na barażu z Wybrzeżem pojechaliśmy ekipa Lechii rozłażąc się po mieście, eh to były dopiero jaja, ale innym razem.
Wracamy na stadion ok. 13 (dalej zero policji-to już 7 godzin jak zapierdalają na sygnałach, które słyszymy po mieście i nie wiedza w czym szum).W tym czasie trwają walki o sklep spożywczy (wychodząc ze stadionu w lewo ok. 300m). Bieganiny widać ze stadionu (tym razem bardziej podchody, ale po obu stronach po paręnastu ludzi) z sektora dla przyjezdnych, nasi dzielnie bronią dostępu do alkoholu, po jakiejś godzinie było to już tak normalne ze skinheadzi robili sobie normalne zmiany i przychodzili na papierosa, a zmieniali ich inni. Wreszcie ktoś stwierdził ze pora tam zrobić porządek i idziemy cala ekipa, a tu ku*** pech baba zamknęła sklep, bo jej sporo towaru ubyło. Wracamy mijając bramy a na ulicy od torów 100m stoi Pogoń cala banda !
Morale mieliśmy już duże wiec atakujemy,ja po ostatnim strachu jaki się najadłem (wkurwienie)biegnę drugi za M naszym najlepszym zawodnikiem ,w reku trzymam jakiś głaz, Pogoń natomiast stoi w linii i się nie rusza. Ich przywódca taki stary zgred wyglądający na 40 latka drze się w niebo glosy STAC ku*** STAC i faktycznie nikt z Pogoni nie spierdala. Z naszej strony lecą już kamienie, nadciąga 250 typa, ale rozproszonych od sklepu aż do Pogoni, czyli prawie 400m, Pogoń krzyczy BEZ KAMIENI,BEZ KAMIENI,(ktoś potem dobrze podsumował ze teraz bez kamieni, jak 2 naszych zaliczyło od nich szpital). M ze zgredem zaczynają solo, z naszej strony wszyscy zwalniają Pogoń tez się nie wpierdala na razie, raczej byliśmy pewni wygranej M, bo dotąd bywał raczej niezawodny, a przegrana zgreda osłabi morale przeciwnika. No i zaczyna się solo najlepszych zawodników, raptem parę kopniaków, a tu w poprzek tłumu wjeżdża policyjny polonez Huuurraaaaa godzina 14( prawie 8 godzin) skapowali się gdzie jest źródło konfliktu. Nie minęły 2 minuty i było 5 nysek,zaproszono nas na sektor dla gości. Skończyło się łażenie, siedzimy i czekamy na mecz. W miedzy czasie pojawia się samochodowa ekipa z Gdańska 4-5 plus i osobno niespodziewany gość (przynajmniej dla mojej osoby). Jest nim R, znany wtedy w światku (nie wiem jak dzisiaj) fanatyk warszawskiej legii. Oczywiście non stop nawija z ważniejszymi postaciami. Słysząc opowieści łapie się za głowę nie dowierzając w rozmiar zadym. W pewnym momencie dochodzi do sprzeczki R z 19 letnim wtedy młodzianem S(notabene dzisiaj tez znany w świadku) z Lechii. Zaczynają się napierdalać przechodzą do parteru, ktoś ich rozdziela wymieniają jakieś uwagi nie bardzo wiedziałem co jest grane. Po paru minutach wyluzowany już R zaczyna śpiewać angielskie przyśpiewki, okazało się ze wracał z Anglii i zahaczył o Szczecin zobaczyć co ciekawego dzieje się na meczu P-L,miał szal Manchesteru U dość chodliwa wtedy sprawa. Pojawiają się pierwsi emeryci z ochrony, z policja wypraszają nas pod kasy w celu zakupu biletu, niestety wszyscy zapomnieli o kilku śpiących lechistach. Kiedy pierwsi mieli już bilety Ci wychodzący jako ostatni dra ryja, ze psiarnia zawija śpiących, zaczęło się zamieszanie, ale psy ostro się stawiają blokując wejście na obiekt. Efekt taki ,ze tracimy 5-7 ludzi zawiezionych na izbę :(
Po 10 min wpuszczają, powoli schodzi się szczecińska publika, prawie każdy 11-15 latek pozdrawia nas "fuckiem" co doskonale widzimy będąc blisko wejścia. Stadion wypełniony po brzegi, ktoś z naszych krzyczy, zęby wieszać flagi, konsternacja ku*** PONAD 200 TYPA I NIE MA ANI JEDNEJ FLAGI !!!! wdziera się w wniebogłosy. Za chwile złośliwe komentarze pod jego adresem "te a może Ty byś chciał po zapierdalać w Szczecinie z plecakiem?", "wszyscy byli nastawieni na dym" dodaje inny. Ostatecznie flaga się znalazła po jakiejś chwili,wyglądała jak wyjęta z d*** i miała możne wymiary 90 na 90 cm. Zaczyna się mecz Lechia obejmuje prowadzenie po lobie Mirka Girucia robimy zjazd pod ogrodzenie, to efekt raczkującej telewizji sat,gdzie pokazywano ligę hiszpańską. Zjazd wyszedł extra,zwłaszcza, ze większość miała flejersy na pomarańczowej stronie. Nie wiem dlaczego, ale mieliśmy wrażenie ze czołowi goście Pogoni siedzą naprzeciw nas, a nie w ichnim młynie, widać to było po wstających gościach zachęcających do dopingu. Repertuar Pogoni wiadomy Lechia....szajs,my... na kolana i ...skurwysyński klub rybaków...szkoda pisania wiadomo. W przerwie kilku skinom udało się podejść pod luk sektora pogoni i rzucić kosze na śmieci w publikę (tak twierdzili przybiegając zasapani). Natomiast pod naszym sektorem jakiś kudłaty knypek zrywa nasza flagę i zapierdala przez boisko do własnego sektora, z naszej strony przeskakują w pościg W i M następnym miał być S (ten co miał sprzeczkę z R)dostaje strzała policyjna pala w głowę i pada nieprzytomny, sporo wiary podbiega do psa co uderzył i wyzywa, atakuje, chłopaczek wystraszony ze zabił, widać sam jest wystraszony. ku*** kiepski widok S w spodniach moro,glanach,czarnej koszulce i flejersie leży jak trup. Po chwili ochrona podprowadza go zataczającego do karetki i odjazd do szpitala. W i M zostają zawinięci, wszyscy są wkurwieni 3 szpitale, kilka izb, na dodatek W i charyzmatyczny S nr 1 zawodnik ekipy zawinięci, ostatecznie wszyscy dopierdalają się do psów, żeby puścili ta dwójkę po 10 min wychodzą, chociaż to dobre. W międzyczasie(knypek dobiegł) Pogoń dopada nasza flagę stadion ryje z zachwytu,a tłum rzuca się na nią jak hieny na padlinę, tratując się wzajemnie,po podarciu pala ja, co było do przewidzenia. Po przerwie obok naszego sektora (po naszej lewej) mimo, ze było pusto w pierwszej połowie, w drugiej siedzi sporo hools Pogoni, policja się orientuje i oddziela nas kordonem. Mecz się kończył nigdy bym nie przepuszczał, ze jeszcze tyle się wydarzy,a jednak Po meczu ładują nas do więźniarek odczekawszy około 20 min,jest ich 4-6 (nie pamiętam) ja z innymi małolatami 17-20 lat jedziemy pierwsza. Jedziemy droga powrotna. Wszyscy sadzimy, ze od "lodówek" będą odbijać się kamienie, ale nic podobnego,natomiast to co zwróciło moja uwagę to cala masa gości biegnących w podobnym kierunku mijających przechodniów wracających z meczu. Po chwili ktoś spokojnie oznajmia ze reszta "lodówek" pojechała w innym kierunku, natomiast my skręciliśmy w boczna ulice. Zaczynamy napierdalać pięściami do szofera widząc odjeżdżających kolegów tzn."lodówki", krzyki,wyzywanie gdzie jedzie niestety zero odzewu. Siedzący przy wyjściu policjanci tez są zaskoczeni.
Więźniarka staje pod dworcem plus dwie nyski w pełnej obsadzie będące na miejscu,każą wychodzić, no to wychodzimy, poganiają do jakże znajomego holu pierdolonego dworca szczecińskiego. Wchodzimy do holu dworca,"Mi" szturcha mnie i mówi "Sprzedali nas" kto pytam? "jak kto...psy zobacz ilu ich stoi. Huje z Pogoni maja jakieś układy z psiarnia, zobacz co się dzieje,faktycznie...patrze a co druga morda oparta o kasy ,ściany, patrzą na nas,na dodatek te dywany, jestem już pewny ze wyrok będzie wydany, podobnie inni. Ktoś z tylu szarpie mnie za ramie, aż podskoczyłem. Dodrze was widzieć powiada. ku*** TO "S" z obandażowaną głową!!!! który dostał palka i zawieźli go do szpitala,co się dzieje panowie pyta, jakby urwał się z księżyca.
Okazało się ze "S" jako skinhead pojechał na pogotowie, a tam zaczął obsługiwać go prawdziwy lekarz-murzyn, wiec pozwolił zrobić sobie opatrunek przez pielęgniarki i stwierdził ze żaden murzyn szyć go nie będzie, opuścił szpital w białym opatrunku na głowie obierając kierunek na dworzec-miał farta ze doszedł i ze my tam byliśmy Na holu stoimy na rogu kas biletowych i wyjścia na miasto. Jest nas ok. 50-cui. Tymczasem wejściem wchodzą kolejni z Pogoni, zadyszani mijają nas jeden po drugim, ale pojedynczo. Obstawia nas (nie pamiętam ilu) policja, która po paru minutach zawraca nas do "lodówek" i odjazd. Dla wielu brakowało miejsc siedzących, wiec pytamy dokąd jedziemy, jakiś psiak odpowiada, ze zaszła pomyłka i wiozą nas do Stargardu. Po drodze widzimy konwój "lodówek" stojący na poboczu, zwalniamy, oni ruszają i jesteśmy w komplecie. Zrobiło się już ciemno, kiedy podjeżdżamy po Stargardzki dworzec. Teraz popis daje szczecińska policja. Każdy po wyjściu musi przejść przez kontrole osobista... ku*** po 14-stu godzinach pobytu w Szczecinie tym debilom przypomina się o rewizji. Efekt taki, ze parę przedmiotów zostaje w środku. Ja natomiast trzęsę się o mój gaz, który wielkością przypomina dezodorant 8x4 z wylotem ok. 2 cm. Naprawdę był zajebisty. Patrze, a jeden chłopaczek tez ma gaz, ale taki malutki i kładzie go na dach lodowy przez właz wentylacyjny. "Jak pojazd odjedzie to się poturla i spadnie" - powiada. No to tez się przyłączyłem. Wszyscy poszliśmy coś zjeść. Był tam taki bar typu "Mleczny", a może "WARS" nie pamiętam. Można było zaobserwować zajebiste zamówienia"duszone kartofle ze skwarkami proszę" kolega dalej "dla mnie podwójna porcja". Tym co brakowało kasy na cokolwiek- pomagali inni wycieczkowicze. W międzyczasie posiłku razem z kolega od gazu, co chwila chodziliśmy zaglądać, czy aby odjechały "lodowy". Po jakimś czasie odjechały, tyle, ze gaz zniknął, może psiarnia znała ten numer - nie wiem. Następny etap to patrole po Stargardzie. Nie wiem ilu nas wyszło, bo kto zjadł to sobie szedł. W efekcie wyglądaliśmy, jak amerykańscy żołnierze na polach ryżowych w filmach o Wietnamie, czyli prawie gęsiego, w odstępach i po obu stronach ulicy na długość powiedzmy 300-stu m. Kordon policyjny obławy był tak szczelny, ze każdy mógł sobie łazić gdzie chce i kiedy chce. Większość ludzi przesiadywała na dworcu, ale były rotacje, patrole były domena młodych. No i się zatrzymujemy, bo kogoś coś zafrapowało, tzn. 3 osoby siedzące pod wiata, ktoś stanął pierwszy, doszło nas potem chyba 9, "S", "Mi", ja i paru skinheadów z Moreny. Pod wiata siedzi żołnierz i dwóch na moje oko siedemnastolatków "byliście na meczu" -pytanie, "nie"- odpowiedz. Żołnierz zaczyna lamentować, gada, ze nie zna tych dwóch i ze jest niewinny, czyli pierdoli jak mały Kazio. Już odchodzimy, jak "S" wygłasza taka oto formule "o ty k****" okazało się, ze chłopaczek po środku ma czapeczkę Pogoni, czapka zdjęta, liść z prawej liść na wyprostowanie, ale chłopak trzyma fason
i zachowuje spokój. Natomiast żołnierz pada na kolana lamentuje szlocha, ze ich naprawdę nie zna. Szczerze powiedziawszy to jemu, bym chętniej przypierdolił. Ludzie z niego drwią, w mundurze WP i zachowuje się jak baba. Natomiast do tego po prawej tekst "zdejmuj okulary" p******* bić przyszłą inteligencje?.Nie pamiętam dlaczego ale na 2 liściach się skończyło,wracamy na dworzec bo jest blisko odjazdu. Przychodząc dowiadujemy się od kolegów ze psy oznajmiają, ze nie możemy wsiąść do pociągu jadącego po 22:00 tylko następnym,czyli nocnym. Zostały kolejne godziny oczekiwania,urozmaicamy je sobie kolejnymi patrolami, nie wiedząc ze ekipa Pogoni już jedzie do Stargardu. Mimo ze już nie miałem ochoty to po czyjejś namowie idę na kolejny patrol,po drodze mijamy wracające grupki naszych, maja parę szali pogoni. Tym razem w rozproszeniu idziemy znacznie dalej jest nas możne 20. Za nami idzie 2 chłopaków około 20 letnich. "O nie znamy ich " ktoś powiedział. Czekamy aż podejdą."Skąd idziecie?","z dworca"odpowiedz. "Byliście na meczu tak?" "Nie nie byliśmy" "Byliście byliście"-powiada ktoś blefując, w tym czasie podszedł ktoś od nas i się wydziera "ku*** pamiętam tego gościa On był na meczu" i podaje miejsce gdzie go widział (nie pamiętam). "I co fajnie się śpiewało Lechia Gdańsk ku*** szajs..?"- zaczyna się terror psychiczny. "My nie śpiewaliśmy tego, nie śpiewaliśmy" "Coooo?.... ku*** tam wszyscy tak śpiewali".Dostają z piachy, gleba parę kopniaków,ale bez sadyzmu, idziemy dalej. Ktoś lamentuje,ze to skandal,nasi siedzą na dworcu i nawet d*** nie rusza, żeby trzepać przejeżdżające pociągi ze Szczecina-SKANDAL ku*** SKANDAL ! Jakiś geniusz dostaje olśnienia i rzuca hasło ze idziemy na PKS "Może z meczu ktoś będzie wracał autobusami" powiada. "Ale gdzie to jest?" "Popytamy to znajdziemy". Ja już mam tego dość,jest późno, a ja w jakimś małym miasteczku, z dala od domu łapię nie wiadomo kogo,inna sprawa, ze do plutonu egzekucyjnego zbytnio się nie nadaję, nie lubię tego. Razem ze mną zabiera się kolega z Niedźwiednika bodajże, ten to dopiero ma problem. "Wiesz, ze jak widzę krew to mi słabo"powiada. "No to faktycznie ciekawe masz zainteresowania" powiadam. Co jakiś czas mijają nas kolejni lechisci. Pytają czy jeszcze jest ktoś na mieście. "Tak są poszli na PKS" mówimy "A gdzie ten PKS?" pytają "A skąd my ku*** mamy wiedzieć" taka odpowiedz padła za chyba trzecim razem, już nas to irytowało. Wchodzimy do poczekalni ...i już wiemy czemu nikt nie trzepie pociągów,ludzie są wyraźnie już zmęczeni od wyjazdu z Gdańska minęły już prawie 24h,stad widok śpiących i leżących na wszystkim co przypomina ławki jest dostrzegalny. Gliniarze maja wszystko w d****,tez porozlewani po całym dworcu,jedni graja w karty, inni rozmawiają miedzy sobą. Przechodzimy do pomieszczenia gdzie wydawane były posiłki,tam sytuacja wygląda lepiej,przy jednym ze stolików siedzi nasza elita i rozmawia z oficerem prowadzącym akcje. Pies pyta "Czemu wy się bijecie?" i tego typu pytania,wiec chłopaki mu odpowiadają. Siadam do stolika obok,tam trwa już dyskusja sumująca kończący się dzień. Dworzec-wygrana,miasto-remis, ale to Pogoń uciekała, i ani razu nie rozbiła naszej ekipy. Kiedy siedzieliśmy 4 godziny na stadionie bez obstawy policji,mogli dalej atakować jednak tego nie zrobili...dlaczego? Ano dlatego ze cała awantura na mieście była dla nich szokiem,nigdy przedtem nikt tak mocno się nie postawił,a Oni przez ostatnie lata obijali tam niemal wszystkich,zwłaszcza ze mieli ostro zakręconą policje. Inna sprawa ze lizali rany po ulicznej młócce,kilka szpitali musieli zaliczyć. Niedoszłe starcie przed kasami to już nie była ta Pogoń z miasta,zebrali wszystko co mieli(mniej aniżeli nas),a było widać ze morale upadło,wyglądali na wystraszonych, na dodatek te okrzyki ich przywódcy. Doskonale wiedzieli ze za chwile dostana ostateczne lanie,może dlatego przyciągnęli za sobą psy,to ze przyszli to była sprawa honoru i niczego więcej."Panowie co tu dużo pierdolić,to my byliśmy na wyjeździe prawda?"ktoś wygłosił jakoś tak brzmiąca formułkę.
Do dzisiaj wszyscy uczestnicy tego wyjazdu uważają ze to Lechia zdobyła 3 punkty tego dnia w rozgrywkach chuligańskich. Zaczęliśmy przypominać sobie o stratach."Kto zaliczył szpital?" pytam,"Ten i ten"Jednego znalem,okazało się ze jak wysiadał z kolejki,to jest taki moment tłumaczy mi gość co szedł obok niego,ze na ułamek sekundy patrzysz na stopnie i peron i właśnie w takim momencie dostał. Ledwo postawił stopę na ziemi szczecińskiej i szpital"wyglądał strasznie, cały we krwi,mowie wam strasznie"-z przejęciem opowiada chłopaczek. Zaczęliśmy się zastanawiać jak potraktują naszych z izby,czy będą ich obijać W tym czasie oficer dostaje jakieś wiadomości przez "papugę",pyta nas czy ktoś z naszej grupy wychodził na miasto, są zgłoszenia na komisariat ze po Stargardzie chodzą jakieś bandziory terroryzując okolice. Wszyscy słyszący pytanie wzruszają ramionami. Oficer poszedł gadać z podwładnymi,natychmiast przestali opierać się o ściany,siedzieć,grac w karty itp,wystawili nawet czujkę pod dworcem. Po jakimś czasie przychodzi "G"(chyba) i podchodzi pod stolik "M".Stonowanym głosem (aby nie siać zamętu przed psami), oznajmia ze przyjechała Pogoń i chcą się lać,momentalnie podchodzę i dyskusja(kilkunastu)."Gdzie są?"pytanie "Tam za budynkiem"Kto inny wtrąca "Byliśmy tam dziesięć minut temu, nikogo tam nie ma,widziałeś ich?" "ku*** baranie, gadałem z nimi jest ich około 60,ale montują jeszcze miejscowych i będzie ich razem może ze 100"Kto inny "ku*** jak chcą w******* to czemu mamy odmawiać" Inny"Ale jest Policja jak wyjdziemy większą banda?"To zlejemy tez policje"-optymista powiedział żeby zorientować się, ilu nas jest na dworcu i co porabiają chłopaki w innych pomieszczeniach. Okazało się ze brakuje jeszcze kilka dyszek ludzi grasujących po Stargardzie. Ostatecznie szefostwo decyduje ze "gra" nie warta świeczki,policja pilnuje już staranniej, można wchodzić, z wychodzeniem trzeba kombinować ,mogą być następni zawinięci,wystarczy ze w Szczecinie zostało już ok 10,a jak chcą mieć koniecznie skopane d***, niech zrobią wjazd na dworzec ,z taka informacja puszczono człowieka. Ludzie powoli się złazili z miasta ,nadjechał pociąg,było strasznie ciasno,znalazłem "wolne siedzące"miedzy zwykłymi pasażerami. Nie pamiętam,zasnąłem czy straciłem przytomność (ze zmęczenia),nagle jakaś kobieta mnie szturcha i mówi "Gdynia trzeba wysiadać".Jeszcze w holu gdyńskiego dworca ostatnie okrzyki Lechia Gdańsk!!!
Przesiadka na SKM,ludzi zaczyna ubywać,przybijanie piątek te sprawy. We Wrzeszczu wyskakujemy na autobus,jest nas z 15 , wszyscy już milczą. Podchodzę pod dom i ciesze się ze mieszkam na parterze,jest ok 8 rano od wyjścia z domu minęły około 33 GODZINY!!!Otwiera mi ojciec i powiada "Martwiliśmy się o Ciebie, dobrze ze jesteś cały"....."A daliście tym w Szczecinie chociaż po zębach?" Zdziwiłem się,coś wiedział!!! "Wczoraj w Wiadomościach pokazywali efekty burd w centrum Szczecina, w radiu tez w każdych serwisach"powiedział. Pojawiła się starsza siostrzyczka,studentka szkoły muzycznej, no wiecie jakie klimaty."Nie wiedziałam ze mieszkam z bandyta"powiedziała,ooo musiała tez oglądać wiadomości. Nie odezwałem się,ojciec prawi morały siora słucha "Słuchaj jesteś dorosły,ale przemyśl czy warto ryzykować życie,czy to ma sens,już nikt normalny nie chodzi na Lechię ciągle są tam zadymy, a co dopiero na wyjazdy"(ojciec chodził kiedyś na Lechię)
"Porozmawiamy jak wstaniesz, bo widzę ze jesteś zmęczony"- zakończył. Ledwo przyłożyłem głowę do poduszki,usłyszałem zatrzaskujące się drzwi siostry idącej grac na fortepianie, czy pianinie. Wchodzi ojciec,szerzy zęby i mówi "Opowiadaj,no opowiadaj,jak było?"
autor: Pilsner
-
- Posty: 24
- Rejestracja: 29.07.2013, 19:14
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Zajebiste !! kto ma jeszcze takie opowiadania ?
-
- Posty: 107
- Rejestracja: 28.09.2013, 14:35
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
a tutaj Relacja kibica Pogoni
Autor: YAMAL (Szczecin)
Jeśli chodzi o Lechię ... zawsze mimo, że to śmiertelny wróg, czułem szacunek, połączony z respektem do tej ekipy ...
Ze swojego życia pamiętam sytuacje związane z okazją konfrontacji z Gdańszczanami.
Pamiętna awnatura na Placu Zamenhofa (koło dawnego duetu), róg Bodusława i Jagiellonskiej. W ówczas jako 17-latek zacząłem od roku aktywnie uczestniczyć w życiu kibicowskim Pogoni ...
Była to spokojna sobotnia sielanka, koło kina Kosmos pól miasta zebrało się słuchać i podziwiać plenerowe spotkanie z radiem BBC Polska (Zet) stał piętrowy angielski autobus ... pól miasta z dziećmi na festynie porównywalnym do dni morza, tumult zgiełk i jarmark ... hah, a 500 metrów dalej zadyma tak historyczna w całym kibicowskim życiu polski ...
Ale może od początku ...
Na cyrku (boisko szkolne na Śląskiej) zebrała się cała śmietanka ekipy Pogoni (około 60 osób), naprawdę ekipy chyba w historii najlepszej w Szczecinie. Z racji, że byłem jednym z młodszych wysłano mnie kontrolnie na dworzec, na pociąg który absolutnie nie był bezpośrednim z Gdańska, a przykuwał uwagę jako możliwość dojazdu w/w ekipy ...
Na dworcowej kładce stałem tylko ja i jeden z najlepszych zadymiarzy tego miasta Z.
Jakież zdziwienie nas dopadło, gdy z pociągu z którego najmniej się spodziewaliśmy wyskakuje okolo 150 osobowa banda łysych z LECHII!!!
"Z" niewiele myśląc wyciąga łańcuch i czeka wymachując nim na wszystkie strony ... z racji przewagi 1000:1 uciekamy kładką na góre. Z. każe mi biec na cyrk po resztę, a sam napieprza kamieniami aż miło, (poważnie) zamieszanie takie, że jak dobiegam, chyba w 5 minut z dworca na Śląską, już połowa ekipy wie o co chodzi. Zaczyna się latanie i kombinowanie co dalej. W końcu wraca "Z" i ogłasza wszem i wobec, że Lechia sama bez obstawy zasuwa przez Wyzwolenia, w stronę Jagiellońskiej ... szybkie decyzje wydawane przez starych, rozbicie na 2 grupy i wyczekiwanie koło wspomnianego duetu.
Lechia zasuwa chodnikiem - wszyscy w zielonych fleyersach, łyse towarzystwo i z pianą na pysku my rozbici w 2 grupy po 30 osób ... na hasło "Z" wychodzimy z bram i stajemy centralnie na środku placu, widzi to Gdańsk i całe 150 osób leci na nas.
Dopadli nas i wymiana na wszystko kamienie trzonki a my z brechami wyrwanymi z bram ... ich więcej, leją nas niemilosiernie, aż nagle z ulicy Rajskiego, wypada druga grupa z metalowymi i drewnianymi pałkami. Cała Lechia ucieka ale nie rozwalaja sie na mniejsze grupy, trzymają się cwani razem. Doszło do połączenia naszych sił i znów atakuje Lechia tym razem to my ich przeganiamy w głąb Jagiellońskiej - i taka ganianka po całym placu, masa rozbitych głów dopiero wtedy zauważyłem, że mam dziurę w ręce (na ramieniu) kurewsko krwawi ale biegamy dalej. Napewno kilka razy waliłem gości po głowie drewnianą pałką i na pewno dostałem po głowie nie raz ...
Moment i niebiesko od policji, uciekamy do bram w kilkunastosobowych grupach, a Lechia zostaje na placu.
My z racji znajomości terenu zbieramy się w podwórkach, ani policja, ani Lechia do bram nie wchodzą.
Tam się zbieramy na nowo, a Lechia już z policją rusza w stronę stadionu ... Nastepnę skrzyżowanie Jagiellońska Woj. Polskiego znów w kilku grupach po kilkunastu atakujemy. Dosłownie wypadamy wpadamy w Lechię i znów ucieczka do bramy ... i tak przelotkami do następnej okazji ... albo podwórkami albo parkami i tak aż do szpitala pod stadionem ...dym na całej długości ulicy Jagiellońskiej z godzinę ganiania za sobą. Żadna strona nie może powiedzieć, że wygrała ogólnie więcej rozbitych głów z ich strony ale w otwartej na czystym polu konfrontacji pewnie nie mielibyśmy szans ... cholernie byli poukładani ... i zorganizowani, karetek trochę kursowało wtedy jeszcze ze stadionu kilku gdańszczan wywożono nieprzytomnych.
Na pogotowiu spotkalem kilkunastu chłopaków i od nas i od nich ... a tam nadal wyzwiska i ganianki po izbach przyjęć.
Awantura jakiej nie przeżyłem nigdy więcej ale po niej, choć z dziurą w ręku, z kilkoma szwami na głowie i złamanym palcem u nogi, mimo smaku nie zwycięstwa, a nie roztrzygniętej konfrontacji wiedziałem, że warto było!!!!
Pamiętam jeszcze z tego wydarzenia z Lechią w Szczecinie, że jak wracaliśmy z pogotowia (Woj. Polskiego) doszliśmy do rogu Jagiellońskiej, a tam między samochodami leżał szalik biało-zielony Lechii obok pełno krwi. Stał małolat z Pogoni zalany cały krwią - taki obrazek, który zostaje na całe życie przed oczami!!! Osobisty mój przyjaciel, który ze mną biegał wtedy po tej awanturze stwierdził, że nigdy więcej!!! Nastawił się na dym, ganianie Lechii, a tu takie sceny, nie spodziewał się, że będzie wyrównanie i że obie strony mają straty. Chyba już go na wyjeździe nie spotkałem.
Autor: YAMAL (Szczecin)
Jeśli chodzi o Lechię ... zawsze mimo, że to śmiertelny wróg, czułem szacunek, połączony z respektem do tej ekipy ...
Ze swojego życia pamiętam sytuacje związane z okazją konfrontacji z Gdańszczanami.
Pamiętna awnatura na Placu Zamenhofa (koło dawnego duetu), róg Bodusława i Jagiellonskiej. W ówczas jako 17-latek zacząłem od roku aktywnie uczestniczyć w życiu kibicowskim Pogoni ...
Była to spokojna sobotnia sielanka, koło kina Kosmos pól miasta zebrało się słuchać i podziwiać plenerowe spotkanie z radiem BBC Polska (Zet) stał piętrowy angielski autobus ... pól miasta z dziećmi na festynie porównywalnym do dni morza, tumult zgiełk i jarmark ... hah, a 500 metrów dalej zadyma tak historyczna w całym kibicowskim życiu polski ...
Ale może od początku ...
Na cyrku (boisko szkolne na Śląskiej) zebrała się cała śmietanka ekipy Pogoni (około 60 osób), naprawdę ekipy chyba w historii najlepszej w Szczecinie. Z racji, że byłem jednym z młodszych wysłano mnie kontrolnie na dworzec, na pociąg który absolutnie nie był bezpośrednim z Gdańska, a przykuwał uwagę jako możliwość dojazdu w/w ekipy ...
Na dworcowej kładce stałem tylko ja i jeden z najlepszych zadymiarzy tego miasta Z.
Jakież zdziwienie nas dopadło, gdy z pociągu z którego najmniej się spodziewaliśmy wyskakuje okolo 150 osobowa banda łysych z LECHII!!!
"Z" niewiele myśląc wyciąga łańcuch i czeka wymachując nim na wszystkie strony ... z racji przewagi 1000:1 uciekamy kładką na góre. Z. każe mi biec na cyrk po resztę, a sam napieprza kamieniami aż miło, (poważnie) zamieszanie takie, że jak dobiegam, chyba w 5 minut z dworca na Śląską, już połowa ekipy wie o co chodzi. Zaczyna się latanie i kombinowanie co dalej. W końcu wraca "Z" i ogłasza wszem i wobec, że Lechia sama bez obstawy zasuwa przez Wyzwolenia, w stronę Jagiellońskiej ... szybkie decyzje wydawane przez starych, rozbicie na 2 grupy i wyczekiwanie koło wspomnianego duetu.
Lechia zasuwa chodnikiem - wszyscy w zielonych fleyersach, łyse towarzystwo i z pianą na pysku my rozbici w 2 grupy po 30 osób ... na hasło "Z" wychodzimy z bram i stajemy centralnie na środku placu, widzi to Gdańsk i całe 150 osób leci na nas.
Dopadli nas i wymiana na wszystko kamienie trzonki a my z brechami wyrwanymi z bram ... ich więcej, leją nas niemilosiernie, aż nagle z ulicy Rajskiego, wypada druga grupa z metalowymi i drewnianymi pałkami. Cała Lechia ucieka ale nie rozwalaja sie na mniejsze grupy, trzymają się cwani razem. Doszło do połączenia naszych sił i znów atakuje Lechia tym razem to my ich przeganiamy w głąb Jagiellońskiej - i taka ganianka po całym placu, masa rozbitych głów dopiero wtedy zauważyłem, że mam dziurę w ręce (na ramieniu) kurewsko krwawi ale biegamy dalej. Napewno kilka razy waliłem gości po głowie drewnianą pałką i na pewno dostałem po głowie nie raz ...
Moment i niebiesko od policji, uciekamy do bram w kilkunastosobowych grupach, a Lechia zostaje na placu.
My z racji znajomości terenu zbieramy się w podwórkach, ani policja, ani Lechia do bram nie wchodzą.
Tam się zbieramy na nowo, a Lechia już z policją rusza w stronę stadionu ... Nastepnę skrzyżowanie Jagiellońska Woj. Polskiego znów w kilku grupach po kilkunastu atakujemy. Dosłownie wypadamy wpadamy w Lechię i znów ucieczka do bramy ... i tak przelotkami do następnej okazji ... albo podwórkami albo parkami i tak aż do szpitala pod stadionem ...dym na całej długości ulicy Jagiellońskiej z godzinę ganiania za sobą. Żadna strona nie może powiedzieć, że wygrała ogólnie więcej rozbitych głów z ich strony ale w otwartej na czystym polu konfrontacji pewnie nie mielibyśmy szans ... cholernie byli poukładani ... i zorganizowani, karetek trochę kursowało wtedy jeszcze ze stadionu kilku gdańszczan wywożono nieprzytomnych.
Na pogotowiu spotkalem kilkunastu chłopaków i od nas i od nich ... a tam nadal wyzwiska i ganianki po izbach przyjęć.
Awantura jakiej nie przeżyłem nigdy więcej ale po niej, choć z dziurą w ręku, z kilkoma szwami na głowie i złamanym palcem u nogi, mimo smaku nie zwycięstwa, a nie roztrzygniętej konfrontacji wiedziałem, że warto było!!!!
Pamiętam jeszcze z tego wydarzenia z Lechią w Szczecinie, że jak wracaliśmy z pogotowia (Woj. Polskiego) doszliśmy do rogu Jagiellońskiej, a tam między samochodami leżał szalik biało-zielony Lechii obok pełno krwi. Stał małolat z Pogoni zalany cały krwią - taki obrazek, który zostaje na całe życie przed oczami!!! Osobisty mój przyjaciel, który ze mną biegał wtedy po tej awanturze stwierdził, że nigdy więcej!!! Nastawił się na dym, ganianie Lechii, a tu takie sceny, nie spodziewał się, że będzie wyrównanie i że obie strony mają straty. Chyba już go na wyjeździe nie spotkałem.
-
- Posty: 176
- Rejestracja: 03.12.2012, 10:50
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Pamiętam że Kilkanaście Lat temu w telewizji widziałem reportaż z jakiejś manifestacji Kibiców Cracovii zakończonej sporą awanturą .Czy mógłby ktoś przybliżyć co to za manifestacja
-
- Posty: 332
- Rejestracja: 06.01.2012, 19:33
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Zapewne chodzi Ci o manifestację Pasów na ulicy Basztowej [link]
Hitler, Stalin, Che Guevara jeden c*** a wiele twarzy.
-
- Posty: 176
- Rejestracja: 03.12.2012, 10:50
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
dokładnie dzieki wielkie
-
- Posty: 15
- Rejestracja: 06.03.2007, 01:01
- Lokalizacja: Szczecinek/Wrocław
-
- Posty: 319
- Rejestracja: 29.03.2013, 20:22
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
to coś od Stomilu...
Kod: Zaznacz cały
http://stomil.olsztyn.pl/forum/viewtopic.php?f=22&t=2952
-
- Posty: 9
- Rejestracja: 31.12.2012, 13:27
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
To coś jeszcze o Stomilu...
29.03.2002 Górnik Zabrze 4:0 Stomil Olsztyn
53 kibiców Stomilu dojechało autokarem do Zabrza. Podróż minęła spokojnie i bez przygód. W Zabrzu olsztynianie meldują się ponad pół godziny przed meczem. Wolny czas wykorzystany został na zwiedzanie miasta. Stomilowcy spenetrowali między innymi okolice miejscowego dworca. W okolice stadionu fani OKS docierają tuż przed meczme. Pod kasami stoi sporo miejscowych (uzbrojonych). Goście bez dłuższego namysłu atakują dużą (ponad 100 osobową grupę) hanysów. Ci po wyrzuceniu sprzętu ewakuują się. W bójce nieźle ucierpiało kilku zaboli. Potem zabrzanie wzywają duże posiłki ze swojego stadionu, olsztynian przejmują psy i goście wchodzą na stadion. Na sektorze dla przyjezdnych 4 flagi. Doping ze strony Stomilu dość dobry, choć nieregularny. Górnika w młynie ok. 300 osób, choć często piłkarzy gospodarzy dopingował prawie cały stadion. Żabole wywieszają zabraną w Olsztynie 2 lata temu flagę STOMIL PONAD WSZYSTKO, którą w drugiej połowie porwali. Dopiero teraz postanowili ją zniszczyć, chociaż już wiele razy pokazywali ją na meczach. Mecz w wykonaniu naszych piłkarzy żenujący i niestety wysoka porażka.
13.04.2002 Zagłębie Lubin 3:1 Stomil Olsztyn
Grupa 48 fanów OKSu wyjechała na mecz do Lubina. Wyjazd bez obstawy psów. Droga minęła spokojnie. Pod stadionem w Lubinie olsztynianie dojeżdża w 20 minucie I połowy/ Zauważywszy przyjezdnych oczekujący kibice Zagłębia organizują grupę i biegną niezdecydowanie w stronę Stomilu. Ponieważ OKS się nie cofa następuje krótkotrwała walka, po której Zagłębie cofa się pod bramę, pojawiają się psy. Zagłębie ponownie zaatakowało Stomil, który rusza zdecydowanie na lubinian. Znowu krótka walka. MKS ucieka na stadion. Psy odprowadzają gości na ich sektor. Na meczu marna frekwencja. Gospodarze wciąż obrażeni na piłkarzy, nie wywieszają flag. Na sektorze dla przyjezdnych są 4 flagi. Piłkarze zaprezentowali się tradycyjnie słabiej niż olsztyńscy hools. Rozegrali beznadziejny mecz i przegrali. W drużynie Stomilu przyzwoicie zagrał jedynie Terlecki i Salami. Po meczu fani Stomilu opuszczają Lubin w asyście radiowozów. Psy eskortują Stomilowców aż do Gniezna. Pojawiły się informacje jakoby lubinianie jechali za OKS-em...
20.04.2002 Śląsk Wrocław 3:1 Stomil Olsztyn
Wyjazd do Wrocławia był trudny do zorganizowania ze względu, na fakt, iż Stomil rozgrywał dwa mecze na wyjeździe w ciągu 1 tygodnia. Ostatecznie busem do Wrocławia wybrało się 14 fanów. Podróż minęła spokojnie. Do stolicy Dolnego Śląska goście dotarli na sam początek meczu. Wrocławscy działacze wspaniałomyślnie postanowili wpuszczać kibiców za darmo. Niestety zapomniano poinformować, że dotyczy to jedynie kibiców gospodarzy. Dla kibiców gości zorganizowano bilety. Na sektorze był już 1 kibic Stomilu studiujący w Poznaniu. Razem na sektorze pojawiło się 15 osób. Śląsk wyraźnie oczekiwał na przyjazd konkretnej grupy z Olsztyna i pomimo, że mecz już się zaczął miejscowi hools czekali pod stadionem w dobrej ekipie. Zachowując środki ostrożności swoje flagi rozwiesili dopiero po wprowadzeniu OKSu na sektor. Stomilowcy nie mieli niestety ze sobą żadnej flagi, a jedynie kilka szali. Pomimo dużej frekwencji na stadionie młyn Śląska nie był duży, doping w dużej części robiła feta siedząca na krzesełkach. Mecz zaczął się bardzo dobrze, Maciek Terlecki strzelił bramkę z karnego po faulu na Florku, ale potem było już coraz gorzej, a w drugiej połowie wręcz beznadziejnie. Powrót kibiców Stomilu był spokojny. Dla fanatyków, którzy zorganizowali ten wyjazd należą się podziękowania, gdyż uratowali oni honor Stomilu. Dzięki temu OKS nie ma w tej rundzie wyjazdowego 0.
05.05.2002 Widzew Łódź 4:1 Stomil Olsztyn
Wyjazd honoru. Tak można nazwać ten wyjazd, ostatni w I lidze, na którym stawiło się 72 fanów OKSu z flagą Kraina Tysiąca Jezior. Niestety na zakończenie porażka piłkarzy, choć na osłodę gol G. Lecha młode piłkarza Stomilu. Po meczu 2 autokary, którymi przyjechali fani rozdzieliły się. Autokar ze słabszą grupą został zaatakowany kamieniami w okolicach Sochaczewa przez bliżej niezidentyfikowanych osobników (potem okazało się, że była to Petra). W całym zajściu ucierpiał autokar, jednak kierowca jechał dalej, nie zatrzymując się. Drugi autokar nie wiedząc jeszcze o całym zajściu jechał w stronę... Płocka. Po uzyskaniu niepokojących informacji z pierwszego autokaru, pasażerowie drugiego autokaru postanowili zmierzyć się z Petrą. Wstępnie było wszystko było umówione, jednak płocczanie rozmyślili się i do niczego nie doszło.
Podesłane na pw
29.03.2002 Górnik Zabrze 4:0 Stomil Olsztyn
53 kibiców Stomilu dojechało autokarem do Zabrza. Podróż minęła spokojnie i bez przygód. W Zabrzu olsztynianie meldują się ponad pół godziny przed meczem. Wolny czas wykorzystany został na zwiedzanie miasta. Stomilowcy spenetrowali między innymi okolice miejscowego dworca. W okolice stadionu fani OKS docierają tuż przed meczme. Pod kasami stoi sporo miejscowych (uzbrojonych). Goście bez dłuższego namysłu atakują dużą (ponad 100 osobową grupę) hanysów. Ci po wyrzuceniu sprzętu ewakuują się. W bójce nieźle ucierpiało kilku zaboli. Potem zabrzanie wzywają duże posiłki ze swojego stadionu, olsztynian przejmują psy i goście wchodzą na stadion. Na sektorze dla przyjezdnych 4 flagi. Doping ze strony Stomilu dość dobry, choć nieregularny. Górnika w młynie ok. 300 osób, choć często piłkarzy gospodarzy dopingował prawie cały stadion. Żabole wywieszają zabraną w Olsztynie 2 lata temu flagę STOMIL PONAD WSZYSTKO, którą w drugiej połowie porwali. Dopiero teraz postanowili ją zniszczyć, chociaż już wiele razy pokazywali ją na meczach. Mecz w wykonaniu naszych piłkarzy żenujący i niestety wysoka porażka.
13.04.2002 Zagłębie Lubin 3:1 Stomil Olsztyn
Grupa 48 fanów OKSu wyjechała na mecz do Lubina. Wyjazd bez obstawy psów. Droga minęła spokojnie. Pod stadionem w Lubinie olsztynianie dojeżdża w 20 minucie I połowy/ Zauważywszy przyjezdnych oczekujący kibice Zagłębia organizują grupę i biegną niezdecydowanie w stronę Stomilu. Ponieważ OKS się nie cofa następuje krótkotrwała walka, po której Zagłębie cofa się pod bramę, pojawiają się psy. Zagłębie ponownie zaatakowało Stomil, który rusza zdecydowanie na lubinian. Znowu krótka walka. MKS ucieka na stadion. Psy odprowadzają gości na ich sektor. Na meczu marna frekwencja. Gospodarze wciąż obrażeni na piłkarzy, nie wywieszają flag. Na sektorze dla przyjezdnych są 4 flagi. Piłkarze zaprezentowali się tradycyjnie słabiej niż olsztyńscy hools. Rozegrali beznadziejny mecz i przegrali. W drużynie Stomilu przyzwoicie zagrał jedynie Terlecki i Salami. Po meczu fani Stomilu opuszczają Lubin w asyście radiowozów. Psy eskortują Stomilowców aż do Gniezna. Pojawiły się informacje jakoby lubinianie jechali za OKS-em...
20.04.2002 Śląsk Wrocław 3:1 Stomil Olsztyn
Wyjazd do Wrocławia był trudny do zorganizowania ze względu, na fakt, iż Stomil rozgrywał dwa mecze na wyjeździe w ciągu 1 tygodnia. Ostatecznie busem do Wrocławia wybrało się 14 fanów. Podróż minęła spokojnie. Do stolicy Dolnego Śląska goście dotarli na sam początek meczu. Wrocławscy działacze wspaniałomyślnie postanowili wpuszczać kibiców za darmo. Niestety zapomniano poinformować, że dotyczy to jedynie kibiców gospodarzy. Dla kibiców gości zorganizowano bilety. Na sektorze był już 1 kibic Stomilu studiujący w Poznaniu. Razem na sektorze pojawiło się 15 osób. Śląsk wyraźnie oczekiwał na przyjazd konkretnej grupy z Olsztyna i pomimo, że mecz już się zaczął miejscowi hools czekali pod stadionem w dobrej ekipie. Zachowując środki ostrożności swoje flagi rozwiesili dopiero po wprowadzeniu OKSu na sektor. Stomilowcy nie mieli niestety ze sobą żadnej flagi, a jedynie kilka szali. Pomimo dużej frekwencji na stadionie młyn Śląska nie był duży, doping w dużej części robiła feta siedząca na krzesełkach. Mecz zaczął się bardzo dobrze, Maciek Terlecki strzelił bramkę z karnego po faulu na Florku, ale potem było już coraz gorzej, a w drugiej połowie wręcz beznadziejnie. Powrót kibiców Stomilu był spokojny. Dla fanatyków, którzy zorganizowali ten wyjazd należą się podziękowania, gdyż uratowali oni honor Stomilu. Dzięki temu OKS nie ma w tej rundzie wyjazdowego 0.
05.05.2002 Widzew Łódź 4:1 Stomil Olsztyn
Wyjazd honoru. Tak można nazwać ten wyjazd, ostatni w I lidze, na którym stawiło się 72 fanów OKSu z flagą Kraina Tysiąca Jezior. Niestety na zakończenie porażka piłkarzy, choć na osłodę gol G. Lecha młode piłkarza Stomilu. Po meczu 2 autokary, którymi przyjechali fani rozdzieliły się. Autokar ze słabszą grupą został zaatakowany kamieniami w okolicach Sochaczewa przez bliżej niezidentyfikowanych osobników (potem okazało się, że była to Petra). W całym zajściu ucierpiał autokar, jednak kierowca jechał dalej, nie zatrzymując się. Drugi autokar nie wiedząc jeszcze o całym zajściu jechał w stronę... Płocka. Po uzyskaniu niepokojących informacji z pierwszego autokaru, pasażerowie drugiego autokaru postanowili zmierzyć się z Petrą. Wstępnie było wszystko było umówione, jednak płocczanie rozmyślili się i do niczego nie doszło.
Podesłane na pw
-
- Posty: 1401
- Rejestracja: 19.12.2008, 10:06
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
"Z cyklu piękne lata 90te oczyma kibica Wisłoki Dębica"
1994 VI 11 WISŁOKA – Radomiak Radom
Gramy w II lidze (w ówczesnym przedsionku ekstraklasy). Tego dnia mieliśmy się zmierzyć z zespołem Radomiaka. Nikt za bardzo nie liczył że pojawią się goście (tym bardziej że my u nich także nie byliśmy). Nieco wcześniej Pogoń Leżajsk (nasza "zgoda" z tamtego okresu), dała nam znać korespondencyjnie ;) (bo telefonów wtedy nie było), że być może zjawią się na tym meczu. Zważywszy na to że... panicznie bali sie wysiadać sami w Dębicy, prosili nas wcześniej o to, abyśmy wyszli po nich na PKP. Oczywiście uczyniliśmy to, choć prawdę mówiąc bywaliśmy na nim niemal codziennie patrolując z nudów okolicę. Nier było wtedy internetu a komórki {cegły} w Polsce dopiero raczkowały). Udajemy się nas 8u, gdy baba zapowiedziała pociąg którym prawdopodobnie mogliby przyjechać nasi zgodowicze, czekamy u wyjścia z tunelu. Jednak nikt z nich sie nie zjawił. Niezbyt tym faktem zaskoczeni siedzimy sobie jeszcze chwilę na dworcowych ławkach. W między czasie baba zapowiada pociąg osobowy ze stacji Stalowa Wola - Rozwadów (obecnie ta linia nie istnieje). Pociąg w Dębicy kończy bieg, toteż wszyscy pasażerowie wylegli z niego i kierowali sie ku tunelowi a tym samym wyjściu z PKP. Oczywiście nikt z nas nie zainteresował sie tym faktem prócz mnie ;) Podążyłem w tamtym kierunku przyglądając sie wnikliwie pasażerom. Spostrzegłem dwie osoby które wydawały mi się jakby znajome :) Oni widząc mój wzrok wyraźnie się speszyli i próbowali chować spojrzenia. Myśli szybko wędrowały po mojej głowie i doszedłem do wniosku że co najmniej jednego widziałem już na... fotografii Radomiaka z wyjazdu na Petrochemie :) (efekt korespondencji z kibicami z całej Polski). Idąc niemal równolegle z nimi podchodzę do naszych i mówię im z cichacza pokazując dyskretnie ręką ;) że ci dwaj są z Radomiaka. Oczywiście nasi zareagowali śmiechem twierdząc że "mi odbiło". Jeszcze nie zdążyli skończyć swoich wybuchów śmiechu gdy ci dwaj wchodząc w drzwi poczekali zaczęli uciekać. Od razu puściliśmy się za nimi w pogoń. Początkowo trochę nam zdołali zbiec jednak nie na długo. Dopadliśmy ich po jakiś 400m na małej kładce wśród blokowisk. Jeden z nich od razu dostaje strzała (bo był zbyt mało pokorny) jednak ostatecznie nic im nie robimy. Mała rewizja osobista i wpada w nasze ręce niewielka flaga Radomiaka z herbem oraz szal pasiak. Ponieważ przyjezdni oddali nam swoje barwy proponujemy im aby zostali z nami, a następnie zadbamy o to aby weszli bezpiecznie na stadion. Wracamy jeszcze chwilę na PKP celem rewizji okolicznych terenów po czym siadamy na ławkach wygrzewając się na słońcu (obok taxi). Przyjezdni choć jak pisałem zgodzili się z nami zostać byli bardzo przerażeni. Jeden mega świr od nas który akurat wybrał się z nami widząc ich dosyć nie wyraźne "samopoczucie" postanowił się z nimi zabawić. Był to też swoisty test na to jak się zachowają wszak obok nas w niedalekiej odległości stali sokiści bacznie się nam przyglądając. Świr od nas najpierw pyta ich czy mają jakieś pieniądze, na co otrzymał odpowiedź że absolutnie nic już nie mają. Po czym nasz nie dając za wygraną cichym głosem pyta: „czy ma wziąć ich za nogi i wytrzepać” aby mieć pewność że nic nie wyleci. Oni jednak kategorycznie odpowiadają że pieniędzy nie posiadają. Każe jednemu ściągnąć fleka, po czym go na siebie ubiera. Drugiemu każe ściągnąć bejsbolówkę, a także łańcuszek z szyi. Byli już tak przerażeni, że ledwo co trzymali się na nogach. Wtedy to wybuchamy śmiechem i oddajemy im wszystko. Nie mieliśmy zamiaru im tego brać, no ale jeden od nas (mega świr) nie mógł się powstrzymać przed lekkim terrorem. Tak jak pisałem temu zdarzeniu przypatrywali się sokiści, a potem nawet dwóch psów jednak nasi goście nie poszli na skargę za co oczywiście należał sie szacunek. Czas naglił, więc bierzemy ich na stadion, gdzie siedzą obok naszej "młynowej" około 30 osobowej grupy. Nie robimy dopingu, a także niewiele osób wiedziało o tym, że obok nas siedzi incognito dwóch z Radomiaka. Po meczu wracają z piłkarzami. Dodam tylko, że najbardziej żałowali straty tej flagi która podobno była stara i ponoć wielce zasłużona. Niestety po jakimś czasie flagę wcięło u kogoś (prawdopodobnie w piwnicy) i do tej pory nie wiemy gdzie się znajduje oraz co się z nią stało.
1997 IV 27 Czuwaj Przemyśl – WISŁOKA
Żaden kierowca nie chciał z nami pojechać, a PKSom zabroniła policja, więc autokar załatwiliśmy z oddalonych o 15km Ropczyc. W tych czasach to normalność, jednak w tamtych takie szukanie przewoźnika po innych miastach było bardzo rzadkim zjawiskiem. Wyrusza nas łącznie 50u (w tym dwóch z KSG a po drodze dosiada się 15 z fc Ropczyce). Przed Przemyślem policja eskortuje nas na stadion. Na meczu wraz ze zgredami (którzy zasiadają obok naszego sektora) melduje się nas prawie 60u. Miejscowych w młynie (wliczając okoliczne dzieciaki) około 250. Było też około 10u z ich ówczesnej zgody (czyli Igloopolu). Oczywiście dosyć często leciały na nas bluzgi co my kwitujemy śmiechem. Podczas spotkania odpalamy racę (dosyć rzadkie wtedy zjawisko) czym skutecznie sklejamy im usta przez ten czas. Po przerwie tuż obok obiektu na moście (nad Sanem), goniło się przez chwilę kilku z Polonii i Czuwaju. Wyglądało to bardzo komicznie, bo raz jedni gonili drugich a zaraz było odwrotnie. Przy czym nie dochodziło do... żadnej wymiany ciosów! Za chwilę wkroczyła tam policja i rozgoniła obie grupy. Po meczu stwierdzamy, że policja zabrała nam z autokaru cały "sprzęt" jaki mieliśmy a były to: dwie siekiery, dwa bejsbole, brecha, łańcuch i… prawdziwy pistolet! Wzięliśmy to wszystko tak na wszelki wypadek, bo choć miejscowi nie przedstawiali żadnej siły chuligańskiej (chodzi mi tu o cały Przemyśl) to jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Cóż, takie czasy gdy jeździło się bez obstaw. Co do wspomnianego pistoletu to był bez iglicy i magazynku, jednak robił wrażenie ponieważ braku tych dwóch jakże ważnych elementów po prostu w dłoni nie było widać. Gdy wróciliśmy do Dębicy (z przesiadką w Ropczycach gdzie zostawia nas kierowca i wracamy rejsowym PKSem). Spotykam pikola od nas który pyta sie mnie- "co wy tam nawojowaliście w Przemyślu że wam zabrano pistolet". Mocno zdziwiony (wszak dopiero przyjechaliśmy) pytam "skąd o tym wie"? Ten odparł że pokazywali nas 3 godziny wcześniej w Teleexpresie na żywo i wspominali o naszych przybocznych rekwizytach które nam zarekwirowano. Trochę wbijam się w szok, jednak daję mu wiarę bo skąd inaczej mógł o tym wiedzieć? Ogólnie po tej telewizyjnej rewelacji zwykli ludzi z Dębicy w mocnym szoku :)
Pare fotek:
[link]
[link]
[link]
ps. Wytrawne oko wyłowi na drugiej fotce pewną flagę (prawy górny róg).
1994 VI 11 WISŁOKA – Radomiak Radom
Gramy w II lidze (w ówczesnym przedsionku ekstraklasy). Tego dnia mieliśmy się zmierzyć z zespołem Radomiaka. Nikt za bardzo nie liczył że pojawią się goście (tym bardziej że my u nich także nie byliśmy). Nieco wcześniej Pogoń Leżajsk (nasza "zgoda" z tamtego okresu), dała nam znać korespondencyjnie ;) (bo telefonów wtedy nie było), że być może zjawią się na tym meczu. Zważywszy na to że... panicznie bali sie wysiadać sami w Dębicy, prosili nas wcześniej o to, abyśmy wyszli po nich na PKP. Oczywiście uczyniliśmy to, choć prawdę mówiąc bywaliśmy na nim niemal codziennie patrolując z nudów okolicę. Nier było wtedy internetu a komórki {cegły} w Polsce dopiero raczkowały). Udajemy się nas 8u, gdy baba zapowiedziała pociąg którym prawdopodobnie mogliby przyjechać nasi zgodowicze, czekamy u wyjścia z tunelu. Jednak nikt z nich sie nie zjawił. Niezbyt tym faktem zaskoczeni siedzimy sobie jeszcze chwilę na dworcowych ławkach. W między czasie baba zapowiada pociąg osobowy ze stacji Stalowa Wola - Rozwadów (obecnie ta linia nie istnieje). Pociąg w Dębicy kończy bieg, toteż wszyscy pasażerowie wylegli z niego i kierowali sie ku tunelowi a tym samym wyjściu z PKP. Oczywiście nikt z nas nie zainteresował sie tym faktem prócz mnie ;) Podążyłem w tamtym kierunku przyglądając sie wnikliwie pasażerom. Spostrzegłem dwie osoby które wydawały mi się jakby znajome :) Oni widząc mój wzrok wyraźnie się speszyli i próbowali chować spojrzenia. Myśli szybko wędrowały po mojej głowie i doszedłem do wniosku że co najmniej jednego widziałem już na... fotografii Radomiaka z wyjazdu na Petrochemie :) (efekt korespondencji z kibicami z całej Polski). Idąc niemal równolegle z nimi podchodzę do naszych i mówię im z cichacza pokazując dyskretnie ręką ;) że ci dwaj są z Radomiaka. Oczywiście nasi zareagowali śmiechem twierdząc że "mi odbiło". Jeszcze nie zdążyli skończyć swoich wybuchów śmiechu gdy ci dwaj wchodząc w drzwi poczekali zaczęli uciekać. Od razu puściliśmy się za nimi w pogoń. Początkowo trochę nam zdołali zbiec jednak nie na długo. Dopadliśmy ich po jakiś 400m na małej kładce wśród blokowisk. Jeden z nich od razu dostaje strzała (bo był zbyt mało pokorny) jednak ostatecznie nic im nie robimy. Mała rewizja osobista i wpada w nasze ręce niewielka flaga Radomiaka z herbem oraz szal pasiak. Ponieważ przyjezdni oddali nam swoje barwy proponujemy im aby zostali z nami, a następnie zadbamy o to aby weszli bezpiecznie na stadion. Wracamy jeszcze chwilę na PKP celem rewizji okolicznych terenów po czym siadamy na ławkach wygrzewając się na słońcu (obok taxi). Przyjezdni choć jak pisałem zgodzili się z nami zostać byli bardzo przerażeni. Jeden mega świr od nas który akurat wybrał się z nami widząc ich dosyć nie wyraźne "samopoczucie" postanowił się z nimi zabawić. Był to też swoisty test na to jak się zachowają wszak obok nas w niedalekiej odległości stali sokiści bacznie się nam przyglądając. Świr od nas najpierw pyta ich czy mają jakieś pieniądze, na co otrzymał odpowiedź że absolutnie nic już nie mają. Po czym nasz nie dając za wygraną cichym głosem pyta: „czy ma wziąć ich za nogi i wytrzepać” aby mieć pewność że nic nie wyleci. Oni jednak kategorycznie odpowiadają że pieniędzy nie posiadają. Każe jednemu ściągnąć fleka, po czym go na siebie ubiera. Drugiemu każe ściągnąć bejsbolówkę, a także łańcuszek z szyi. Byli już tak przerażeni, że ledwo co trzymali się na nogach. Wtedy to wybuchamy śmiechem i oddajemy im wszystko. Nie mieliśmy zamiaru im tego brać, no ale jeden od nas (mega świr) nie mógł się powstrzymać przed lekkim terrorem. Tak jak pisałem temu zdarzeniu przypatrywali się sokiści, a potem nawet dwóch psów jednak nasi goście nie poszli na skargę za co oczywiście należał sie szacunek. Czas naglił, więc bierzemy ich na stadion, gdzie siedzą obok naszej "młynowej" około 30 osobowej grupy. Nie robimy dopingu, a także niewiele osób wiedziało o tym, że obok nas siedzi incognito dwóch z Radomiaka. Po meczu wracają z piłkarzami. Dodam tylko, że najbardziej żałowali straty tej flagi która podobno była stara i ponoć wielce zasłużona. Niestety po jakimś czasie flagę wcięło u kogoś (prawdopodobnie w piwnicy) i do tej pory nie wiemy gdzie się znajduje oraz co się z nią stało.
1997 IV 27 Czuwaj Przemyśl – WISŁOKA
Żaden kierowca nie chciał z nami pojechać, a PKSom zabroniła policja, więc autokar załatwiliśmy z oddalonych o 15km Ropczyc. W tych czasach to normalność, jednak w tamtych takie szukanie przewoźnika po innych miastach było bardzo rzadkim zjawiskiem. Wyrusza nas łącznie 50u (w tym dwóch z KSG a po drodze dosiada się 15 z fc Ropczyce). Przed Przemyślem policja eskortuje nas na stadion. Na meczu wraz ze zgredami (którzy zasiadają obok naszego sektora) melduje się nas prawie 60u. Miejscowych w młynie (wliczając okoliczne dzieciaki) około 250. Było też około 10u z ich ówczesnej zgody (czyli Igloopolu). Oczywiście dosyć często leciały na nas bluzgi co my kwitujemy śmiechem. Podczas spotkania odpalamy racę (dosyć rzadkie wtedy zjawisko) czym skutecznie sklejamy im usta przez ten czas. Po przerwie tuż obok obiektu na moście (nad Sanem), goniło się przez chwilę kilku z Polonii i Czuwaju. Wyglądało to bardzo komicznie, bo raz jedni gonili drugich a zaraz było odwrotnie. Przy czym nie dochodziło do... żadnej wymiany ciosów! Za chwilę wkroczyła tam policja i rozgoniła obie grupy. Po meczu stwierdzamy, że policja zabrała nam z autokaru cały "sprzęt" jaki mieliśmy a były to: dwie siekiery, dwa bejsbole, brecha, łańcuch i… prawdziwy pistolet! Wzięliśmy to wszystko tak na wszelki wypadek, bo choć miejscowi nie przedstawiali żadnej siły chuligańskiej (chodzi mi tu o cały Przemyśl) to jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Cóż, takie czasy gdy jeździło się bez obstaw. Co do wspomnianego pistoletu to był bez iglicy i magazynku, jednak robił wrażenie ponieważ braku tych dwóch jakże ważnych elementów po prostu w dłoni nie było widać. Gdy wróciliśmy do Dębicy (z przesiadką w Ropczycach gdzie zostawia nas kierowca i wracamy rejsowym PKSem). Spotykam pikola od nas który pyta sie mnie- "co wy tam nawojowaliście w Przemyślu że wam zabrano pistolet". Mocno zdziwiony (wszak dopiero przyjechaliśmy) pytam "skąd o tym wie"? Ten odparł że pokazywali nas 3 godziny wcześniej w Teleexpresie na żywo i wspominali o naszych przybocznych rekwizytach które nam zarekwirowano. Trochę wbijam się w szok, jednak daję mu wiarę bo skąd inaczej mógł o tym wiedzieć? Ogólnie po tej telewizyjnej rewelacji zwykli ludzi z Dębicy w mocnym szoku :)
Pare fotek:
[link]
[link]
[link]
ps. Wytrawne oko wyłowi na drugiej fotce pewną flagę (prawy górny róg).
Za stary już jestem na internetowych bajarzy tworzących alternatywną rzeczywistość!
Spadam z tego forum!
Adminów proszę o usunięcie tego konta!
Spadam z tego forum!
Adminów proszę o usunięcie tego konta!
-
- Posty: 139
- Rejestracja: 27.10.2013, 18:08
- Lokalizacja: Polska Południowa
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Moglby ktos opisac Polar Wroclaw - Cracovia rok chyba 04. Najlepiej ktos z obecnych :)
Zjednoczone, młode serca, pięści twarde tak jak stal. NIGDY nie stracimy wiary w to co siłę daje nam.
-
- Posty: 213
- Rejestracja: 08.12.2013, 12:48
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
http://www.youtube.com/watch?v=jPaD8u6D2tIlocalfan pisze:Moglby ktos opisac Polar Wroclaw - Cracovia rok chyba 04. Najlepiej ktos z obecnych :)
-
- Posty: 10
- Rejestracja: 11.12.2013, 11:54
- Lokalizacja: WŁADCY SUDETÓW
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
HISTORIA KIBICÓW KARKONOSZY
Być może w jednym z najbliższych numerów najpopularniejszego pisma kibicowskiego ukarze się w dziale "MNIEJSZE KLUBY" nasza historia. Większość fanów KSK była za jego publikacją, dziś ląduje na naszej stronce...
ROK ZAŁOŻENIA: 1945(sekcja piłkarska powstała w 1953 i tą datą posługują się fanatycy Karkonoszy)
BARWY: biało-niebieskie
ZGODY: brak(jesteśmy fc Śląska Wrocław od 2007)
KOSY: Górnik Wałbrzych
FAN CLUBY: Kowary, Kaczorów, Wleń
MŁYN: od 0 do 100(rekordowy ponad 500 na derbach Sudetów z Górnikiem Wałbrzych 27.09.2008)
Ruch kibicowski w Jeleniej Górze na dobre zaczął funkcjonować w roku 1996. Jednak przy zbieraniu materiałów do jego napisania, dokopałem się do istotnych faktów obalających ten mit… Kibice Karkonoszy istnieli już w latach 60tych!!! Na pewno nie byli w tedy tak zorganizowani, ani klimat trybun nie przypominał tej dzisiejszej stadionowej atmosfery, ale licznie stawiali się na stadionie przy Złotniczej i podróżowali nawet na mecze wyjazdowe! W roku 1962 zaliczyli też najliczniejszy wyjazd w historii Karkonoszy!!! Pierwsze wzmianki o kibicach Karkonoszy pochodzą już z początków istnienia klubu! Występy piłkarzy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wśród jeleniogórskich mieszkańców i pracowników Zakładów Włókien Chemicznych Chemitex- Celwiskoza. Pierwsze prasowe wzmianki o fanach klubu piłkarskiego pochodzą z sezonu 1961/62! W tedy to piłkarze byli rewelacją rozgrywek w ramach Pucharu Polski. Pierwszy mecz już na szczeblu centralnym rozegrany został ze zwycięzcą Podokręgu Wałbrzyskiego- Górnikiem Wałbrzych 20.09.1961. Spotkanie ogląda ponad 2 tys. widzów, przeżywając istny horror! Mecz kończy się dopiero seriami rzutów karnych i radości kibiców sięgnęła zenitów, a wiwatom nie było końca. Piłkarze do szatni zostali zniesieni na ramionach kibiców. W kolejnych rundach bez większych problemów uporali się z Polonią Warszawa i Pogonią Prudnik. Przyszedł czas na kolejnych rywali już w 1962. Do Jeleniej Góry zawitała Lechia Gdańsk. Jest 4.03. Stadion niemal wypełniony po brzegi- 5 tys. widzów. Gorący doping pomaga zawodnikom. Zwycięstwo! 1:0! Daje to nam awans do 1/8 finału! Tam czeka już Stal Rzeszów. Po meczu kibice wbiegają na murawę. Tam wiwatom nie było końca. Piłkarze do szatni wędrują na ramionach swoich fanów! I 8.04.1962, stadion przy Złotniczej pęka w szwach! Na trybunach pojawia się ponad 11 tysięcy kibiców!!! Nigdy więcej takiej ilości widzów stadion w Jeleniej Górze już nie gościł! A dla przypomnienia miasto liczyło w tych latach ok.50 tys. mieszkańców! Przez całe spotkanie z trybun dobiegał głośny doping. Mecz kończy się zwycięstwem 1:0 i piłkarze awansują do 1/4!!! Po meczu na murawie pojawia się tłum rozradowanych kibiców! Piłkarze( co chyba stawało się już tradycją) do szatani wracają na ramionach swoich fanów. Gromkie „Sto lat” jeszcze długo roznosiło się echem po okolicach stadionu! Piłkarze Karkonoszy stali się głównym tematem dla centralnych i regionalnych pras! Stali się również ulubieńcami mieszkańców, a ich nazwiska zostają wpisane do Złotej Księgi Zasłużonych dla miasta Jeleniej Góry. Wyrobili sobie przydomek „Karkonoskie tygrysy”. Także i o kibicach znalazła się wzmianka w jednej z jeleniogórskich gazet: „Do gry dostosowała się publiczność, której sportowe zachowanie się zasługuje na najwyższe słowa uznania. Szkoda tylko, że tuż po zakończeniu meczu chmara kibiców wbiegła na boisko, aby gratulować swoim pupilom. Trudno się dziwić. Wszyscy byli szczęśliwi. Niemniej jednak apelujemy, aby w przyszłości demonstrowała swoją radość raczej poza placem gry.” W ćwierćfinale rozgrywek(17.06.1992) Karkonosze, mimo apelacji składanych do PZPNu o rozegranie meczu w Jeleniej Górze, musiały udać się do Opola na mecz z tamtejszą Odrą. Na meczu pojawiło się kilkudziesięciu kibiców z Jeleniej Góry!, ale nasi piłkarze mogli liczyć również na gorący doping ze strony miejscowych kibiców!!! Niestety porażka 0:2 zakończyła tą życiową przygodę młodych zawodników z Jeleniej Góry. Mimo to nie schodzili z pierwszych stron krajowych pras! Kiedy pucharowe emocje opadły, Karkonosze czekał jeszcze bardzo ważny mecz. Baraż o awans z Łużycami Lubań na neutralnym stadionie. Mecz rozegrano w Bielawie. Ale już wcześniej, bo w kwietniu doszło do ligowego spotkania między tymi zespołami w Lubaniu. Jako iż oba zespoły rywalizowały ze sobą o awans, napięta atmosfera panowała również wśród kibiców. Na mecz do Lubania udało się kilkudziesięciu jeleniogórskich kibiców. Po spotkaniu w okolicach stadionu zebrał się tłum miejscowych kibiców chcących pożegnać gości. W ich rękach znalazły się jednak cegły i kamienie, którymi obrzucali wyjeżdżający autokar z piłkarzami i kibicami Karkonoszy! Poleciało kilka szyb, jeden z jeleniogórskich kibiców odniósł poważne obrażenia i został hospitalizowany! Wróćmy jednak do Bielawy… Mecz w Bielawie obejrzało ok.7 tys. widzów!!! Przyjechała także rekordowa liczba kibiców Karkonoszy! Aż 2,5 tysiąca!!! Po dramatycznym spotkaniu Karkonosze zwyciężają Łużyce 3:2 i awans stał się faktem! Relacja z tego historycznego wyjazdu zaczerpnięta z "Nowin Jeleniogórskich”: „… Trudno opisać entuzjazm, jaki zapanował wśród kibiców jeleniogórskich, którzy stawili się na boisku w liczbie 2,5 tys. osób. W górę leciały marynarki i płaszcze, wyła syrena strażacka, słychać było przeraźliwy głos trąbek a nad całą okolicą rozbrzmiewało potężne „100 lat”. Gdy usłyszano ostatni gwizdek sędziego, publiczność wkroczyła na boisko i wszyscy nasi zawodnicy powędrowali do szatni na rękach swoich wiernych sympatyków. Na czele kroczył poczet sztandarowy z transparentem: ”Witamy Karkonosze w III lidze”. Podobnego najazdu jeleniogórzan nie oglądało jeszcze żadne miasto. Sam widziałem ponad 150 wozów ciężarowych, furgonetek, autokarów i taksówek z rejestracją XL oraz XB. Były również auta z Lubania, ale o wiele mniej niż z Jeleniej Góry. Na godzinę przed rozpoczęciem meczu wszystkie miejsca siedzące były pozajmowane. Już wówczas rozpoczął się trwający później przez cały czas „koncert” trąbek, syren i chórów. Min. grupa kibiców odśpiewała „To ostatnia niedziela”, czym w zasadzie nie odbiegali od prawdy, gdyż istotnie dla jednej z drużyn miała to być ostatnia niedziela pobytu w A klasie.” Kolejne wzmianki o jeleniogórskich kibicach pochodzą z marca 1963 roku. W „Nowinach Jeleniogórskich” pojawił się artykuł pt. „Kibiców- Chuliganów należy poskromić”! gdzie cytuję autora: „Przykład najświeższy. Podczas meczu Karkonosze- Thorez, sędzia nie uznał dwóch bramek strzelonych przez jeleniogórzan, za co nasłuchał się takich epitetów, że dreszczy człowiek dostaje na samo wspomnienie…” 22.11.1963 w kawiarni „Kwadrat” odbyła się impreza pt. „Polonia- Karkonosze przy zielonym stoliku”. Był to turniej kibicowski zorganizowany w formie kwizu i prawdopodobnie była to pierwsza tego typu impreza w Polsce! Zorganizowały ja „Nowiny Jeleniogórskie” i Podkolegium Sędziów Piłki Nożnej. Udział w niej wzięli piłkarze, działacze i kibice obu jeleniogórskich klubów. Wynik 45:33 dla Karkonoszy Piłka nożna ciągle cieszy się wielkim zainteresowaniem. Oto kilka przykładów: inauguracyjne spotkanie sezonu 1963/64 z Turowem Bogatynia ogłada aż 5 tysięcy widzów!, podobna ilość kibiców przyszła 2.05.1965 oglądać towarzyskie spotkanie Karkonoszy z Motorem Bautzen z NRD, rok 1966 i pierwsze wiosenne spotkanie z BKSem Bolesławiec i 4 tys. widzów na trybunach. Wysoka, kilku tysięczna średnia widzów na meczach w Jeleniej Górze utrzymuje się przez kilka lat, a dla przypomnienia podam iż klub gra w lidze okręgowej… W sezonie 1968/69 utrzymuje się ciągle wysoka średnia. Niestety w historii klubu doszło do kolejnej fuzji, tym razem z największym rywalem Polonią. Kibice mieli już nieco dość ciągłych zmian nazw klubu i zagrywek działaczy bojkotując doping na Złotniczej mimo iż klub walczył o awans! W nr. 20 „Nowin Jeleniogórskich” z 15.05.1969 ukazał się artykuł pt. ”Dolnoślązak Gola!” nawołujący do dopingu jeleniogórskich kibiców! Ale Karkonosze to nie tylko mecze w Jeleniej Górze. Piłkarze mogli często liczyć na wsparcie swoich fanów także na meczach wyjazdowych. We Wrocławiu, na meczu z Transportowcem, kilkunastoosobowa grupka jeleniogórzan była pod ogromnym wrażeniem organizacji miejscowych kibiców! Miejscowi kibice fanatycznie dopingują swój zespół, a ich ogrodzenie zdobi kilka flag- transparentów. We wrześniu 1982 na derbach w Piechowicach gorący doping kilkudziesięcio osobowej, podobno dobrze zorganizowanej grupy. Tym razem podziwiani byli przez miejscowych kibiców W latach osiemdziesiątych klub przeżywa kryzys i Jelenia Góra staje się sportową pustynią. Karkonosze zaczynają rozgrywki od nowa w A klasie, koszykarski klub JKS Spartakus gra w lidze międzywojewódzkiej. W związku z tym coraz częściej kibice jeżdżą po regionie oglądać mecze piłkarskie! Tak tak! Dla młodszych fanów może wydawać się to nieco dziwne, ale ruch kibicowski w Polsce nie był jeszcze tak zorganizowany jak teraz i kluby A klasowe nie posiadały zorganizowanych grup kibicowskich. Dużą rzeszę jeleniogórskich kibiców zyskał awansujący do I ligi Górnik Wałbrzych. Sukcesami wałbrzyszan żył cały region! W Jeleniej Górze zaczęła się formować pierwsza z prawdziwego zdarzenia zorganizowana ekipa szalikowców! Na mecze do Wałbrzycha jeździło od 10 do nawet 60 osób! W Wałbrzychu istnieje również drugi klub Zagłębie. Oczywiście obie grupy za sobą delikatnie mówiąc nie przepadają, na co wpływ ma również rywalizacja czysto piłkarska! To za sprawa kibiców Zagłębia jeleniogórzanie mają największe atrakcje podczas spotkań Górnika. Do najciekawszych wydarzeń dochodziło w drodze powrotnej w Boguszowie- Gorce(bastion Thoreziaków), gdzie nieustanie toczone były walki, dość często przegrywane przez fanów z Jeleniej Góry, Kamiennej Góry i Kowar… W tym okresie w Jeleniej Górze kibice jeździli również na Zagłębie Lubin, mając nawet na wyposażeniu kilkunastometrową flagę z nazwą miasta i była to największa na te czasy flaga lubińskich kibiców! Istnieli również kibice Śląska Wrocław, ale ci byli najmniej liczni. W połowie lat osiemdziesiątych Spartakus rozpoczął marsz w górę hierarchii polskiego basketu, co oczywiście znalazło swoje odbicie na trybunach. Meczom rozgrywanym w jeleniogórskiej hali zawsze towarzyszy super atmosfera, nadkomplet publiczności to była normalka! Również wyjazdy były mocną stroną fanów koszykówki. Już na barażach o II ligę z Rozwojem w Katowicach, koszykarzy dopinguje ok.150 gardeł!!! Kolejne rewelacyjne liczby notują na kolejnych barażach już o I ligę w Lesznie- ponad 100 czy w Radomiu- ok.200! Podczas radomskiego turnieju doszło do układu z Radomiakiem Radom w celu wspólnego obijania kibiców Siarki Tarnobrzeg. Także w Lesznie dochodzi do starć z miejscowymi fanami Unii. Po awansie do I ligi byli jedyną ekipą która zaliczyła wszystkie wyjazdy! Od 4 w Stalowej Woli do ponad 100 w Wałbrzychu. Ponadto 35 w Warszawie na Polonii, 40 w Poznaniu na Lechu, czy we Wrocławiu na Śląsku. Młyn za koszem na ten okres wynosił od 150 do 300 szala, a rekord pobito na derbach ze Śląskiem Wrocław-400!!!na który przybyło ok.30. Tylko niespotykana na te czasy mobilizacja sił porządkowych uchroniła ich od linczu! Po paru latach, jeden z wrocławskich uczestników tych wydarzeń w luźnej rozmowie powiedział iż był to jeden z niewielu meczów na którym miał poważne obawy o rozwój wypadków po meczu. Oprócz kibiców Śląska w Jeleniej Górze pojawili się również kibice Górnika Wałbrzych i Turowa Zgorzelec. Na derby z Turowem nigdy nikogo nie trzeba było mobilizować. Na spotkaniach czy to w Jeleniej Górze, czy w Zgorzelcu dochodziło często do sporych awantur, które odbijały się echem nawet w ogólnopolskich prasach. Fani Spartakusa przeważnie wychodzili z tych starć zwycięską ręką! Niestety po drugim spadku z I ligi, klub systematycznie zaczął być niszczony przez pseudodziałaczy i rajców miejskich, aż nastąpiło jego rozwiązanie… Brak klubu spowodował rozpad ekipy „Spartka”. Większości z nich nie chciało się już jeździć dopingować cudzy klub- Górnik Wałbrzych, który grał w II lidze, część osób odpuściła sobie klimaty kibicowskie na rzecz rodzin czy pracy. Ale pozostało ok.30 aktywnych osób. Z początkiem lat 90 tych nastąpił wzrost formy u jeleniogórskich piłkarzy. Trybuny ponownie zaczęły się zapełniać. Ok.1991 powstała grupa kibiców Karkonoszy „Kufelki”. Udzielali się oni bardziej na meczach rezerw, tzw. Niezrzeszonych, ale na najważniejszych meczach doping prowadzili również i na pierwszym zespole, nie jednokrotnie wybierając się na wyjazdy! Skład tej grupy był zróżnicowany. Przeważali ok.40 latkowie, ale często wspierali ich fani Spartakusa(którzy na co dzień nie angażowali się dopingiem itp. na meczach Karkonoszy, a pojawiali się na stadionie czysto towarzysko) i dołączali młodzi. W sezonie 1993/94 Karkonosze walczyły o awans do III ligi. Średnio mecze ogląda 1,5-2 tysiące widzów. W walce o awans toczy się zacięty bój pomiędzy Karkonoszami a Orłem Ząbkowice Śl.. Rokita Brzeg Dolny był poza zasięgiem. Rywalizacja była tak zacięta iż na mecz Sparta Ziębice-KSK zjechało kilkuset kibiców Orła dopingować miejscowych! Nie pomogło i wygrywamy 2:1 Decydujące starcie odbywa się w Jeleniej Górze! Relacja jednego z uczestników tego wydarzenia: „Przed meczem już w okolicach stadionu dawało odczuć się napiętą atmosferę. Z Ząbkowic przyjechało ok.5-8 dyszek z kilkoma flagami na płot. Zasiedli naprzeciwko głównej trybuny. Dopingowali średnio, być może wpływ na to miały warunki atmosferyczne, gdyż cały dzień lało jak z cebra… Nasz doping prowadzony był z głównej trybuny. Było nas ok.50. Dało się zauważyć Kufelki, było również kilkunastu ze Spartka. Dołączyło podczas meczu również sporo młodych osób. Doping prowadzimy cały mecz. Na płocie 3 flagi(jedna Spartakusa)plus transparent: Witamy Karkonosze w III lidze(hmm… to ten sam co wisiał w Bielawie w 1962???). Doping wspomagany syreną strażacką. Sędzia drukuje i pomaga nam ile może, ale tego dnia brakło nam szczęścia(?) i mecz kończy się remisem. Trzeba czekać na potknięcie Orła w ostatnich kolejkach. Mimo napiętej atmosfery po meczu do niczego poważniejszego nie doszło.” Jak się później okazało awans stał się faktem. Niestety i on nie pomógł w stworzeniu ruchu szalikowego takiego z prawdziwego zdarzenia. Na meczach w Jeleniej doping prowadzony był sporadycznie choć na trybunach widoczni i Kufelki i Spartakus. Brakowało osoby która by to wszystko ogarnęła… Utrzymuje się ciągle wysoka frekwencja rzędu 2 tys. widzów! Po wizytach na stadionie „Radaru”- tam z powodu remontu stadionu przy Złotniczej przyszło grać jesienią piłkarzom Karkonoszy, kibiców Rokity Brzeg Dolny i Górnika Wałbrzych zebrała się 5 osobowa grupka młodych fanów, którzy postanowili rozruszać doping na Karkonoszach. Mieli 2 małe flagi. Mimo tak niewielkiej liczby starli się dopingować całe spotkania, urozmaicając go gwizdkami i petardami. Niestety zapału wystarczyło im na dwa spotkania i widząc brak zainteresowania innych osób odpuścili sobie. Na wyjazdy jednak regularnie podróżowała ekipa wyjazdowa! Były to często mocno zakrapiane wyjazdy, a na nich widoczne oczywiście Kufelki, zwykli kibice kopanej, często jechał ktoś ze Spartakusa, a i coraz częściej młodzi kibice Karkonoszy! Najliczniejsze eskapady a zarazem najciekawsze to: Bielawa 1994, Nowa Sól 1994, Zielona Góra 1995, Brzeg Dolny 1995, Stronie Śl. 1995:
1994 Dozamet Nowa Sól-KARKONOSZE: Na to spotkanie udaje się ok.50 osobowa grupa kibiców Karkonoszy. Na pokładzie znajduje się również kilku fanów Spartakusa. Jak na te czasy wyjazd mocno zakrapiany. Już na miejscu kilka osób udających się do pobliskiego sklepu zostaje przegoniona przez miejscowych chuliganów. Także na samym meczu panuje napięta atmosfera i dochodzi do częstych przepychanek i bijatyk. Powrót spokojny.
13.11.1994 Bielawianka Bielawa-KARKONOSZE: Autokarem i samochodami do Bielawy dotarło ok.70 kibiców Karkonoszy. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych(ciągle padający deszcz ze śniegiem czy sam śnieg) doping prowadzony cały mecz. Na płocie wiszą dwie nasze flagi. Na meczu nie pokazali się miejscowi kibice. Ogólnie wyjazd spokojny.
11.03.1995 Lechia Zielona Góra- KARKONOSZE: Mecz na szczycie ligowej tabeli! Inauguracyjne spotkanie rundy wiosennej było dość mocno rozreklamowane w lokalnych mediach! Na tyle że przyszło tyle osób że jeden autokar okazał się zbyt mały! Kilka osób zabrało się z piłkarzami, wyjechały dwa auta prywatne, a reszta jakoś upchała się w autokarze. Ci ostatni miele wiele atrakcji, dla nas młodych niezapomniane przeżycia! Na pokładzie kilkanaście osób ze Spartakusa- mocnej ekipy! Resztę autokaru wypełniły Kufelki jak i zwykli kibice. Od startu leje się morze alkoholu. Do tego stopnia iż „P” do Zielonej Góry dwa razy tracił film… Za Bolesławcem łapiemy gumę i przymusowy postój. Wiara wyległa na wioskę w celu promocji, inni blokowali ruch na drodze. Kilku przejeżdżających niemiaszków najadło się kilo strachu a ich auta były niemiłosiernie okopywane… Na do widzenia podpalone zostają pobliskie łąki i przy głośnym śpiewie „Płonie łąka płonie” opuszczamy mieścinkę zwaną… Łąką Pod stadionem meldujemy się z lekkim opóźnieniem. Tu czekają już na nas miejscowi mundurowi i po chwili koroną stadionu prowadzą nas na wcześniej przygotowany sektor, wcześniej przepędzając miejscowych którzy sobie na nim zasiedli Przechodzimy obok młynka(ok.40) miejscowych. Z niego wyskakuje na przywitanie kilka osób, ale widząc że nie maja szans na podjęcie rozmów powracają na swój sektor. Na płocie wieszamy dwie małe flagi i staramy się dopingować całe spotkanie. Utrudnia to nieco stale pochłaniany alkohol, który bez problemów można było zakupić na targowisku tuz za jedna z bramek Mecz kończy się niestety porażką 2:0. Po drugiej bramce miejscowi odpalają czarną świecę dymną tym samym przerywając na chwilę mecz. Powrót spokojny. Na jednym z zajazdów spromowano sporo jedzonka i… alkoholu W Zielonej Górze zameldowało się ok.75 fanów z Jelonki. Z ciekawostek: na meczu miał zadebiutować pierwszy komputerowy szalik Karkonoszy. Niestety firma go produkująca spóźniała się z jego przesyłką i pojawia się on dopiero na kolejnym meczu w Jeleniej Górze. Podczas wyjazdu przeprowadzono również kilka poważnych rozmów na temat rozkręcenia kibicowskiej atmosfery na Karkonoszach, ale nie przyniosła ona zbytnio skutku.
8.04.1995 Rokita Brzeg Dol.-KARKONOSZE: Do Brzegu Dolnego udało się ok.30 kibiców z Jeleniej Góry. Wycieczka tradycyjnie mocno zakrapiana. Na meczu mamy jedna flagę, która stała się celem dla miejscowych. Ci po małej szamotaninie po chwili stają się nowymi jej posiadaczami… Ich młynek liczył ok.50 osób.
1995 Kryształ Stronie Śl.-KARKONOSZE: Na meczu z Jeleniej Góry ok.35 osób(w tym kilku ze Spartakusa). Na stadionie jesteśmy atakowani przez miejscowych kibiców. Kilka osób po obu stronach odnosi drobne obrażenia, ale stroną przeważającą byli jednak miejscowi. Dalsze chuligańskie zapędy miejscowych studzi przybyła policja. 18.03.1995 do Jeleniej dotarły upragnione szaliki Karkonoszy. Zapotrzebowanie jednak było na tyle duże że wiele osób obeszło się smakiem… Na meczu z Górnikiem Wałbrzych widząc przyjezdnych na szybko formujemy ok.50 osobowy młynek! W śród nas jest Spartakus i kilkunastu skinheadów. Są to pierwsze zalążki nowej atmosfery na Złotniczej! 25.05.1996 na meczu z Pogonią Świerzawa zbiórkę na głównej trybunie ustalają chłopaki z Noskowskiego. Na rozmowy przyszło kilku znajomych skinheadów. Ustalamy kilka szczegółów na tematy prowadzenia naszej grupy i lokalizacji naszego młynka. Na płocie wieszamy naszą flagę „pasiaka” i kilka razy dajemy głos. Tego dnia powstaje grupa Młodzi Karkonosze Brigade 96! Jeszcze w końcówce sezonu 1995/96 zaliczamy pierwsze wyjazdy(min.ok.100 na PP w Kamiennej Górze!), do młynka dochodzą nowe osoby(w tym pierwsze fc z Kowar i Mysłakowic, oraz mocny „Blaszak” na czele z naszym wieloletnim głównym młynowym „Mańkiem”)i szybko rozrasta się do ok.50 osób! Na początku naszej działalności nasz doping nasz był zróżnicowany… Dopingowaliśmy to Karkonosze to Kem-Bud… Na świat wychodzą kolejne rodzaje szali: w tym Kem-Budu, który często pojawia się i na młynku! Tak tak, teraz to wydaje się być nieco śmieszne, ale nie miał nami kto poprowadzić, a na pamiątki liczyliśmy tylko ze strony działaczy. Na szczęście obraz taki długo nie gościł na naszym sektorze! Sezon 1996/97 to już dość mocna konsolidacja ludzi dzięki wyjazdom, które staramy się w większości zaliczyć(od 2 w Bielawie do 130 w Świdnicy!). Widząc nasze zaangażowanie rękę wyciągnął do nas zarząd oferując pomoc w organizowaniu wyjazdów. Do czasu... Szybko wzbudziliśmy zainteresowanie „smutnych panów”, którzy próbują zastraszyć przywódcze osoby na młynku! Bez skutku Pojawiamy się również na 4 meczach wałbrzyskiego Górnika odnawiając kontakty, oraz przybijamy zgody z kibicami Lechii Dzierżoniów i Polonii Świdnica! Zimą zaczęliśmy kibicować również piłkarką ręcznym. Po awanturach na meczu w Żórawinie rozpoczyna się wojenka z jak do tej pory przyjaznym zarządem. Ten próbuje zimą podjąć rozmowy, ale do nich zaprasza również policję i do kompromisu nie dochodzi… 3.11.1996 to starta na rzecz kibiców Śląska Wrocław naszej flagi… 11.05.1997 to kolejna historyczna dla nas data! Piłkarze tego dnia awansują po raz pierwszy w historii klubu do II ligi a my pobijamy rekord w ilości osób w młynku do 100 szala!!! 25.05.1997 po raz pierwszy na meczu Karkonoszy (z Kryształem Stronie Śl.)odpalona została raca świetlna! Pierwszy historyczny występ Karkonoszy w II lidze nie był zbyt okazały w naszym wykonaniu… Wyjazdy zaliczamy te najbliższe, częściej pojawiając się na meczach w Wałbrzychu i naszych zgód. Młyn w Jeleniej Górze jednak prowadzony jest regularnie a rekord pada na derbach Dolnego Śląska ze Śląskiem Wrocław 17.08.1997-ok.150+100 Górnik+ 11 Lechia+ kilku Polonia Świdnica + gościnnie 5 GKS Tychy. W sumie ok.280 szala! Także klubowi działacze próbują odbudować dobre stosunki z kibicami i co tydzień w pierwszej kibicowskiej knajpce na mieście organizują spotkania min. często zapraszając na nie piłkarzy. Runda wiosenna pokazała jednak iż była to jedynie dobra mina do złej gry i wojennka z zarządem trwała nadal! Wiosną oczyszczamy nasz młynek z szali Kem-Budu i obowiązują jedynie barwy Karkonoszy i zgód. Sezon 1998/99 jest o niebo lepszy w naszym wykonaniu. Na 14, zaliczmy 9 wyjazdów, z czego wiosną notujemy tylko zero w Gdańsku! Także młyn na Złotniczej prezentuje się coraz bardziej okazale. Powstają nowe, duże flagi, często korzystamy ze środków pirotechnicznych i innych kibicowskich gadżetów. Rok 1998 to także bum na wewnątrz klubowe ziny. Nie zabrakło takowego i w Jeleniej Górze! Pierwszy numer wyszedł pisany...długopisem i nosił nazwę BRYGADA KARKONOSZE, ale już drugi nr wyszedł pod nazwą RYCERZE SUDETÓW i na Świat wychodzi ponad 20 nr. W późniejszych latach na Świat wyszło pisemko WŁADCY SUDETÓW, ale jego autorowi zapału starczyło na kilka numerów. Także nasz fc z Lwówka Śl. pokusił się na wydawanie zina KARKONOSZE WARRIORS, ale po drugim wydanym numerze dostał odgórny zakaz pisania 1.05.1999 pobijamy kolejny rekord frekwencji młynka na derbach ze Śląskiem Wrocław(i na długo zostaje nie pobity)! Tym razem na sektorze pojawia się nas ok.420! Na tę liczbę składało się ok.300 jeleniogórzan, 100 kibiców Górnika, 15 Polonii i 2 Lechii. Trudne chwile przeżywaliśmy w trakcie przerwy zimowej. Działacze straszyli wycofaniem zespołu z rozgrywek. I tutaj prawdziwy szok! Gość ze sklepiku z pamiątkami sprzedał w tym czasie ok.200 szalików! Naprawdę człowiek czuł, iż miasto żyje problemami klubu widząc na każdym kroku ludzi w barwach klubowych! Dalej dopingujemy piłkarki. Na hicie sezonu z Montexem Lublin doping prowadzimy w niemal 200 osób! Po meczu ze Zgodą Bielszowice i drobnych awanturach rozpoczyna się kolejna wojenka z pseudodziałaczami po której odpuszczamy kibicowanie naszym „witaminkom”… 8.05.1999 to kolejna data która zapadnie nam na długo w pamięci! Podczas wyjazdowego meczu w Zielonej Górze zdobywamy pierwsze flagi wroga! a zawartość zdobytej reklamówki to dwie nowe flagi Falubazu Zielona Góra! Sezon 1999/2000 również zapisze się dużymi literami w naszej historii!!! 7.11.1999 kończą się przyjazne relacje między Karkonoszami a Górnikiem Wałbrzych, choć napięta atmosfera panowała już od dłuższego czasu… Automatycznie pada zgoda z Polonią Świdnica, choć były próby jej podtrzymania. Także zgoda ze Spartakusem na kilka miesięcy została zawieszona… Młynek na meczach przy Złotniczej jest prowadzony regularnie. Na wyjazdach również prezentujemy się bardzo dobrze(od 4 w Drezdenku do 92 w Legnicy), zaliczając tylko 3 zera w całym sezonie. W lutym 2000 po odwiedzinach w Jeleniej Górze chuliganów Górnika Wałbrzych, założona zostaje bojówka White Hunters 2000! Niestety i ten sezon kończy się spadkiem… Słaba forma piłkarzy odbiła się również na frekwencji na stadionie jak i naszej. Doping prowadzony był jedynie na najważniejszych spotkaniach. Na wyjazdach jednak pojawiamy się regularnie notując jedynie 3 zera, ale na najważniejszych spotkaniach(Lubin, Świdnica i Ruszowice). Cieszy fakt powrotu na trybuny Spartakusa, z którymi do tej pory żyjemy już bez zgrzytów. Tuż przed sezonem 2001/02 przeprowadzamy pierwsza manifestację, przechodząc ulicami miasta z pod stadionu do ratusza. Związek to miało z olewaniem przez miejskie władze naszego klubu co groziło kolejną likwidacją w historii… Sezon ten zapowiadał się ciekawiej, gdyż doszło do połączenia dwóch grup IV ligowych! 19.09.2001 na wyjeździe w Ząbkowicach Śl. notujemy największy dym z policją w historii! Kilku mundurowych odnosi kontuzje, niestety 2 naszych kibiców zostaje na dłużej zatrzymanych… Dzień później kończymy zgodę z kibicami Lechii Dzierżoniów! 29.09.2001 staczamy pierwszą umawianą walkę! Bijemy się po 3 z Miedzią Legnica odnosząc porażkę… 15.12.2001 przybijamy układ z kibicami Bałtyku Gdynia! Niedługo później wygrywamy w Pradze po zabawie sylwestrowej walkę 2x2 z Górnikiem Wałbrzych! Niestety w 2002 dopada nas pierwszy w historii kryzys! Choć na początku roku jeszcze nic na to nie wskazuje. Zaliczamy wyjazdy, nieźle wspomagamy nowego układowicza, staczamy walkę po 10 z Górnikiem Wałbrzych… Niestety wpada kilka zer pod rząd i odpuszczamy do końca sezonu wyjazdy… Sezon 2002/03 i 2003/04 to pogłębszający się kryzys. 16.03.2002 kończy się układ z Bałtykiem Gdynia… Wyjazdy zaliczamy tylko te najbliższe, staramy się jakoś działać na własnym podwórku żeby całkowicie nie zaginąć: młynek kręcony tylko na najważniejszych meczach, kilka akcji w regionie, wygrane walki z Moto-Jelczem Oława czy Lechią Dzierżoniów(mecz ten odbił się głośnym echem nawet w ogólnokrajowych mediach!) czy zdobycie małej flagi Włókniarza Mirsk i Piasta Nowa Ruda. Sezon 2004/05 to nasz powrót na kibicowską mapę kraju! Niemal wszystkie zaliczone wyjazdy! Często pojawia się młynek na Złotniczej(w tym ponad 200 na derbach z Górnikiem Wałbrzych). Przeprowadzamy kilka akcji w regionie z różnym skutkiem oraz przegrywamy dwie ustawki z Miedzią Legnica i Moto-Jelczem Oława. W 2005 na świat wychodzi pierwsza edycja profesjonalnie zrobionych vlepek: Choć coraz bardziej popularne naklejki w Jeleniej Górze pojawiły się już ponad rok wcześniej! Były jednak wykonywane domową techniką i wyszło kilka ich rodzajów(min. ovlepkowany cały „sektor” w Oławie).Oto jedna z ładniejszych: Niestety ze zwyżką formy kibiców w parze nie poszła forma piłkarzy i sezon ten kończy się spadkiem w V ligową otchłań! W okręgówce spędzamy dwa sezony. Lata te śmiało można uznać za jedne z najlepszych w naszej historii! Wyjazdy zaliczone w komplecie(na czele z derbami w Jeżowie Sud. na których meldujemy się w ok.250 osób, Lwówek Śl.- ok.150,Lubawka- 140, Kowary- 127, Świeradów Zdrój-110, Kamienna Góra-102). Często korzystamy ze środków pirotechnicznych i innych ultrasowskich gadżetów! Zaliczamy tez kilka udanych starć z walką bandami z Górnikiem Wałbrzych na czele! W 2006 klub organizuje po raz pierwszy w historii prezentację drużyny na której również wypadliśmy okazale! W latach tych nawiązujemy również kilka nowych układów! W 2005/06 często wspomagamy się z Chrobry Głogów, ale są to występy nieoficjalne, choć przybicie układu było już kwestią czasu! 6.03.2007 przybijamy pierwszy w historii międzynarodowy układ z czeskimi kibicami FK Jablonec! Niedługo później nawiązujemy chuligańskie kontakty z kibicami Śląska Wrocław! Układ z Jabloncem przetrwał jednak niemal 2 lata. Awans, jak mogło by się wydawać nie podziałał na nas mobilizująco, wyjazdy zaliczając „w kratkę”. Ale po pewnym czasie sami zaczęliśmy się gubić na który wyjazd możemy pojechać! Otóż w latach 2007/10 na 48 meczy wyjazdowych aż 22 z nich odbyły się bez udziału publiczności lub na zakazie!!! Najbardziej bolały mecze w Wałbrzychu na których nie chcieli nas miejscowi działacze, raz zamykając stadion, raz migając się obowiązującym nas zakazem… My i tak próbowaliśmy się na nie dostać, ale za każdym razem byliśmy zatrzymywani. A to właśnie derby Sudetów nadawały kolorytu tej szarej IV ligowej rzeczywistości! Do historii przejdzie zapewne spotkanie z 27.09.2008, gdzie bijemy nasz rekord w ilości młyna, a liczy on ponad pół tysiąca!!! Oprawy tego spotkania nie powstydziły by się wyżej od nas notowane ekipy!!! Tego dnia również po raz pierwszy w historii na stadionie przy Złotniczej pojawia się nasza sektorówka! A relacja z tego spotkania znalazła się na rozkładówce najpopularniejszego pisma kibicowskiego w kraju „To my kibice!”. W latach tych notujemy kilka udanych akcji i awantur min.: Kamienna Góra czy Bolesławiec. Często pojawiamy się również na meczach czy akcjach organizowanych przez chuliganów z Wrocławia! Niestety od 2009 w nasze szeregi powrócił ponownie kryzys. Kilka znaczących jak do tej pory osób odpuściło sobie klimaty kibicowskie z różnych względów… Od sezonu 2009/10 po dziś dzień zaliczone wyjazdy możemy policzyć na palcach obu rąk!!! Doping na Karkonoszach, z przeprowadzką na ul. Lubańską z powodu budowy nowego stadionu przy Złotniczej, zupełnie zaniknął! Coraz częściej udzielamy się na spotkaniach Śląska Wrocław, uczestniczymy w ich akcjach na inne ekipy lub sami próbując swoich sił w regionie, dzięki temu jakoś jeszcze istniejemy. Wiosną 2013 w końcu odbudowujemy młynek na meczach w Jeleniej Górze. Pojawiają się drobne oprawy! 19.05.2013 na meczu z GKSem Kobierzyce po raz pierwszy w historii pojawia się podświetlana folia! Miejmy nadzieję że ruch kibicowski na Karkonoszach, tak z mozołem budowany przez tych kilkadziesiąt lat przetrwa przynajmniej drugi tyle!!! I damy o sobie jeszcze nie raz znać!!!
Być może w jednym z najbliższych numerów najpopularniejszego pisma kibicowskiego ukarze się w dziale "MNIEJSZE KLUBY" nasza historia. Większość fanów KSK była za jego publikacją, dziś ląduje na naszej stronce...
ROK ZAŁOŻENIA: 1945(sekcja piłkarska powstała w 1953 i tą datą posługują się fanatycy Karkonoszy)
BARWY: biało-niebieskie
ZGODY: brak(jesteśmy fc Śląska Wrocław od 2007)
KOSY: Górnik Wałbrzych
FAN CLUBY: Kowary, Kaczorów, Wleń
MŁYN: od 0 do 100(rekordowy ponad 500 na derbach Sudetów z Górnikiem Wałbrzych 27.09.2008)
Ruch kibicowski w Jeleniej Górze na dobre zaczął funkcjonować w roku 1996. Jednak przy zbieraniu materiałów do jego napisania, dokopałem się do istotnych faktów obalających ten mit… Kibice Karkonoszy istnieli już w latach 60tych!!! Na pewno nie byli w tedy tak zorganizowani, ani klimat trybun nie przypominał tej dzisiejszej stadionowej atmosfery, ale licznie stawiali się na stadionie przy Złotniczej i podróżowali nawet na mecze wyjazdowe! W roku 1962 zaliczyli też najliczniejszy wyjazd w historii Karkonoszy!!! Pierwsze wzmianki o kibicach Karkonoszy pochodzą już z początków istnienia klubu! Występy piłkarzy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wśród jeleniogórskich mieszkańców i pracowników Zakładów Włókien Chemicznych Chemitex- Celwiskoza. Pierwsze prasowe wzmianki o fanach klubu piłkarskiego pochodzą z sezonu 1961/62! W tedy to piłkarze byli rewelacją rozgrywek w ramach Pucharu Polski. Pierwszy mecz już na szczeblu centralnym rozegrany został ze zwycięzcą Podokręgu Wałbrzyskiego- Górnikiem Wałbrzych 20.09.1961. Spotkanie ogląda ponad 2 tys. widzów, przeżywając istny horror! Mecz kończy się dopiero seriami rzutów karnych i radości kibiców sięgnęła zenitów, a wiwatom nie było końca. Piłkarze do szatni zostali zniesieni na ramionach kibiców. W kolejnych rundach bez większych problemów uporali się z Polonią Warszawa i Pogonią Prudnik. Przyszedł czas na kolejnych rywali już w 1962. Do Jeleniej Góry zawitała Lechia Gdańsk. Jest 4.03. Stadion niemal wypełniony po brzegi- 5 tys. widzów. Gorący doping pomaga zawodnikom. Zwycięstwo! 1:0! Daje to nam awans do 1/8 finału! Tam czeka już Stal Rzeszów. Po meczu kibice wbiegają na murawę. Tam wiwatom nie było końca. Piłkarze do szatni wędrują na ramionach swoich fanów! I 8.04.1962, stadion przy Złotniczej pęka w szwach! Na trybunach pojawia się ponad 11 tysięcy kibiców!!! Nigdy więcej takiej ilości widzów stadion w Jeleniej Górze już nie gościł! A dla przypomnienia miasto liczyło w tych latach ok.50 tys. mieszkańców! Przez całe spotkanie z trybun dobiegał głośny doping. Mecz kończy się zwycięstwem 1:0 i piłkarze awansują do 1/4!!! Po meczu na murawie pojawia się tłum rozradowanych kibiców! Piłkarze( co chyba stawało się już tradycją) do szatani wracają na ramionach swoich fanów. Gromkie „Sto lat” jeszcze długo roznosiło się echem po okolicach stadionu! Piłkarze Karkonoszy stali się głównym tematem dla centralnych i regionalnych pras! Stali się również ulubieńcami mieszkańców, a ich nazwiska zostają wpisane do Złotej Księgi Zasłużonych dla miasta Jeleniej Góry. Wyrobili sobie przydomek „Karkonoskie tygrysy”. Także i o kibicach znalazła się wzmianka w jednej z jeleniogórskich gazet: „Do gry dostosowała się publiczność, której sportowe zachowanie się zasługuje na najwyższe słowa uznania. Szkoda tylko, że tuż po zakończeniu meczu chmara kibiców wbiegła na boisko, aby gratulować swoim pupilom. Trudno się dziwić. Wszyscy byli szczęśliwi. Niemniej jednak apelujemy, aby w przyszłości demonstrowała swoją radość raczej poza placem gry.” W ćwierćfinale rozgrywek(17.06.1992) Karkonosze, mimo apelacji składanych do PZPNu o rozegranie meczu w Jeleniej Górze, musiały udać się do Opola na mecz z tamtejszą Odrą. Na meczu pojawiło się kilkudziesięciu kibiców z Jeleniej Góry!, ale nasi piłkarze mogli liczyć również na gorący doping ze strony miejscowych kibiców!!! Niestety porażka 0:2 zakończyła tą życiową przygodę młodych zawodników z Jeleniej Góry. Mimo to nie schodzili z pierwszych stron krajowych pras! Kiedy pucharowe emocje opadły, Karkonosze czekał jeszcze bardzo ważny mecz. Baraż o awans z Łużycami Lubań na neutralnym stadionie. Mecz rozegrano w Bielawie. Ale już wcześniej, bo w kwietniu doszło do ligowego spotkania między tymi zespołami w Lubaniu. Jako iż oba zespoły rywalizowały ze sobą o awans, napięta atmosfera panowała również wśród kibiców. Na mecz do Lubania udało się kilkudziesięciu jeleniogórskich kibiców. Po spotkaniu w okolicach stadionu zebrał się tłum miejscowych kibiców chcących pożegnać gości. W ich rękach znalazły się jednak cegły i kamienie, którymi obrzucali wyjeżdżający autokar z piłkarzami i kibicami Karkonoszy! Poleciało kilka szyb, jeden z jeleniogórskich kibiców odniósł poważne obrażenia i został hospitalizowany! Wróćmy jednak do Bielawy… Mecz w Bielawie obejrzało ok.7 tys. widzów!!! Przyjechała także rekordowa liczba kibiców Karkonoszy! Aż 2,5 tysiąca!!! Po dramatycznym spotkaniu Karkonosze zwyciężają Łużyce 3:2 i awans stał się faktem! Relacja z tego historycznego wyjazdu zaczerpnięta z "Nowin Jeleniogórskich”: „… Trudno opisać entuzjazm, jaki zapanował wśród kibiców jeleniogórskich, którzy stawili się na boisku w liczbie 2,5 tys. osób. W górę leciały marynarki i płaszcze, wyła syrena strażacka, słychać było przeraźliwy głos trąbek a nad całą okolicą rozbrzmiewało potężne „100 lat”. Gdy usłyszano ostatni gwizdek sędziego, publiczność wkroczyła na boisko i wszyscy nasi zawodnicy powędrowali do szatni na rękach swoich wiernych sympatyków. Na czele kroczył poczet sztandarowy z transparentem: ”Witamy Karkonosze w III lidze”. Podobnego najazdu jeleniogórzan nie oglądało jeszcze żadne miasto. Sam widziałem ponad 150 wozów ciężarowych, furgonetek, autokarów i taksówek z rejestracją XL oraz XB. Były również auta z Lubania, ale o wiele mniej niż z Jeleniej Góry. Na godzinę przed rozpoczęciem meczu wszystkie miejsca siedzące były pozajmowane. Już wówczas rozpoczął się trwający później przez cały czas „koncert” trąbek, syren i chórów. Min. grupa kibiców odśpiewała „To ostatnia niedziela”, czym w zasadzie nie odbiegali od prawdy, gdyż istotnie dla jednej z drużyn miała to być ostatnia niedziela pobytu w A klasie.” Kolejne wzmianki o jeleniogórskich kibicach pochodzą z marca 1963 roku. W „Nowinach Jeleniogórskich” pojawił się artykuł pt. „Kibiców- Chuliganów należy poskromić”! gdzie cytuję autora: „Przykład najświeższy. Podczas meczu Karkonosze- Thorez, sędzia nie uznał dwóch bramek strzelonych przez jeleniogórzan, za co nasłuchał się takich epitetów, że dreszczy człowiek dostaje na samo wspomnienie…” 22.11.1963 w kawiarni „Kwadrat” odbyła się impreza pt. „Polonia- Karkonosze przy zielonym stoliku”. Był to turniej kibicowski zorganizowany w formie kwizu i prawdopodobnie była to pierwsza tego typu impreza w Polsce! Zorganizowały ja „Nowiny Jeleniogórskie” i Podkolegium Sędziów Piłki Nożnej. Udział w niej wzięli piłkarze, działacze i kibice obu jeleniogórskich klubów. Wynik 45:33 dla Karkonoszy Piłka nożna ciągle cieszy się wielkim zainteresowaniem. Oto kilka przykładów: inauguracyjne spotkanie sezonu 1963/64 z Turowem Bogatynia ogłada aż 5 tysięcy widzów!, podobna ilość kibiców przyszła 2.05.1965 oglądać towarzyskie spotkanie Karkonoszy z Motorem Bautzen z NRD, rok 1966 i pierwsze wiosenne spotkanie z BKSem Bolesławiec i 4 tys. widzów na trybunach. Wysoka, kilku tysięczna średnia widzów na meczach w Jeleniej Górze utrzymuje się przez kilka lat, a dla przypomnienia podam iż klub gra w lidze okręgowej… W sezonie 1968/69 utrzymuje się ciągle wysoka średnia. Niestety w historii klubu doszło do kolejnej fuzji, tym razem z największym rywalem Polonią. Kibice mieli już nieco dość ciągłych zmian nazw klubu i zagrywek działaczy bojkotując doping na Złotniczej mimo iż klub walczył o awans! W nr. 20 „Nowin Jeleniogórskich” z 15.05.1969 ukazał się artykuł pt. ”Dolnoślązak Gola!” nawołujący do dopingu jeleniogórskich kibiców! Ale Karkonosze to nie tylko mecze w Jeleniej Górze. Piłkarze mogli często liczyć na wsparcie swoich fanów także na meczach wyjazdowych. We Wrocławiu, na meczu z Transportowcem, kilkunastoosobowa grupka jeleniogórzan była pod ogromnym wrażeniem organizacji miejscowych kibiców! Miejscowi kibice fanatycznie dopingują swój zespół, a ich ogrodzenie zdobi kilka flag- transparentów. We wrześniu 1982 na derbach w Piechowicach gorący doping kilkudziesięcio osobowej, podobno dobrze zorganizowanej grupy. Tym razem podziwiani byli przez miejscowych kibiców W latach osiemdziesiątych klub przeżywa kryzys i Jelenia Góra staje się sportową pustynią. Karkonosze zaczynają rozgrywki od nowa w A klasie, koszykarski klub JKS Spartakus gra w lidze międzywojewódzkiej. W związku z tym coraz częściej kibice jeżdżą po regionie oglądać mecze piłkarskie! Tak tak! Dla młodszych fanów może wydawać się to nieco dziwne, ale ruch kibicowski w Polsce nie był jeszcze tak zorganizowany jak teraz i kluby A klasowe nie posiadały zorganizowanych grup kibicowskich. Dużą rzeszę jeleniogórskich kibiców zyskał awansujący do I ligi Górnik Wałbrzych. Sukcesami wałbrzyszan żył cały region! W Jeleniej Górze zaczęła się formować pierwsza z prawdziwego zdarzenia zorganizowana ekipa szalikowców! Na mecze do Wałbrzycha jeździło od 10 do nawet 60 osób! W Wałbrzychu istnieje również drugi klub Zagłębie. Oczywiście obie grupy za sobą delikatnie mówiąc nie przepadają, na co wpływ ma również rywalizacja czysto piłkarska! To za sprawa kibiców Zagłębia jeleniogórzanie mają największe atrakcje podczas spotkań Górnika. Do najciekawszych wydarzeń dochodziło w drodze powrotnej w Boguszowie- Gorce(bastion Thoreziaków), gdzie nieustanie toczone były walki, dość często przegrywane przez fanów z Jeleniej Góry, Kamiennej Góry i Kowar… W tym okresie w Jeleniej Górze kibice jeździli również na Zagłębie Lubin, mając nawet na wyposażeniu kilkunastometrową flagę z nazwą miasta i była to największa na te czasy flaga lubińskich kibiców! Istnieli również kibice Śląska Wrocław, ale ci byli najmniej liczni. W połowie lat osiemdziesiątych Spartakus rozpoczął marsz w górę hierarchii polskiego basketu, co oczywiście znalazło swoje odbicie na trybunach. Meczom rozgrywanym w jeleniogórskiej hali zawsze towarzyszy super atmosfera, nadkomplet publiczności to była normalka! Również wyjazdy były mocną stroną fanów koszykówki. Już na barażach o II ligę z Rozwojem w Katowicach, koszykarzy dopinguje ok.150 gardeł!!! Kolejne rewelacyjne liczby notują na kolejnych barażach już o I ligę w Lesznie- ponad 100 czy w Radomiu- ok.200! Podczas radomskiego turnieju doszło do układu z Radomiakiem Radom w celu wspólnego obijania kibiców Siarki Tarnobrzeg. Także w Lesznie dochodzi do starć z miejscowymi fanami Unii. Po awansie do I ligi byli jedyną ekipą która zaliczyła wszystkie wyjazdy! Od 4 w Stalowej Woli do ponad 100 w Wałbrzychu. Ponadto 35 w Warszawie na Polonii, 40 w Poznaniu na Lechu, czy we Wrocławiu na Śląsku. Młyn za koszem na ten okres wynosił od 150 do 300 szala, a rekord pobito na derbach ze Śląskiem Wrocław-400!!!na który przybyło ok.30. Tylko niespotykana na te czasy mobilizacja sił porządkowych uchroniła ich od linczu! Po paru latach, jeden z wrocławskich uczestników tych wydarzeń w luźnej rozmowie powiedział iż był to jeden z niewielu meczów na którym miał poważne obawy o rozwój wypadków po meczu. Oprócz kibiców Śląska w Jeleniej Górze pojawili się również kibice Górnika Wałbrzych i Turowa Zgorzelec. Na derby z Turowem nigdy nikogo nie trzeba było mobilizować. Na spotkaniach czy to w Jeleniej Górze, czy w Zgorzelcu dochodziło często do sporych awantur, które odbijały się echem nawet w ogólnopolskich prasach. Fani Spartakusa przeważnie wychodzili z tych starć zwycięską ręką! Niestety po drugim spadku z I ligi, klub systematycznie zaczął być niszczony przez pseudodziałaczy i rajców miejskich, aż nastąpiło jego rozwiązanie… Brak klubu spowodował rozpad ekipy „Spartka”. Większości z nich nie chciało się już jeździć dopingować cudzy klub- Górnik Wałbrzych, który grał w II lidze, część osób odpuściła sobie klimaty kibicowskie na rzecz rodzin czy pracy. Ale pozostało ok.30 aktywnych osób. Z początkiem lat 90 tych nastąpił wzrost formy u jeleniogórskich piłkarzy. Trybuny ponownie zaczęły się zapełniać. Ok.1991 powstała grupa kibiców Karkonoszy „Kufelki”. Udzielali się oni bardziej na meczach rezerw, tzw. Niezrzeszonych, ale na najważniejszych meczach doping prowadzili również i na pierwszym zespole, nie jednokrotnie wybierając się na wyjazdy! Skład tej grupy był zróżnicowany. Przeważali ok.40 latkowie, ale często wspierali ich fani Spartakusa(którzy na co dzień nie angażowali się dopingiem itp. na meczach Karkonoszy, a pojawiali się na stadionie czysto towarzysko) i dołączali młodzi. W sezonie 1993/94 Karkonosze walczyły o awans do III ligi. Średnio mecze ogląda 1,5-2 tysiące widzów. W walce o awans toczy się zacięty bój pomiędzy Karkonoszami a Orłem Ząbkowice Śl.. Rokita Brzeg Dolny był poza zasięgiem. Rywalizacja była tak zacięta iż na mecz Sparta Ziębice-KSK zjechało kilkuset kibiców Orła dopingować miejscowych! Nie pomogło i wygrywamy 2:1 Decydujące starcie odbywa się w Jeleniej Górze! Relacja jednego z uczestników tego wydarzenia: „Przed meczem już w okolicach stadionu dawało odczuć się napiętą atmosferę. Z Ząbkowic przyjechało ok.5-8 dyszek z kilkoma flagami na płot. Zasiedli naprzeciwko głównej trybuny. Dopingowali średnio, być może wpływ na to miały warunki atmosferyczne, gdyż cały dzień lało jak z cebra… Nasz doping prowadzony był z głównej trybuny. Było nas ok.50. Dało się zauważyć Kufelki, było również kilkunastu ze Spartka. Dołączyło podczas meczu również sporo młodych osób. Doping prowadzimy cały mecz. Na płocie 3 flagi(jedna Spartakusa)plus transparent: Witamy Karkonosze w III lidze(hmm… to ten sam co wisiał w Bielawie w 1962???). Doping wspomagany syreną strażacką. Sędzia drukuje i pomaga nam ile może, ale tego dnia brakło nam szczęścia(?) i mecz kończy się remisem. Trzeba czekać na potknięcie Orła w ostatnich kolejkach. Mimo napiętej atmosfery po meczu do niczego poważniejszego nie doszło.” Jak się później okazało awans stał się faktem. Niestety i on nie pomógł w stworzeniu ruchu szalikowego takiego z prawdziwego zdarzenia. Na meczach w Jeleniej doping prowadzony był sporadycznie choć na trybunach widoczni i Kufelki i Spartakus. Brakowało osoby która by to wszystko ogarnęła… Utrzymuje się ciągle wysoka frekwencja rzędu 2 tys. widzów! Po wizytach na stadionie „Radaru”- tam z powodu remontu stadionu przy Złotniczej przyszło grać jesienią piłkarzom Karkonoszy, kibiców Rokity Brzeg Dolny i Górnika Wałbrzych zebrała się 5 osobowa grupka młodych fanów, którzy postanowili rozruszać doping na Karkonoszach. Mieli 2 małe flagi. Mimo tak niewielkiej liczby starli się dopingować całe spotkania, urozmaicając go gwizdkami i petardami. Niestety zapału wystarczyło im na dwa spotkania i widząc brak zainteresowania innych osób odpuścili sobie. Na wyjazdy jednak regularnie podróżowała ekipa wyjazdowa! Były to często mocno zakrapiane wyjazdy, a na nich widoczne oczywiście Kufelki, zwykli kibice kopanej, często jechał ktoś ze Spartakusa, a i coraz częściej młodzi kibice Karkonoszy! Najliczniejsze eskapady a zarazem najciekawsze to: Bielawa 1994, Nowa Sól 1994, Zielona Góra 1995, Brzeg Dolny 1995, Stronie Śl. 1995:
1994 Dozamet Nowa Sól-KARKONOSZE: Na to spotkanie udaje się ok.50 osobowa grupa kibiców Karkonoszy. Na pokładzie znajduje się również kilku fanów Spartakusa. Jak na te czasy wyjazd mocno zakrapiany. Już na miejscu kilka osób udających się do pobliskiego sklepu zostaje przegoniona przez miejscowych chuliganów. Także na samym meczu panuje napięta atmosfera i dochodzi do częstych przepychanek i bijatyk. Powrót spokojny.
13.11.1994 Bielawianka Bielawa-KARKONOSZE: Autokarem i samochodami do Bielawy dotarło ok.70 kibiców Karkonoszy. Mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych(ciągle padający deszcz ze śniegiem czy sam śnieg) doping prowadzony cały mecz. Na płocie wiszą dwie nasze flagi. Na meczu nie pokazali się miejscowi kibice. Ogólnie wyjazd spokojny.
11.03.1995 Lechia Zielona Góra- KARKONOSZE: Mecz na szczycie ligowej tabeli! Inauguracyjne spotkanie rundy wiosennej było dość mocno rozreklamowane w lokalnych mediach! Na tyle że przyszło tyle osób że jeden autokar okazał się zbyt mały! Kilka osób zabrało się z piłkarzami, wyjechały dwa auta prywatne, a reszta jakoś upchała się w autokarze. Ci ostatni miele wiele atrakcji, dla nas młodych niezapomniane przeżycia! Na pokładzie kilkanaście osób ze Spartakusa- mocnej ekipy! Resztę autokaru wypełniły Kufelki jak i zwykli kibice. Od startu leje się morze alkoholu. Do tego stopnia iż „P” do Zielonej Góry dwa razy tracił film… Za Bolesławcem łapiemy gumę i przymusowy postój. Wiara wyległa na wioskę w celu promocji, inni blokowali ruch na drodze. Kilku przejeżdżających niemiaszków najadło się kilo strachu a ich auta były niemiłosiernie okopywane… Na do widzenia podpalone zostają pobliskie łąki i przy głośnym śpiewie „Płonie łąka płonie” opuszczamy mieścinkę zwaną… Łąką Pod stadionem meldujemy się z lekkim opóźnieniem. Tu czekają już na nas miejscowi mundurowi i po chwili koroną stadionu prowadzą nas na wcześniej przygotowany sektor, wcześniej przepędzając miejscowych którzy sobie na nim zasiedli Przechodzimy obok młynka(ok.40) miejscowych. Z niego wyskakuje na przywitanie kilka osób, ale widząc że nie maja szans na podjęcie rozmów powracają na swój sektor. Na płocie wieszamy dwie małe flagi i staramy się dopingować całe spotkanie. Utrudnia to nieco stale pochłaniany alkohol, który bez problemów można było zakupić na targowisku tuz za jedna z bramek Mecz kończy się niestety porażką 2:0. Po drugiej bramce miejscowi odpalają czarną świecę dymną tym samym przerywając na chwilę mecz. Powrót spokojny. Na jednym z zajazdów spromowano sporo jedzonka i… alkoholu W Zielonej Górze zameldowało się ok.75 fanów z Jelonki. Z ciekawostek: na meczu miał zadebiutować pierwszy komputerowy szalik Karkonoszy. Niestety firma go produkująca spóźniała się z jego przesyłką i pojawia się on dopiero na kolejnym meczu w Jeleniej Górze. Podczas wyjazdu przeprowadzono również kilka poważnych rozmów na temat rozkręcenia kibicowskiej atmosfery na Karkonoszach, ale nie przyniosła ona zbytnio skutku.
8.04.1995 Rokita Brzeg Dol.-KARKONOSZE: Do Brzegu Dolnego udało się ok.30 kibiców z Jeleniej Góry. Wycieczka tradycyjnie mocno zakrapiana. Na meczu mamy jedna flagę, która stała się celem dla miejscowych. Ci po małej szamotaninie po chwili stają się nowymi jej posiadaczami… Ich młynek liczył ok.50 osób.
1995 Kryształ Stronie Śl.-KARKONOSZE: Na meczu z Jeleniej Góry ok.35 osób(w tym kilku ze Spartakusa). Na stadionie jesteśmy atakowani przez miejscowych kibiców. Kilka osób po obu stronach odnosi drobne obrażenia, ale stroną przeważającą byli jednak miejscowi. Dalsze chuligańskie zapędy miejscowych studzi przybyła policja. 18.03.1995 do Jeleniej dotarły upragnione szaliki Karkonoszy. Zapotrzebowanie jednak było na tyle duże że wiele osób obeszło się smakiem… Na meczu z Górnikiem Wałbrzych widząc przyjezdnych na szybko formujemy ok.50 osobowy młynek! W śród nas jest Spartakus i kilkunastu skinheadów. Są to pierwsze zalążki nowej atmosfery na Złotniczej! 25.05.1996 na meczu z Pogonią Świerzawa zbiórkę na głównej trybunie ustalają chłopaki z Noskowskiego. Na rozmowy przyszło kilku znajomych skinheadów. Ustalamy kilka szczegółów na tematy prowadzenia naszej grupy i lokalizacji naszego młynka. Na płocie wieszamy naszą flagę „pasiaka” i kilka razy dajemy głos. Tego dnia powstaje grupa Młodzi Karkonosze Brigade 96! Jeszcze w końcówce sezonu 1995/96 zaliczamy pierwsze wyjazdy(min.ok.100 na PP w Kamiennej Górze!), do młynka dochodzą nowe osoby(w tym pierwsze fc z Kowar i Mysłakowic, oraz mocny „Blaszak” na czele z naszym wieloletnim głównym młynowym „Mańkiem”)i szybko rozrasta się do ok.50 osób! Na początku naszej działalności nasz doping nasz był zróżnicowany… Dopingowaliśmy to Karkonosze to Kem-Bud… Na świat wychodzą kolejne rodzaje szali: w tym Kem-Budu, który często pojawia się i na młynku! Tak tak, teraz to wydaje się być nieco śmieszne, ale nie miał nami kto poprowadzić, a na pamiątki liczyliśmy tylko ze strony działaczy. Na szczęście obraz taki długo nie gościł na naszym sektorze! Sezon 1996/97 to już dość mocna konsolidacja ludzi dzięki wyjazdom, które staramy się w większości zaliczyć(od 2 w Bielawie do 130 w Świdnicy!). Widząc nasze zaangażowanie rękę wyciągnął do nas zarząd oferując pomoc w organizowaniu wyjazdów. Do czasu... Szybko wzbudziliśmy zainteresowanie „smutnych panów”, którzy próbują zastraszyć przywódcze osoby na młynku! Bez skutku Pojawiamy się również na 4 meczach wałbrzyskiego Górnika odnawiając kontakty, oraz przybijamy zgody z kibicami Lechii Dzierżoniów i Polonii Świdnica! Zimą zaczęliśmy kibicować również piłkarką ręcznym. Po awanturach na meczu w Żórawinie rozpoczyna się wojenka z jak do tej pory przyjaznym zarządem. Ten próbuje zimą podjąć rozmowy, ale do nich zaprasza również policję i do kompromisu nie dochodzi… 3.11.1996 to starta na rzecz kibiców Śląska Wrocław naszej flagi… 11.05.1997 to kolejna historyczna dla nas data! Piłkarze tego dnia awansują po raz pierwszy w historii klubu do II ligi a my pobijamy rekord w ilości osób w młynku do 100 szala!!! 25.05.1997 po raz pierwszy na meczu Karkonoszy (z Kryształem Stronie Śl.)odpalona została raca świetlna! Pierwszy historyczny występ Karkonoszy w II lidze nie był zbyt okazały w naszym wykonaniu… Wyjazdy zaliczamy te najbliższe, częściej pojawiając się na meczach w Wałbrzychu i naszych zgód. Młyn w Jeleniej Górze jednak prowadzony jest regularnie a rekord pada na derbach Dolnego Śląska ze Śląskiem Wrocław 17.08.1997-ok.150+100 Górnik+ 11 Lechia+ kilku Polonia Świdnica + gościnnie 5 GKS Tychy. W sumie ok.280 szala! Także klubowi działacze próbują odbudować dobre stosunki z kibicami i co tydzień w pierwszej kibicowskiej knajpce na mieście organizują spotkania min. często zapraszając na nie piłkarzy. Runda wiosenna pokazała jednak iż była to jedynie dobra mina do złej gry i wojennka z zarządem trwała nadal! Wiosną oczyszczamy nasz młynek z szali Kem-Budu i obowiązują jedynie barwy Karkonoszy i zgód. Sezon 1998/99 jest o niebo lepszy w naszym wykonaniu. Na 14, zaliczmy 9 wyjazdów, z czego wiosną notujemy tylko zero w Gdańsku! Także młyn na Złotniczej prezentuje się coraz bardziej okazale. Powstają nowe, duże flagi, często korzystamy ze środków pirotechnicznych i innych kibicowskich gadżetów. Rok 1998 to także bum na wewnątrz klubowe ziny. Nie zabrakło takowego i w Jeleniej Górze! Pierwszy numer wyszedł pisany...długopisem i nosił nazwę BRYGADA KARKONOSZE, ale już drugi nr wyszedł pod nazwą RYCERZE SUDETÓW i na Świat wychodzi ponad 20 nr. W późniejszych latach na Świat wyszło pisemko WŁADCY SUDETÓW, ale jego autorowi zapału starczyło na kilka numerów. Także nasz fc z Lwówka Śl. pokusił się na wydawanie zina KARKONOSZE WARRIORS, ale po drugim wydanym numerze dostał odgórny zakaz pisania 1.05.1999 pobijamy kolejny rekord frekwencji młynka na derbach ze Śląskiem Wrocław(i na długo zostaje nie pobity)! Tym razem na sektorze pojawia się nas ok.420! Na tę liczbę składało się ok.300 jeleniogórzan, 100 kibiców Górnika, 15 Polonii i 2 Lechii. Trudne chwile przeżywaliśmy w trakcie przerwy zimowej. Działacze straszyli wycofaniem zespołu z rozgrywek. I tutaj prawdziwy szok! Gość ze sklepiku z pamiątkami sprzedał w tym czasie ok.200 szalików! Naprawdę człowiek czuł, iż miasto żyje problemami klubu widząc na każdym kroku ludzi w barwach klubowych! Dalej dopingujemy piłkarki. Na hicie sezonu z Montexem Lublin doping prowadzimy w niemal 200 osób! Po meczu ze Zgodą Bielszowice i drobnych awanturach rozpoczyna się kolejna wojenka z pseudodziałaczami po której odpuszczamy kibicowanie naszym „witaminkom”… 8.05.1999 to kolejna data która zapadnie nam na długo w pamięci! Podczas wyjazdowego meczu w Zielonej Górze zdobywamy pierwsze flagi wroga! a zawartość zdobytej reklamówki to dwie nowe flagi Falubazu Zielona Góra! Sezon 1999/2000 również zapisze się dużymi literami w naszej historii!!! 7.11.1999 kończą się przyjazne relacje między Karkonoszami a Górnikiem Wałbrzych, choć napięta atmosfera panowała już od dłuższego czasu… Automatycznie pada zgoda z Polonią Świdnica, choć były próby jej podtrzymania. Także zgoda ze Spartakusem na kilka miesięcy została zawieszona… Młynek na meczach przy Złotniczej jest prowadzony regularnie. Na wyjazdach również prezentujemy się bardzo dobrze(od 4 w Drezdenku do 92 w Legnicy), zaliczając tylko 3 zera w całym sezonie. W lutym 2000 po odwiedzinach w Jeleniej Górze chuliganów Górnika Wałbrzych, założona zostaje bojówka White Hunters 2000! Niestety i ten sezon kończy się spadkiem… Słaba forma piłkarzy odbiła się również na frekwencji na stadionie jak i naszej. Doping prowadzony był jedynie na najważniejszych spotkaniach. Na wyjazdach jednak pojawiamy się regularnie notując jedynie 3 zera, ale na najważniejszych spotkaniach(Lubin, Świdnica i Ruszowice). Cieszy fakt powrotu na trybuny Spartakusa, z którymi do tej pory żyjemy już bez zgrzytów. Tuż przed sezonem 2001/02 przeprowadzamy pierwsza manifestację, przechodząc ulicami miasta z pod stadionu do ratusza. Związek to miało z olewaniem przez miejskie władze naszego klubu co groziło kolejną likwidacją w historii… Sezon ten zapowiadał się ciekawiej, gdyż doszło do połączenia dwóch grup IV ligowych! 19.09.2001 na wyjeździe w Ząbkowicach Śl. notujemy największy dym z policją w historii! Kilku mundurowych odnosi kontuzje, niestety 2 naszych kibiców zostaje na dłużej zatrzymanych… Dzień później kończymy zgodę z kibicami Lechii Dzierżoniów! 29.09.2001 staczamy pierwszą umawianą walkę! Bijemy się po 3 z Miedzią Legnica odnosząc porażkę… 15.12.2001 przybijamy układ z kibicami Bałtyku Gdynia! Niedługo później wygrywamy w Pradze po zabawie sylwestrowej walkę 2x2 z Górnikiem Wałbrzych! Niestety w 2002 dopada nas pierwszy w historii kryzys! Choć na początku roku jeszcze nic na to nie wskazuje. Zaliczamy wyjazdy, nieźle wspomagamy nowego układowicza, staczamy walkę po 10 z Górnikiem Wałbrzych… Niestety wpada kilka zer pod rząd i odpuszczamy do końca sezonu wyjazdy… Sezon 2002/03 i 2003/04 to pogłębszający się kryzys. 16.03.2002 kończy się układ z Bałtykiem Gdynia… Wyjazdy zaliczamy tylko te najbliższe, staramy się jakoś działać na własnym podwórku żeby całkowicie nie zaginąć: młynek kręcony tylko na najważniejszych meczach, kilka akcji w regionie, wygrane walki z Moto-Jelczem Oława czy Lechią Dzierżoniów(mecz ten odbił się głośnym echem nawet w ogólnokrajowych mediach!) czy zdobycie małej flagi Włókniarza Mirsk i Piasta Nowa Ruda. Sezon 2004/05 to nasz powrót na kibicowską mapę kraju! Niemal wszystkie zaliczone wyjazdy! Często pojawia się młynek na Złotniczej(w tym ponad 200 na derbach z Górnikiem Wałbrzych). Przeprowadzamy kilka akcji w regionie z różnym skutkiem oraz przegrywamy dwie ustawki z Miedzią Legnica i Moto-Jelczem Oława. W 2005 na świat wychodzi pierwsza edycja profesjonalnie zrobionych vlepek: Choć coraz bardziej popularne naklejki w Jeleniej Górze pojawiły się już ponad rok wcześniej! Były jednak wykonywane domową techniką i wyszło kilka ich rodzajów(min. ovlepkowany cały „sektor” w Oławie).Oto jedna z ładniejszych: Niestety ze zwyżką formy kibiców w parze nie poszła forma piłkarzy i sezon ten kończy się spadkiem w V ligową otchłań! W okręgówce spędzamy dwa sezony. Lata te śmiało można uznać za jedne z najlepszych w naszej historii! Wyjazdy zaliczone w komplecie(na czele z derbami w Jeżowie Sud. na których meldujemy się w ok.250 osób, Lwówek Śl.- ok.150,Lubawka- 140, Kowary- 127, Świeradów Zdrój-110, Kamienna Góra-102). Często korzystamy ze środków pirotechnicznych i innych ultrasowskich gadżetów! Zaliczamy tez kilka udanych starć z walką bandami z Górnikiem Wałbrzych na czele! W 2006 klub organizuje po raz pierwszy w historii prezentację drużyny na której również wypadliśmy okazale! W latach tych nawiązujemy również kilka nowych układów! W 2005/06 często wspomagamy się z Chrobry Głogów, ale są to występy nieoficjalne, choć przybicie układu było już kwestią czasu! 6.03.2007 przybijamy pierwszy w historii międzynarodowy układ z czeskimi kibicami FK Jablonec! Niedługo później nawiązujemy chuligańskie kontakty z kibicami Śląska Wrocław! Układ z Jabloncem przetrwał jednak niemal 2 lata. Awans, jak mogło by się wydawać nie podziałał na nas mobilizująco, wyjazdy zaliczając „w kratkę”. Ale po pewnym czasie sami zaczęliśmy się gubić na który wyjazd możemy pojechać! Otóż w latach 2007/10 na 48 meczy wyjazdowych aż 22 z nich odbyły się bez udziału publiczności lub na zakazie!!! Najbardziej bolały mecze w Wałbrzychu na których nie chcieli nas miejscowi działacze, raz zamykając stadion, raz migając się obowiązującym nas zakazem… My i tak próbowaliśmy się na nie dostać, ale za każdym razem byliśmy zatrzymywani. A to właśnie derby Sudetów nadawały kolorytu tej szarej IV ligowej rzeczywistości! Do historii przejdzie zapewne spotkanie z 27.09.2008, gdzie bijemy nasz rekord w ilości młyna, a liczy on ponad pół tysiąca!!! Oprawy tego spotkania nie powstydziły by się wyżej od nas notowane ekipy!!! Tego dnia również po raz pierwszy w historii na stadionie przy Złotniczej pojawia się nasza sektorówka! A relacja z tego spotkania znalazła się na rozkładówce najpopularniejszego pisma kibicowskiego w kraju „To my kibice!”. W latach tych notujemy kilka udanych akcji i awantur min.: Kamienna Góra czy Bolesławiec. Często pojawiamy się również na meczach czy akcjach organizowanych przez chuliganów z Wrocławia! Niestety od 2009 w nasze szeregi powrócił ponownie kryzys. Kilka znaczących jak do tej pory osób odpuściło sobie klimaty kibicowskie z różnych względów… Od sezonu 2009/10 po dziś dzień zaliczone wyjazdy możemy policzyć na palcach obu rąk!!! Doping na Karkonoszach, z przeprowadzką na ul. Lubańską z powodu budowy nowego stadionu przy Złotniczej, zupełnie zaniknął! Coraz częściej udzielamy się na spotkaniach Śląska Wrocław, uczestniczymy w ich akcjach na inne ekipy lub sami próbując swoich sił w regionie, dzięki temu jakoś jeszcze istniejemy. Wiosną 2013 w końcu odbudowujemy młynek na meczach w Jeleniej Górze. Pojawiają się drobne oprawy! 19.05.2013 na meczu z GKSem Kobierzyce po raz pierwszy w historii pojawia się podświetlana folia! Miejmy nadzieję że ruch kibicowski na Karkonoszach, tak z mozołem budowany przez tych kilkadziesiąt lat przetrwa przynajmniej drugi tyle!!! I damy o sobie jeszcze nie raz znać!!!
-
- Posty: 82
- Rejestracja: 30.08.2012, 17:54
- Lokalizacja: POLSKA
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
tutaj gorąca prośba do Zupełnie_Zielonego (i nie tylko niego!!!) żeby wklejał więcej starych opisów z meczy, teraz zimową porą kiedy nie ma co robić to dobra lektura. Wszystkim który także się nudzą polecam nieśmiertelny "pamiętnik kibica" lub "ligę chuliganów". Dla niektórych książka warta polecenia, dla innych chłam. O gustach się nie dyskutuje... mimo wszystko książka uchyla rąbka starych dobrych i szalonych lat '90.
Ja natomiast wrzucam kilka starych fot z minionej epoki:)


[imghttps://scontent-b-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-prn1/20987_352446594854784_1349537442_n.jpg][/img]

na koniec fotka z awantury Radomiaka z Legią

Ja natomiast wrzucam kilka starych fot z minionej epoki:)


[imghttps://scontent-b-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-prn1/20987_352446594854784_1349537442_n.jpg][/img]

na koniec fotka z awantury Radomiaka z Legią

ZNAK ORŁA - POTĘGI SYMBOL PROWADZI NAS - MIECZEM I TARCZĄ
-
- Posty: 390
- Rejestracja: 27.02.2010, 20:45
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
ta pierwsza fotka oldtimera wiadomo z jakiego meczu?
-
- Posty: 888
- Rejestracja: 18.11.2010, 12:03
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
pewnie Polska-Rumunia albo Polska-Słowacja w Zabrzu
za kim jestes?
-
- Posty: 128
- Rejestracja: 15.12.2013, 00:50
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Zabrze i mecz Polska-Rumunia rok 1995.W natarciu Arkowcy
-
- Posty: 82
- Rejestracja: 30.08.2012, 17:54
- Lokalizacja: POLSKA
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Polska - Rumunia bodajże z '95 roku








ZNAK ORŁA - POTĘGI SYMBOL PROWADZI NAS - MIECZEM I TARCZĄ
-
- Posty: 256
- Rejestracja: 21.12.2012, 12:57
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
co to za flaga na fladze Stomilu? skrojona jakaś?
-
- Posty: 76
- Rejestracja: 05.10.2012, 16:06
Re: CHULIGAŃSKIE (i nie tylko) WSPOMNIENIA ....
Bodajże flaga Olimpii E. z tego co widzedziecko armageddonu pisze:co to za flaga na fladze Stomilu? skrojona jakaś?
-
- Posty: 213
- Rejestracja: 08.12.2013, 12:48
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Blablabla11, Blaszok64, floydfloyd, kumitsu, mali2323, Marakan, maszerujlubgin i 132 gości