Przeczytałem cosik takiego na swoim klubowym forum. Ciekawe...
Donald Tusk, Roman Kosecki i Grzegorz Schetyna mają pr***ebane. Jeden z dziennikarzy nagrał ich rozmowę w trakcie piątkowego meczu na Stadionie Narodowym. Szykuje się skandal.
Jeden z redaktorów tygodnika „Nie” udał się na mecz w roli przeciętnego kibica. W przeciwieństwie do popularnych „Januszy” nie interesowała go sportowa rywalizacja, lecz spotkanie polityków. W tym celu wziął ze sobą mikrofon kierunkowy Yukon DSAS, który jest w stanie nagrać nawet „pierdnięcie myszy” w obrębie 50 metrów.
Robert Jaruga odwalił kawał zajebistej roboty
„Udaliśmy się nań za ciężkie pieniądze – kupiony od koników za prawie 600 zł bilet do sektora G37 (tuż nad lożą VIP) przygarnął red. Jaruga, a sektora D20 (340 zł, tuż obok loży VIP) red. Marszał. Z przepustkami dla mediów, które mogliśmy załatwić, nie dostalibyśmy się tak blisko władzy, ale za to nie mielibyśmy problemów z wniesieniem sprzętu. Kontrola licznych ochroniarzy była nieprzyjemna, ale na szczęście niezbyt dokładna – na wydarzenia tego typu nie można wnosić urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, ale nam udało się przemycić sprzęt (w tym podręczny wzmacniacz, przedwzmacniacz, dyktafon i reduktor szumów) w butach typu śniegowce, w których red. Marszał wyglądał jak nastolatka, a red. Jaruga jak transseksualista, który rozmyślił się zaraz po operacji zmiany płci.”
A oto co udało się nagrać w trakcie spotkania.
GRZEGORZ SCHETYNA rozmawia z DONALDEM TUSKIEM:
S: – Ale czapkę przyodział. I wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki…
T: – Technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y… no, ch*** papieża…
S: – No, wrąbała się po uszy. Posuną ją, nie ma siły.
T: – Tym bardziej, że on nie aż taki ch**. Na moje kapował, ale teraz czyszczą.
S: – Czyszczą. A Lecha z gejami za murem powinni posadzić na trybunie.
T: – To by przeskoczył (śmiech).
S: – A potem zakaz stadionowy…
T: – I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.
Operator telewizyjny pokazuje DONALDA TUSKA na stadionowym telebimie. Kibice zaczynają gwizdać. Ponownie GRZEGORZ SCHETYNA zwraca się do Tuska.
S: – Gwizdajcie, debile, gwizdajcie…
T: – Cicho, mogą nas jeszcze pokazywać. Tamto (stadionowy telebim – przyp. red.) niekoniecznie gra, co w telewizji…
S: – To po cholerę kamerzysta prowokuje?
T: – A co, ma mecz pokazywać? (śmiech). A debile swoją drogą (śmiech). Kanclerzem Niemiec bym był. Po nogach by całowali. A i w piłkę lepiej.
ROMAN KOSECKI (wiceprezes PZPN i poseł PO) do GRZEGORZA SCHETYNY o ZBIGNIEWIE BOŃKU, prezesie PZPN.
K: – O, rudy idzie… ku***, nie dość że rudy, to jeszcze jakiś dzisiaj rozczochrany.
S: – Ale przy Lato to on jest królowa brytyjska.
K: – Ja tam Lato lubiłem. W interesach zawsze się wywiązywał.
S: – Solidny, mówisz?
K: – Jego robota to Euro. Muchowa tylko do zdjęć, minki robić. Ale on niemedialny był. To go…
S: – Ale co nabrał, to nikt mu nie zabierze. Daj, Boże, każdemu takie. Daj, Boże.
DONALD TUSK do ROMANA KOSECKIEGO, którego syn Jakub wszedł na boisko w drugiej połowie.
T: – E, widzę synek po tatusiu odziedziczył. za***prza jak chiński skuterek.
K: – Ja w jego wieku byłem młodszy (śmiech).
T: – Widział… (niewyraźny fragment). Ale się nie podniesiemy. 3:1 i będzie koniec. Albo czwartą wbiją. Zero grania…
(Do Tuska podchodzi asystent, wręcza mu telefon. Tusk znika w kuluarach. Po kilku minutach wraca do Koseckiego).
T: – Związane ręce mam. Grzesiu będzie startował, obiecuje, pogra, we mnie nie uderzy.
K: – Się rozumie.
T: – Bo jak walnie, to i jemu się po łbie dostanie. Nie mogę, wiesz, teatrzyk musi odegrany zostać.
K: – A ty czemu kwitów nie każesz wyciągnąć?
T: – Ostatni do tego jestem. Od napierdalania to bokserzy są. Zresztą atmosfery nie ma, nastroju, rozumiesz…
K: – Bo na ciebie nic nie ma. Zresztą spokojny jesteś.
T: – Nie ma, nie ma… Każdy swoje za kołnierzem ma. Ale za długo siedzę, żeby z byle kijkiem wyskakiwać.
K: – I słusznie. Na spokojnie jedziemy, na spokoju.
BOGDAN BORUSEWICZ do MARKA KOŹMIŃSKIEGO, wiceprezesa ds. zagranicznych PZPN, chwilę po akcji niewykorzystanej przez Ludovica Obraniaka, spolszczonego Francuza.
B: – Matko Boska…
K: – Pan się cieszy, że w piłkę trafił (śmiech).
B: – A, to ten Francuzik… W białym mu dobrze (śmiech).
K: – Ale nie w formie zupełnie.
B: – Dobrze, że żabojad z boiska do okopu nie ucieka (śmiech).
JOLANTA KWAŚNIEWSKA, mijając się w przejściu z LECHEM WAŁĘSĄ.
K: – A skąd pan takie ciepłe dostał (Wałęsa trzymał w ręku kubek z gorącym napojem – przyp. red.)?
W: – A tam dają, za szkłem.
K: – Ziąb okrutny.
W: – Przynajmniej piciu przynoszą, a tam (w zwykłych sektorach – przyp. red.) stój pani w kolejce jak do czyśćca.
K: – (Śmiech) Niech pan koniecznie ucałuje ode mnie małżonkę.
W: – A pani męża. Godzinę już siedzi, rękę podał, ale słowem się nie odezwie.
ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI do DONALDA TUSKA i GRZEGORZA SCHETYNY tuż przed końcowym gwizdkiem.
K: – Dziękujemy, gra marna, cięgi zbieramy, ale miło było.
S: – Od Ukraińców dostać, straszny wstyd.
T: – Przy takim kopaniu to o San Marino się boję.
S: – Chociaż ty to Ukrainę miło wspominasz.
K: – Głódź był moim actimelkiem (śmiech).
T: – Widzimy się jak umówione.
K: – Jak zwykle. Dzięki!
(Chwilę po odejściu Kwaśniewskiego).
T: – Patrz go, jaki chujek opalony.
S: – Ale Jola zmarzła. Cienki kożuszek taki.