Post
autor: lampart » 12.03.2008, 22:33
Stało się. Po 21 latach ekstraligę ho kejową opuszcza jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce – oświęcimska Unia. Że będzie to najtrudniejszy sezon od lat wiadomo już było długo przed rozpoczęciem rozgrywek. Problemy finansowe, odejście kolejnych kilkunastu zawodników oraz wejście do drużyny nieogranych w najwyższej klasie rozgrywkowej wychowanków wspartych młodzieżą zza południowej granicy sprawiły, że cel na sezon 2007/08 był jeden – zająć każdą inną pozycję niż 10. Do batalii „na śmierć i życie” w fazie play – out przystępowaliśmy z ostatniego miejsca ugrywając w sezonie zasadniczym ledwie 13 punktów. Przewaga własnej tafli i doświadczenie hokeistów Polonii stawiało w roli faworyta bytomian. Przysłowiowym asem z rękawa Unii miał być zatrudniony w trakcie sezonu trener Andrzej Tkacz znający doskonale silne i słabe strony hokeistów swojego byłego pracodawcy. Na pomoc przyszli kibice, których w takiej liczbie przy Chemików 4 widziano bardzo dawno temu. To właśnie dzięki kibicom serial 7 spotkań o utrzymanie się w lidze był tak emocjonujący. Ale po kolei.
17 lutego ponad setce sympatyków z Oświęcimia przyszło poznać „uroków” Stodoły. Dobry doping kibiców „Dumy Bytomia” a także nieporadna gra w obronie i słaby dzień Piotrka Szałaśnego sprawiły, że wróciliśmy do domu z bagażem aż 7 goli. Katem okazał się w zasadzie 1 atak polonistów Tokos – Lustinec – Kuźniecow a kibice na swoim byłym trenerze nie pozostawili suchej nitki drwiąc z Niego po kolejnych strzelonych bramkach. Kto wówczas spodziewał się, że zawitamy tam jeszcze 3 razy?
Kolejny tydzień upłynął pod kątem wielkiej mobilizacji. Akcje plakatowe i ulotkowe przyniosły spodziewany skutek. W piątek – 22 lutego na oświęcimskim lodowisku zjawiło się ponad 3 tysiące kibiców. Będąc drużyną słabszą, przegrywając zasłużenie 2:4 po dwóch tercjach niesamowitą walką, ambicją i determinacją, po bramkach zdobytych przez Bucka i Zubka doprowadzili do – jak się okazało – zwycięskich rzutów karnych. Emocje sięgały zenitu, ostatnie fragmenty gry cała hala obserwowała na stojąco niosąc swoim głośnym śpiewem drużynę do zwycięstwa. A to był dopiero początek weekendu. Dwa dni później od samego rana czuć było atmosferę wielkiego hokejowego święta, które prawie 4 tysiącom zgromadzonych w Hali Lodowej sympatykom oświęcimskiej Unii popsuła Polonia wygrywając 5:2, osiągając założony cel wygrania minimum jednego spotkania na wyjeździe i deklarując, że do Oświęcimia w tym sezonie już się nie wybiorą. Po raz kolejny kibice pokazali, że są z drużyną na dobre i na złe dopingując ich do samego końca spotkania. Warto przypomnieć, że podczas tych spotkań zadebiutowała nowa flaga, przedstawiająca naszego tragicznie zmarłego 7 lat temu wychowanka – Artura Malickiego.
Kolejny weekend to z kolei dwa mecze wyjazdowe. Piątkowe spotkanie rozegrane o nietypowej godzinie /16:30/ z racji powrotu po 21 lat ekstraklasy piłkarskiej do Bytomia nie przyniosło wielu emocji zarówno na lodzie jak i trybunach. Mecz raczej z serii tych „bez historii”, gładkie 1:5, hattrick Salamona przesuniętego do pierwszej formacji w miejsce skonfliktowanego w klubie Petra Tokosa oraz bramka na otarcie łez strzelona dopiero w przedostatniej minucie meczu przez Bucka to jedyne fakty warte do odnotowania.
Dwa dni później w deszczową pogodę niespełna stu osobowa grupka kibiców jechała do Bytomia na „pogrzeb”, bo chyba tylko niepoprawni optymiści wierzyli przed piątym meczem, że tą rywalizację da się jeszcze odwrócić. Atut własnej hali, wyniki i gra w poprzednich spotkaniach – wszystko to sprowadzało się do jednego stwierdzenia, że to będzie „Ta ostatnia niedziela”. Nawet „Życie Bytomskie” oddając do druku przed rozpoczęciem meczu kolejny numer swojego tygodnika w ciemno założyło zwycięstwo Bytomian szukając sponsora na kolejny sezon. Cóż mogło być naszą szansą? Brak od drugiego spotkania kontuzjowanego bramkarza Polonii Zbyszka Szydłowskiego, skłóconego Tokosa, zauważalna zadyszka kondycyjna polonistów no i fakt, że Unici przystępowali do tego meczu z przysłowiowym nożem na gardle. Jakież było zdumienie bytomskich kibiców gdy po pierwszej tercji na tablicy świetlnej widniał wynik 0:2 a oświęcimianie nie popełniali rażących błędów w obronie. Jak zwykle słaba druga tercja i 2 bramki Darka Puzio doprowadziły do remisu i o wszystkim zadecydować miała ostatnia tercja. Przez kilkanaście ostatnich minut sektor kibiców Unii nie milknie ze swoim śpiewem pomagając zdobyć jeszcze 2 bramki co jak się później okazało, wystarczyło do odniesienia jednobramkowego zwycięstwa 4:3. Nie pomogło wycofanie Kowalczyka i wprowadzenia 6 zawodnika na lód a w ostatnich sekundach swój bramkarski fach zaprezentował Szałaśny broniąc strzał z bardzo bliskiej odległości. Jednak to nie nad Unią niebo płakało! Apel kibiców na bytomskim forum o przyniesienie białych chusteczek i pomachanie nimi po meczu trenerowi Tkaczowi okazał się zbyt wczesny i chcąc nie chcąc do Oświęcimia po raz trzeci wrócić musieli.
A u nas pełna mobilizacja. Akcja „Zróbmy Piekło” zachęcająca do przyjścia na 6 mecz i dopingowania ze wszystkich sił swojej drużyny. Kasy otwarte już na 2,5 godziny przed meczem, zapełniona niemal do ostatniego miejsca przez 4 tysiące ludzi hala, piękna oprawa meczu i fantastyczny wręcz doping – jak za starych dobrych czasów gdy walczyliśmy o najwyższe cele. To trzeba po prostu przeżyć by wiedzieć czym jest „oświęcimski kocioł”. Na trybunach zawisł transparent „My wierzymy w Was, Wy uwierzcie w siebie”. I uwierzyli! Już w 22 sekundzie spotkania Valusiak pokonał precyzyjnym strzałem w okienko grającego z kontuzją Szydłowskiego doprowadzając do szaleństwa rozradowanych oświęcimskich fanów. Druga tercja już standardowo najsłabsza co skrzętnie wykorzystała Polonia wykorzystując grę w podwójnej przewadze. Remis po dwóch tercjach zapowiadał kolejny thriller w ostatnich 20 minutach gry. 2 bramki wyśmienicie dysponowanego tego wieczoru Maćka Szewczyka i profesorska bramka Miłosza Ryczko przy tylko jednym trafieniu wracającego do składu Petra Tokosa zakończyły trzecią tercję. Na tablicy 4:2, na trybunach wielka radość, głośne „Wszyscy na Bytom, w niedzielę wszyscy na Bytom!” a na lodzie dyrektor Kowalówka i prezes Urbańczyk dziękujący zawodnikom i kibicom. Młoda oświęcimska drużyna wyszła z beznadziejnej sytuacji przegrywając 1:3 i doprowadzając do remisu 3:3!
O wszystkim miał zadecydować ostatni siódmy mecz, który zaplanowano w Bytomiu w niedzielny wieczór – 9 marca o godzinie 18. Nastroje w oświęcimskim obozie były bojowe, podbudowani dwoma ostatnimi zwycięstwami Unici, widząc już ledwo wytrzymujących kondycyjnie trudy całej rywalizacji przeciwników mieli tylko jeden cel – zdobyć Bytom. Kasy klubowe otwarto już o godzinie 16. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że jesteśmy pod naszą halą. Prawie 200 osób pod kasami z czego praktycznie wszyscy z Oświęcimia. Próbka śpiewu: „Za Unią przemierzamy cały świat” a także „Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Unia gra” i powoli zapełniamy sektor dla kibiców gości, który pęka w szwach a organizatorzy zmuszeni są wpuścić resztę naszych kibiców do sektora buforowego. Ostateczna liczba, która pojechała za swoją drużyną na decydujący mecz grubo przekroczyła 400 osób! Brawo! Brawo! I jeszcze raz brawo! I nie ważne, że część osób w ogóle nie widziała jednej z bramek bo przeszkadzał filar, podest na kamerę a komfortu oglądania nie dały także wysokie barierki i pleksi nad boksami zawodników. Na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem decydującego meczu w Stodole słychać było tylko jeden sektor skandujący „Nigdy nie spadnie, Oświęcim nigdy nie spadnie!” natomiast fani Polonii powoli zapełniali resztę hali. Pomiędzy 14 a 16 minutą zabójczy knockdown zadali wychodzący w pierwszej formacji tego dnia Petr Valusiak i Martin Bucek wyprowadzając Unitów na dwubramkowe prowadzenie, które utrzymało się do końca pierwszej tercji. Sprawienie ogromnej sensacji jaką na pewno byłoby odwrócenie rywalizacji z 1:3 do 4:3 było naprawdę realne. Ale niestety, to były miłe złego początki. Obserwując drugą tercję byliśmy świadkami deja vu z piątego, rozegranego tydzień wcześniej spotkania. Po pierwszej dobrze, konsekwentnie granej w obronie tercji i wykorzystaniu swoich szans nadeszła ta nieszczęsna druga. Niepotrzebnie łapane kary i 2 bramki zdobyte w przewagach przez graczy Polonii podbudowały Ich a także obudziły nie dającą sobie rady z naszym dopingiem bytomską Stodołę. Uciąć raczej sobie nic nie dam, ale gdyby udało się dowieźć 2:0 do końca drugiej odsłony bylibyśmy już w ogródku. A tak, stało się, w 43 minucie spotkania Bartłomiej Kowalski zadał, jak się później okazało, decydujący cios po którym Unia już się nie podniosła. Choć próbowała i ambicji odmówić im nie można. Na 7 minut przed końcową syreną Maciek Szewczyk znalazł się w wyborowej sytuacji do strzelenia bramki dającej upragniony remis. I nagle stało się coś czego się nikt nie spodziewał. I nie chodzi tu o odnowienie się kontuzji Szydłowskiego po fenomenalnym szpagacie, bo urazy są nieodłączną częścią sportu. Po „oględzinach” lekarza, że jednak konieczna będzie zmiana bramkarza w hali jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zgasło światło nad taflą! Świecące się kilka lamp, funkcjonujący zegar oraz tablica świetlna, działające nagłośnienie a także pływająca już Polonia i „zimny” Kowalczyk – wszystkie te fakty wobec nagłego „spadku napięcia na fazie” jak tłumaczy dyrektor bytomskiego lodowiska – to naprawdę dziwny zbieg okoliczności. Po przymusowej 25 minutowej przerwie dokończono ostatni fragment, w którym rozbitym Unitom pomimo postawienia wszystkiego na jedną kartę, wycofania bramkarza w ostatniej minucie gry i próbom desperacko oddawanych strzałów nie udało się zdobyć wyrównującej bramki. Wybuch radości w bytomskim boksie, szał na trybunach, chóralne „Sto lat” – jednak to Polonia Bytom wygrała ostatnie starcie a co się z tym wiąże zdegradowała Unię Oświęcim do 1 ligi. Po meczu już nie tak głośno, lekko łamiącymi się głosami skandujemy, że jesteśmy z drużyną „na dobre i na złe”. Za doping dziękują nam nawet bytomscy zawodnicy oraz trenerzy i Pani Prezes. Smutny powrót do domu, bo jeszcze na 26 minut do końca zawodów byliśmy w hokejowym raju a tak… przyszło nam doznać goryczy degradacji. Najbardziej fanatyczni kibice przed zjedzeniem późnej już kolacji wybrali się jeszcze pod oświęcimskie lodowisko by przywitać swoich zawodników i podziękować im za zdrowie pozostawione na tafli przez te niesamowite 22 dni.
Ekstraliga jednak nie dla nas, ale opuszczamy ją z podniesioną głową. Cała hokejowa Polska śledząc rywalizację o utrzymanie się w PLH była pod wrażeniem jak młodzi oświęcimianie ambitnie walczyli do końcowej syreny ostatniego spotkania. I w tym miejscu nie wystawię indywidualnych cenzurek bo hokej jest grą zespołową, cała drużyna wygrywa albo cała ponosi porażkę. Byłbym nie fair nie wymieniając tutaj kogoś, każdy z osobna zasłużył na słowa pochwały i stwierdzenie, że zrobił wszystko na tyle na ile było Go stać. Opuszczamy ligę z podniesioną głową również dzięki nam – kibicom. Oświęcimska hala przypomniała sobie jeszcze przecież nie tak dawne czasy, gdy taką ogromną rzeszą widzów skandowaliśmy „Mistrz, Mistrz, Oświęcim!”. Te liczby kibiców we własnej hali oraz zaliczone wszystkie 4 wyjazdy do Bytomia, gdzie trasę już chyba każdy zna na pamięć, muszą robić wrażenie. Tę rywalizację wygrali wspólnie kibice – którzy pomimo wszelkim zakazom i prowokacjom wiadomo kogo potrafili dojść do porozumienia i pomóc sobie wzajemnie w wejściu na halę rywala. Głośny i kulturalny doping, wspólna meksykańska fala i przede wszystkim skandowane przez wszystkich obecnych w hali „Polski hokej dla KIBICÓW” było najlepszą reklamą tej pięknej dyscypliny a także jasno dały do zrozumienia, że każdy ma prawo widzieć poczynania własnej drużyny także w meczu wyjazdowym. Żegnamy szeregi najlepszych będąc w przekroju całego sezonu drużyną najsłabszą, no chyba, że WGiD w Warszawie znajdzie twarde dowody dotyczące tajemniczej „awarii” oświetlenia – w co nie bardzo chce mi się wierzyć, bo za rękę „elektryka” nie złapano. Opuszczamy ligę mając ogromny potencjał: oświęcimską młodzież, tą ambitną i waleczną na lodzie oraz tą na trybunach, dzięki którym „Oświęcim nigdy nie będzie sam”. Mam nadzieję, że ten najtrudniejszy okres jaki właśnie dopadł nasz klub będzie zalążkiem do powstania nowej, odrodzonej i walczącej za pewien czas o najwyższe laury drużyny z Oświęcimia bo jak można wyczytać na ogólnopolskich forach wpisy kibiców z całej Polski: „Ekstraliga bez Unii Oświęcim to już nie to samo”…
autor: Alex