We Włoszech prawicowa/skrajnie prawicowa ekipa Hellas Verona ma zgodę z lewicującą Fiorentiną. Napoli trzyma się z prawicową Catanią. Także poglądy polityczne nie zawsze są wyznacznikiem.uklad sloneczny pisze: ↑13.07.2025, 20:00Czyli po zgodach patrząc, to oni jednak bardziej w lewo są.Wawelkrakow pisze: ↑05.07.2025, 18:18Mogę też uchylić rąbka tajemnicy i napisać, że w nadchodzącym sezonie prawdopodobnie zostanie odnowiona zgoda z Genoą.

WŁOSKA SCENA KIBICOWSKA
-
- Posty: 215
- Rejestracja: 20.07.2022, 20:17
Re: WŁOSKA SCENA KIBICOWSKA
-
- Posty: 19
- Rejestracja: 04.10.2021, 13:05
Re: WŁOSKA SCENA KIBICOWSKA
Nic się nie działo. W tamtych latach ze względów bezpieczeństwa na meczach reprezentacji pod Wezuwiuszem nie przyjmowano kibiców gości. Mecz z Polską, ze względu na sytuację w tabeli i bezbramkowy remis w Chorzowie, wzbudzał we Włoszech duże zainteresowanie przede wszystkim ze względów sportowych. Po długiej przerwie do reprezentacji powracał Roberto Baggio - idol całego pokolenia włoskich kibiców, dla którego zjechali się wtedy ludzie z całego kraju. Jak na wszystkich meczach kadry w tamtym okresie na trybunach bez historiiDżolo Rypandolo pisze: ↑05.07.2025, 19:22Wawel albo może ktoś ze "starej gwardii" jeżdżącej w latach 90tych sie wypowie czy działo sie coś okolomeczowo ze strony Napoli przy okazji meczu naszej reprezentacji tam 1997 r ?
Trzeba trochę cofnąć się w czasie. W odpowiedzi na siłowe jednoczenie kraju w XIX wieku, na południu narodziło się zjawisko Brigantaggio (z wł. „bandytyzm”) - masowy i zbrojny ruch oporu przeciwko państwu włoskiemu. Skupiał przede wszystkim zwykłych mieszkańców, pozbawionych ziemi chłopów, lokalnych księży, przestępców, konserwatystów i dotychczasowych żołnierzy Burbońskich, których próbowano przymusowo wcielić do włoskiej armii, ale również tysiące kobiet i dzieci zajmujących się logistyką, zwiadem czy łącznością. Mieli pełne poparcie miejscowej ludności, a w ich zasadzkach, porwaniach i atakach na włoskie garnizony, udział wzięło łącznie ponad 100 000 osób. Odpowiedź władzy była stanowcza i brutalna - stan wojenny obowiązywał właściwie na całym południu, wiele wsi ku przestrodze zostało spalonych do gołej ziemi a konfiskaty majątków, deportacje i masowe egzekucje bez procesów odbywały się każdego dnia. To głównie na kanwie tych wydarzeń do Argentyny w trakcie pierwszej fali migracji wyjechały prawie trzy miliony ludzi. Masowy przepływ ludności w tamtym kierunku miał później miejsce jeszcze dwukrotnie (po obu wojnach), ale spowodowany był już wtedy zapaścią ekonomiczną i kryzysem społecznym, regularnie wzmacnianym przez trzęsienia ziemi, erupcje Wezuwiusza i cykliczne epidemie.(L)Warsaw pisze: ↑06.07.2025, 05:40@Wawelkrakow
A czy czasem miłość mieszkańców Neapolu do Argentyny nie wynika też trochę z tego, że większość ludzi z Włoch, którzy wyjechali do Argentyny i generalnie do Ameryki południowej była właśnie neapolitanczykami? Jakieś kilkanaście lat temu oglądałem nawet dokument o ludziach z włoskimi korzeniami w Argentynie i pojawiło się tam takie stwierdzenie.
Miałbym też drugie pytanie. Czy w Neapolu i generalnie Kampanii jest jakiś ruch powiedzmy, że "separatystyczny" na wzór dawnej Ligi Północy? Bo z tego co mówisz to u mieszkańców Neapolu jest bardzo silne poczucie odrębności i niechęć wobec północy kraju jednocześnie nie widać rzadnych sensownych ruchów niepodległościowych albo przynajmniej u nas w kraju się o nich niewiele mówi.
Szacunkowo spośród przyjeżdżających wtedy do Argentyny, Neapolitańczycy stanowili około 70%. Zdecydowana większość z nich osiedlała się w Buenos Aires, przede wszystkim w najbiedniejszych obszarach portowych i przylegających do nich terenach wiejskich, sprawiając że takie dzielnice jak San Telmo, Barracas czy przede wszystkim la Boca stały się dosłownie neapolitańskimi koloniami. Dziedzictwo tej kultury jest dzisiaj widoczne na każdym kroku i nie ogranicza się tylko do jedzenia, muzyki czy języka - liczy się, że okolo 10 milionów Argentyńczyków ma dziś przynajmniej jednego neapolitańskiego przodka.
Gdy więc w 1905 roku w dzielnicy Boca rodziło się Boca Juniors (formalnie zakładane przez czterech Liguryjczyków i Neapolitańczyka), wiodące role w jego strukturach, na trybunach i na boisku odgrywali przede wszystkim ludzie urodzeni pod Wezuwiuszem i w Genui. Ze względu na te korzenie, historię, wspólną tożsamość etniczną i klasową, niechęć do bogatych klubów z elity, ale przede wszystkim postać Maradony - Boca jest dziś klubem właściwie bliźniaczym, drugim naturalnym wyborem dla większości Neapolitańczyków. Z tego powodu znajduje się poza zbiorem oficjalnych układów kibicowskich, a informacje o wzajemnych kontaktach i meczowych odwiedzinach trafiają tylko do wąskiego grona zaintersowanych. Tym bardziej może dziwić fakt, że do 1984 relacje na linii Buenos Aires - Neapol były mocno niesymetryczne, a w zasadzie jednostronne - pielęgnowali je głównie Argentyńczycy i Neapolitańczycy mieszkający w Ameryce Południowej. Ci którzy zostali we Włoszech, mimo oczywistej sympatii do stolicy Argentyny, skupiali się raczej na bieżących problemach dnia codziennego, a grający pod Wezuwiuszem argentyńscy piłkarze nigdy nie wzbudzali szczególnych emocji ani ekscytacji.
Wszystko zmieniło się po przyjściu Diego i bynajmniej nie dlatego, że najbiedniejsze miasto w Europie kupiło właśnie najdroższego piłkarza świata. Diego urodził się w Villa Florito, jednym z najbiedniejszych i zarazem najbardziej neapolitańskich miejsc w Buenos Aires, miał zarówno południowe korzenie i akcent ale przede wszystkim temperament. Od samego początku swojej kariery reprezentował takich jak on i nie odwrócił się od nich kiedy został globalną gwiazdą. Mógł grać wszędzie, ale kiedy Reale i Manchestery oferowały mu bajkowe kontrakty i najnowsze modele Ferrari na zachętę, on wybierał jeżdżenie po Neapolu Fiatem 128 i grę w piłkę z dzieciakami na ulicy. Po wygraniu Mistrzostw Świata w 1986, Juventus Platiniego i Milan van Bastena już regularnie składały mu oferty inblanco, a on za każdym razem publicznie je odrzucał, mówił ludziom: „nigdy nie zdradzę mojego miasta” i kolejnych kilkaset osób nazywało swoich synów jego imieniem. To oczywiście musiało wywoływać furię elit z północy - media nazywały go terrorystą, ćpunem, potomkiem Lucyfera czy po prostu żywym diabłem, Argentyna była wygwizdywana na każdym włoskim stadionie, a sam Maradona w rankingach najbardziej znienawidzonych ludzi w kraju wyprzedzał wszystkich polityków i przestępców. Wszędzie, poza Neapolem. Bo tam cała ta nienawiść wzmacniała tylko jego pozycję i status równy Bogu, a w konsekwencji coraz bardziej rozpalała miłość miasta do Argentyny. Historie pielęgniarki, która po pobraniu mu krwi wyniosła probówkę do kościoła, żeby umieścić ją wśród świętych relikwii, właściciela kawiarni który tak samo potraktował znaleziony na siedzeniu kosmyk włosów, czy ludzi którzy przynosili mu pod dom swoje nowonarodzone dzieci do błogosławieństwa - mnożą się w tysiące i mogą dawać pewien szczątkowy obraz, ale generalnie jest to zjawisko, którego skalę trudno jest w ogóle przedstawić. Jeśli miałbym próbować to z czymś porównać, to jego śmierć była dla nich tym, czym dla Polaków odejście Papieża, tylko razy dziesięć. Ze względu na uzasadnione obawy o próby zdobycia jego serca, nawet autopsja odbywała się w specjalnych warunkach i w towarzystwie ochrony. Najdłuższy zmierzony czas spaceru przez miasto w którym nie napotyka się jego wizerunku wynosi około minuty. Jest obecny dosłownie wszędzie, w każdej alei i na każdej ulicy - całe miasto wypełnione jest kapliczkami, ołtarzami, muralami, wrzutami i plakatami, a zdjęcia (jego czy wspólne z nim) zajmują w każdym domu centralne i najważniejsze miejsce obok krzyża. Niezależnie czy to mieszkanie zakochanej w nim czterdzieści lat temu 70-letniej staruszki, czy 18-letniego małolata, który nigdy nawet nie miał okazji go zobaczyć, nie ma żadnych wyjątków. Dla jednych jest Świętym, a dla innych po prostu Bogiem, w którego wierzą i do którego się modlą. Ten kult wzmocnił się jeszcze po jego śmierci i przechodzi z pokolenia na pokolenie dlatego będzie trwał dopóki to miasto istnieje - bo to dzięki niemu narodziło się na nowo.
Przechodząc do drugiej części Twojego pytania - tak, jest tego całkiem sporo, choć nie ma powodu ukrywać, że ograniczenie się do sensownych mocno skraca tę listę.
Najważniejszy i największy jest Ruch Neoburboński - założony na początku lat ’90, odwołujący się do tradycji Królestwa Obojga Sycylii, używający jego flagi i barw dynastii Burbonów. Jednym z jego ramion jest Komitet Obojga Sycylii, którego ideą jest pełny separatyzm i powołanie nowego Państwa - Królestwa lub Republiki. Współpracują z niektórymi środowiskami prawicowymi i regionalistycznymi. Najbardziej radykalny ze wszystkich jest Front Niepodległości Południa, domagający się całkowitego oderwania od Włoch i nawiązujący do wspomnianego wcześniej Brigantaggio jako najskuteczniejszej formy oporu antypaństwowego. Istnieje Lega Sud Ausonia, której założyciele dwadzieścia lat temu współpracowali z Ligą Północy i w wyborach startowali z ich list. Jest bardziej autonomiczny Sud Indepediente, który koncentruje sie na promocji własnego języka i kultury, czy też oficjalnie zarejestrowana Partia Południa, która postuluje federalizację kraju, z własnymi władzami, budżetem i kompetencjami. Można wspomnieć jeszcze o DemA (Democrazia e Autonomia) czy RdP (Repubblica di Partenope), ale te już raczej mają znaczenie marginalne. Właściwie to jest tego cała masa, ale wszystkie te inicjatywy pod względem wpływu czy siły politycznej w żadnym stopniu nie mogą równać się z Ligą Północy. Liga była profesjonalną organizacją, posiadającą rozbudowane struktury, szerokie zaplecze i poważne pieniądze, co w odpowiednim momencie pozwoliło na wykorzystanie mediów i zdobycie władzy. Ruchom południowym tego wszystkiego brakuje - nie ma tam odpowiednich liderów, struktur, ani pieniędzy, nie ma organizacji czy nawet jakiejś jednej wspólnej strategii wyjścia poza własną symbolikę. W zasadzie nie ma tam nawet jedności bo południe jest też mocno podzielone wewnętrznie (Kampania/Sycylia-Apulia/Kalabria). Najczęściej to po prostu spontaniczne i emocjonalne zrywy tożsamościowe, gdzie większość działań ma wymiar symboliczny, historyczny albo sentymentalny, bez realnego programu działania. Dlatego, mimo że w teorii ruchy południowe maja znacznie większy potencjał od dawnej Ligi - frustracja ekonomiczna, tożsamościowa i historyczna jest tam większa niż była kiedykolwiek na północy - realnie nie ma żadnej szansy na zmiany i ludzie są tego w pełni świadomi.
Tak jak już wyżej napisał Yalla - dzisiaj zabawa w politykę nikogo tam nie interesuje, a zgoda z Genoą - jeśli zostanie ostatecznie odnowiona - to w oparciu o gesty i zachowanie Genueńczyków w stosunku do środowiska w Neapolu w ostatnich kilkunastu miesiącach, a nie poglądy jednych i drugich w kwestii transformacji energetycznej czy regulacji wolnego rynku. Mimo to nad wyraz skutecznie i bez zbędnego rozgłosu potrafią radzić sobie tak z czarnymi imigrantami jak i wszystkimi innymi mniejszościami w mieście, a w odróżnieniu do politycznie zadeklarowanych i skrajnie prawicowych ekip z krajów Europy środkowo-wschodniej nie przyjmują i nie tolerują w swoich szeregach żadnych Cyganów, Arabów ani innych Ukraińców. Tam wiara w Boga czy niechęć do wszelkich nowoczesnych odchyleń i dewiacji jest zjawiskiem kulturowym i naturalnym, a co za tym idzie kobiety nie domagają się rozszerzania praw do zabijania własnych dzieci. Więzi rodzinne zajmują w życiu ludzi miejsca priorytetowe, wiec nawet pomimo prawnej dostępności, statystycznie ponad 90% lekarzy w mieście odmawia wykonania morderstwa dziecka. Neapol z wielu powodów jest również najbardziej antysemickim i propalestyńskim miastem w Europie, dlatego w odróżnieniu do Rzymu (15 000) czy Mediolanu (10 000), dzisiaj żyje w nim niespełna dwieście karaluchów. Oczywiście zbiór tych poglądów można próbować wpisywać w jakieś sztuczne ramy - dla jednych będzie to więc skrajna prawica, dla drugich radykalne lewactwo, dla nich natomiast jest to po prostu normalność.uklad sloneczny pisze: ↑13.07.2025, 20:00Czyli po zgodach patrząc, to oni jednak bardziej w lewo są.Wawelkrakow pisze: ↑05.07.2025, 18:18Mogę też uchylić rąbka tajemnicy i napisać, że w nadchodzącym sezonie prawdopodobnie zostanie odnowiona zgoda z Genoą.
Obecnie środowisko we Włoszech solidaryzuje się z okradającymi swój klub kibicami z Mediolanu, Napoli jako pierwsze wyłamało się z tego cyrku. Odbyło się też losowanie fazy ligowej Ligi Mistrzów i już wiadomo, że wyczekiwani przez wszystkich kibice Eintrachtu nie będą mogli pojawić się pod Wezuwiuszem. Przyjedzie natomiast Chelsea, która po swojej pamiętnej klęsce z 2012 tym razem będzie już zapewne w towarzystwie odpowiedniej obstawy. Wśród ludzi utrzymujących kontakty z Feyenoordem jakieś zainteresowanie wzbudza wyjazd do Eindhoven, ale generalnie losowanie bez szału. Zostając jeszcze przy temacie europejskich pucharów, kilka osób z Neapolu było obecnych w Belgradzie na meczu z Lechem, więc jednym zdaniem - im więcej europejskich popisów w wykonaniu influencerów z Poznania czy Białegostoku, tym bardziej wszyscy doceniają Legię i jej postawę sprzed dziesięciu lat.
-
- Posty: 18
- Rejestracja: 02.11.2014, 13:38
Re: WŁOSKA SCENA KIBICOWSKA
Wawelkrakow pisze: ↑wczoraj, 13:37Nic się nie działo. W tamtych latach ze względów bezpieczeństwa na meczach reprezentacji pod Wezuwiuszem nie przyjmowano kibiców gości. Mecz z Polską, ze względu na sytuację w tabeli i bezbramkowy remis w Chorzowie, wzbudzał we Włoszech duże zainteresowanie przede wszystkim ze względów sportowych. Po długiej przerwie do reprezentacji powracał Roberto Baggio - idol całego pokolenia włoskich kibiców, dla którego zjechali się wtedy ludzie z całego kraju. Jak na wszystkich meczach kadry w tamtym okresie na trybunach bez historiiDżolo Rypandolo pisze: ↑05.07.2025, 19:22Wawel albo może ktoś ze "starej gwardii" jeżdżącej w latach 90tych sie wypowie czy działo sie coś okolomeczowo ze strony Napoli przy okazji meczu naszej reprezentacji tam 1997 r ?
Trzeba trochę cofnąć się w czasie. W odpowiedzi na siłowe jednoczenie kraju w XIX wieku, na południu narodziło się zjawisko Brigantaggio (z wł. „bandytyzm”) - masowy i zbrojny ruch oporu przeciwko państwu włoskiemu. Skupiał przede wszystkim zwykłych mieszkańców, pozbawionych ziemi chłopów, lokalnych księży, przestępców, konserwatystów i dotychczasowych żołnierzy Burbońskich, których próbowano przymusowo wcielić do włoskiej armii, ale również tysiące kobiet i dzieci zajmujących się logistyką, zwiadem czy łącznością. Mieli pełne poparcie miejscowej ludności, a w ich zasadzkach, porwaniach i atakach na włoskie garnizony, udział wzięło łącznie ponad 100 000 osób. Odpowiedź władzy była stanowcza i brutalna - stan wojenny obowiązywał właściwie na całym południu, wiele wsi ku przestrodze zostało spalonych do gołej ziemi a konfiskaty majątków, deportacje i masowe egzekucje bez procesów odbywały się każdego dnia. To głównie na kanwie tych wydarzeń do Argentyny w trakcie pierwszej fali migracji wyjechały prawie trzy miliony ludzi. Masowy przepływ ludności w tamtym kierunku miał później miejsce jeszcze dwukrotnie (po obu wojnach), ale spowodowany był już wtedy zapaścią ekonomiczną i kryzysem społecznym, regularnie wzmacnianym przez trzęsienia ziemi, erupcje Wezuwiusza i cykliczne epidemie.(L)Warsaw pisze: ↑06.07.2025, 05:40@Wawelkrakow
A czy czasem miłość mieszkańców Neapolu do Argentyny nie wynika też trochę z tego, że większość ludzi z Włoch, którzy wyjechali do Argentyny i generalnie do Ameryki południowej była właśnie neapolitanczykami? Jakieś kilkanaście lat temu oglądałem nawet dokument o ludziach z włoskimi korzeniami w Argentynie i pojawiło się tam takie stwierdzenie.
Miałbym też drugie pytanie. Czy w Neapolu i generalnie Kampanii jest jakiś ruch powiedzmy, że "separatystyczny" na wzór dawnej Ligi Północy? Bo z tego co mówisz to u mieszkańców Neapolu jest bardzo silne poczucie odrębności i niechęć wobec północy kraju jednocześnie nie widać rzadnych sensownych ruchów niepodległościowych albo przynajmniej u nas w kraju się o nich niewiele mówi.
Szacunkowo spośród przyjeżdżających wtedy do Argentyny, Neapolitańczycy stanowili około 70%. Zdecydowana większość z nich osiedlała się w Buenos Aires, przede wszystkim w najbiedniejszych obszarach portowych i przylegających do nich terenach wiejskich, sprawiając że takie dzielnice jak San Telmo, Barracas czy przede wszystkim la Boca stały się dosłownie neapolitańskimi koloniami. Dziedzictwo tej kultury jest dzisiaj widoczne na każdym kroku i nie ogranicza się tylko do jedzenia, muzyki czy języka - liczy się, że okolo 10 milionów Argentyńczyków ma dziś przynajmniej jednego neapolitańskiego przodka.
Gdy więc w 1905 roku w dzielnicy Boca rodziło się Boca Juniors (formalnie zakładane przez czterech Liguryjczyków i Neapolitańczyka), wiodące role w jego strukturach, na trybunach i na boisku odgrywali przede wszystkim ludzie urodzeni pod Wezuwiuszem i w Genui. Ze względu na te korzenie, historię, wspólną tożsamość etniczną i klasową, niechęć do bogatych klubów z elity, ale przede wszystkim postać Maradony - Boca jest dziś klubem właściwie bliźniaczym, drugim naturalnym wyborem dla większości Neapolitańczyków. Z tego powodu znajduje się poza zbiorem oficjalnych układów kibicowskich, a informacje o wzajemnych kontaktach i meczowych odwiedzinach trafiają tylko do wąskiego grona zaintersowanych. Tym bardziej może dziwić fakt, że do 1984 relacje na linii Buenos Aires - Neapol były mocno niesymetryczne, a w zasadzie jednostronne - pielęgnowali je głównie Argentyńczycy i Neapolitańczycy mieszkający w Ameryce Południowej. Ci którzy zostali we Włoszech, mimo oczywistej sympatii do stolicy Argentyny, skupiali się raczej na bieżących problemach dnia codziennego, a grający pod Wezuwiuszem argentyńscy piłkarze nigdy nie wzbudzali szczególnych emocji ani ekscytacji.
Wszystko zmieniło się po przyjściu Diego i bynajmniej nie dlatego, że najbiedniejsze miasto w Europie kupiło właśnie najdroższego piłkarza świata. Diego urodził się w Villa Florito, jednym z najbiedniejszych i zarazem najbardziej neapolitańskich miejsc w Buenos Aires, miał zarówno południowe korzenie i akcent ale przede wszystkim temperament. Od samego początku swojej kariery reprezentował takich jak on i nie odwrócił się od nich kiedy został globalną gwiazdą. Mógł grać wszędzie, ale kiedy Reale i Manchestery oferowały mu bajkowe kontrakty i najnowsze modele Ferrari na zachętę, on wybierał jeżdżenie po Neapolu Fiatem 128 i grę w piłkę z dzieciakami na ulicy. Po wygraniu Mistrzostw Świata w 1986, Juventus Platiniego i Milan van Bastena już regularnie składały mu oferty inblanco, a on za każdym razem publicznie je odrzucał, mówił ludziom: „nigdy nie zdradzę mojego miasta” i kolejnych kilkaset osób nazywało swoich synów jego imieniem. To oczywiście musiało wywoływać furię elit z północy - media nazywały go terrorystą, ćpunem, potomkiem Lucyfera czy po prostu żywym diabłem, Argentyna była wygwizdywana na każdym włoskim stadionie, a sam Maradona w rankingach najbardziej znienawidzonych ludzi w kraju wyprzedzał wszystkich polityków i przestępców. Wszędzie, poza Neapolem. Bo tam cała ta nienawiść wzmacniała tylko jego pozycję i status równy Bogu, a w konsekwencji coraz bardziej rozpalała miłość miasta do Argentyny. Historie pielęgniarki, która po pobraniu mu krwi wyniosła probówkę do kościoła, żeby umieścić ją wśród świętych relikwii, właściciela kawiarni który tak samo potraktował znaleziony na siedzeniu kosmyk włosów, czy ludzi którzy przynosili mu pod dom swoje nowonarodzone dzieci do błogosławieństwa - mnożą się w tysiące i mogą dawać pewien szczątkowy obraz, ale generalnie jest to zjawisko, którego skalę trudno jest w ogóle przedstawić. Jeśli miałbym próbować to z czymś porównać, to jego śmierć była dla nich tym, czym dla Polaków odejście Papieża, tylko razy dziesięć. Ze względu na uzasadnione obawy o próby zdobycia jego serca, nawet autopsja odbywała się w specjalnych warunkach i w towarzystwie ochrony. Najdłuższy zmierzony czas spaceru przez miasto w którym nie napotyka się jego wizerunku wynosi około minuty. Jest obecny dosłownie wszędzie, w każdej alei i na każdej ulicy - całe miasto wypełnione jest kapliczkami, ołtarzami, muralami, wrzutami i plakatami, a zdjęcia (jego czy wspólne z nim) zajmują w każdym domu centralne i najważniejsze miejsce obok krzyża. Niezależnie czy to mieszkanie zakochanej w nim czterdzieści lat temu 70-letniej staruszki, czy 18-letniego małolata, który nigdy nawet nie miał okazji go zobaczyć, nie ma żadnych wyjątków. Dla jednych jest Świętym, a dla innych po prostu Bogiem, w którego wierzą i do którego się modlą. Ten kult wzmocnił się jeszcze po jego śmierci i przechodzi z pokolenia na pokolenie dlatego będzie trwał dopóki to miasto istnieje - bo to dzięki niemu narodziło się na nowo.
Przechodząc do drugiej części Twojego pytania - tak, jest tego całkiem sporo, choć nie ma powodu ukrywać, że ograniczenie się do sensownych mocno skraca tę listę.
Najważniejszy i największy jest Ruch Neoburboński - założony na początku lat ’90, odwołujący się do tradycji Królestwa Obojga Sycylii, używający jego flagi i barw dynastii Burbonów. Jednym z jego ramion jest Komitet Obojga Sycylii, którego ideą jest pełny separatyzm i powołanie nowego Państwa - Królestwa lub Republiki. Współpracują z niektórymi środowiskami prawicowymi i regionalistycznymi. Najbardziej radykalny ze wszystkich jest Front Niepodległości Południa, domagający się całkowitego oderwania od Włoch i nawiązujący do wspomnianego wcześniej Brigantaggio jako najskuteczniejszej formy oporu antypaństwowego. Istnieje Lega Sud Ausonia, której założyciele dwadzieścia lat temu współpracowali z Ligą Północy i w wyborach startowali z ich list. Jest bardziej autonomiczny Sud Indepediente, który koncentruje sie na promocji własnego języka i kultury, czy też oficjalnie zarejestrowana Partia Południa, która postuluje federalizację kraju, z własnymi władzami, budżetem i kompetencjami. Można wspomnieć jeszcze o DemA (Democrazia e Autonomia) czy RdP (Repubblica di Partenope), ale te już raczej mają znaczenie marginalne. Właściwie to jest tego cała masa, ale wszystkie te inicjatywy pod względem wpływu czy siły politycznej w żadnym stopniu nie mogą równać się z Ligą Północy. Liga była profesjonalną organizacją, posiadającą rozbudowane struktury, szerokie zaplecze i poważne pieniądze, co w odpowiednim momencie pozwoliło na wykorzystanie mediów i zdobycie władzy. Ruchom południowym tego wszystkiego brakuje - nie ma tam odpowiednich liderów, struktur, ani pieniędzy, nie ma organizacji czy nawet jakiejś jednej wspólnej strategii wyjścia poza własną symbolikę. W zasadzie nie ma tam nawet jedności bo południe jest też mocno podzielone wewnętrznie (Kampania/Sycylia-Apulia/Kalabria). Najczęściej to po prostu spontaniczne i emocjonalne zrywy tożsamościowe, gdzie większość działań ma wymiar symboliczny, historyczny albo sentymentalny, bez realnego programu działania. Dlatego, mimo że w teorii ruchy południowe maja znacznie większy potencjał od dawnej Ligi - frustracja ekonomiczna, tożsamościowa i historyczna jest tam większa niż była kiedykolwiek na północy - realnie nie ma żadnej szansy na zmiany i ludzie są tego w pełni świadomi.
Tak jak już wyżej napisał Yalla - dzisiaj zabawa w politykę nikogo tam nie interesuje, a zgoda z Genoą - jeśli zostanie ostatecznie odnowiona - to w oparciu o gesty i zachowanie Genueńczyków w stosunku do środowiska w Neapolu w ostatnich kilkunastu miesiącach, a nie poglądy jednych i drugich w kwestii transformacji energetycznej czy regulacji wolnego rynku. Mimo to nad wyraz skutecznie i bez zbędnego rozgłosu potrafią radzić sobie tak z czarnymi imigrantami jak i wszystkimi innymi mniejszościami w mieście, a w odróżnieniu do politycznie zadeklarowanych i skrajnie prawicowych ekip z krajów Europy środkowo-wschodniej nie przyjmują i nie tolerują w swoich szeregach żadnych Cyganów, Arabów ani innych Ukraińców. Tam wiara w Boga czy niechęć do wszelkich nowoczesnych odchyleń i dewiacji jest zjawiskiem kulturowym i naturalnym, a co za tym idzie kobiety nie domagają się rozszerzania praw do zabijania własnych dzieci. Więzi rodzinne zajmują w życiu ludzi miejsca priorytetowe, wiec nawet pomimo prawnej dostępności, statystycznie ponad 90% lekarzy w mieście odmawia wykonania morderstwa dziecka. Neapol z wielu powodów jest również najbardziej antysemickim i propalestyńskim miastem w Europie, dlatego w odróżnieniu do Rzymu (15 000) czy Mediolanu (10 000), dzisiaj żyje w nim niespełna dwieście karaluchów. Oczywiście zbiór tych poglądów można próbować wpisywać w jakieś sztuczne ramy - dla jednych będzie to więc skrajna prawica, dla drugich radykalne lewactwo, dla nich natomiast jest to po prostu normalność.uklad sloneczny pisze: ↑13.07.2025, 20:00Czyli po zgodach patrząc, to oni jednak bardziej w lewo są.Wawelkrakow pisze: ↑05.07.2025, 18:18Mogę też uchylić rąbka tajemnicy i napisać, że w nadchodzącym sezonie prawdopodobnie zostanie odnowiona zgoda z Genoą.
Obecnie środowisko we Włoszech solidaryzuje się z okradającymi swój klub kibicami z Mediolanu, Napoli jako pierwsze wyłamało się z tego cyrku. Odbyło się też losowanie fazy ligowej Ligi Mistrzów i już wiadomo, że wyczekiwani przez wszystkich kibice Eintrachtu nie będą mogli pojawić się pod Wezuwiuszem. Przyjedzie natomiast Chelsea, która po swojej pamiętnej klęsce z 2012 tym razem będzie już zapewne w towarzystwie odpowiedniej obstawy. Wśród ludzi utrzymujących kontakty z Feyenoordem jakieś zainteresowanie wzbudza wyjazd do Eindhoven, ale generalnie losowanie bez szału. Zostając jeszcze przy temacie europejskich pucharów, kilka osób z Neapolu było obecnych w Belgradzie na meczu z Lechem, więc jednym zdaniem - im więcej europejskich popisów w wykonaniu influencerów z Poznania czy Białegostoku, tym bardziej wszyscy doceniają Legię i jej postawę sprzed dziesięciu lat.
Jak zwykle- to co piszesz czyta się pasjonująco...Skoro wciąż tu zaglądasz, to pozwolę sobie dopytać o parę kwestii. Pierwsza dotyczy relacji z PSG. Młyn w Paryżu jest mocno kolorowy- w Neapolu nikomu to nie przeszkadza, czy są grupy/ludzie, którzy patrzą na tą zgodę z pewnym dystansem? Druga sprawa- czy mógłbyś jakoś rozwinąć kwestię odnowienia zgody z Genoą? Trzecia rzecz tyczy się Mediolanu i w związku z tym o jakim solidaryzowaniu się jest mowa? Mógłbyś coś więcej na ten temat? I ostatnia rzecz- chyba najbardziej mnie paląca- jesteś w stanie bardziej, niż jednym zdaniem opisać, jak w Belgradzie odebrano wizytę Lecha? Z tego co napisałeś, to domyślam się, że sesje fotograficzne Lechitów nie zostały zbyt optymistycznie ocenione zarówno tam, jak i w np. w Neapolu :) Może wiesz, jak oni widzą temat tych ,,odmów" i skąd w ogóle zrobiło się tam takie ciśnienie na Lecha, biorąc pod uwagę spokojny mecz w Poznaniu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości