fasci_nation pisze: ↑26.10.2018, 17:49
To bardzo cenna informacja (myślałem, że były to juz lata 90.). Bardzo bym sobie życzył (myślę, że nie tylko ja), żeby temat został podjęty przez starych wiarusów zróżnych stron. Na pewno będziwe sto razy ciekawszy niż to obecne obrzucanie się gównem.
Kibic123456 - widać, że masz pewną wiedzę. Gdzieś (chyba na starym forum Stali) trafiłem na opis megaawantury na rzeszowskim dworcu Resovia/Stal kontra Unia Tarnów. Z opisu wynikało, że był tam drugi Grunwald i to ostatecznie Unia wygrała. Tymczasem kiedy pytałem o to jednego z aktywnych już wtedy resoviaków, powiedział, że nic takiego nie miało miejsca. Kojarzysz coś?
Moze chodzi o ten mecz?
Zelmer Rzeszów – Unia Tarnów (22)
Sierpień 1988. Na mecz jedzie 22 kibiców UNII. Skład raczej mało zgrany – pięciu chuliganów, trochę nowych i młodzi. Jedziemy bez biletów, ale spokojnie. Na dworcu w Rzeszowie nikt się na nas nie ustawia, ani STAL ani RESOVIA. Z Dworca jedziemy na stadion autobusem. Przed kasami czekali na nas kibice RESOVII – około 30 i kilkanaście osób ze STALI. Kosa obowiązywała wszystkie fankluby, ale tym razem STAL trzymała się dziwnie blisko RESOVII. Wyglądało jakby mieli jakiś układ. RESOVIA miała wiekowo zdecydowanie lepszą paczkę od nas, jednak między nami a miejscowymi skończyło się na wyzwiskach i utarczkach słownych. Wygrażali się nam, że zobaczymy po meczu-my się z nich śmialiśmy, ale cały czas trzeba było uważać, żeby przy wchodzeniu kogoś nie skroili. Jakiś starszy gość z RESOVII obiecał mi, że po meczu będzie miał mój szalik. Miejscowi mieli przewagę i czuli się pewnie. Na stadionie siedzieliśmy na przeciw siebie. Miejscowych ciągle przybywało. Siadali w 10 i 5-osobowych grupkach, w różnych częściach stadionu. Kilka takich grupek siedziało za nami lub w pobliżu. Cały czas straszyli, że zobaczymy później – prawdopodobnie po meczu miała dojść dodatkowa ekipa miejscowych. Z piłkarzami przyjechało jeszcze 3 chuliganów UNII. W przerwie 20-osobowa grupa miejscowych podeszła pod nasz sektor. Nie bardzo pamiętam, ale chyba nie było w pobliżu milicji. Miejscowi nie zaatakowali-znów skończyło się na wyzwiskach. Okazało się, że na meczu są juniorzy UNII z trenerami. Mieli zamówiony autobus na PKP i po meczu zaproponowali nam podwiezienie. Kiedy wsiadaliśmy do autobusu, młody Płancia krzyknął do miejscowych, żeby przyjechali na dworzec-będziemy czekać. Kiedy wyjeżdżaliśmy, widzieliśmy około 200 miejscowych. Czekali na nas w parku przed stadionem. Przyjechała też milicja i szanse na bijatykę byłyby raczej marne. Na stacji nasi się rozeszli. Jedni poszli coś zjeść,inni kupowali coś do picia, reszta kręciła się po dworcu. Juniorzy czekali na pociąg stojąc na peronie. Po jakimś czasie (autobusami) zaczęli dojeżdżać miejscowi. RESOVIA+STAL – razem ponad 150 osób. Miejscowi mieli dużą przewagę, ale jakoś nie atakowali. Myśleliśmy, że wymiękają i nic z awantury nie będzie. Nasi ciągle w rozsypce-kręcili się po placu dworcowym. Po dłuższym czasie kiedy byliśmy pewni, że STAL i RESOVIA odpuści – Ktoś zawołał, że zaraz odjedzie pociąg do Tarnowa. Małą grupką ruszyliśmy do przejścia na perony. Kiedy byliśmy na schodach usłyszeliśmy głośny krzyk: AAAAAAaaaaa!!!!-RESOVIA ze STALĄ ruszyła na nas.
Zawróciliśmy i nastąpiło zderzenie z miejscowymi. RESOVIA i STAL mieli zdecydowaną przewagę – ponad 150 osób. Nas z przejścia wypadło 15 osób. Reszta naszych była gdzieś na dworcu. Samo starcie wyglądało najciekawiej ze wszystkich, w jakich uczestniczyłem. Miejscowi z tak dużą przewagą, byli pewni wygranej. Dzięki temu bijatyka trwała podad 5min. Na jednego naszego przypadało, co najmniej 5 miejscowych (reszta to raczej byli statyści). Naszych ciągle przybywało. Jak usłyszeli, że jest bijatyka, zaczęli wybiegać i nam pomagać. Fruwały kosze na śmieci, sprzęt z jednej i drugiej strony. Głównie kastety, łańcuchy. Ludzie uciekali w panice z placu dworcowego. Przewracały się stoliki handlarzy i rozbijały szyby w sklepikach. Wreszcie RESOVIA i STAL zaczęła uciekać na drugą stronę ulicy. Nie odpuszczaliśmy i goniliśmy ich do ulicy. Ci, co nie zdążyli uciec byli brutalnie potraktowani. Jednym z ostatnich uciekających był gość, który obiecał mi stratę szalika. Ten pechowo przewrócił się na środku ulicy. Nasi go dopadli, a kiedy dobiegłem nie było miejsca, żeby nawet buta wstawić. Ruch na ulicy wstrzymany. Później dowiedzieliśmy się, że gość był liderem miejscowych, „DZIADEK”-dostał najostrzej. Kiedy go zostawiliśmy ciągle leżał na ulicy. Milicja zdecydowała się pokazać dopiero po kilku minutach od zakończenia całej akcji (kiedy było bezpiecznie). Mogli to zrobić od razu -przy placu dworcowym był posterunek z którego przyglądali się całemu zajściu. Na szczęście nikt z naszych poważnie nie oberwał. Po miejscowych ślad nie został. Tak więc wsiedliśmy do pociągu i do domu! Całe wydarzenie obserwowali z peronów juniorzy JASKÓŁEK-mówili, że nigdy czegoś takiego nie widzieli, chociaż na turniejach w innych miastach widywali bijatyki.