
Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Moderatorzy: Zorientowany, LechiaCHWM
-
- Posty: 20
- Rejestracja: 14.10.2013, 12:59
Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Kto sie wybiera z Londynu i okolic ?
-
- Posty: 6
- Rejestracja: 21.07.2010, 00:36
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Ja lece, z Londynu do Warszawy i z Warszawy do Gruzji! Jest jeszcze opcja z przesiadką w Turcji!
-
- Posty: 29
- Rejestracja: 27.02.2007, 20:07
- Lokalizacja: Siemianowice Sl
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Leci ktos Turkish airlines z przesiadka w Stambule?
Cale Nasze Zycie To GKS KATOWICE
-
- Posty: 3
- Rejestracja: 14.10.2013, 00:13
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
lece 13.11 z Londynu przez Istambul do Tbilisi
wracam 15.11 z Tbilisi przez Katar
wracam 15.11 z Tbilisi przez Katar
-
- Posty: 63
- Rejestracja: 08.05.2007, 14:20
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Ja z Holamdii bym chetnie pojechal ale autem mam 3miejsca,ktos chetny zapraszam na priv.pozdrawiam
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 25.01.2013, 17:03
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Lecę z Polski 13-go, wracam 16-go,polećcie gdzie się zatrzymać. Jeśli ktoś też ma taki lub podobny plan to zapraszam na PW.
-
- Posty: 60
- Rejestracja: 13.08.2013, 20:54
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
nie widze tematu wyjazdu na forum
ktoś się jeszcze wybiera na ten wyjazd oprócz w/w?
ktoś się jeszcze wybiera na ten wyjazd oprócz w/w?
-
- Posty: 3
- Rejestracja: 14.10.2013, 00:13
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Zasada jest taka na mecze typu Gruzja Ukraina Moldawia itp leci ta sama ekipa ... znajome twarze :)
PS. Ale moze to i dobrze :)
PS. Ale moze to i dobrze :)
-
- Posty: 57
- Rejestracja: 03.06.2007, 02:41
- Lokalizacja: Droitwich
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Leci ktoś z UK przez Wilno lub Budapeszt do Kutaisi? Trochę późno wszystko organizuję ale dopiero teraz okazało się, że dostanę w tym czasie urlop.
Chudynfg a w Katarze jak długo czekasz na samolot do UK?
Chudynfg a w Katarze jak długo czekasz na samolot do UK?
-
- Posty: 3
- Rejestracja: 14.10.2013, 00:13
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
chyba cos kolo 8 godzin jestesmy w Katarze ... przez Budapeszt leci ekipa ze Szkocji
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 16.06.2013, 01:31
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
tak ja z Uk jade do Wilna i nastepnie lece do Gruzji
-
- Posty: 1
- Rejestracja: 03.11.2014, 19:01
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Potrzebuje transportu po MN z Warszawy do Wilna na lotnisko..Jak by sie ktos wybierał i mial 2/3 wolne miejsca to niech da cyne na pw..
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 02.06.2014, 11:27
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
sprzedam bilet na lot 11.11.2014 z Budapesztu do Kutaisi za 200 zł !
-
- Posty: 83
- Rejestracja: 01.10.2014, 15:43
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Doszło do tego, że na wyjazdy kadry jeździ ekipa Polonii, a nie Legii :)


-
- Posty: 83
- Rejestracja: 01.10.2014, 15:43
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
https://twitter.com/Polsport/status/533302320683970561Przykre, że polscy kibice obrażają się nawzajem po linii klubowej w takim miejscu, przed takim meczem. Nie będę cytował kto o kim :/
-
- Posty: 114
- Rejestracja: 24.10.2013, 19:55
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Właśnie został wygwizdany Polski hymn, gdzie są te wszystkie kozaki co pierdoliły coś o przyjaźni Polsko-Gruzinskiej? :)
-
- Posty: 176
- Rejestracja: 10.03.2012, 14:14
- Lokalizacja: Kraków
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Nie wiem nic o żadnej przyjaźni, ale ja słyszałem ledwie pojedyncze gwizdy, prawie wcale. Jaki huk może tam być było słychać przed ichniejszym hymnem, albo teraz jak nasi piłkarze mają piłkę.
U nas tradycyjne piro, szacunek dla wszystkich, którzy pojechali, brawo panowie!
U nas tradycyjne piro, szacunek dla wszystkich, którzy pojechali, brawo panowie!
-
- Posty: 73
- Rejestracja: 31.03.2012, 23:34
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Michał Pol
@Polsport
Przykre, że polscy kibice obrażają się nawzajem po linii klubowej w takim miejscu, przed takim meczem. Nie będę cytował kto o kim :/
@Polsport
Przykre, że polscy kibice obrażają się nawzajem po linii klubowej w takim miejscu, przed takim meczem. Nie będę cytował kto o kim :/
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 14.11.2014, 19:52
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
To ja napisze wprost !! Zarejestrowałem się bo gdzieś wcięło mi hasło z poprzedniego loga...
Jak to ku*** jest że mimo bojkotu kadry na wyjazdach pojawiają się coraz bardziej konkretne ekipy...i nie pierdolcie że jeżdżą piki bo nawet ten mecz pokazał że jest inaczej...Pojawia się piro,coraz bardziej konkretne oflagowanie i ewidentnie widać że tendencja na "powrót na kadrę" jest zwyżkowa..koło 70 min konkretne Ruskaaa kurwaaaa,Pzpn Pzpn j****...Może Janusze śpiewali co??
Sam byłem w Faro i poleciałem tylko po to by w końcu żona skorzystała choć trochę z tego kibicowskiego szlaku który prowadzę.Sezon urlopowy itd...Nieistotne,nie liczyłem na nic pomijając urlop ale byłem zaskoczony że mimo tego pojawiło się kilka kumatych ekip...
Kiedy ku*** wreszcie pojmiemy że ten j***** bojkot nie ma sensu!! Kiedy postanowimy pierdolić system "pzpn,wszystkie jebane media"
i wybrać się na konkretny wyjazd konkretną ekipą....Niemcy-Polska we wrześniu za rok.Idealna okazja !
Jak to ku*** jest że mimo bojkotu kadry na wyjazdach pojawiają się coraz bardziej konkretne ekipy...i nie pierdolcie że jeżdżą piki bo nawet ten mecz pokazał że jest inaczej...Pojawia się piro,coraz bardziej konkretne oflagowanie i ewidentnie widać że tendencja na "powrót na kadrę" jest zwyżkowa..koło 70 min konkretne Ruskaaa kurwaaaa,Pzpn Pzpn j****...Może Janusze śpiewali co??
Sam byłem w Faro i poleciałem tylko po to by w końcu żona skorzystała choć trochę z tego kibicowskiego szlaku który prowadzę.Sezon urlopowy itd...Nieistotne,nie liczyłem na nic pomijając urlop ale byłem zaskoczony że mimo tego pojawiło się kilka kumatych ekip...
Kiedy ku*** wreszcie pojmiemy że ten j***** bojkot nie ma sensu!! Kiedy postanowimy pierdolić system "pzpn,wszystkie jebane media"
i wybrać się na konkretny wyjazd konkretną ekipą....Niemcy-Polska we wrześniu za rok.Idealna okazja !
-
- Posty: 477
- Rejestracja: 07.12.2011, 20:11
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
bojkot jest na meczach u siebie, na wyjazdach jest normalnie im większe pierdolnięcie tym lepiej.
-
- Posty: 855
- Rejestracja: 11.01.2009, 23:35
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Nie ma żadnego bojkotu u siebie, po prostu nikt nie bedzie chodził na Olisadebe, Pereiro i innych ( takie tłumaczenia czytam co mecz ) :) Tak naprawde, żeby sie spiąc to bez problemu połowa stadionu na reprezentacji mogłaby być zajęta przez kumate osoby, bo bilety wcale nie schodzą jakos w pierwszych dniach ( wyjątkiem moze są Niemcy i inne Anglie ), a juz przy sektorze gosci gdzie moim zdaniem jest najlepsza atmosferka ( przynajmniej w meczach gdzie przyjezdzją goscie jak Szkocja ) schodzą na samym koncu. Na Niemcy niestety mozemy sie spodziewac nawałnicy pikolstwa jak to była na Wembley
-
- Posty: 78
- Rejestracja: 09.11.2014, 19:58
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
kto i kiedy wprowadził jakiś bojkot? :) Czy Górnik albo Elanowcy których flagi wiszą na każdym meczu reprezentacji, czy to u siebie, czy to na wyjazdach, są łamistrajkami? Ci co gadają o jakiś bojkotach są śmieszni
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 14.11.2014, 19:52
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
ku*** to właśnie o tym piszę...Dzisiaj słowo "BOJKOT" ma magiczną moc...Pierdolić system !! Pora zmobilizować konkretne ekipy na kadrę !!
-
- Posty: 50
- Rejestracja: 16.07.2010, 15:06
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Jakie liczby poszczegolnych ekip na tym meczu ?
-
- Posty: 162
- Rejestracja: 05.01.2013, 20:16
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Prosto z Polski pisze:Jakie liczby poszczegolnych ekip na tym meczu ?
Już wszystkie ekipy wróciły i zaraz siadają do komputera i Cię powiadomią.
-
- Posty: 24
- Rejestracja: 23.11.2013, 14:50
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Bojkot ? haha jaki bojkot ? pierwsze słysze ,nadal jakis ktos wypisuje bzdury o bojkocie którego nigdy nie było. Czasy sie zmieniaja i wyglada to jak wygląda na meczach u siebie a szkoda bo brakuje tego klimatu i dopingu z prawdziwego zdarzenia.
-
- Posty: 167
- Rejestracja: 18.04.2011, 23:26
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Ci co byli to byli i na pewno są zadowoleni.
Szacun dla ekip z piro.
A teraz w Tibilisi trwa zabawa
Szacun dla ekip z piro.
A teraz w Tibilisi trwa zabawa
-
- Posty: 24
- Rejestracja: 27.11.2012, 12:54
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
tak jak kolega wyzej napisał :)
-
- Posty: 25
- Rejestracja: 05.11.2014, 09:55
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Wy jestescie pojebani ?
NIE MA ZADNEGO BOJKOTU.
Cos w rodzaju bojkotu obejmuje tylko mecze U SIEBIE, wyjazdy zaliczamy normalnie.Kiedy sobie to wbijecie do bani ?
NIE MA ZADNEGO BOJKOTU.
Cos w rodzaju bojkotu obejmuje tylko mecze U SIEBIE, wyjazdy zaliczamy normalnie.Kiedy sobie to wbijecie do bani ?
-
- Posty: 442
- Rejestracja: 10.01.2013, 00:47
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Zdecydujmy się...albo walimy na mecze u siebie doping flagi i jeździmy na wyjazdy albo kładziemy lachę a wszystko.
-
- Posty: 771
- Rejestracja: 30.05.2014, 20:31
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
jest jakaś inna galeria z meczu oprócz tej na k.net?
-
- Posty: 937
- Rejestracja: 26.02.2007, 19:45
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Gruzja - POLSKA: Piątek, 14 listopada
Na tym wyjeździe obecnych 17 Stomilowców. Wywieszone zostały dwie nasze flagi, "Stomil Olsztyn" oraz "Szczytno".

Na tym wyjeździe obecnych 17 Stomilowców. Wywieszone zostały dwie nasze flagi, "Stomil Olsztyn" oraz "Szczytno".

-
- Posty: 250
- Rejestracja: 12.09.2012, 14:18
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
obejrzałem sobie powtorke na spokojnie i rzucilo mi sie w oczy jedno - żaden strzelec bramki nie podbiegl pod nasz sektor tylko wszyscy w drugą strone, pytanie do osób ktore były na meczu - podeszli chociaż pilkarze po meczu żeby podziekowac za doping?
-
- Posty: 2547
- Rejestracja: 07.05.2011, 22:19
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Vin Diesel po meczu podziękowali Nam za doping.
i sztuczną mgłę :-)
i sztuczną mgłę :-)
-
- Posty: 98
- Rejestracja: 02.03.2007, 10:56
- Lokalizacja: Ostrowiec Świętokrzyski
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Dziś rano wrociłem do Polski. W samolocie jeszcze pojedyńczy kibice widoczni, którzy zostali w Gruzji....
Dzięki dla ekipy z R... za dobry wyjazd... Do zoba na następnym wyjeździe Kadry. W Tbilisi nie było źle. Na hymnie przed meczem psy głupieja o race potem juz nie zwracaja nawet uwagi.
Szacun dla tych co byli. Do następnego.
Dzięki dla ekipy z R... za dobry wyjazd... Do zoba na następnym wyjeździe Kadry. W Tbilisi nie było źle. Na hymnie przed meczem psy głupieja o race potem juz nie zwracaja nawet uwagi.
Szacun dla tych co byli. Do następnego.
Nigdy Się Nie Poddawaj !!!
-
- Posty: 47
- Rejestracja: 17.09.2009, 15:49
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Górnik Zabrze- 16 osób
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 26.02.2007, 18:38
- Lokalizacja: Toruń
-
- Posty: 109
- Rejestracja: 05.04.2007, 09:50
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Taka „króciutka” relacja z wyjazdu na Gruzja-Polska
Dzień Pierwszy – środa/czwartek czyli LOT
Może i trochę (ale nie dużo) przepłaciliśmy za lot Warszawa-Tbilisi, ale przynajmniej mieliśmy darmową dowózkę na Okęcie (dzięki L. i O.) i spokojny transport do hotelu. Wiadomo że inne opcje były tańsze (Wilna, Budapeszty, Katary, Kutaisy), ale co narodowe linie lotnicze to narodowe.
Na lotnisku widoczne już pierwsze ekipy, ale prawdziwą furorę w samolocie robi Kasia Pakosińska z Kabaretu Moralnego Niepokoju – to taki sygnał że cały wyjazd to będzie jeden wielki kabaret (no może poza tym razem nadzwyczaj normalnym wynikiem piłkarskim).
Co robimy przed lotem i w trakcie – na to pytanie może być tylko jedna odpowiedź analogiczna do odpowiedzi na pytania przysyłane esemesami „jak tam? co robicie?” – odpowiedź brzmi „pijemy”. Cudem na pokładzie i lotnisku nie dochodzi do żadnych incydentów – nie to co w Budapeszcie (pozdrowienia dla ekipy Jastrzębia) i w Tbilisi (pozdrowienia dla deportowanego dyplomaty) – i jakoś szczęśliwie lądujemy na lotnisku w stolicy Gruzji.
Na lotnisku zakręcamy się wokół KP = fotki, autografy, pytania po co lata do Gruzji, w efekcie wychodzimy na końcu. Bierzemy do taxi jeszcze jakąś zaplątaną dziewczynę niekibolkę, która chce w środku nocy szukać autobusu i jedziemy do centrum. No i się zaczynają akcje z taksówkarzami – gościu z lotniska nie wie jak dojechać do hostelu w centrum. Jakimś cudem dowozimy laskę i sami też docieramy do hotelu – dzięki Opatrzności mamy w charakterystycznym miejscu i przynajmniej nasz adres nie budzi szoku u taksówkarzy. Później się dopiero dowiadujemy że popularnym stwierdzeniem w Gruzji jest że lepiej mieć córkę dziwkę niż syna taksówkarza.
W hotelu mimo wczesnej pory widoczne odpowiednie ekipy, dwójka wraca z miejscowymi „dziewczynkami” i lekko straszy ją mój tekst że hotel nieczynny. Oczywiście oświadczam im że przyjechałem tutaj nie na mecz tylko na d***, ale że oni przyjechali na mecz a zabrali się chwilowo za d*** to jakoś nie rozumieją sarkazmu.
Dostajemy pokój przy samej recepcji, co ma swoje konsekwencje w kolejne noce i udajemy się mocno ulalani – co będzie już świecką tradycją podczas tego wyjazdu – na kilka godzin snu.
Dzień Drugi – rekonesans po Tbilisi
Pewnie biorąc pod uwagę ilość promili z Okęcia i samolotu, cały dzień byśmy przespali ale hałas kibolski i esemesy „gdzie jesteście?” skutecznie nas wyrwały ze sporym stężeniem promili we krwi. Co zrobić? Idę kolejno: po piwo, do kantoru, po kebaba, po drugie piwo. No dobra, najedzeni i nawaleni mamy trochę siły na rekonesans tbilijski.
Okazuje się że mieszkamy na głównym dworcu kolejowym otoczonym przez megasyfski bazar. Próbujemy się jakoś przebić przez ten brud i hałas wzmacniany klaksonami samochodów.
Jak już większość wie, w takich krajach obowiązuje zupełna samowolka, pieszy nie ma pierwszeństwa, ale i tak przełazi tam gdzie sobie chce, nie obowiązują żadne przejścia dla pieszych, światła też nie specjalnie – obowiązkowe jest tylko trąbienie. Chociaż trzeba im przyznać że z sygnalizacją świetlną mają udane rozwiązanie – na każdym sygnalizatorze jest odliczanie ile jeszcze dane światło się będzie świeciło - i jest to system nie tylko w stolicy, ale i w najmniejszym miasteczku gdzie jest sygnalizacja świetlna.
Powoli tracąc nadzieję na wyjście z tego syfu i odnalezienie knajpy z kawą i alkoholem naszym oczom ukazuje się zarys budowli natychmiastowo bezbłędnie rozpoznanej jako stadion. Czyli blisko na stadion – nie jest źle. Przed stadionem zresztą kończy się strefa powszechnego handlowania, a nawet lokalizujemy knajpę, w której jak się okazuje będziemy dogorywać do końca dnia.
Stadion jak stadion – z zewnątrz syfny, ale wewnątrz w miarę przyzwoity. Oczywiście swobodnie sobie wchodzimy na trybunę i można połazić wszędzie gdzie się chce – jeszcze jesteśmy na tyle niepijani że nie wszędzie nam się chce. Strzelamy parę fotek i ruszamy do knajpy.
Wystrój knajpy – jak dla mnie bajka – wczesny Gierek, a może nawet późny Gomułka w zabitej dechami polskiej miejscowości. Nie kumamy menu, nie dogadujemy się nawet po rusku, więc zamawiamy losowo jakieś dania, plus wódeczkę i piwo na rozruch.
Najpierw nam podają jakąś misę zupy na trawie z mięsem czym już się w sumie najadamy, mija trochę czasu i wjeżdża ich danie narodowe – pierogi z rosołem i mięsem w środku – tyle że porcja 10 szokuje bo każdy pieróg słusznych rozmiarów. Szkoda nam trochę marnacji, bo po drugim już jestem megasyty, mimo pobudzania apetytu wódeczką. Już zupełnie nam opadają ręce jak nam jeszcze wjeżdża na stół placek z serem na pół stołu – tyle to nie zjemy do końca wyjazdu. Okazję wykorzystują cygańskie dzieciaki, które dostają od nas kilka pierogów i tą słoną pizze.
Zaletą knajpy jest też dobre wi-fi: przy wódeczce, dymie papierosowym, brudnym kiblu obejrzeć mecz NBA – tego jeszcze nie przeżyłem. Z biesiadowania wyrywa nasz esemes od ekipy VS że są na stadionie. Ruszam ich odnaleźć – miła niespodzianka bo akurat jak się zbliżam do stadionu grają próbę Mazurka Dąbrowskiego. Witam się z ekipą VS na tyle specyficzną że jest tam więcej kobiet niż chłopów – obczajamy do końca stadion – który już zaczyna być pilnowany i częściowo zamykany dla „zwiedzających” i wracamy do knajpy. Tam zaczynamy biesiadowanie w większym gronie, czyli kolejna flaszeczka, VS testuje specjały gruzińskie, integracja z sąsiednim stolikiem dzięki czemu odkrywamy gruzińskie wino i nawiązujemy międzynarodowe przyjaźnie, głośne śpiewy – tak nam mija ten powitalny dzień w Tbilisi. Co ciekawe ta półdzienna biesiada kosztuje nas tyle co obiad bez alkoholu w przeciętnej warszawskiej knajpie – więc jest dobrze.
Dobrze nabombieni przypominamy sobie o treningu naszych piłkarzyków – wracając na stadion. Niestety okazuje się że trening przeszedł nam koło nosa, ale i tak wbijamy się na stadion, a ja nawet na murawę. Czaruję jedną z bramek dzięki czemu dzień później piłka do niej ani razu nie wpada (to dlatego nasze orły dopiero w drugiej połowie cos strzeliły). Trochę głośnych śpiewów i zmywamy się na odpoczynek, bo plan na kolejny dzień mamy obfity. Pod hotelem jeszcze dogaduje się z taksiarzem na poranną wycieczkę i mimo hałasu w naszym hotelu uderzamy w kimę.
Dzień Trzeci – Kazbegi i meczyk
W dniu meczowym wybieramy się na wycieczkę pod górę Kazbek – VS pożyczonym samochodem, my taksą. Niezbyt dobry pomysł dzień po imprezie – co prawda tylko 150km ale kręte drogi dają się we znaki zmęczonym żołądkom. Nasz taksiarz od początku marudzi że się tam nie da wjechać, dowozi nas na granicę ruską (tam śpiewamy odpowiednia piosenkę) i twierdzi że pod górę nie da się podjechać (jak się później okazuje jego auto by nie dało rady). Miejscowi taksówkarze próbują nas naciągnąć, ale czekamy na ekipę VS która ma terenowe auto i się nie pierdoli z takimi przeciwnościami losu. Zabierają nas do siebie – co prawda jedna osoba kilkukilometrowy odcinek musi przeżyć w bagażniku – ale jakoś dajemy radę. Droga na górę to co prawda tylko 5km, ale naprawdę tylko napęd na 4 koła nas ratuje. Podjeżdżamy pod klasztor skąd rozciąga się piękny widok na zaśnieżony pięciotysięcznik. Tam oczywiście spotykamy Polaków, zwiedzamy klasztor, robimy sobie fotki – rezygnujemy oczywiście z alpinistycznej wyprawy. Wracamy równie emocjonująco na dół i uzgadniamy że taksiarz pokaże nam dobrą knajpę przed samym Tbilisi – w efekcie czego mamy półdzienną głodówkę i prohibicję. Taksiarz pokazuje nam jeszcze pierwszą stolicę Gruzji i tam wreszcie lądujemy w knajpie. Szybki tradycyjny gruziński i obiadek i powrót do stolicy. Na miejscu jeszcze twarde negocjacje cenowe z taksówkarzem – liczą sobie i oszukują, ale wiadomo lepiej mieć córkę w burdelu …..
Trochę oddechu w hotelu i ruszamy pod stadion. Tam nawet widoczne miejscowe ekipy Dynamo, ale raczej panuje atmosfera przyjazna. Pod wejściem kisimy się półtorej godziny i w końcu nas wpuszczają na stadion. Tam kretyńsko zamiast iść na swój sektor wbijamy się na górę (co ciekawe bez żadnej kontroli, ja nawet biletu nie wyciągałem) i rozwieszamy flagi na pół stadionu. Dobrze to wygląda tylko że nie wiem jak byśmy tych flag pilnowali podczas meczu na gruzińskich sektorach. Miejscowi orientują się że tak nie może być i zaczyna się awantura o zdejmowanie flag. W efekcie tylko sprytniejsi, znaczy mądrzejsi, którzy wywiesili na przeznaczonym dla nas sektorze flagi mogą je reprezentować, reszta ląduje na krzesełkach albo zostaje w plecakach. Dodatkowo nie wszyscy dobrowolnie przyzwalają na odwiązywanie ich flag i zaczynają się małe sprzeczki z ochroną/policją. W efekcie jest trochę ganiania i zamieszania na sektorze, ale miejscowi chyba słusznie dochodzą do wniosku że lepiej nie dolewać oliwy do ognia.
Sam meczyk to raczej żenada z naszej strony – doping beznadzieja, jakieś drobne scysje, trochę piro – ogólnie najnudniejsze 2 godziny z całego wyjazdu. Piłkarzyki coś tam strzelają więc niektórzy są zadowoleni. Nas bardziej zajmuje pomysł wyniesienia krzesełka po meczu. Piłkarzyki dziękują nam za doping (jak w Mołdawii był to nie dziękowali).
Słówka o miejscowych – mają swój sektor kibolski, prezentują tam jakieś hasła, ale ogólnie na stadionie jest tumult, krzyki i gwizdy – trudno to nazwać dopingiem. Gwiżdżą i na hymnach i jak im śpiewamy o ruskiej prostytutce, gwiżdżą nawet jak ich drużyna atakuje – także trudno wyczuć czy coś im się podoba czy są wkurwieni.
Po meczu trochę zamieszania, bo nie udaje się ekipie Sknerusów wynieść krzesełka, odpuszczamy, wbijamy się w taksówki (tam nie ma problemu z taksą nawet jak 25 tysięcy ludzi wychodzi z meczu – niech sobie ktoś spróbuje zamówić taksówkę po meczu na Narodowy) i jedziemy do hotelu. Tam walimy wygraną przeze mnie w dziecinnie prostym zakładzie flaszkę, później jeszcze jedną ale wydaje się mknieniem czas który nam to zajmuje. Wydarzeniem dla potomności będzie sesja zdjęciowa naszej ekipy – efektem jest zdjęcie które wygra najprawdopodobniej wszystkie sportowe konkursy fotograficznie roku – tak godnie jak my to nie prezentuje się nawet reprezentacja Australii w rugby.
Po „domówce” ruszamy na miasto – do knajpy o swojskiej nazwie „Warszawa”. Docieramy oczywiście z przygodami, bo taksówkarze nie znają knajpy, która jest 20 metrów od ich najważniejszego placu (tego na którym kiedyś Gruzinów ratował nasz Prezydent). „Warszawa” to knajpa w stylu przekąski-zakąski – dobra pomysł ktoś miał. W Warszawie oczywiście balanga na całego – nawet celebryci: Borek i Hajto. Walimy kilka luf i ruszamy do bardziej spokojnego wyszynku. Tam „7” zamawia wszystkim piwo – bez uzgodnień – jak mieszać to mieszać – i szamamy gruzińskie żarcie. Oczywiście nie wszyscy wytrzymują tempo – D. ucieka do hotelu, a „7” wali kimę na stole. Pada pomysł co by zrobić sobie niewinny żart – o dziwo kelnerzy przystają na naszą propozycję. Płacimy rachunek i cichutko wychodzimy z knajpy za drzwi obserwując przebieg wypadków. Kelner preparuje rachunek na 1000GEL (2 tysiące zł) i rusza budzić „7”. Uruchamiamy wszystkie sprzęty nagrywające i umieramy ze śmiechu. Ale „7” dobudzić ciężko – ma już swoje promile w organizmie. Żart udaje się więc tylko częściowo, ale i tak mamy największą bekę wyjazdową.
Ostatecznie ładujemy nieprzytomną „7” do taksy i wracamy do hoteli udając się na zasłużony odpoczynek.
Dzień Czwarty – Czacza
Może i byśmy pospali ale spanikowana po nocnych imprezach obsługa hotelu łazi o 12 i budzi wszystkich żeby się wymeldować – nie bierze pod uwagę że niektórzy mają jeszcze dwie noce opłacone. Jak już nas obudzili to dzień przeznaczamy na Tbilisi. Ja skupiam się spożywaniu miejscowej wódki o nazwie czacza – dobry specjał i daje w hebel. Uskuteczniamy zwiedzanie – zaczynając rzecz jasna od dużo mniej obleganej – niż poprzedniej nocy – „Warszawy” – kilka luf i od razu lepiej.
W centrum Tbilisi jakieś polityczne wiece, pewnie PSL przed wyborami samorządowymi w Polsce (co tłumaczy ich sukces), bierzemy więc taksę i ruszamy na wieżę widokową z restauracją, która góruje nas miastem. Jazda tą taksą też przejdzie do historii ruchu kibolskiego w Polsce – filmik został nagrany, gościu jechał uliczkami o szerokości samochodu – niektóre na początku się wydawały na węższe – i jeszcze napotkał na przeszkodę w postaci zamkniętej – sklął bo nie było na kogo trąbić i jakoś nawracał. Na wieży – taki tbilijski Disneyland dla dzieci, pewnie w lecie jest tam dobra zabawa dla maluchów – spotykamy zmarnowaną ekipę VS (dzięki za szal) i parę ekip w knajpie. Ogólnie z góry piękny widok – szczególnie po zmroku – na miasto z którego wybija się rozmiarami Kościół Świętej Trójcy – co nam wskazuje konieczność odwiedzenia tego miejsca.
Mój plan picia tylko czaczy idzie w pizdu bo ekipa z Dublina daje znać że jest flaszka do wypicia przed ich nocnym odlotem. Zjeżdżamy więc z wieży kolejką i po przygodach z taksówkarzami docieramy na kwadrat na flaszeczkę, którą spożywamy przy sympatycznych rozmowach o sporcie, polityce, życiu i podróżach. Wracamy nawaleni do hotelu i organizujemy sobie wycieczkę na kolejny dzień.
Dzień Piąty – Vardzia i wybory
Ruszamy na całodzienną wycieczkę z nowym przewodnikiem – ten klasa sama w sobie: trzy języki biegle, malarz, entuzjasta Gruzji, nawija nam całą drogę. Docieramy najpierw do kompleksu religijnego z muzeum etnograficzno-archeologicznym, a potem do słynnego miasta w skale na kilka tysięcy ludzi. Męczące, ale owocne w przeżycia i zdjęcia zwiedzanie wieńczymy obiadkiem w drodze powrotnej i setami czaczy.
Do stolicy wracamy zmęczeni jak Robert Lewandowski w 18 minucie meczu z Gibraltarem blisko północy, jeszcze małe spojrzenie na samorządową elekcję w Polsce, kilka piwek, bo czaczy w hotelu nie mają i ostatnia noc w hotelu.
Dzień Szósty – Sameba
Jak ktoś doczytał tutaj do szacun, bo to pewnie jeden z najdłuższych postów w historii tego forum. Wymeldujemy się w południe z hotelu i ruszamy na deszczowe zwiedzanie Tbilisi. Przy okazji odkrywamy alternatywę do taksówek czyli taniutkie metro które w dodatku wie gdzie jechać. Ruszamy do Soboru Trójcy Świętej – gigantycznej budowli sakralnej. Wokół syf i walące się ruiny, a za płotem złoto i diamenty. Co ciekawe to budowla sprzed 10 lat – naprawdę robi wrażenie. Potem dla odmiany szwendamy się po gorszym obliczu stolicy – domy bez ścian, ogólny syf, brud i ubóstwo – w Polsce nawet w najbiedniejszych miastach na obrzeżach 30 lat temu nie dało się czegoś takiego doświadczyć. Ruszamy jeszcze kolejką na górę z pomnikiem Matki Gruzji, obok zamek i w dół kolejką. Podczas powrotu w dół mamy awarię jak nasza gondola akurat zawisa w najwyższym punkcie, trochę strachu, ale jakoś na rezerwowym zasilaniu docieramy na dół.
Żeby pożegnać Tbilisi ruszamy do „Warszawy” i knajpy gdzie „7” miał płacić 2tys. zł. Na lotnisku docieramy taksą – gościowi co prawda świecą się czerwone kontrolki – ja w takich przypadkach nie jadę, ale jemu nie przeszkadza.
Na lotnisku ostatnie ekipy kibolskie, siedzimy kilka godzin i szczęśliwie wylatujemy z Gruzji. Na Okęciu miła niespodzianka w postaci oczekującego, mimo rannej pory, na nas L. z karteczką „Hutnik Hool’s”. Warszawskie korki i we własnym łóżku kilka godzin snu przed wyprawą do Wrocławia na Szwajcarię.
Kolejny wyjazd zagraniczny zaliczony, po Faro i Tbilisi jakoś zwyczajnie będzie w przyszłym roku pojechać do Dublina, Frankfurtu i Glasgow.
I tak – szanowne kibice.net. - wyglądają (mniej więcej) wyjazdy na kadrę, a nie jakieś rozkminki o bojkotach, piłkarzykach i innych pierdołach …
Dzień Pierwszy – środa/czwartek czyli LOT
Może i trochę (ale nie dużo) przepłaciliśmy za lot Warszawa-Tbilisi, ale przynajmniej mieliśmy darmową dowózkę na Okęcie (dzięki L. i O.) i spokojny transport do hotelu. Wiadomo że inne opcje były tańsze (Wilna, Budapeszty, Katary, Kutaisy), ale co narodowe linie lotnicze to narodowe.
Na lotnisku widoczne już pierwsze ekipy, ale prawdziwą furorę w samolocie robi Kasia Pakosińska z Kabaretu Moralnego Niepokoju – to taki sygnał że cały wyjazd to będzie jeden wielki kabaret (no może poza tym razem nadzwyczaj normalnym wynikiem piłkarskim).
Co robimy przed lotem i w trakcie – na to pytanie może być tylko jedna odpowiedź analogiczna do odpowiedzi na pytania przysyłane esemesami „jak tam? co robicie?” – odpowiedź brzmi „pijemy”. Cudem na pokładzie i lotnisku nie dochodzi do żadnych incydentów – nie to co w Budapeszcie (pozdrowienia dla ekipy Jastrzębia) i w Tbilisi (pozdrowienia dla deportowanego dyplomaty) – i jakoś szczęśliwie lądujemy na lotnisku w stolicy Gruzji.
Na lotnisku zakręcamy się wokół KP = fotki, autografy, pytania po co lata do Gruzji, w efekcie wychodzimy na końcu. Bierzemy do taxi jeszcze jakąś zaplątaną dziewczynę niekibolkę, która chce w środku nocy szukać autobusu i jedziemy do centrum. No i się zaczynają akcje z taksówkarzami – gościu z lotniska nie wie jak dojechać do hostelu w centrum. Jakimś cudem dowozimy laskę i sami też docieramy do hotelu – dzięki Opatrzności mamy w charakterystycznym miejscu i przynajmniej nasz adres nie budzi szoku u taksówkarzy. Później się dopiero dowiadujemy że popularnym stwierdzeniem w Gruzji jest że lepiej mieć córkę dziwkę niż syna taksówkarza.
W hotelu mimo wczesnej pory widoczne odpowiednie ekipy, dwójka wraca z miejscowymi „dziewczynkami” i lekko straszy ją mój tekst że hotel nieczynny. Oczywiście oświadczam im że przyjechałem tutaj nie na mecz tylko na d***, ale że oni przyjechali na mecz a zabrali się chwilowo za d*** to jakoś nie rozumieją sarkazmu.
Dostajemy pokój przy samej recepcji, co ma swoje konsekwencje w kolejne noce i udajemy się mocno ulalani – co będzie już świecką tradycją podczas tego wyjazdu – na kilka godzin snu.
Dzień Drugi – rekonesans po Tbilisi
Pewnie biorąc pod uwagę ilość promili z Okęcia i samolotu, cały dzień byśmy przespali ale hałas kibolski i esemesy „gdzie jesteście?” skutecznie nas wyrwały ze sporym stężeniem promili we krwi. Co zrobić? Idę kolejno: po piwo, do kantoru, po kebaba, po drugie piwo. No dobra, najedzeni i nawaleni mamy trochę siły na rekonesans tbilijski.
Okazuje się że mieszkamy na głównym dworcu kolejowym otoczonym przez megasyfski bazar. Próbujemy się jakoś przebić przez ten brud i hałas wzmacniany klaksonami samochodów.
Jak już większość wie, w takich krajach obowiązuje zupełna samowolka, pieszy nie ma pierwszeństwa, ale i tak przełazi tam gdzie sobie chce, nie obowiązują żadne przejścia dla pieszych, światła też nie specjalnie – obowiązkowe jest tylko trąbienie. Chociaż trzeba im przyznać że z sygnalizacją świetlną mają udane rozwiązanie – na każdym sygnalizatorze jest odliczanie ile jeszcze dane światło się będzie świeciło - i jest to system nie tylko w stolicy, ale i w najmniejszym miasteczku gdzie jest sygnalizacja świetlna.
Powoli tracąc nadzieję na wyjście z tego syfu i odnalezienie knajpy z kawą i alkoholem naszym oczom ukazuje się zarys budowli natychmiastowo bezbłędnie rozpoznanej jako stadion. Czyli blisko na stadion – nie jest źle. Przed stadionem zresztą kończy się strefa powszechnego handlowania, a nawet lokalizujemy knajpę, w której jak się okazuje będziemy dogorywać do końca dnia.
Stadion jak stadion – z zewnątrz syfny, ale wewnątrz w miarę przyzwoity. Oczywiście swobodnie sobie wchodzimy na trybunę i można połazić wszędzie gdzie się chce – jeszcze jesteśmy na tyle niepijani że nie wszędzie nam się chce. Strzelamy parę fotek i ruszamy do knajpy.
Wystrój knajpy – jak dla mnie bajka – wczesny Gierek, a może nawet późny Gomułka w zabitej dechami polskiej miejscowości. Nie kumamy menu, nie dogadujemy się nawet po rusku, więc zamawiamy losowo jakieś dania, plus wódeczkę i piwo na rozruch.
Najpierw nam podają jakąś misę zupy na trawie z mięsem czym już się w sumie najadamy, mija trochę czasu i wjeżdża ich danie narodowe – pierogi z rosołem i mięsem w środku – tyle że porcja 10 szokuje bo każdy pieróg słusznych rozmiarów. Szkoda nam trochę marnacji, bo po drugim już jestem megasyty, mimo pobudzania apetytu wódeczką. Już zupełnie nam opadają ręce jak nam jeszcze wjeżdża na stół placek z serem na pół stołu – tyle to nie zjemy do końca wyjazdu. Okazję wykorzystują cygańskie dzieciaki, które dostają od nas kilka pierogów i tą słoną pizze.
Zaletą knajpy jest też dobre wi-fi: przy wódeczce, dymie papierosowym, brudnym kiblu obejrzeć mecz NBA – tego jeszcze nie przeżyłem. Z biesiadowania wyrywa nasz esemes od ekipy VS że są na stadionie. Ruszam ich odnaleźć – miła niespodzianka bo akurat jak się zbliżam do stadionu grają próbę Mazurka Dąbrowskiego. Witam się z ekipą VS na tyle specyficzną że jest tam więcej kobiet niż chłopów – obczajamy do końca stadion – który już zaczyna być pilnowany i częściowo zamykany dla „zwiedzających” i wracamy do knajpy. Tam zaczynamy biesiadowanie w większym gronie, czyli kolejna flaszeczka, VS testuje specjały gruzińskie, integracja z sąsiednim stolikiem dzięki czemu odkrywamy gruzińskie wino i nawiązujemy międzynarodowe przyjaźnie, głośne śpiewy – tak nam mija ten powitalny dzień w Tbilisi. Co ciekawe ta półdzienna biesiada kosztuje nas tyle co obiad bez alkoholu w przeciętnej warszawskiej knajpie – więc jest dobrze.
Dobrze nabombieni przypominamy sobie o treningu naszych piłkarzyków – wracając na stadion. Niestety okazuje się że trening przeszedł nam koło nosa, ale i tak wbijamy się na stadion, a ja nawet na murawę. Czaruję jedną z bramek dzięki czemu dzień później piłka do niej ani razu nie wpada (to dlatego nasze orły dopiero w drugiej połowie cos strzeliły). Trochę głośnych śpiewów i zmywamy się na odpoczynek, bo plan na kolejny dzień mamy obfity. Pod hotelem jeszcze dogaduje się z taksiarzem na poranną wycieczkę i mimo hałasu w naszym hotelu uderzamy w kimę.
Dzień Trzeci – Kazbegi i meczyk
W dniu meczowym wybieramy się na wycieczkę pod górę Kazbek – VS pożyczonym samochodem, my taksą. Niezbyt dobry pomysł dzień po imprezie – co prawda tylko 150km ale kręte drogi dają się we znaki zmęczonym żołądkom. Nasz taksiarz od początku marudzi że się tam nie da wjechać, dowozi nas na granicę ruską (tam śpiewamy odpowiednia piosenkę) i twierdzi że pod górę nie da się podjechać (jak się później okazuje jego auto by nie dało rady). Miejscowi taksówkarze próbują nas naciągnąć, ale czekamy na ekipę VS która ma terenowe auto i się nie pierdoli z takimi przeciwnościami losu. Zabierają nas do siebie – co prawda jedna osoba kilkukilometrowy odcinek musi przeżyć w bagażniku – ale jakoś dajemy radę. Droga na górę to co prawda tylko 5km, ale naprawdę tylko napęd na 4 koła nas ratuje. Podjeżdżamy pod klasztor skąd rozciąga się piękny widok na zaśnieżony pięciotysięcznik. Tam oczywiście spotykamy Polaków, zwiedzamy klasztor, robimy sobie fotki – rezygnujemy oczywiście z alpinistycznej wyprawy. Wracamy równie emocjonująco na dół i uzgadniamy że taksiarz pokaże nam dobrą knajpę przed samym Tbilisi – w efekcie czego mamy półdzienną głodówkę i prohibicję. Taksiarz pokazuje nam jeszcze pierwszą stolicę Gruzji i tam wreszcie lądujemy w knajpie. Szybki tradycyjny gruziński i obiadek i powrót do stolicy. Na miejscu jeszcze twarde negocjacje cenowe z taksówkarzem – liczą sobie i oszukują, ale wiadomo lepiej mieć córkę w burdelu …..
Trochę oddechu w hotelu i ruszamy pod stadion. Tam nawet widoczne miejscowe ekipy Dynamo, ale raczej panuje atmosfera przyjazna. Pod wejściem kisimy się półtorej godziny i w końcu nas wpuszczają na stadion. Tam kretyńsko zamiast iść na swój sektor wbijamy się na górę (co ciekawe bez żadnej kontroli, ja nawet biletu nie wyciągałem) i rozwieszamy flagi na pół stadionu. Dobrze to wygląda tylko że nie wiem jak byśmy tych flag pilnowali podczas meczu na gruzińskich sektorach. Miejscowi orientują się że tak nie może być i zaczyna się awantura o zdejmowanie flag. W efekcie tylko sprytniejsi, znaczy mądrzejsi, którzy wywiesili na przeznaczonym dla nas sektorze flagi mogą je reprezentować, reszta ląduje na krzesełkach albo zostaje w plecakach. Dodatkowo nie wszyscy dobrowolnie przyzwalają na odwiązywanie ich flag i zaczynają się małe sprzeczki z ochroną/policją. W efekcie jest trochę ganiania i zamieszania na sektorze, ale miejscowi chyba słusznie dochodzą do wniosku że lepiej nie dolewać oliwy do ognia.
Sam meczyk to raczej żenada z naszej strony – doping beznadzieja, jakieś drobne scysje, trochę piro – ogólnie najnudniejsze 2 godziny z całego wyjazdu. Piłkarzyki coś tam strzelają więc niektórzy są zadowoleni. Nas bardziej zajmuje pomysł wyniesienia krzesełka po meczu. Piłkarzyki dziękują nam za doping (jak w Mołdawii był to nie dziękowali).
Słówka o miejscowych – mają swój sektor kibolski, prezentują tam jakieś hasła, ale ogólnie na stadionie jest tumult, krzyki i gwizdy – trudno to nazwać dopingiem. Gwiżdżą i na hymnach i jak im śpiewamy o ruskiej prostytutce, gwiżdżą nawet jak ich drużyna atakuje – także trudno wyczuć czy coś im się podoba czy są wkurwieni.
Po meczu trochę zamieszania, bo nie udaje się ekipie Sknerusów wynieść krzesełka, odpuszczamy, wbijamy się w taksówki (tam nie ma problemu z taksą nawet jak 25 tysięcy ludzi wychodzi z meczu – niech sobie ktoś spróbuje zamówić taksówkę po meczu na Narodowy) i jedziemy do hotelu. Tam walimy wygraną przeze mnie w dziecinnie prostym zakładzie flaszkę, później jeszcze jedną ale wydaje się mknieniem czas który nam to zajmuje. Wydarzeniem dla potomności będzie sesja zdjęciowa naszej ekipy – efektem jest zdjęcie które wygra najprawdopodobniej wszystkie sportowe konkursy fotograficznie roku – tak godnie jak my to nie prezentuje się nawet reprezentacja Australii w rugby.
Po „domówce” ruszamy na miasto – do knajpy o swojskiej nazwie „Warszawa”. Docieramy oczywiście z przygodami, bo taksówkarze nie znają knajpy, która jest 20 metrów od ich najważniejszego placu (tego na którym kiedyś Gruzinów ratował nasz Prezydent). „Warszawa” to knajpa w stylu przekąski-zakąski – dobra pomysł ktoś miał. W Warszawie oczywiście balanga na całego – nawet celebryci: Borek i Hajto. Walimy kilka luf i ruszamy do bardziej spokojnego wyszynku. Tam „7” zamawia wszystkim piwo – bez uzgodnień – jak mieszać to mieszać – i szamamy gruzińskie żarcie. Oczywiście nie wszyscy wytrzymują tempo – D. ucieka do hotelu, a „7” wali kimę na stole. Pada pomysł co by zrobić sobie niewinny żart – o dziwo kelnerzy przystają na naszą propozycję. Płacimy rachunek i cichutko wychodzimy z knajpy za drzwi obserwując przebieg wypadków. Kelner preparuje rachunek na 1000GEL (2 tysiące zł) i rusza budzić „7”. Uruchamiamy wszystkie sprzęty nagrywające i umieramy ze śmiechu. Ale „7” dobudzić ciężko – ma już swoje promile w organizmie. Żart udaje się więc tylko częściowo, ale i tak mamy największą bekę wyjazdową.
Ostatecznie ładujemy nieprzytomną „7” do taksy i wracamy do hoteli udając się na zasłużony odpoczynek.
Dzień Czwarty – Czacza
Może i byśmy pospali ale spanikowana po nocnych imprezach obsługa hotelu łazi o 12 i budzi wszystkich żeby się wymeldować – nie bierze pod uwagę że niektórzy mają jeszcze dwie noce opłacone. Jak już nas obudzili to dzień przeznaczamy na Tbilisi. Ja skupiam się spożywaniu miejscowej wódki o nazwie czacza – dobry specjał i daje w hebel. Uskuteczniamy zwiedzanie – zaczynając rzecz jasna od dużo mniej obleganej – niż poprzedniej nocy – „Warszawy” – kilka luf i od razu lepiej.
W centrum Tbilisi jakieś polityczne wiece, pewnie PSL przed wyborami samorządowymi w Polsce (co tłumaczy ich sukces), bierzemy więc taksę i ruszamy na wieżę widokową z restauracją, która góruje nas miastem. Jazda tą taksą też przejdzie do historii ruchu kibolskiego w Polsce – filmik został nagrany, gościu jechał uliczkami o szerokości samochodu – niektóre na początku się wydawały na węższe – i jeszcze napotkał na przeszkodę w postaci zamkniętej – sklął bo nie było na kogo trąbić i jakoś nawracał. Na wieży – taki tbilijski Disneyland dla dzieci, pewnie w lecie jest tam dobra zabawa dla maluchów – spotykamy zmarnowaną ekipę VS (dzięki za szal) i parę ekip w knajpie. Ogólnie z góry piękny widok – szczególnie po zmroku – na miasto z którego wybija się rozmiarami Kościół Świętej Trójcy – co nam wskazuje konieczność odwiedzenia tego miejsca.
Mój plan picia tylko czaczy idzie w pizdu bo ekipa z Dublina daje znać że jest flaszka do wypicia przed ich nocnym odlotem. Zjeżdżamy więc z wieży kolejką i po przygodach z taksówkarzami docieramy na kwadrat na flaszeczkę, którą spożywamy przy sympatycznych rozmowach o sporcie, polityce, życiu i podróżach. Wracamy nawaleni do hotelu i organizujemy sobie wycieczkę na kolejny dzień.
Dzień Piąty – Vardzia i wybory
Ruszamy na całodzienną wycieczkę z nowym przewodnikiem – ten klasa sama w sobie: trzy języki biegle, malarz, entuzjasta Gruzji, nawija nam całą drogę. Docieramy najpierw do kompleksu religijnego z muzeum etnograficzno-archeologicznym, a potem do słynnego miasta w skale na kilka tysięcy ludzi. Męczące, ale owocne w przeżycia i zdjęcia zwiedzanie wieńczymy obiadkiem w drodze powrotnej i setami czaczy.
Do stolicy wracamy zmęczeni jak Robert Lewandowski w 18 minucie meczu z Gibraltarem blisko północy, jeszcze małe spojrzenie na samorządową elekcję w Polsce, kilka piwek, bo czaczy w hotelu nie mają i ostatnia noc w hotelu.
Dzień Szósty – Sameba
Jak ktoś doczytał tutaj do szacun, bo to pewnie jeden z najdłuższych postów w historii tego forum. Wymeldujemy się w południe z hotelu i ruszamy na deszczowe zwiedzanie Tbilisi. Przy okazji odkrywamy alternatywę do taksówek czyli taniutkie metro które w dodatku wie gdzie jechać. Ruszamy do Soboru Trójcy Świętej – gigantycznej budowli sakralnej. Wokół syf i walące się ruiny, a za płotem złoto i diamenty. Co ciekawe to budowla sprzed 10 lat – naprawdę robi wrażenie. Potem dla odmiany szwendamy się po gorszym obliczu stolicy – domy bez ścian, ogólny syf, brud i ubóstwo – w Polsce nawet w najbiedniejszych miastach na obrzeżach 30 lat temu nie dało się czegoś takiego doświadczyć. Ruszamy jeszcze kolejką na górę z pomnikiem Matki Gruzji, obok zamek i w dół kolejką. Podczas powrotu w dół mamy awarię jak nasza gondola akurat zawisa w najwyższym punkcie, trochę strachu, ale jakoś na rezerwowym zasilaniu docieramy na dół.
Żeby pożegnać Tbilisi ruszamy do „Warszawy” i knajpy gdzie „7” miał płacić 2tys. zł. Na lotnisku docieramy taksą – gościowi co prawda świecą się czerwone kontrolki – ja w takich przypadkach nie jadę, ale jemu nie przeszkadza.
Na lotnisku ostatnie ekipy kibolskie, siedzimy kilka godzin i szczęśliwie wylatujemy z Gruzji. Na Okęciu miła niespodzianka w postaci oczekującego, mimo rannej pory, na nas L. z karteczką „Hutnik Hool’s”. Warszawskie korki i we własnym łóżku kilka godzin snu przed wyprawą do Wrocławia na Szwajcarię.
Kolejny wyjazd zagraniczny zaliczony, po Faro i Tbilisi jakoś zwyczajnie będzie w przyszłym roku pojechać do Dublina, Frankfurtu i Glasgow.
I tak – szanowne kibice.net. - wyglądają (mniej więcej) wyjazdy na kadrę, a nie jakieś rozkminki o bojkotach, piłkarzykach i innych pierdołach …
-
- Posty: 230
- Rejestracja: 22.01.2010, 22:10
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Śląsk Wrocław- 5 osób
Ludzie Zasad Chuligani Śląsk Wrocław!!!!
-
- Posty: 3
- Rejestracja: 23.02.2014, 23:03
Re: Gruzja-Polska 14.11 Londyn i Okolice
Ginger jak lubisz latac LOTem z Pakosinska to twoja sprawa. W Budzie Cie nie było wiec nie komentuj tego. Przy okazji pozdro dla Michała z G. ktory lubi gubic wszystko. Nasza podroz to vlak z Bohumina do Budy. Pozniej wszyscy razem do Kutaisi a nastepnie busem do stolicy. Mamy hotel na dworcu glownym gdzie tez pojawia sie kilka ekip pozdrowienia dla WAS. Zwiedzamy stadion i okolice.Stare miasto bardzo ladne.Wawa tez zaliczona. Nawet jak wypiles za duzo czaczy to nie trzeba budzika bo budza cie klaksony :) W dinamiten pirotechniken zaopatrujemy sie na bazarze obok stadionu na ktorym dostaniesz chyba wszystko. Wszedzie milicja ale jest spokoj nawet jak nas zawijaja za spiewy w metrze i zabawe Ch. mowi I Love Georgia to sie smieja i puszczaja. Ale na stadionie ich raczej nie bylo totalny chaos. doping slaby bo wiekszosc roproszona po calym sektorze. Mamy 2 flagi w tym jedna z przekreslonym sierpem i mlotem. w dniu wyjazdu lecimy na ulice L.Kaczynskiego i przystajemy na dluzej przy jego pomniku.Ogolnie wyjzad w stylu Kiszyniowa pozdrowienia dla wszystkich na tym wyjezdzie do nastepnego. A My na tej wojnie... OBPNś - 18 osob + 1 Powiślanka