Z Legią w mojej opinii podałeś bardzo nietrafiony przykład. Po pierwsze to JEDYNA ekipa w Polsce z takimi umiejętnościami organizacyjnymi - działa to tam świetnie. Poza tym wrócili w momencie startu nowego stadionu. To jest niesamowity zbieg okoliczności - nie uważasz? Poza tym rzucasz łatwym przykładem. Wielkiej ekipy, z wielkimi tradycjami piłkarskimi i kibicowskimi. Ile takich ekip znajdziesz w naszym kraju, które mają taki potencjał, by prowadzić taką wojnę jak Legia? Znalazłbyś choćby na palce jednej ręki?lsz pisze:Legia pokazała już , że taką walkę można wygrać. ITI chciało ich wypieprzyć ze stadionu i zastąpić zwykłymi oglądaczami piłki nożnej, którzy grzecznie usiądą na d****, zjedzą gięta, popiją cola, poklaszczą po bramce i pójdą do domu...efekt znamy wszyscy... Tutaj jest sedno sprawy... PZPN, Ekstraklasa, czy ostatnio Donek w mojej opinii nie zdają sobie do końca sprawy z siły jaka w nas drzemie. Na razie naciągnęli mocno strunę, ale balansują na granicy i kiedy ona pęknie zobaczą co znaczy polska piłka bez fanatyków.
Tak... Jak jesteśmy mocni pokazaliśmy z maju 2011, kiedy jedni mieli przejebane (Jaga, Legia, Lech, Korona), a inni w tym czasie albo musieli pokazać oprawy, bo już mieli przygotowane (np. Polonia Bytom), albo mieli cały protest wspólnym frontem w d**** (np. Cracovia Kraków) no i oczywiście wszyscy o coś walczyli, więc doping musiał być - jedni walczyli o awans, inni o utrzymanie się, inni o puchary, tylko parę ekip grało o nic.
Mocno przeceniasz polski ruch kibicowski. Wobec prawa jesteśmy niczym, co pokazują ostatnie miesiące. Ostatnie pół roku uświadomiło mi, że polski ruch kibicowski sypie się jak domek z kart. Jaką my będziemy mieli monetę przetargową, jak zakażą sektorówek i za maskowanie twarzy rzeczywiście będą skazywać na wyroki więzienia? Poważnie myślisz, że nasz ruch kibicowski to przetrwa? Trybuny staną się wtedy szare i ponure. Nie widzisz też, że kolejna rzecz, którą wprowadzają po raz kolejny pozostanie bez echa? Bo za wiele ekip ma nadal dobre układy z klubami (czytaj zawsze bokiem wpadnie z tego jakaś kasa). Za dużo ludzi ma profity z tego przy okazji.
Jaką jesteśmy "siłą" pokazują też podpisy pod ustawą, jaka jest zbierana. To jest komedia, żeby nie zebrać tych 100 000 podpisów wśród takiej rzekomo licznej braci kibicowskiej. 3 pełne stadiony Legii i mamy tą liczbę. A my zbieramy przecież nie tylko od samych kibiców, ale też od rodzin, przypadkowych przechodniów także. I efekt jaki jest - widzimy wszyscy. Jakbyśmy zrobili jakąś zbiorową manifestację w Warszawie, to przypuszczam, że zrobilibyśmy sobie jeszcze większy wstyd. Siłą wszystkiego jest organizacja, a jej brakuje nam na poziomie ponadklubowym. Organizacja istnieje tylko wewnątrz struktur klubowych, a to można prędko i skutecznie rozbić. Nie potrafimy się jednoczyć w chwilach skrajnego kryzysu, który coraz bardziej zaczyna nas dotykać. Akceptujemy wszystko bez mrugnięcia okiem. Robimy jakieś śmieszne protesty itp - ale jaki na to wpływ mają kluby? Żaden! We Włoszech było dokładnie tak samo. Ustawy i zakazy najbardziej uderzyły w kluby. Ale jak widać działają one dalej, żaden klub nie upadł, żaden nie zbankrutował.
Na Milan i Inter średnio przychodzi koło 40 000 ludzi. Nie liczmy meczów derbowych, z Juve i pucharowych, bo wiadomo, że wtedy pojawia się masa "fanatyków". Juve teraz ma publikę, bo ma nowy stadion. Na Delle Alpi ich frekwencja była bliska dramatu nawet jak grali w pucharach. Ciężko więc mówić, że tam jest publika, bo jest dobra piłka. Czy to dobra liczba publiki dla 1,5-milionowego Mediolanu z bardzo utytułowanymi klubami? Nie ma drugiego takiego miasta na świecie z tak utytułowanymi oboma klubami miejskimi. I czy w takiej sytuacji 40 000 ludzi na meczu (czyli połowa liczby miejsc dla publiki na San Siro), to naprawdę dobra liczba? Pamiętaj o masie turystów, jaka na każdym meczu się tam pojawia. Ilu jest więc takich prawdziwych kibiców tam? Na meczach przeciętnych lub słabych młyn stanowi tak samo jak w Polsce 1/3, 1/4 publiki. Wiem, co mówię z własnego naocznego doświadczenia. I nikt się nie przejął we Włoszech tym, że tam system udupił ruch kibicowski. Średnia ludzi na stadionach drastycznie spadła, ale kluby dalej działają, dalej grają, dalej są jedną z 4 liczących się sił piłkarskich w Europie... Więc da się żyć bez fanatyków. Uwierz mi, że nie jesteśmy nikim niezbędnym jako najwierniejsi kibice. Jesteśmy kimś ważnym dla klubów, ale nie kimś nieodzownym. Wszyscy są zastąpieni, nawet kibice-fanatycy. Niezastąpione w dzisiejszym futbolu (jak i całym życiu) jest jedno - pieniądze. Jak jest pieniądz, nie musi być kibiców. Ale czy jak są kibice nie musi być pieniędzy? Sam sobie odpowiedz na to pytanie na poziomie klubów choćby Ekstraklasy czy I ligi.
Wracając jeszcze do frekwencji. Blickfang napisał wszystko w temacie. Ja tylko dodam, że ostatnio byłem na dość ciekawym meczu Serie A między utytułowanymi rywalami i płaciłem za NAJTAŃSZY bilet 25 EUR. Trafiłem na najgorszą trybunę oczywiście. Droższe bilety były po 40 i 60 EUR. Wyjście z rodziną na mecz z najtańszymi biletami, to wydatek 100 EUR. Nawet dla Włochów to wielkie pieniądze. I wolą wydać na abonament telewizyjny i mieć powtórki, zbliżenia i takie tam pierdy w cenie 25 EUR za cały miesiąc... Tyle, że tam naród żyje piłką. Nawet Serie B jest bardzo atrakcyjnym marketingowym produktem.
Jeszcze jedno zdanie odnośnie głównej ekipy Ascoli - Settembre Bianconero - rozwiązani zostali w sezonie 2002/03, gdy ich flaga wpadła w ręce Hellas Verona.