Kibice w UK

Informacje ze światowych trybun
ODPOWIEDZ
Prezes
Posty: 92
Rejestracja: 27.02.2007, 01:27
Lokalizacja: na emigracji

Post autor: Prezes » 09.03.2008, 22:31

przez najbliższe dwa miesiące bedę przebywał w Bristolu, więc jakiekolwiek info na temat drużyn, ludzi i samego miasta mile widziane.

pozdrawiam

iparts.pl
noonelikesus
Posty: 84
Rejestracja: 26.02.2007, 18:07

Post autor: noonelikesus » 10.03.2008, 15:19

nisc_PL pisze:chyba "are You Cardiff in disguise" prezesie, to sie zawsze spiewa zeby wkurwic jakis klub osadzajac ich ze najchetniej by sie przebrali za swoich najwiekszych wrogow tak im zazdroszcza sukcesow,pozdrawiam
siemka nisc_pl :) mozliwe - juz zmienilem :) pozdro i do zobaczyska w sobote pewnie :)

kiwa jako tako
Posty: 773
Rejestracja: 07.06.2007, 18:40
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: kiwa jako tako » 10.03.2008, 19:46

Prezes pisze:przez najbliższe dwa miesiące bedę przebywał w Bristolu, więc jakiekolwiek info na temat drużyn, ludzi i samego miasta mile widziane.

pozdrawiam
Wczoraj na meczu Bristol Rovers - WBA 11 tys ludzi, a zainteresowanie podobno było na 40 tys. biletów. Trzeba doliczyć że z tych 11 tys. bardzo liczna gruba kibiców WBA.

Ale tam jednak rządzą City, z dużymi szansami na awans do Premiership

noonelikesus
Posty: 84
Rejestracja: 26.02.2007, 18:07

Post autor: noonelikesus » 14.03.2008, 16:26

Yeovil T. - Millwall (11.03.2008) (39)

Na ten mecz wybralem sie z kolezka z Polski (pozdrawiam) autokarem organizowanym przez klub poniewaz mecz w tygodniu i powrotnych pociagow po 22 (mecz 19.45) nie bylo. Wiedzac ze to autobus organizowany przez klub mialem mieszane uczucia bo raczej zawsze jezdzi nim piknikowa ekipka i nie pozwalaja raczyc sie zadnym alkoholem podczas podrozy (ogolnie nuda). Jednak tym razem mile zaskoczenie i troche fajnej wiary tym autokarem jechalo. Z kumplem poznalismy 2 osoby nalezace do scislej ekipy hools Millwall-u. Wiec podroz minela na wspolnym piciu a nawet jak ktos chcial to i mogl posmakowac "bialego proszku" :) (tu pozdrawiam kolege :) ) hehe. Po dojechaniu do Yeovil (staraszna dziura) udezamy do knajpki. Przed i po meczu nic sie nie wydarzylo. Spokoj. Na meczu pojawia sie nas ok 200 osob. Co ciekawe Millwall po raz drugi z rzedu wygrywa wyjazdowe spotkanie i degradacja powoli sie od nas oddala.

noonelikesus
Posty: 84
Rejestracja: 26.02.2007, 18:07

Post autor: noonelikesus » 15.03.2008, 08:38

fan pisze:całe szczęscie ze Millwall najprawdopodobniej nie spadnie... w League Two to juz chyba same dziury są typu Yeovil :wink: chyba zadnej ciekawej ekipy tam nie ma za bardzo?? może w przyszłym sez Lwy powalczą chociaż o baraże
pod wzgledem wyjazdowym to spadek bylby bardzo fajny w devision two jest sporo fajnych ekip pozdrawiam

Prezes
Posty: 92
Rejestracja: 27.02.2007, 01:27
Lokalizacja: na emigracji

Post autor: Prezes » 16.03.2008, 12:24

noonelikesus pisze:
fan pisze:całe szczęscie ze Millwall najprawdopodobniej nie spadnie... w League Two to juz chyba same dziury są typu Yeovil :wink: chyba zadnej ciekawej ekipy tam nie ma za bardzo?? może w przyszłym sez Lwy powalczą chociaż o baraże
pod wzgledem wyjazdowym to spadek bylby bardzo fajny w devision two jest sporo fajnych ekip pozdrawiam
mógłbyś podać przykłady?

pozdrawiam

kiwa jako tako
Posty: 773
Rejestracja: 07.06.2007, 18:40
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: kiwa jako tako » 20.03.2008, 10:01


Störtebeker
Posty: 111
Rejestracja: 02.03.2007, 21:23

Post autor: Störtebeker » 21.03.2008, 15:08

A teraz calkiem z innej beczki; wlasnie sprzatam komp i znalazlem stare rzeczy, niektore byly juz na starym forum, moze kogos zainteresuje.

Fragmenty z ksiazki o ICF/West Ham Utd

Rozdzial o Millwall (nie caly)
Millwall – West Ham, West Ham – Millwall. Obojetnie w jakiej kolejnosci, zadymy sa gwarantowane. Federacja Pilki Noznej moze sie cieszyc, ze oba kluby zadko graja w tej samej lidze. Wielu kibicow dziwi sie natomiast, dlaczego los nigdy nie sprezentowal nam meczu pucharowego.
Zla krew pomiedzy dzielnicami ze wschodu i tymi z poludnia byla zawsze obecna: prosze przyjrzec sie czasom naszych ojcow, a potem tylko wziasc pod lupe tereny nalezace do najgorszych w Londynie, zastanowic sie nad krymilnalnymi aktywnosciami Kray´ow i Richardson´ow albo, jeszcze dalej w przeszlosci, postudiowac wczesno-viktorianskie slumsy Londynu. Decydujacym wydarzeniem w stosunku pomiedzy nami byl maj 1972, kiedy na mecz pozegnalny Harry Cripps´a z Millwall zaproszono West Ham. Tutaj przelano krew. Chuligani obu stron traktowali tem towarzyski mecz jako ich prawlasny final pucharu, obydwie grupy byly przekonane, ze to wlasnie oni sa wladcami Londynu. Ten mecz byl jednym z tych: jezeli idziesz – wez sprzet. Ci po drugiej stronie beda go mieli. Jezeli nie chcesz wziasc sprzetu – zostan w domu. Calkiem proste.
Wydarzenia tego pamietnego spotkania sa najlepiej opwiedziane przez dwoch swiadkow naocznych: Mouthy Bill´a i Simo, chociaz inni tez dojda do glosu.(…) Prawdopodobnie sa to najciemniejsze chwile brytyjskiego futbolu.
Ja bylem jeszcze dzieciakiem, 14 lat, kiedy wybralem sie na mecz, jednak wygnano mnie z autobusu i tak oddzielono od kumpli. Mialem nadzieje, ze na stadionie odnajde ich w jakims bezpiecznym rejonie, w sektorze gosci, gdzie spokojnie obejrze wydarzenia na murawie. Atmosfera tego wieczoru byla wrecz zlowroga, cos, czego ja jako mlody kibic w takiej formie jeszcze nigdy nie przezylem. Bez porownania do podniety przed mala szarpanina. A bezpiecznego sektoru na stadionie porostu nie bylo. Zero policji. Zero barw, nigdzie. Zero przyjaciol.
Wcale nie wstydzilem sie opuszczajac stadion. Cokolwiek mialo sie tu wydarzyc, nie mialo to nic wspolnego ze mna. Niech to pozostanie pomiedzy kolesiami ze wschodu i poludnia miasta.

Mouthy Bill wspomina ten mecz jako dzien nabojki z Mile End(...):
Tego wieczoru opuscili Mile End, pojechali metrem na druga strone rzeki, poszli bezposrednio na stadion i natychmiast na Cold Blow Lane, trybune gospodarzy. Poza stadionem nikt nic nie robil, zeby nie zwrocic na siebie uwagi. Jedynym naszym celem bylo zdobycie tej trybuny. Tylko o tym myslelismy. Przez cale lata wmawiano nam, ze ich trybuna jest nie do zdobycia. Mielismy tego dosc. Udowodnimy to! Od razu doszlo do zadym i wymietlismy cala trybune, kompletnie. I to wszystko jeszcze przed meczem. Millwall oczekiwal nas gdzies przed stadionem, no i wreszceie doszla do nich nowina, ze my juz dawno jestesmy w srodku. Stadion napelnial sie bardzo szybko, szli z kazdej strony, a my bylismy jak wmurowani. Ale utrzymalismy nasze stanowiska. Wszedzie tlukli nas z A do B, jednak nie dalismy sie przegnac. Trzymalismy sie.
Pamietam S.P. Steve Morgan´a i kilku innych, jak brali udzial w olbrzymiej bojce w okolicy choragiewki roznej. W koncu Steve wyskoczyl na murawe, chwycil za choragiewke i lal nia Millwall. (..)
Nie pytaj mnie o mecz. Nie widzialem ani minuty. Ledwie sie obejrzales, a juz bylo po meczu. Na zewnatrz, przed bramami stadionu, nie mozna bylko zrobic kroku bez bicia. W tamtych wczesnych czasach nie bylo czegos takiego jak „ochrona“ czy „eskorta policyjna“. Jedyna mozliwoscia obrony bylo zatrzymac sie i lac.

Simo z TBF opisuje przemoc tego wieczoru jako jego najgorsze doswiadczenie: Bunter i ja wybralismy sie z Mile End Mob, po tym jak oni sie do nas dosiedli. Przesiadka byla w Whitechapel, a tam Mile End spladrowal pojemniki z narzedziami kolejarzy. Zabrali wszystko. I tak uzbrojeni weszlismy na trybune Millwallu, za bramka. West Ham tez tam byl, w duzej grupie, po boku. No i wtedy, gdzie West Ham polaczyl sie z Mile End, spralismy ich na kwasne jablko. Przez caly mecz dochodzilo do niezliczonych starc na gorze Cold Blow Lane. Pietnastocentymetrowe sruby lataly nam nad glowami. Ale mialo byc jeszcze gorzej
Po koncowym gwizdku poszlismy do wyjsc, a bylo ich tylko dwa. I przy obydwu ustawilismy sie. Potem nadszedl Millwall.
I wtedy przezylem cos, czego nie chce przezyc jeszcze raz, szczegolnie kiedy stoje po niewlasciwej stronie: Mile End wyjal te…te wielkie…znasz te olbrzymie klucze, uzywane do budowy i reparatury torow kolejowych, o dlugosci reki? Wiec Mile End stoi, wyposazony w sprzet, przed tymi dwoma wyjsciami i napierdala na wszystko, co sie pokazuje, obojetnie, kto to byl. Poprostu napierdalali. Co sprawe pogarszalo, to masy ludzi opuszczajace trybuny formalnie wpychaly tych na dole w furtki. Mile End byl bezlitosny. Pierwsi wychodza, bec, bec, na glebe. Nastepni zostaja wypchnieci, bec, na glebe. Nastepni i nastepni. Okropne.
O siebie az tak sie nie obawialem, to bylo porostu okropne przygladac sie temu, poniewaz przemocy w tak brutalnej formie nie znalem; w koncu mialem 16 lat.
Nagle – jednak sie pokazala – wkroczyla policja konna, porostu prosto w tlum. Kto stal w drodze, zostal przegalopowany. Potykam sie, przeskakuje przez jakis niski plot i to ratuje mnie. Jakis policjant schyla sie do mnie, a ja uciekam tak szybko jak potrafie i znikam w ciemniej ulicy. Pozostawiam za soba straszna scenerie.(..)

Big Ted tak pamieta ten wieczor: razem z West Ham bylem dosc wczesnie na stadionie i niezle nas oklepali, wcisnietych na boku trybuny. Jednak wtedy przybyl Mile End. Z mlotami, siekierami i wogole, co naturalnie natychmiast zmienilo sytuacje. Millwall organizowal sie przez caly czas na nowo, zeby nas wygnac. Ale tego wieczoru to my wyjasnilismy sprawe – pomimo, ze to byl bardzo, bardzo dlugi wieczor.

Bill Gardner mowi tylko: Nigdy wiecej nie przezylem czegos porownowalnego. To byla najbardziej brutalna noc mojego czasu na futbolu. West Ham czekal przy schodach, jedenascie razy tluklismy sie., jedenascie razy. I jeszcze bylo im malo. Naprawde okropna noc.

Policji w koncu udalo sie przegnac West Ham z pod bram, ale to nie zakonczylo zadym. Mouthy Bill przypomina sobie, ze podczas eskorty kibicow na dworzec lataly ceglowki, kamienie, butelki. W koncu kontygnent West Hamu, wlacznie z ludzmi z Mile End, wyladowal w metrze.
A do drogi powrotnej, do wydarzen na stacji Shadwell, istnieje masa opisow swiadkow naocznych. Mouthy Bill tak je przezyl: W koncu bylismy w metrze. Jeden przystanek przed Shedwell dosiadla sie nie znana nam nabojka. Wpierw wszystko bylo na luzie, ale nagle, ma krotko przed Shedwell, ktos z nich powiedzial do Terry Adams´a:“ku***, jak ja nienawidze West Ham“. Terry sie nie czail i nastepna bojka.
Wpierw oni mieli przewage i przegnali nas wzdluz peronu, ale pozniej chwycilismy sie za smietniki i staromodne gasnice. No i ten sprzet polecial na nich, konkretne mordobicie i nagle metro odjezdza.(...)
Policja, nagle przybyla, przerywa walki i rozdziela obie grupy. Mnostwo ludzi oberwalo i wcale nie malo laduje w szpitalach, glownie z ranami glowy.
Szybko opuszczamy dworzec w kierunku Watney Street. Kurewsko dluga noc nareszcie sie konczy.

Brett Tidman, jak wiadomo nie cykor, opisuje jak 50 chlopakow z ICF wpadlo w zasadzke Bushwackerow: Nigdy nie zapomne tego strasznego dnia. Mielismy Ville na wyjezdzie i spotkalismy sie pod pubem Brit w Plaistow: Terry Liddy i jego brat Mickie, Bernie, Dickle, Butler, Lol Pearman, Dorset, Carlton i kilku innych.
Po sprawdzeniu listy obecnosci wsiedlismy do metra na Mile End, gdzie dosiadli sie kolejni kibole. Teraz bylo nas z jakies 60 glow, wypelnilismy dwa wagony kolejki. Z jakiegos powodu, ktorego dzisiaj nie moge sobie przypomniec, wysiedlismy i poszlismy piechota do Moorgate, zeby pojechac inna linia na dworzec Bank.
Pociag wjezdza na stacje, a tam potezna nabojka, ustawiona na calym peronie. Millwall! Albo dokladnie: Millwall Bushwackers, gdzies 200 chlopa, pomiedzy nimi wiele prawdziwych szaf. Metro sie zatrzymuje, drzwi otwieraja i wsiada nasz koszmar!
Ledwie wsiedli do wagonu i od razu mordobicie.(...) Jeszcze przed chwila rozmawaialismy i mielismy sporo zabawy, a teraz musielismy walczyc o wlasne zycie. Jeden z chlopakow wybral ucieczke w przod, prosto na peron, w srodek Millwall. Ja tez pomyslalem: ku***! Zrywam sie stad, natychmiast! Koles obok mnie, to byl Butcher, probowal przebic sie do drzwi. Mi sie nie udalo.
A Lol, rozdajac piesci i kopniaki, wydzieral sie i dawal rozkazy, z calej sily probujac wyjsc z wagonu. Konkretna zydyma, niestety na nasze koszty.(...)
Nareszcie udalo mi sie wyjsc z wagonu i chcialem dojsc do schodow ruchomych. Ale Millwall byl wszedzie. Trafilismy na ich kompletna nabojke. Pierwsi z nas zaczeli sie zbierac na gorze tych schodow ruchomych, wlacznie z Lolem i Felmanem, wszyscy ranni, krwawiacy; nie mialo to sensu, dluzej tu stac. Szybko wyznaczylismy dworzec Euston na miejsce zbiorki.
Kiedy wreszcie przybylismy do Euston, uslyszelismy, ze jeden z nas oberwal nozem na dworcu Bank. Nie znalismy szczegolow, ani jak powazna byla jego rana, a wiec zwleklalismy z wyjazdem do Birmingham, ale w koncu wsiedlismy do pociagu.(..)
Villa byl absolutnie nudnym meczem i, jak mozna sobie wyobrazic, bylismy zmartwieni przygodami z Londynu. Ale to tak zawsze jest miedzy nami a Millwall: caly czas scigalismy ich po miescie i nie moglismy ich znalesc. I wtedy, gdzie wogole sie z tym nie liczylismy, to oni nas dorwali i konkretnie nam wjebali.
Caly czas telefonowalismy, zeby sie dowiedziec, co jest z naszym kolesiem w szpitalu. Co uslyszelismy, bylo powazne: chlopak walczyl ze smiercia. Obawialismy sie najgorszego. Beczka byla pelna. Bylismy zdecydowani: OK, Millwall, a drodze powrotnej, jak tylko dojedziemy do Euston – zemsta! Bo jasne bylo, ze Millwall bedzie wracal przez Kings Cross. Z Euston do Kings Cross to przeciez rzut beretem. Tam ich dorwiemy.
Dojechalismy do Euston, a tam czekali na nas tajniaki. W tamtych czasach byl to bardzo rzadki widok. Najwidoczniej mieli jakis plan, bo szukali kogos z nas, nawet mieli jakies zdjecia. Tajniaki podeszli do brata i szwagra rannego kolegi i przedstawili sie.(...) Oboje mieli pojsc z nimi do Kings Cross; tam zatrzymano Millwall i oni mieli zidentyfikowac winnych.
Podczas rozmowy stalismy w malych grupkach naokolo tajniakow. Millwall byl na Kings Cross! Blyskawicznie nowina sie rozniosla, i juz bylismy w drodze.
Z dworca Euston do Kings Cross to naprawde cztery minuty piechota wzdluz Euston Road. Kiedy podeszlismy pod dworzec, zauwazylismy jakichs 15-20 Millwall, ktorzy widocznie nie zwrocili na nas uwagi. Nas tez bylo niewielu, nasza glowna nabojka byla kilkaset metrow z tylu. Ale nie bylismy w stanie czekac. No i ruszylismy, prawie lecielismy, napedzeni wsciekloscia i goracym uczuciem zemsty. Millwall zaczal uciekac, chwile potem obrucilem sie i zauwazylem, ze reszta naszej nabojki w tym momencie doszla do Kings Cross.
W sumie bylo nas gdzies 400 glow, i wszyscy sympatyczni, czyli ludzie, ktorych chetnie ma sie obok siebie, kiedy idzie sie na calego. Wszedlem na ulice, prosto w ruch uliczny. Stad widzialem lepiej, co robi Millwall. Wydawalo sie, ze policja ich wypuscila, bo masa ludzi wyszla na ulice. Bylo ich z pewnoscia 500-600 chlopa. Jeden z nich przeskakuje przez barierke, “chodzcie pizdy!”, krzyczy. Czyli to co zwykle. Szybko wyskakuje i prawym prostym trafiam go w nos, “wpierw masz to!”, krzycze i widze, ze gosc pada. Nastepni w koleji sa jego kumple, nasza nabojba poszla teraz na calego, biegamy i lejemy wszystko co wyglada na Millwall, a samochody probuja nas omijac.
Bez watpliwosci, Millwall natychmiast skumal, ze sytuacja nie byla korzystna i z pewnoscia wiedzieli tez, dlaczego. Niektorzy z nich chcieliwskoczyc do autobusow, inni uciekali do stacji metra. Nikt nie przejmowal sie policja. Millwall zaczal sie roztapniac. Nabojka przeciwki nabojce, obie prawie tak samo duze, ale to my bylismy bardziej wsciekli. Jak wariaci. W takiej formie West Hamu jeszcze nigdy nie widzialem.(…)
To bylo polowanie na Millwall. Pozniej krazylo wiele opowiesci: Millwall uciekajacy autobusami, schowany pomiedzy zwyklymi pasazerami, z gazeta przed morda, jednak latwy do rozpoznania przez czerwone twarze, spocone glowy, probujac zlapac oddech. Wtedy podchodzil ktos i mowil: „ku***, jebane bastardy z West Ham prawie mnie dorwali!“. I jak tylko gosc odpowiedzial:“mnie tez“ – wpierw piesc, pozniej but w morde. Podobno w wielu autobusach doszlo do akcji z nozami. W koncu Millwallowi udaje sie uciec.

Rozdzial o Brirmingham City (tlumaczenie Jabola z LKS Lodz)
18 lutego 1994 trafiliśmy w piątej rundzie pucharu na Birmingham. Był to mecz decydujący o tym, która z drużyn zagra w ćwierćfinale rozgrywek, które ja nazywam „pucharem kibiców”.

Zostaliśmy zmiecieni. Birmingham, prowadzone przez Ron’a Sandersa wrzuciło nam 3:0. Frustracja to z pewnością zbyt mało żeby określić uczucia jakie towarzyszyły wtedy fanom West Ham. Na nic zdały się też nasze próby przerwania przez nas meczu poprzez dwukrotną próbę wbiegnięcia na murawę. Krążą opinie, że każdy klub ma takich kibiców na jakich zasłużył. Jednak tego dnia to my daliśmy z siebie wszystko, czego nie można niestety powiedzieć o naszych kopaczach.

Efektem naszych działań było to, że opinia publiczna i media uznały te wydarzenia za zbiorowe zamieszki i w znany sposób rozdmuchały.
Ron Sanders nie robił żadnej tajemnicy z tego, co na ten temat myśli: „Niech poczują bat. To byłoby właściwe posunięcie. Wściekłego psa jakoś też się nie głaszcze”- pienił się. Cała pierdolenie o problemach społecznych i powodach awantur na stadionach piłkarskich też nas naturalnie nie ominęło. Eksperci podkreślali, że jeśli nie byłoby awantur między wrogimi kibicami na stadionach z pewnością młóciliby się na ulicach. John Lyall, trener West Ham starał się cała sprawę bagatelizować i zaapelował nawet do opinii publicznej o szersze spojrzenie na cały problem: „Wygląda na to, że nasi kibice są pchani do tych czynów przez frustrację, i być może jesteście Państwo zdania, że odnosi się to też do nas i możemy to zrozumieć, ale ich zachowanie nie pomaga ani piłce ani w żadnym stopniu naszemu klubowi”.
Jak tylko coś o nas naskrobali, zachowywaliśmy wycinki z gazet opisujące zdarzenia i umieraliśmy ze śmiechu czytając rozkminki dziennikarzy o rzekomo zaplanowanej i ściśle zorganizowanej akcji. Kto miał wiedzieć jak było ten wiedział.

Jednak można było dużo wcześniej skumać, co się tego dnia wydarzy. Kiedy dojechaliśmy rano na miejsce zbiórki i zobaczyliśmy ekipę wybierającą się na wyjazd, było pewne, że ten dzień będzie wesoły. Zebraliśmy się mianowicie taką ekipą ze nie mogliśmy się pomieścić w kilku pociągach. Pojawił się każdy konkret i każdy pojeb od Tillbury przez Canning Town aż po Mile End. Było też jasne, ze również Birmingham zmobilizuje tego dnia wszystkie siły. Takie już było specyficzne oddziaływanie na kibiców wizji spotkania się w Pucharze.
Jeżeli chodzi o kluby z centralnej Anglii to nigdy nie cieszyły się one w naszych oczach specjalnym uznaniem i szacunkiem. Gdyby jednak zmuszono nas do sporządzenia jakiejś klasyfikacji to postawilibyśmy na pierwszym miejscu Blues przed takimi ekipami jak Coventry, Leicester, Wolverhampton, Derby, Aston Villa czy WBA. Birmingham uważali się za potęgę w centrum, utwierdzeni w tym przekonaniu przez kilka artykułów w gazetach na ich temat. Dla nas nie stanowili do tej pory żadnego wyzwania.

Dochodziły do nas informacje od innych fanów o rzekomej ekipie Zulusów z Birmingham, grupie składającej się z niemałej liczby ogólnie znanych „czarnych”. My jednak podczas naszych licznych „kontaktów” z Birmingham nigdy nie mieliśmy powodów, żeby widzieć coś czarno. Zresztą w c*** Murzynów, i nieporównywalnie więcej do Birmingham biegało zawsze na Aston Villa.

Na dzikusów trzeba było jednak uważać. Nie były to typki chodzące na mecze ale zalegające u siebie w rejonie Bull Ring i wykminiające fanów przyjezdnych a później czeszące ich z ciuchów. Byli to rzeczywiście Murzyni i z biegiem czasu musieliśmy zaakceptować sytuację i uderzać na mecze omijając tą okolicę, nie będąc w odpowiedniej liczbie lub niewystarczająco uzbrojeni - po tym jak Benny z EMW o mało się nie wykręcił po przyjęciu kosy w 1975.
W dniu meczu cieszyliśmy się nadchodzącym wyjazdem i związanymi z nim HEDEHEH (mordobiciem?) Z taką ekipa i tak raczej c*** by z tego wyszedł wielki: zbyt wielu chciałoby się pokazać na własną rękę. I tak oto doszło do tego o czym najlepiej może opowiedzieć

Ramsgate:

Tego dnia udaliśmy się z paroma Townies (trzeba by było zapodać tu definicję „townie”)
Autobusem do Birmingham. Nie miałem wejściówki i ostatecznie znalazłem się poza stadionem, dokładnie za trybuną zajmowaną przez Birmingham.
Dla picu wymyśliłem sobie historyjkę o tym, że wyszedłem na przepustkę z syfu i czekam właśnie na paru kumpli, którzy są w koszarach gdzieś niedaleko. Później spróbowałem wbić się na stadion. I kiedy krotko przed rozpoczęciem meczu kręciłem się już pod trybuna zaczepił mnie jakiś gość krzycząc do mnie: „hej cockney”. Odwróciłem się i w tym momencie wyłapałem cios prosty centralnie na moją szczękę. Szybko wskoczył między nas porządkowy i wyprowadził mnie w stronę trybuny bocznej. Był to przypadkowo trybuna zajmowana przez Brit.

80 typa siedziało więc sobie na tej stronie w pokojowej atmosferze. Kibice Birmingham w tej części stadionu byli kibicami piłkarskimi, niezbyt chętnymi do walki. Pomimo, że mecz był wszystkim innym niż ucztą dla oka West Ham nie miało nawet przez moment cienia szansy i można było wątpić, że na serio walczą o zwycięstwo.

Na krzesełkach, które zajmowaliśmy nie byliśmy przynajmniej tak skoszarowani jak reszta kibiców w sektorach za bramkami. Popatrzyłem w kierunku sektora zajmowanego przez kibiców gości: West Ham był zamknięty jak jakieś małpy w klatce.

Całość rozpoczęła się całkiem spokojnie. Jednak w naszych szeregach mamy Taffy’iego. A jak wszystkim było wiadomo Taffy należał do gatunku, który jest szczęśliwy dopiero wtedy, gdy kiedy można się trochę ponapierdalać, pomimo, ze naturalnie też był zagorzałym kibicem, zero tematu: 24 godziny, 7 dni w tygodniu czysty West Ham. Jednakże: podczas gdy reszta chłopaków nastawiła się tego popołudnia na chujowy mecz, Traffy postanowił lekko nas rozruszać. Wrzucił więc na siebie pomarańczową katankę, którą wcześniej „pożyczył” sobie od jednego kolejarza w drodze do Birmingham. Wyglądając w tej katance jak jeden z nich zaczął w pewnym momencie ustawiać porządkowych po kątach, krzycząc do nich ze wyuczonym specyficznym akcentem środkowo-angielskim, przez który przebijał się jego oryginalny walijski. Miejscowi ciecie reagując na jego komendy r******** nam po chwili całkowicie konstrukcje.
Pomimo, że siedzieliśmy na jednej stronie, byliśmy rozrzuceni po całej trybunie. Obserwując występy Taffy’ego, postanowiliśmy wykorzystać go do naszych potrzeb i daliśmy mu cynk, żeby spróbował zebrać na sektorze cała kapelę. Wszystko szło wg planu: Siedzieliśmy teraz co prawda ściśnięci jak sardynki w jednym bloku i dzieliliśmy nasze miejscówki, ale można już było wyraźniej rozpoznać, że jesteśmy ekipą. Skumała to również reszta chłopaków, którzy siedzieli za bramką, i którzy w przeciwieństwie do nas byli obstawiani przez psiarnię.
Taffy’emu tak się spodobała akcja, że przebiegł się wzdłuż linii końcowej do stojących tam psów. Stojąca bliżej niego grupa West Ham zaczęła drzeć się do niego, żeby ich stamtąd wydostał i przeprowadził na krzesełka do nas. Taffy’emu z trudem udało pokazać wszystkim żeby zamknęli kopary i za wcześnie go nie zdradzili. Chwilę później widzieliśmy jak bajerzył z paroma porządkowymi, a jeszcze chwilę później 2-3 osobowe grupki naszych udających się do naszego sektora. W pewnej chwili był to już regularny desant naszych. Oczywiście za moment mieliśmy nie mały problem z miejscówkami gdyż w sektorze zrobił się ścisk jak c***. Musieliśmy się rozłożyć w przejściach jak i na miejscach w sektorze obok. Wszędzie było widać roześmiane mordy, a najbardziej zadowolony był Taffy, ale i on pewnie skumał, że zaraz go ktoś wykmini.
Atmosfera powoli się pogarszała. Kopacze grali chujowo. Było 2:0 w plecy i zostało niewiele czasu do odrobienia strat. Siedzieliśmy sobie na dole trybuny, gdy w pewnym momencie Robert Hopkins z Birmingham, próbując wybić piłkę trafił w jaja naszego środkowego pomocnika Paul’a Allen’a. Wściekli, Paul był naszym ulubieńcem na boisku, rzuciliśmy Hopkinsowi parę ładnych kutasów na grzbiet. Na tym jednak nie koniec. Sięgając pamięcią wstecz, teraz już można tak powiedzieć, poszedłem o krok za daleko i wyskoczyłem na murawę. Grający wtedy u nas Frank Lampard, skumawszy niektórych od nas, spojrzał jeszcze w naszą stronę jakby chciał powiedzieć :”nie chłopaki proszę” Było jednak za późno.
Wspomagani dopingiem naszej grupy skoszarowanej w bloku dla gości ruszyliśmy na boisko i wyszukaliśmy sobie pierwszy cel, Noel’a Blake’a z West Ham. Niektórzy z nas tak sobie sprawę wzięli do serca, że Blake musiał się bronić wyrwana wcześniej chorągiewką z narożnika. Reszta fanów West Ham zaczęła również próbować w reakcji na naszą akcję przedostać się na boisko, podczas gdy fani Birmingham ograniczyli się do obrzucenia nas niezliczoną ilością miedzi. Sędzia Courtney przerwał natychmiast mecz, żeby chronić kopaczy obydwu drużyn.
Wydarzenia na boisku rozgrywały się jednak dalej. Lampard wyszedł nagle z tunelu i podjął rozpaczliwą próbę, przekonać chłopaków, że takim zachowaniem nie pomogą raczej piłkarzom i odniósł nawet na moment sukces: Wróciliśmy do zajmowanych przez nas sektorów, albo przynajmniej za linie boczną i wydawało się, że zaczyna powiewać normalnością. Na krótko jak mówiłem. Za 5 minut znów byliśmy na murawie.
Drugie wbicie się na murawę pokazuje jak c****** była wtedy na stadionach ochrona. Psiarnia i ciecie nie wiedzieli co się dzieje, pomimo, że już chwilę wcześniej ryczeliśmy : WYJAZD NA MURAWE. Tak więc podczas niektórzy z nas jeszcze dobrze nie wrócili z pierwszej eskapady, zaczęła się druga i spotkaliśmy się pośrodku.
Pokazała się też wreszcie psiarnia. Nadszedł czas na odwrót i zrywkę na miejsca. Nie do końca udało mi się ulotnić w angielskim stylu, ponieważ wyczaił mnie jakiś porządkowy i próbował mnie zawinąć. Udało mi się mu zerwać tylko dlatego, ze wyślizgnąłem się z katany i niczym wąż wypełzłem pod siedzeniami.


Opowieść Terry’ego przedstawia zdarzenia jak gdyby działy się wczoraj: Czy działo się coś przed meczem? Nie mogę sobie za bardzo przypomnieć, ale wydaje mi się, że tak tylko się opierdalaliśmy. W czasie meczu, kiedy już wszyscy zajęliśmy miejscówki zaczęły się w sektorze gości przepychanki z psiarnią, która próbowała zerwać nam z płotu flagę „Basildon Hammers”.
Po trzeciej bramie zrobiło się mało przyjemnie. Zanim się zorientowałem zaczęła się napierdalanka w narożniku Birmingham Kop End. Jak się później dowiedziałem, grupa naszych pojawiła się tam z wizytą jakiś czas wcześniej. W rezultacie niektórzy fani Blues ratowali się ucieczką na boisko. A kiedy my to zobaczyliśmy pomyśleliśmy sobie tylko. „nadszedł nasz czas” i ruszyliśmy w ich ślady.
Nigdy nie zapomnę tego jak skakaliśmy po murawie jak pojebani. Przypominam sobie jak Garry Weatherman, gość z Poplar wyłapuje boksa na środku boiska od Noel’a Blak’a z Birmingham. Takich rzeczy naturalnie się nie robi. Nie gryzie się reki, która cię karmi a piłkarze w ogóle nie powinni się wpierdalać w takie sprawy. Tak czy owak całe zdarzenie obserwowała spora grupa ludzi, i nie było zaskoczeniem, ze Blake za chwilę dostał potężnego kopa w jajca. Z trudem zerwał się po tym ciosie w kierunku przeciwnego narożnika podczas gdy West Ham ruszyło na kibiców gospodarzy.
Lol Pearman pracował w tamtym czasie u jakiegoś typa produkującego centralne ogrzewanie i został na ten mecz zaproszony przez i na koszt firmy. Powinien więc właściwie siedzieć spokojnie gdzieś na górze w swojej loży, ale jako typowy zwolennik silnych wrażeń, zbiegł na dół by sprintem wybiec na murawę i uczestniczyć w całym zajściu. Tak więc tak sobie przybiegł w beżowej koszuli i beżowych spodniach. Później opowiadał nam o tym: „Nie mogłem tak siedzieć i się przyglądać ale nie chce teraz wiedzieć co powie na to mój szef. Byli ze mną wszyscy kumple z pracy i paru klientów…”
Rozpieradalające było popatrzeć sobie na próbującą interweniować na boisku psiarnię. Wszędzie popierdalali sobie ludzie gonieni przez zwykłe pały bądź policję konną. Najlepiej zaprezentował się w tym wszystkim Danny Harrisom. Nie mając już możliwości odwrotu zasiadł sobie na ławce rezerwowych. John Lyal, jako odpowiedzialny trener liczył właśnie swoich graczy, żeby się dowiedzieć czy wszyscy są cali. „Kto ty ku*** jesteś” – padło pytanie. „Nazywam się Danny Harrison, miło cię poznać John” Można by spokojnie powiedzieć ze akcja typowa dla Harissa, żeby uniknąć pokręcenia.

Całą akcja była możliwa ponieważ naszym chłopakom z Brit udało się zając miejsca na krzesełkach. Akcja Taff’ego sprawiła, że nasza liczba w tym miejscu szybko wzrosła do ponad 200 głów, ale również Swallow i jego ludzie nie pierdolili się na robocie i uderzyli równo z nami. Tak jak przewidywaliśmy był to jeden z takich dni, gdzie poszczególne ekipy próbowały szczęścia na własny rachunek. Chłopcy Swallowa znajdowali się wg niego początkowo na trybunie gospodarzy wmieszani w tłum. Zostali jednak szybko rozkminieni. Dwóch typków, którzy wypuścili się w pościg za Swallowem spotkała smutna pora. Odwróciwszy się w pewnym momencie złapał ich bowiem za głowy i pierdolnął o siebie i spokojnie i bez nerwów powiedział „tak jesteśmy West Ham. A teraz w********** do domu” Świadkami całego zajścia byli tez policjanci. Doskoczyli na mement do Swallowa i powiedzieli tylko: „Bierz swoich ludzi i spierdalaj z tej trybuny albo odwrócę się na moment w drugą stronę i zobaczę co zrobi z Tobą Birmingham a później aresztuję, wybierz sobie” Wybieram więc drugą opcję odpowiedział Andy Podkurwił tym psa do tego stopnia, że bez orientu zostali wyjebani ze stadionu, by później znów do nas się przyłączyć. Nie udało mu się jednak tego dnia uniknąć aresztowania i 500 funtów grzywny.
Vaughny pozostał w przeciwieństwie do niego ze swoimi kumplami w sektorze gości, do momentu gdy wpadła trzecia bramka: „Do tego momentu staliśmy za bramką. Mieliśmy już jednak dosyć i wyjebalśmy ze stadionu i wbiliśmy się z drugiej strony na trybunę. Gra jeszcze się toczyła. Było ze mną paru chłopaków, min. Cliff, Light & Bitter oraz paru innych typów spod ciemnej gwiazdy Lihgt był zajebany w trupa”
Ruszyliśmy więc na trybunę Birmingham gdy nagle dojebał się do Lighta jakis pies. Wskoczył przed niego i powiedział: „Mieliście swoją szansę teraz W**********” Na co odpowiedział mu Light: Nie to wy mieliście swoją ale ją przejebaliście” To mówiąc ruszył w stronę Blues goniąc ich na murawę. Tego dnia zupełnie go pojebało. Ponieważ byliśmy dośc konkretnie spychani z trybuny, żaden z nas się skumał, że Birmingham jest na murawie
Kiedy wreszcie skutecznie wyjebano nas ze stadionu, najpierw opuściliśmy w pośpiechu jego najbliższą okolicę. Jest tam w pobliżu taki most. Właśnie tam zostaliśmy zaatakowani przez Birmingham. Przywitali nas kamionką. Również psiarnia chciała sobie z nami pobajerzyć. Zdecydowaliśmy się nie ruszać. Doszło do zwarcia, które wydawało się nie mieć końca a my nie mogliśmy skumać dlaczego reszta West Ham nie przybywa z odsieczą.
Zrobiła się w tzw międzyczasie 17 ale mecz chyba jeszcze się nie skończył. Zdecydowaliśmy się na powrót pod stadion, żeby zobaczyć co tam jest grane. Ktoś powiedział nam o akcji na murawie. „Nie nadążaliśmy. ku*** znów nas wszystko ominęło”
Później, kiedy mecz na serio się skończył psiarnia urządziła z motorów zajebistą blokadę ulicy. Po drugiej stronie stali oczywiście fani The Blues. Psiarnia zaczęła nam tłumaczyć coś, że droga jest zablokowana i że nie można na drugą stronę. I kiedy tak sobie tłumaczyli, ktoś od nas wpadł na pomysł wypierdolić psa z motocykla. To był sygnał do ataku. Ruszyliśmy w nich między motorami. Przeciwnik uratował się ucieczką.

Następnego dnia tj. w niedzielę odnalazł się podczas meczu Brit z Wansted Flats Ramsgate. Brit to była bardzo modna wśród nas knajpa, gdzie można było sobie w piątek nie nerwowo przy browarze pogadać o nadchodzącym meczu. To były tez czasy, kiedy każdy nawet lamusowaty piłkarz był właścicielem jakiejś knajpy. A Britannia w skrócie nazywana Brit należała do Franka Lamparda.
Lampard zresztą też pojawił się w pewnym momencie, żeby dowiedzieć się jaki jest wynik. I kiedy się dowiedział ze jest 2:0 w plecy skomentował to tylko dobitnie. „Spokojnie, jeżeli nasz rywal strzeli jeszcze jedną bramkę, rozpierdolimy ich na murawie”
Specyficzny klimat między nami a piłkarzami jaki wytworzył się przez naszą akcję na Birmingham jest do dziś tematem rozmów wielu chłopaków. Brit była do momentu gdy okazało się, że nowym właścicielem jest znany piłkarz położoną na granicy Plaistow i Stratford speluną odwiedzaną przez paru okolicznych żuli. Potem stała się główną kwaterą ICF. I ponieważ kopacze zjawiali się tam nie rzadko wielu z nas dobrze się z nimi znało.
Ta znajomość doprowadziła do kilku niecodziennych sytuacji na murawie w Birmingham. Dla wielu z nas zadyma była zajebiście ważna, ale byliśmy jednocześnie fanami drużyny. Przytoczę może dwa urywki rozmów między piłkarzami i kibicami podczas całego zajścia. Wyraźne jest różne spojrzenie na ten problem i każde z nich zawiera pewnie po części trochę prawdy.

Frank Lampard apeluje do Andy’ego Swallow’a:

Frank: Andy, dlaczego nie zrobisz wszystkim przyjemności i znikniesz z murawy?
Andy: ku***, robię tutaj lepszą robotę niż wy

Tonny Cottee przepytuje Bill’a Gardner’a:

Tony: Co to ku*** ma być? Co tu się właściwie dzieje?
Bill: To właśnie staram się ci powiedzieć: wszyscy ci chłopcy, którzy tutaj są mają większą ochotę na zwycięstwo niż wy”
Ten, który później zawsze towarzyszył West Ham, mógł w związku z tym jeszcze nie jeden raz i to całkiem słusznie przytoczyć słowa Billa Gardnersa.

Rozdzial o Stoke City (Jabol)
Każdy zatwardziały Fan West Ham’u ma w pamięci żywe wspomnienia z wyjazdów na Stoke, a w szczególności, jeżeli przypomni sobie o niezliczonych starciach, które z nimi mieliśmy na początku lat siedemdziesiątych. To były czasy Geoff’a Hurst’a, Pop’a Robson’a i Clyed’a Best’a, kiedy trafialiśmy na Potters (potoczna nazwa kibiców Stoke City) zarówno w lidze jak i w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi. W sezonie 1971-72, w którym na końcu Stoke zdobyło puchar, graliśmy przeciwko sobie cztery razy. Jak to się stało ze nie dobrnęliśmy do finału na Wembley pozostaje tajemnica dla każdego fana West Ham do dziś.
W każdym razie od tego czasu mecze naszych drużyn były zawsze prawdziwymi klasykami.

To samo tyczy się wydarzeń pozaboiskowych. Ze Stoke zawsze była konkretna awantura. Przypuszczam ze każdy może opowiedzieć przynajmniej jedna historię z tzw. „wyjazdu specjalnego na Stoke”. Wielokrotnie słyszało się historie od kibiców Chelsea i Tottenhamu jakoby wjechali konkretną ekipą na trybunę zajmowana przez Stoke. Jak tylko nadażyła się okazja gry z nimi, normalne było ze chcemy tego samego.

Jako małolaci słyszeliśmy od wielu kibiców różnych londyńskich klubów ostrzeżenie: Uważaj, kiedy jesteś na cmentarzu, Tam właśnie na ciebie czekają w ukryciu. Jak się później okazało, ostrzeżenie jak najbardziej uzasadnione.

Po końcowym gwizdku na Bootham, Crescent bowiem fani drużyn przyjezdnych szli na dworzec z reguły ta sama droga, która przybyli wcześniej na stadion. Jak się później nauczyłem, ta sama droga, tyle ze ulica równoległą do tej, która chodzili przyjezdni spacerowali sobie kibice Stoke, żeby w końcu zaczaić się na cmentarzu, który leży dokładnie na skrzyżowaniu obu ulic. Każdego razu ta sama strategia, która stosowali prawdopodobnie przeciwko wszystkim swoim przeciwnikom. W momencie, kiedy skapnąłeś się juz o co chodzi było z reguły tak, ze „bieg” właśnie się zaczął. Od tej chwili chodziło tylko o to, kto będzie pierwszy na cmentarzu.

Zadyma na Stoke to była norma, przy czym było to zawsze sensowne mordobicie lat siedemdziesiątych, które trwało z 10 lat. Dla mnie osobiście wyglądali oni raczej jak ekipa wyrostków w „martenach” (przyp. tłumaczącego), za mało męscy, za mało klasy. Przeważnie
obrywali od nas oklep, ale nigdy nie bylo to przechadzka, do której byliśmy przyzwyczajeni z wyjazdów do drużyn ze centralnej Anglii. Taka sytuacja trwała aż do lat osiemdziesiątych, do momentu, kiedy zaczęli oni podróż do niższych lig. Zawsze słucham z dużym zainteresowaniem opowieści innych kibiców odnośnie ich przeżyć ze Stoke. Bo, jak mowie, być może byli dużo lepsi od tego jak ich oceniali inni. O ile nie wierzycie moim słowom, przytoczę kilka wypowiedzi Gordon’a, Swallow’a i spółki

Bill Gardner:

Zawsze odnosiłem się z szacunkiem do ekipy Stoke. Byli zawsze fair. Kiedy na nich trafiłeś, dochodziło do wymiany ciosów i na tym się tez kończyło. Bez sprzętu!!! Raczej załatwiało się to w normalny sposób, banda na bandę/solówka. Jeżeli o mnie chodzi to uważam, ze breszka lub nożem może walczyć każdy. Należy jednak być mężczyzną i potrafić zacisnąć pięść, spojrzeć przeciwnikowi w oczy i później przejść do ataku. To było niestety to, czego u wielu ekip przez wiele lat mi brakowało. Wielu spierdalało po tym jak ich dobrze trafiłeś, żeby za chwile wrócić ze sprzętem i cię załatwić. Albo rzucali się na ciebie w sześciu czy siedmiu typa. Z mojego doświadczenia wynika jednak, ze tylko niewielu z nich nadawało się do walki 1 na 1.

Brett Tidman:

Stoke było miejscem akcji prawdopodobnie najkonkretniejszych walk, w jakich uczestniczyłem. Zresztą w połowie lat siedemdziesiątych trzeba było mieć dobrze nasrane we łbie żeby w ogóle jeździć na „wyjazdy”. Autobus z Canning Town do Trafalgar Square kosztował wtedy 2 pensy a stamtąd dodatkowe piec do dworca Saint Pancras. Tam wisiał w okienku z biletami napis „Specjał piłkarski Stoke-on-trent: 1,30 funta bilet powrotny. W tamtym czasie zapełnialiśmy pociąg gdzieś tak w 400 głów. Co ciekawe, gdy się tam dojeżdżało nie było żadnej eskorty policji lub czegoś w tym rodzaju, policjanci pokazywali tylko na drogę w gore i mówili: na stadion w te stronę.
Podróż na stadion odbywała się bezproblemowo z prostego powodu. Przed meczami rzadko cos tam się działo. Dopiero po meczu zbierali swoja ekipę i ulice dookoła stadionu robiły się mało przyjemne. Pewnego razu przebiliśmy się grupa ok. 60 osób przez wejście boczne na ich Bootham End i wylądowaliśmy prawie dokładnie w środku, za ich brama. Nie trwało wcale długo i wpadł na nas spory typ z Północy i zapytał o godzinę. Gość, którego zapytał o godzinę, wrzucał na ruszt akurat pasztecik mięsny. Jego ciche:ooo nie tylko, tylko znowu nie to samo, spotkało się z natychmiastowym ciosem jako odpowiedz a pasztecik pofrunął we wszystkie strony świata.
Chwile później znalazłem się miedzy falochronami, uciekając w ta i z powrotem, podczas gdy goniło mnie jakiś 3 lub 4 ze Stoke. Gdzie tylko nie popatrzyłem, widziałem walczących o swoje Zycie fanów West Ham, którzy wyłapywali ciosy z każdej możliwej strony. Upadłem na glebę, by po chwili się podnieść i zadać cios tu i tam, i by znów za moment znów zostać sprowadzonym do poziomu, powoli zbliżając się do końca trybuny. Kiedy upadem na nowo, było dla mnie po wszystkim. Postanowiłem zerwać się stamtąd przez najbliższe bramki.
W takich momentach nie zdajesz sobie w ogóle sprawy, co się wokół ciebie dzieje. Po chwili jednak orientujesz się, ze na polu bitwy zostało tylko 10 twoich ziomków. Myślisz sobie, czas się żegnać, ale jest już na to za późno. Ciosy lecą. Znów na glebie i później wreszcie na murawie. Jest policja: chodźcie chłopaki, poprowadzimy was naokoło. Dla psiarni był to raczej chleb powszedni w tamtym czasie.
Chciałem się jak najszybciej odkuć za skopanie mi d*** na Trybunie Stoke. Parę spotkań później byłem znowu na miejscu. 10 z nas w jakiś sposób się odłączyło. Znowu szliśmy, tym razem już znanym wejściem bocznym na trybunę zajmowana przez Stoke.
W tamtym czasie byłem małym prowodyrem. Na mecze ubierałem „Moro”, a na ten specjalnie mecz ochraniacz na szczękę. Za każdym razem byliśmy rozpoznawani przez rywala nie zdążywszy przekroczyć jeszcze trybuny. Podjeżdżali do nas w 40-50 osób, ale ja nie miałem wcale ochoty na ucieczkę. Doskoczyli do mnie w 5 i zaczęli po mnie skakać. Kiedy udało mi się wreszcie wstać, musiałem w tej swojej zielonej kurtałce wyglądać jak ciężki typ/kadłub rozbitego statku (określenie niejednoznaczne wiec trzeba wybrać stosownie do kontekstu). Udało mi się wyrwać, podczas gdy straszy w braci Liddy, Terry doskoczył do mnie i wyciągnął dwóch za kołnierze. Teraz my byliśmy w natarciu z kopami. Wszędzie dookoła nas toczyła się walka. Gulldford miał problemy, jednak karta się odwróciła i teraz Stoke dostaje oklep. Ciężka walka. Pomimo ochrony na szczękę, krew leje się z mojej brody.
Nagle ktoś mnie wyciąga. Jebana psiarnia. „Jesteś aresztowany”
Po drugiej stronie stadiony właśnie otworzyli nowy posterunek policji. Miałem wtedy 16 lat i byłem małolatem idącym właśnie do swojej celi. Posadzili nas każdego osobno. „Wyciągnąć sznurowadła, odłożyć pas i opróżnić kieszenie (He He to samo, co u nas•), czyli standardowy program. Kiedy opróżniałem moje kieszenie notujący to pies głośno powtarzał to co właśnie pisał: „ochraniacz na szczękę, jeszcze wilgotny” Inne psy zwijały się ze śmiechu kiedy ich kolega kończył protokół.
Siedzimy sobie we własnych celach, kiedy słyszę Wolanie Guilfords’a: „Niedługo nas puszcza” W międzyczasie zrobiła się 21 a ja siedziałem z ok. 30 towarzyszami niedoli nie widząc nawet meczu. W pewnym momencie ktoś zerknął przez „judasza”, otworzyły się drzwi a przez nie wszedł Inspektor mówiąc: „masz 15 minut żeby znaleźć się na dworcu”.
Każdy, kto był już raz na Stoke wiedział jednak, ze droga z dworca na stadion to lekko Pol godziny marszu. Pobiegłem wiec przez ten cmentarz i nie wiedziałem chwilami czy miałem większego stracha przed samym cmentarzem czy przed kibicami Stoke, którzy mogli tam jeszcze gdzieś na nas czekać. Kiedy dotarłem do dworca wszyscy inni już tam byli, włącznie z Terry’, Liddy i Guildford’em. Byłem pewnie ostatnim, którego puścili. Tak wiec Stoke będę miał w pamięci na zawsze: „nie widziałem meczu, zapłaciłem za niego majątek i siedziałem w puszcze.


Mouthy Bill:


Kiedy nie mieliśmy jeszcze prawdziwej ekipy wyjazdowej/ewentualnie nie byliśmy w komplecie, przypominam sobie ze wpadło pod nasza trybunę dla gości i ruszyło na nas Stoke. Postawiliśmy się jednak konkretnie i odparliśmy atak wyrzucając ich z powrotem aż pod Boothen End. Przeliczyliśmy jeszcze raz wszystkich pod wejściem i ruszyliśmy na nich, myślac, że te jełopy znów się zerwą. Tak tez się stało. Ale tam czekał na nas już komitet powitalny, złożony z ich starszych chłopaków i tak się ganialiśmy w ta i z powrotem.


Andy Swallow:

Stoke to był dla mnie pechowy stadion. Od 1973 byłem regularnie na każdym meczu i za każdym razem kończyło się to dla mnie awantura, obiciem łba jakąś cegłówką czy innymi tam pierdołami.
Jednego roku udało nam się zorganizować całkiem niezłą ekipę i całkiem spora grupa stawiła się pod ich trybuna. W praktyce udało się wbić tylko 50 może 60 z nas. Byliśmy może na Polowie wysokości z Potters’ami wszędzie dookoła nas. Był z nami również Bill i Vaughny W przerwie podszedł do mnie Andy i powiedział: Trzymaj pozycje i uważaj na chłopaków, ja skocze szybko po cos do picia”. Nie zdążył jeszcze dobrze odejść a już byli przy nas kibice Stoke i zaczęli się gimnastykować. Oparłem się właśnie na jednym z „falochronów” a Vaughny stal centralnie przed nami. I jego właśnie wyczaili: dawaj Cocney (określenie mieszkańców wschodniej części Londynu?)
Przeciągnąłem się i trafiłem pierwszego z brzegu gościa moim parasolem, który zawsze przy sobie nosiłem. Cios odprawił gościa natychmiastowo w krainę snów, co było sygnałem, aby wszyscy ruszyli w nich przez bramki.
Na końcu niestety zadecydowała przewaga liczbowa przeciwnika. Zepchnęli nas w róg sektora i można powiedzieć, ze szczęśliwie udało nam się z niego wydostać. Tego dnia w każdym razie wiele się działo.

W latach siedemdziesiątych awantury ze Stoke były na porządku dziennym. Droga powrotna ze stadionu na dworzec to w praktyce dwie możliwości wyboru i kiedy tylko udawaliśmy się po meczu boczna uliczka w stronę dworca, zawsze nacinaliśmy się na ekipę Stoke, którzy wracali ta sama droga. Zachowywaliśmy się całkiem spokojnie. Najwyraźniej jeszcze nas nie wyczaili. Nagle ktoś krzyczał: „Teraz” i cala wiara ruszała w nas. „Następowała mila wymiana ciosów. To było to starcie, podczas którego pokręcili Richard’a Wildmann’a, którego nie widzieliśmy później przez trzy miechy. Trzymali go po prostu cały ten czas na Stoke.


Vaughny:


Wpadliśmy sobie kiedyś pod Stoke End, rozejrzeliśmy się trochę i zdecydowaliśmy spontanicznie ze wchodzimy. Psiarnia wyrzuciła wprawdzie cala grupę chłopaków od nas, ale ok. 30 z nas udało wmieszać w tłum. Wszyscy byli w środku, kiedy padła dla nas bramka. Kiedy tak sobie skakaliśmy, świętując zdobycie bramki, zebrała się pod naszymi nosami ekipa Stoke. Zaczęło się po tym jak Andy Swallow dał sygnał do ataku trafiając gościa parasolem.

Na końcu zostaliśmy na polu walki we dwójkę. Bill poszedł juz wcześniej się odlać, albo ogólnie gdzieś tam. Widziałem go później znowu, kiedy awanturował się z cala grupa od nich, którą dobrze potrząsał z każdej strony. Cala sytuacja trwała już jakąś chwile i w międzyczasie zdążyliśmy już odprawić paru gości ze Stoke, kiedy dwóch typków od nich, ubranych w koszulki reprezentacji wkroczyło miedzy nas chcąc zakończyć cale zajście. Naturalnie skorzystaliśmy z sytuacji i spierdoliliśmy stamtąd.


Woolwich:

Kiedy tego dnia jechaliśmy na Stoke lało jak z cebra. To było jeszcze we wczesnych dniach ICF, krótko po tym jak najechaliśmy na Holte End. Jak zawsze byliśmy na miejscu bardzo wcześnie i cala załoga autobusowa udała się na gore Boothen End ze śpiewem na ustach: „UNITED, UNITED”. Na całej trybunie znajdowało się dokładnie 3 fanów miejscowych, jeden pies i jeden gość, który w spokoju palił sobie fajkę. Ta pustka – rzeczywiście nieprzyjemne uczucie dla nas. Psiarnia wyprowadziła nas natychmiast na zewnątrz a paru gości wyśmiało nas. Jeszcze nigdy nie czułem się tak nieswojo.

Jak wiec oceniamy Stoke? W naszym specjalnym rankingu należeli do najlepszych ekip z centrum, ale wyraźnie poniżej wielkich ekip z północy. Z pewnością można powiedzieć ze była to sztywna ekipa. Wprawdzie nikt nie był przez nich rozrywany, ale nie można było liczyć na to ze pojawiasz się tam na luzie i nie spotyka cię za to kara. Nie traktowaliśmy ich jednak nigdy jak prawdziwych rywali: Była miedzy nami ostra kosa. Zadyma miedzy nami nigdy nie zakończyła się Vendetta

Na naszych śmieciach Stoke specjalnie nie istniało. Najczęściej to my jeździliśmy do nich, trochę się ponapierdalaliśmy i mówiliśmy: „do następnego razu” i zawijaliśmy się do domu. O ile nie nazywałeś się przypadkowo Richard Wildman.
Rozdzial o Nittingham Forest
Brett Tidman i Ramsgate przypomnieli mi dzien w ktorym Nottingham Forest odwazyl sie przyjechac na Upton Park jako nabojka. Oto ich wspomnienia, prawdziwy klasyk:
W poprzednim sezonie trafilismy dwa razy na Forest, i to na stadionie Leyton Orient, ale bylo nas za malo, zeby przygotowac im odpowiednie przyjecie. Jednym z tych meczy bylo wieczorowe spotkanie w Anglo-Szkockim Pucharze, ale w obydwu partiach Forest przyjechal w takich liczbach, ze nic nie wskoralismy. Poza tym na drugim meczu aresztowano 40 naszych ludzi i zamknieto ich w malej celi, a ich zdjecia opublikowano nazajutrz w brukowcu „Sun“(…)
W nastepnym tygodniu krazyly plotki, ze Forest przyjedzie w konkretne liczbie na West Ham. A my wiedzielismy, ze Forest byl w stanie sie zmobilizowac. Niedawno weszli do pierwszej ligi i maszerowali na szczyt tabeli pod batuta Brian´a Clough´a. Ich kibice jednak zyli jeszcze w przeszlosci, biegali jak w latach Skinhead´ow w plaszczach Crombie i z naostrzonymi grzebieniami ze stali. Ale jednak kibice innych londynskich klubow jechali ze zmieszanymi uczuciami do Nottingham, po tym jak Tottenham, w meczu pucharowym, nie zle tam wpadl pod kola.
Reputacja Forestu pochodzila z niemilego przyzwyczajenia wylapywania kibicow przyjezdnych i wrzucania ich do rzeki. Tak nam przynajmniej opowiadal Tottenham, do tego jeszcze inne horrory. Ale juz krotko pozniej Chelsea pokazala chlopakom z Nottingham co potrafi, a Tottenham otrzymal kilka lat pozniej szanse na rewanz. West Ham jednak gral rzadko z Nottingham, a jak juz gralismy, to mielismy juz taka fame, ze z ich strony nie starano sie do nas przyjechac. Dlatego nikomu nie chcialo sie uwierzyc, ze tym razem pokaza sie na Upton Park. Do tej kolejki mielismy u siebie Norwich, ManCity, QPR, Everton i Boro i nikt sie nie przypucowal. Mialo sie wrazenie, ze Upton Park jest strefa zabroniona.
Nadszedl dzien meczu i jak zawsze krecilismy sie na i w okolicy Greet Street. Okolo 11-tej pokazaly sie rzeczywiscie grupki ludzi w czerwono-bialych barwach, spacerowali po naszych ulicach, jakby byli u siebie w domu. Wydawalo sie, ze wogole ich nie obchodzi, co sie dookola dzieje – blad, za ktory juz wkrotce mieli zaplacic.
Godzina 14-ta, i jestesmy wszedzie pod Queen´s Pub, na rynku, a on jest doslownie kilka metrow od stacji Upton Park. Nagle przybiegaja nasi zwiadowcy z metra w kierunku Barking.
Barking lezy na trasie, ktora policja wybiera dla kibicow przyjezdnych. Nasi juniorzy przyrzekaja podnieceni, ze w Barking bylo ich setki: „Dwa specjale! Przyjechali dwoma specjalami!“. „Serio?“. Trudno nam bylo w to uwierzyc, myslelismy, ze to jakis zart. Nasze ostatnie dwa mecze u siebie, z Evertonem i Boro, byly absolutnym rozczarowaniem i male mielismy nadzieje, ze z Forest mialo byc inaczej.
Nawet nie 10 minut pozniej wchodzi duza grupa kibicow Forest na schody, swierzo przybyli z Barking. I niespodziewanie dobrze zorganizowana banda! 500-600 glow, duzo zgredow pomieszanych z malolatami, maszeruje w eskorcie po Green Street.(...)Powoli, w malych grupkach infiltrujemy eskorte, w ktorej, jak widac, maszeruja tez nasi ludzie, ktorzy wmieszali sie juz w metrze. W koncu mamy jeszcze male mobilne nabojki w bocznych uliczkach, gotowe wjebac kazdemu, kto sie tylko zgubi.
Nareszcie pokazali sie na Upton Park! Na wszystkich twarzach widac bylo zadowolenie, wszedzie usmiechy jak na zabawie. A na twarzach Forestu widac bylo niepewnosc, jakby chcieli powiedziec: tylko na stadion, my nic nie chcemy.Poprowadzono ich w kierunku South Bank, przez wejscie od Castle Street. I wszyscy z West Ham, ktorzy wszmuglowali sie w eskorte, weszli razem z nimi na stadion.
South Bank, trybuna zabramkowa, byla podzielona plotami, 2/3 dla gospodarzy, 1/3 dla gosci. Ci z nas, ktorzy nie weszli w eskorcie na South Bank, ruszyli w kierunku kolowrotkow ze strony Green Street, wpychajac sie na sektor gosci. Porzadkowi? Zero problemu – w tamtych czasach nie bylo tam czegos takiego.(...)
Foerst, teraz w bezpiecznym rejonie, zdecydowal sie odwazyc i dac swym kopaczom do zrozumienia, ze dojechali. “Forest! Forest! Forest!”. Wystarczy. Wszyscy fani West Ham, ktorzy byli na sektorze gosci wyslali Forest w dol trybuny az pod boisko. Policja zareagowala calkowicie bez planu.(...)
Z przodu, na murawie, policja zaczela kasowac pierwszych kibicow Forest, podczas gdy West Ham dalej parl do przodu. Ucieczka na boisko? To jednak nie podobalo sie policji. Ale jednak: w przeciagu pieciu minut przezdni znalezli sie kompletnie na murawie.(...) Glosne okrzyki z naszej strony, na krotko przerwane przez smiech, jak czterech kolesi z trybuny wschodniej przebieglo przez boisko, rozdalo kilka ciosow i kopniakow i wrocilo na swoj sektor.
Forest szybko stracil pewnosc siebie. Zdziwienie na wielu twarzach. Co my tu robimy na murawie? Jak mamy sie obronic? Na South Bank zapraszano gosci spowrotem na sektor. Tetnice pompowaly, rece dziko gestykulowaly, twarze pokrzywione wsciekloscia i jak wygladalo, ze West Ham tez chce wejsc na murawe, Forest ruszyl sie: chcieli znalesc jakies bezpieczne miejsce.
Wypelniony mysla o wlasne zdrowie, kibice Forestu uciekali, gdzie sie da. Wielu z nich w kierunku North Bank, tylko po to zeby zebrac plaskacze od West Side Boys, gangu West Ham na Skinhead-Revival-Trip.(...) No i stali tak na srodku boiska, a North Bank zapraszal ich goscinnie, spiewajac “Come Up The North Bank!”
Kiedy policji powiedziano, ze mnostwo Forest bylo juz u sanitariuszy po oberwaniu nozami, zdecydowano, ze najbezpieczniejszym sektorem dla Forest bedzie poza stadionem. I kiedy ich wyprowadzano, ich ponizenie zostalo skomletowane – caly stadion zaspiewal ulubiona piosenke klubow z polnocy, ktore mialy nadzieje pojechac na Wembley*: stary przeboj “Que sera, sera” stal sie: “Dlaczego juz idziecie? O 14:50, 50?”
Forest wpakowano w autobusy i pociagi, ktorymi przyjechali i w droge w kierunku autostrady M1, na polnoc. A mecz nawet sie jeszcze nie zaczal.
Widzimy sie, Forest.


* Jak wiadomo final pucharu FA zawsze odbywal sie na Wembley. Dlatego spiewano czesto “Que sera, sera, whatever will be, will be, we´re going to Wembley! – moje przypomninie.
Reszta jest niestety nie dopracowana.
„Najtańszą odmianą dumy jest duma narodowa. Każdy żałosny głupiec, który nie ma na świecie nic, z czego mógłby być dumny, jako ostatniej deski ratunku czepia się narodu, tylko po to, by być z czegoś dumnym” - A. Schopenhauer

kiwa jako tako
Posty: 773
Rejestracja: 07.06.2007, 18:40
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: kiwa jako tako » 22.03.2008, 12:25

Dzieki za to :!:

A jakie jeszcze kluby są niedopracowane ?

Störtebeker
Posty: 111
Rejestracja: 02.03.2007, 21:23

Post autor: Störtebeker » 22.03.2008, 13:39

Niedopracowane i niedokonczone:

Rozdzial 1: Poczatki
Jest za pietnascie piata. Mieszkancy z okolic Upton Park slysza kocowy gwizdek i okrzyk widzow. Polowanie jest otwarte. Juz wkrotce stadion wypluje masy kibicow. Dla przyjezdnych wybila godzina, ktorej sie obawiano. Bo tutaj, na Upton Park, na East End Londynu, napotykamy grupe mlodych mezczyzn majacych w glowie chaos, przemoc i rozroby, napotykamy na byc moze najslynniejsza bande pilkarskich zadymiarzy – napotykamy InterCity Firm.
W poznych latach 70-tych i wczesnych 80-tych ICF byla legenda sily walki West Ham´u. Chociaz ich ambicja ulokowania West Ham jako bezapelacyjnego wladcy Wielkiej Brytani w lidze pilkarskich chuliganow pochodzila z duzo starszej grupy: nabojki Mile End.
Mile End pojawil sie jako banda w roku 1968, kiedy biali skinheadzi z klasy robotniczej wschodniego Londynu zaczeli sie zbierac za bramka, na trybunie stojacej. Nasza trybuna byla North Bank, najwieksza z czterech Upton Park´u.
Dla wielu nastolatkow przemoc i subkultura band byla czescia dorastania. Wiekszosc czlonkow tych band byla w wielu 12-20 lat, i nie rzadko dochodzilo do klotni pomiedzy
pojedynczymi czlonkami czy pomiedzy roznymi bandami, gdzie chodzilo o kolejnosc w tabeli.
Mile End byl jednak inny. Oni nalezeli do niewielu z band, ktorych czlonkowie nie miescili sie wiekowo w wyzej wymienionej grupie. Podobnie jak wielkie rody cyganskie, byli ekstremalnie zamknietym i wiernym gangiem, gdzie wiele czolowych glow bylo z soba spokrewnione – wielu z nich bylo bracmi. Zeby nalezec do nich, trzeby bylo pochodzic z dzielnicy Mile End na wschodzie Londynu. Ta banda nie ufala nikomu i wiecznie szukala zadymy; tez z innymi kibicami West Ham´u. Czasami lali sie miedzy soba; w tym przpadku lepiej bylo nie probowac ich rozdzielac.
Z poczatkiem lat 70-tych Mile End wyrobil sobie okropna renome. Nawer zdystansowano sie od innych kibicow West Ham´u, przechodzac na South Bank. Ich status byl taki, ze byli bohaterami wsrod najtwardzieszych Mlotow (przydomek West Ham´u) i wielu naszych ludzi mialo uzasadnione obawy. Jezeli jednak chodzilo wyskoczyc z jakimis rywalami, szczegolnie londynskimi, Mile End nie rzakdo byl naszym ratunkiem.
W miedzyczasie West Ham osiagnal mistrzostwo kraju w zdobywaniu trybun przeciwnika. Przypatrujac sie z drugiej strony stadionu, wydawalo sie, ze to pojedynki pomiedzy dwoma armiami. Jednak byc w srodku tych starc, brac w tym udzial, bylo o wiele bardziej podniecajace. Bill Gardner, byly Top-Man z ICF, trafnie to opisuje, mowiac: “To jest ten okrzyk, ten potezny ryk, az wlosy na karku staja ci deba, krotko przed mordobiciem. Okrzyk ´teraz´ i wszyscy sie napierdalaja”.
Czasy pierwszych skinheadow, 1968, byly fenomenem duzego pokroju, czas mlodziezy, gdzie bylo sie przeciwko wszystkiemu. No i c***, ze byles biedny, bez dobrego wyksztalcenia, skazany na zycie w nudnej pracy, albo ze byles w wieku, kiedy twoje zdanie nikogo nie obchodzilo i nie byles w stanie niczego zmienic. Pokazalismy calemu swiatu: Jestesmy tu! Tu stoimy! Wypierdalac!

* * *

Przed meczami sptykales sie z kumplami. Nosilo sie Levi´s albo Sta-Press, szelki i glany, bylo sie ogolonym na lyso, albo na zapalke z wygolonymi bokami, albo mialo porostu dlugie wlosy, w stylu zespolu Slade. Do tego nosilo sie koszule w krate Brutus´a albo Ben Sherman´a, moze ze swetrem Slazeger´a, plaszcz Crombie albo kurtka Harrington. Jezeli twoja praca dawala wiecej szmalu, moze bylo cie stac na prawdziwy welniany plaszcz z Petticoat Lane.
Jedziemy metrem. Coraz wiecej chlopakow wsiada do pociagu i przylacza sie do nas. Wlasciwie sie nie znacie, ale rozpoznajecie sie po ciuchach, widzicie jedwabne szale zapowiadajace “Super Irons”. Teraz jestes w najwiekszej bandzie wszystkich czasow. Teraz jestes jednym z twardzieli West Ham´u. Nikt ci nie mowi, co ci wolno a co nie, ani nie twoi rodzice, ani twoj nauczyciel, ani nie ten skurwysyn z pracy. To jest rewolucja nastolatkow.
Odkrecamy uchwyty z sufitu metra, zajebiscie nadaja sie na palki. Chlopaki wyciagaja noze sprezynowe, zeby postraszyc troche frajera ze scyzorykiem. Caly pociag tanczy, bo kazdy spiewa teraz “Kness Up, Mother Brown” i podskakuje jak wariat. Dochodzi do walk “na niby”. Rozpruwa sie siedzenia, demoluje wagony. I coraz wiecej ludzi zbieramy na Lini District. W koncu dojezdzamy do dworca Mile End, gdzie wsiada ich nabojka i wyrzuca kazdego, kogo nie zna.
Jestesmy podjarani. Podnieta doprowadza do ekstazy. Teraz z Mile End na burcie czujemy sie nie do pobicia.
Coraz glosniejsze okrzyki: “M.I.L.E. E.N.D.!”
Spiewamy i wydzieramy sie, przez cala droge do North Bank Arsenal´u, Shed Chelsea, czy Park Lane Tottenham´u – obojetnie dokad jedziemy. Dopiero dwunasta, jeszcze trzy godziny do meczu. Wybiegamy przez barierki konduktorow, nikt nie ma biletu, spiewamy “As She Wheels The Wheelbarrow, Through The Streets Broad And Narrow”, ale szybkie “pssst, pssst” ucisza nas i przypomina, ze jestesmy na terenie wrogiego klubu, w drodze na ich trybune.
Mile End idzie teraz wlasnymi drogami, co nas wpierw niepokoi, ale wkrotce zapominamy o tym: my jestesmy West Ham, jestemy w stanie wziasc sprawe w swoje dlonie. Idzie sie za kims, o ktorym ma sie zdanie, ze jest najwiekszym twardzielem w bandzie.
Teraz nadchodzi nastepny moment napiecia. Dotarlismy do kolowrotkow przy wejsciu na ich trybune. Jednak z tego zrobilismy wrecz sztuke. Psiarnia jest naokolo nas, popychaja nas i bluzgaja, zebysmy ustawili sie w kolejce. Nie widac zadnych barw, szale i znaczki dokladnie skitralismy. Urzedasy mysla, ze jestesmy kibolami druzyny gospodarzy i tak powinno byc. Wchodzimy po betonowych schodach na bok ich trybuny – nigdy nie bierzemy srodkowego wejscia, ktore prowadzi prosto za bramke; tam na pewno by na nas czekali. Nie, podchodzisz ich z boku. Cierpliwosci, cierpliwosci, tlumisz w sobie ochote na atak, doputy nie zbierze sie nas odpowiednio duzo. Tyko tak uda nam utrzymac sie miejsca, ktore zaraz zdobedziemy, jak tylko wystartujemy niespodziany atak.
Glosne okrzyki. Zaczelo sie, bezposrednio za bramka, na srodku ich trybuny. Albo ich kibice nas rozpoznali, albo nasi twardziele juz zaatakowali, wiedzac, ze jestesmy w drodze do nich.
To sa dlugie i nieprzyjemne minuty. Zniszczono swietosc. Nikt nie pozwoli ci bezkarnie, wejsc poprostu na sektor gospodarzy i go zdobyc. Shanbiono by dume calej dzielnicy, nie tylko tego idioty, z ktorym wlasnie sie lejesz.
Kiedykolwiek trybuna gospodarzy zostala zdobyta przez gosci, bylo to ultymatywne ponizenie. Ataki na trybuny wchodza w historie i nigdy nie zostana zapomniane. Moralnosc i duma kibicow domowych sa zachwiane, a oni czuja sie poprostu shanbieni. Poniewaz u siebie, tak sie oczekuje, masz fortel duzej masy. I nawet kiedy gospodarze pozniej, na ulicach naokolo stadionu, odbija sobie jak tylko wygraja, to jest to tylko pociecha, ktora zapomina sie po kilku sezonach. Bo wszystko zalezy od tego, czy byles w stanie obronic twoja trybune, twoje terytorium.
Miejscowi napierdalaja teraz kazdego, kogo nie znaja, a ty idziesz naokolo trybuny, zeby dojsc do swoich. Idac tam trafiasz na grupki przeciwnika. Jednego chwytasz za szal, walisz w banie i kiedy morda mu puchnie jego kumple probuja oddac komplement i sprzedaja ci kopy.
I jakos wchodzi porzadek w ten caly chaos, slyszysz krzyki i spiewy. Wszyscy naokolo siebie spiewaja teraz: “We Took The North Bank, Highbury, Again” albo “We Took The Chelsea Shed Again” – a moze byl to Park Lane na Tottenham´ie?
Atmosfera zaglusza wszystko, spienieni gospodarze zbieraja sie na nowo. Dalej urzymuja
strategicznie wazna pozycje za bramka, ale teraz musza je podzielic z nami.
Jestesmy magnezem dla wszystkich swirow na stadionie. W tamtych czasach mozna bylo sie poruszac na calym stadionie i przez to jest nas coraz wiecej, nasi dochodza z kazdej strony. Policja tez. Jest nas za wielu, wyklucza to aresztowania, a wiec probuja rozdzielic rywalizujacych kibicow niebieska linia. Chwytaja sie pod pachy i buduja tak ludzki wal, z nadzieja, ze w ten sposob zakoncza walki. (...)
Ale w miedzyczasie zbiera sie nowy wybuch przemocy. Pierwsze okrzyki i halas walki zawolaly kazdego potenclajnego zadymiarza z okolicznych knajp i ulic. Nic nie funkcjonuje szybciej niz “gluchy telefon sektorow stojacych”: “ku***, bastardy z West Ham´u probuja zdobyc nasza trybune!”
I rzeczywiscie widzimy ich jak wpadaja na stadion, czerwoni z nienawisci i wscieklosci na nasza bezczelnosc. No tak, ta bezczelnosc wymaga wyjasnien, przeciez tu chodzi o terytorialne sprawy. I to wlasnie byla nasza sztuka: normalnie goscie startuja ataki na godzine przed meczem. To gwarantuje maksymalna uwage i wspaniale publicity. My jednak mielismy wlasna taktyke zaskoczenia przeciwnika, i pojawialismy nie zadko juz trzy godziny wczesniej, tez zeby wprowadzic psiarnie w blad. W koncu wiadome bylo, panowie w mundurach nigdy nie opuszczali komisariatu przed godzina pierwsza. W dodatku przeciwnik byl wtedy w korzystnej liczbie, co nam umozliwialo “wbic sie w ziemie” i to w taki sposob, ze i psiarnia bedzie miala klopty z usunieciem nas. A to z kolei oznaczalo, ze kompromisem bedzie ludzki wal – i to gospodarze beda musieli wykonac nastepny ruch.
Niepisanym prawem bylo: trybuna uwazana jest za zdobyta, jezeli przeciwnik utrzymal sie na niej do pierwszego gwizdka. Tak samo trybuna byla zdobyta, jezeli udalo ci sie przegnac kibicow z sektora za bramka i nie przeciwnik, tylko policja cie wygnala.
W wiekszosci byly to przepychanki. Obie strony probowaly masami cial przebic linie policyjne i wypchac nabojke przeciwnika. My, agresorzy, bedziemy starali sie zdobyc jak najwyzsze stanowiska, kiedy wrog atakowal z obu stron.
Czesto lataly pilki golfowe albo monety. Palki policyjne praly tych, ktorzy mieli miej szczescia i zostali wepchnieci w kordon. I nagle gdzies slychac, calkiem blisko, odglosy kolejnej ostrej zadymy, bezposrednio z centrum wroga, w towarzystwie glosnego ryku:
“M.I.L.E. E.N.D.!”. Naboja z Mile End wbija sie na nasza party, spoznieni, pijani, uzbrojeni.
Z zadymy robi sie chaos, co zmusza policje do twardszych srodkow. Teraz musisz sie zdecydowac: zostan gdzie jestes i daj sie zwinac, albo chodz z nami.
Policja wypycha chlopakow na boisko, potem prowadzi ich wzdluz lini bocznej, mecz jest przerwany a wsciekli kibice gospodarzy wyzywaja fanow gosci. I oto wlasnie chodzilo w zdobywaniu trybun. To byl ten kop.
Uwielbialem, kiedy ktos z nas mial swoj wlasny moment. Wielki bohater dnia. Spotykasz typa, na ktorego dotychczas nie zwracales uwagi, tylko kiwniecie glowa tu i tam; wiadomo, jest sie West Ham. Potem, kiedys pozniej w sezonie, tkwisz w ostrej zadymie, i nagle ten koles przerasta samego siebie i napierdala jak trzeba. Teraz kazdy o nim mowi. Po sezoanch, lata pozniej ludzie go pamietaja: “Ach tak, ten-a-ten, prawdziwy swir, pamietasz, jak...”.

Nic nie mozna bylo porownac do jezdzenia z West Ham, w tamtych czasach, kiedy bojki na stadionach weszly w mode. Bylo to tak samo niebezpieczne jak i zajebiste. Od pewnego czasu nasi kibole mieli wieksza renome niz nasza druzyna: kiedy mowilo sie o West Ham´ie, to nie o klubie pilkarskim, a juz wogole nie o pojedynczych pilkarzach. Chodzilo o zdolnosci bokserskie nabojek z East End´u, ktore byly slynne na caly kraj. W koncu, na poczatku lat 80-tych, bylismy na pierwszych stronach gazet, i kazdy mowil nam po imieniu:ICF.
Przy czym nasza slawa pochodzila z faktu, ze nawet z walk z liczebnie wiekszym przeciwnikiem czesto wychodzilismy jako zwyciesca – szczegolnie na wyjezdzie, gdzie bylo ich mnostwo. A nawet, kiedy nas rozniesiono, to postaralismy sie, zeby kazdy skumal jak bardzo bylismy zgrani i lalismy sie z kazdym, obojetnie co mialo sie wydarzyc.
To znaczylo, ze kazdy, ktory przeciwko nam chcial zdobyc punkty, musial nastawic sie na prawdziwe mordobicie. Z nami nie bylo tych niewypowiedzianych ukladow jak „wpierw my gonimy was, potem wy nas, i jak nikt sie nie potknie, wszyscy idziemy cali i zdrowi do domu“. Lalismy sie, zeby spelnic oczekiwania tych, ktorzy znali nas z czasow Mile End. Tym zachowaniem przejebalismy sobie u wielu innych kiboli, co tez moze bylo powodem, ze na meczach kadry zawsze zostawalismy miedzy soba i nigdy nie stalismy sie czescia sceny Angli.
Wszedzie poza West Ham´em ludzie widzieli nas jako wielka jednostke, ktora szczegolnie dobrze trzymala fason. Faktem bylo jednak, ze bylismy podzieleni na wiele grup, zeleznie od wieku czy miejsca zamieszkania. A w koncu bylo tez mase ludzi, ktorzy pokazywali sie wylacznie na szczegolne mecze. Jezeli jednak chodzilo o cos waznego, wszyscy trzymali sie kupy.
We wczesnych latach 70-tych to raczej Chelsea i chuligani Manchsteru United staly w fokusie prasy, pomimo, ze nasza podrozna armia czesto byla wmieszana w konkretne rozroby, ktore tez byly warte strony nr 1. Ale my i tak wiedzielismy, kto byl nr 1 w Londynie. Niestety wiedziala tez to inna nabojka, skoro tak nas chcial dopasc; a byla to „banda“, od ktorej naprawde nic nie chcielismy – to byla policja.
Rozdzial o Chelsea
Kochalem lata z Chelsea. W koncu mieli nabojke slynna na caly kraj, armie wielkosci Machesteru United i reputacje nie do porownania. Chelsea chetnie razgrywal swoja liczebna przewage, wpadali w wielkich liczbach i wszedzie pokazywali swoje barwy, pewni, ze ich nabojka byla za wielka, zeby im podskoczyc. Jezeli jednak prawdziwym twardzielom udalo sie wszmuglowac w ich szeregi i troche zamieszac, okazywalo sie, ze Chelsea byl kupa spiewakow.
Pamietam ich w kazdym razie jako spiewakow, z glosnymi spiewami z trybuny, jak oni nie sa zajebisci, a jaka kupa gowna ty jestes. Chelsea mial mnostwo kiboli. Poza Londynem bardzo ich szanowano. Jezeli jednak chodzi o nas, to oni byli tylko dobrzy w tym, jezeli chodzilo o rozpierdalanie rzeczy: pociagi specjalne, promenada plazowa w Brighton; cokolwiek nie wymysliles, Chelsea to rozjebal. Slowiki z Chelsea regularnie ladowali na pierwszych stronach gazet. Oni i ManU. Mielismy dosc wiecznie wyczytywac, ze to oni sa najwiekszymi twardzielami w kraju. Spiewali, ze nikt nie zdobedzie Shed´u. Nawet te biedne typy z West Ham. Chelsea byl na fali. Lata z Peterem Osgoodem najwyrazniej odbily im w glowie.
Moje pierwsze wspomnienie o ataku na Shed pochodzi z roku 1973, kiedy Clyde Best wrzucil im dwie bramki na nasze zwyciestwo 4:2. Bylem wtedy z bracmi King w akcji, z banda z Woolwich, ktorzy byli duzo starsi odemnie i juz pracowali. Tego dnia bylismy dosc pomieszana grupa z wielu dzielnic West Ham; w sumie dosc liczna banda, z terenow na poludnie od Tamizy, z ludzmi z Dartford, Belvedere, Erith, Woolwich, Plumstead i Thamesmead.
Z glosnym „siemano“ wsiedlismy do przepelnionego metra w kierunku Embankment. Jakos udalo nam sie wcisnac. Z trudem nasze stopy znalazly miejsce, a caly pociag spiewal:“She wheels her barrow through the streets broad and narrow!“
To byl czysty West Ham: rozspiewany, rozbawiony, dorosli mezczyzni z brodami i bebzolami razem z dlugowlosymi malolatami, ktorzy tak samo nienawidzili szkoly jak i pracy. Niekonczaca sie procesja Doc Martens´ow. Kazdy kochal te glany, podziwial ich staranne wypolerowanie, przedyskutowywal plusy i minusy modeli ze stalowym czubem buta (swiry wierzyli tylko w to, jednak wiekszosc uwazala, ze model ze stala niszczy klasyczna forme buta). I im blizej bylismy celu, tym bardziej zaciagalo sie sznurowski: wszystko musi byc w porzadku, jezeli chcesz rozdawac kopniaki.
Stacja Earls Court, dzwi sie otwieraja. Co jest grane? Wszyscy wysiadaja, wiec ty tez. Ale czy nie mielismy pojechac do Fulham Broadway, do stacji blizej lezacej Chelsea? Wyciagasz glowe i starsz sie zobaczyc, co sie dzieje z przodu. Gdzies slychac okrzyk: “Mile End! Mile End!”. Wszyscy przyspieszaja tempo, na schody w kierunku wyjscia(...) Nagle lekka panika, nasza grupa zmienila kierunek, ludzie z przodu wracaja. “Wsiadac! Jedziemy dalej!”, wydziera sie Wardy “Dzuma”, wtedy bardzo znana twarz na West Ham. Wszyscy wpychaja sie przedzialow, przechodzisz przez wagony, cieszysz sie, ze odnalazles kumpli. Straszny tlok, niektorzy stoja na siedzeniach, inni na stopach sasiada. Psiarnia patroluje. “Cass! Przegapiles cala akcje!”, nabija sie ze mnie jeden z Bagnells´ow. Chelsea stal na calym peronie, zanim nasze dwa pierwsze wagony oproznily sie, a jak wysiedlismy w komlecie, te Chelsea juz dawno zwial do wyjsc.
Mendy jednak nas rozdzielily, ale kilku udalo sie skroic pare szali na pamiatke.(...) Kazdy chce drugiemu odebrac te zdobycze wojenne. Sciany twojego pokoju byly pelne zdobycznych szali, i zawsze przynosiles je na mecze z odpowiednimi klubami, opowiadales pasujace historie, co potwierdzalo, ze juz byles w poczecie legend trybun stojacych.
Wysiadka, jestesmy na Fulham Broadway. Sokisci sie nie pokazali, przejmuje nas miejscowa psiarnia. Wszyscy milczymy opuszczajac dworzec. Starannie wybierasz kanara, ktorego chcesz przekrecic. Mendy zwijaja 1-2 osoby, co dale reszcie wolne wyjscie.(...) Jestesmy tam na ich terytorium. Przed wejsciem stoi kordon policji, maja nasza nabojke rozdzielic, przelamac formacje, nie wolno nam isc cala ulica. Porzadek musi byc.
Jeszcze raz sprawdzamy, czy barwy sa dobrze skitrane, mijamy wejscia na Notrh Stand, trybune gosci. Krotkie spojrzenie w tyl: psiarnia wyciaga naszym sznurowadla z butow. Widocznie tez znalezli u kogos stalowy grzebien. Byly one wtedy dosyc popularne. Dla tych kiboli West Ham´u mecz sie skonczyl; teraz moga tylko liczyc na jakies akcje po ostatnim gwizdku.
Kazdy idzie teraz osobno. Tylko nie zwrocic na siebie uwagi. Ale kazdy przed i za toba robi to samo, czyli idziemy dalej wszyscy razem. A teraz jestesmy za liniami wroga. Wszystkie knajpy Chelsea leza za nami, wszystkie zostaly sprawdzone, ale spotkalismy tylko niechetnych. Starsi juz dawno skumali, zadko co dzieje sie cos na ulicach przed meczem. Chelsea bedzie czekac na nas w „Shed“ albo na „Podworku“. „Podworko“ to olbrzymi plac: jezeli cos od nas chca, to beda tu na nas czekac. A na przeciwko jest ich knajpa, z ktorej wyleca ich kibole, jak cos sie zacznie dziac. Ale pewnie zostalo ostrzezeni przez zwiadowcow, ze nadchodzi konkretna banda West Ham, byc moze nawet przez tych, dla ktorych na krotko opuscilismy metro. Inaczej nie potrafie sobie tego wytlumaczyc, ze Chelsea zwial na Shed.
Nie rozczarujemy ich. Zapomnijcie te bzdury, ze „Nikt nie zdobedzie Shed´u!“ itd. West Ham nie tylko regularnie zdobywal Shed – ta trybuna byla od lat miejscem naszych zbiorek! I to z taka regularnoscia, ze trudno dzisiaj sie dogadac o ktorym szturmowaniu sie akurat mowi, z ktorego roku?
Dla wielu najlepszym atakiem byl w „Roku konnego policjanta“. Zdobylismy Shed, psiarnia nas wyjebala, wiec przebieglismy przez boisko i zdobylismy go jeszcze raz. To bylo w wigilie 1977, jak Mouthy Bill pamieta:
Tym razem podeszlismy ich z drugiej strony, tam gdzie sa kible, naprzeciw glownego wejscia. Widzielismy ich na gorze schodow jak na nas czekaja i musielismy stwierdzic, ze bylismy tym razem o wiele za wczesnie. A wiec wszyscy poszli sie wyszczac, na 10 minut.
Kiedy wrocilismy Chelsea nie bylo, a wiec poszlismy na szczyt Shed´u. Kupilem sobie program i zaczalem czytac, na schodach. No i jak tak sobie stalismy czy siedzielismy, oberwalem nagle w leb. Uslyszalem tylko: „dzisiaj nie ma wigilii!“ i juz po mnie skakali.
Tazalismy sie po glebie, wygladalo na to, ze nas rozpoznali. Szybko zwialismy na bok trybuny. Ale tam tez natychmiast nas otoczono i przycisnieto do plotu. Dickle i reszta stala po drugiej stronie i probowali nam pomoc, lejac przez plot Chelsea. Z dolu nadeszla psiarnia, rodzielila nas. „Uwazajcie, chlopcy! Zaraz was wypuscimy, to pojdziecie na wasze miejsca. To jest trybuna Chelsea, i dlatego radzimy wam tu nie stac!“
Na co ja odpowiadam:” nie, dziekuje, zostaniemy tu chwileczke. To sie zaraz zmieni”. I wtedy slychac potezny okrzyk, i mozna bylo zobaczyc co sie dzieje, bo Shed ma praktycznie forme polksiezyca: West Ham zaatakowal z drugiej strony, napierdalal w kazdym kierunku. Wpierw Chelsea sie wycofal, potem probowal sie zorganizowac na nowo, zeby w koncu zwiac; caly Shed spierdalal.
To i my z naszej strony zaczelismy tluc. Bralismy pierwszego goscia i pytalismy:”Ej, co tam sie dzieje?”
Jezeli odpowiadal: “West Ham! Atakuja nasz Shed!” to dostawal w*******. Dosc szybko przebijalismy sie az do tej drugiej naszej bandy. Shed zdobyty.
Jezeli ktos wlada niemieckim i chce, to moge zeskanowac kilka rzeczy z ksiazek:

1. "Conratulations, You Have Just Met The ICF" (West Ham)
2. "Hollifan" (Chelsea)
3. "Boys From The Mersey" (Liverpool)
4. "Tuesday Night in Grimsby - Diary Of A Masochist"
5. "I Was Born Under The Cold Blow Lane (obie Millwall)
6. "Terrace Legends" (rozne)

i wyslac. Wiecej na PM
„Najtańszą odmianą dumy jest duma narodowa. Każdy żałosny głupiec, który nie ma na świecie nic, z czego mógłby być dumny, jako ostatniej deski ratunku czepia się narodu, tylko po to, by być z czegoś dumnym” - A. Schopenhauer

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 22.03.2008, 14:27

Te ksiazki wymienione przez Ciebie powyzej maja na Wyspach opinie "bajek tysiaca i jednej nocy" jesli mialbym polecic jakiekolwiek do tlumaczenia byly by to
1. "Suicide Squad" - Burnley FC
2. "From skinheads to stone island" - Swansea
3. "Inter City Firm Rangers" - Glasgow Rangers
4. "Naughty Forty" - Stoke City
5. "Villains" - Aston Villa
6. "Service Crew" - Leeds
7. "Flying with the Owl Squad" - Sheffield Wednsday
8. "MIG Down" - Luton
9. "Celtic Soccer Crew" - Celtic
10. "These colours don't run" - Hibernian
11. "Soul Crew" - Cardiff City
12. "Rolling with 6.57 Crew" - Portsmouth
13. "Gilly- running with the pack of wolves" - Wolverhampton Wanderers
14. "Forest Executie Crew"- Nottingham Forest
15. "Armed for the match" - Chelsea

To tak na poczatek,bo jasne ze jest tego troszke :lol: wiecej, a caly czas nowych przybywa :D pozdro
rangers till the river boyne is dry

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 22.03.2008, 20:33

Burnley FC to w stosunku do wielkosci miasta i osiagniec klubu najlepsza ekipa na Wyspach,potwierdzi wam to kazdy Angol z kazdego pokolenia,moze nie tak "medialna" jak inne ale naprawde charakterna i wszyscy sie z nimi licza.pozdro
rangers till the river boyne is dry

Sven
Posty: 299
Rejestracja: 03.03.2007, 15:02

Fotka

Post autor: Sven » 23.03.2008, 18:02

Znalazłem w necie starą fotkę kibiców Chelsea Londyn
[link]

Ciekawe który to może być rok?
[link]

daniswa
Posty: 213
Rejestracja: 11.03.2007, 07:22

Post autor: daniswa » 23.03.2008, 18:52

jakby ktoś miał więcej rzeczy typu jakie wrzucił Störtebeker albo wiedział gdzie takowe dostać to byłbym wdzięczny :wink:
DROID napisał:Dokładnie, niby wielka Unia, a tu ani fotek ani wymiarów bicepsa. W zimę to każdy mądry w puchowej kurtce

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 23.03.2008, 19:39

wszystkie wymienione ksiazki sa do kupienia na [link] a zdjecie Chelsea to stara The Shed na bank przed 1986 rokiem (bo wtedy zdemontowali plot) ja obstawiam 1984-85,z uwagi na to jak sa ubrani kolesie na sektorze :lol: pozdro
rangers till the river boyne is dry

Sven
Posty: 299
Rejestracja: 03.03.2007, 15:02

Post autor: Sven » 24.03.2008, 14:49

Obiło mi się o uszy że jakaś/jakieś ekipy angielskie mają dobrze rozwiniętą ultraskę. Czytałem to chyba w TKM+. Czy ktoś może pamięta nazwy klubów tych ekip.
[link]

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 24.03.2008, 14:57

nie lubie powtarzac swoich wlasnych artykulow hehe ale ok
Accrington Stanley
Peterborough
Crystal Palace
pzdr
rangers till the river boyne is dry

Störtebeker
Posty: 111
Rejestracja: 02.03.2007, 21:23

Post autor: Störtebeker » 24.03.2008, 15:52

nisc_PL pisze:Te ksiazki wymienione przez Ciebie powyzej maja na Wyspach opinie "bajek tysiaca i jednej nocy" jesli mialbym polecic jakiekolwiek do tlumaczenia byly by to
1. "Suicide Squad" - Burnley FC
2. "From skinheads to stone island" - Swansea
3. "Inter City Firm Rangers" - Glasgow Rangers
4. "Naughty Forty" - Stoke City
5. "Villains" - Aston Villa
6. "Service Crew" - Leeds
7. "Flying with the Owl Squad" - Sheffield Wednsday
8. "MIG Down" - Luton
9. "Celtic Soccer Crew" - Celtic
10. "These colours don't run" - Hibernian
11. "Soul Crew" - Cardiff City
12. "Rolling with 6.57 Crew" - Portsmouth
13. "Gilly- running with the pack of wolves" - Wolverhampton Wanderers
14. "Forest Executie Crew"- Nottingham Forest
15. "Armed for the match" - Chelsea

To tak na poczatek,bo jasne ze jest tego troszke :lol: wiecej, a caly czas nowych przybywa :D pozdro
Umowmy sie, ze wszystkie ksiazki chuliganskie sa troche tendencyjne, co? Wymienione przezemnie sa tlumaczeniami na jezyk niemiecki, czyli wydane kilka lat temu w Anglii i opisuja wydarzenia z lat 60-80.
"Hollifan" i "Congratulations..." spominaja te same mecze i opisy jako tako sie pokrywaja.
"Boys from the Mersey" prawie wogole nie chwyta sie zadym, chodzi tam o cos innego :lol:
Ksiazki o Millwall z reszta tez.
A "Terrace Legends" jest zbiorem tych samych pytan zadanych wielu kibolom starej daty z czesciowo wymienionych przez Ciebie ekip.
A wiec pisanie o "bajkach z 1000 i 1 nocy" to lekka przesada.

Pozdrowienia i wesolej reszty swiat.

PS. A z niecierpliwoscia oczekuje przeczytania wspomnien ekipy z Luton :roll:
„Najtańszą odmianą dumy jest duma narodowa. Każdy żałosny głupiec, który nie ma na świecie nic, z czego mógłby być dumny, jako ostatniej deski ratunku czepia się narodu, tylko po to, by być z czegoś dumnym” - A. Schopenhauer

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 24.03.2008, 19:12

moj post jak i (prawie) wszystkie traktuj z niewielkim przymruzeniem oka.Ja wlasnie czekam az dojda do mnie 3 ksiazki "Bring out Your riot gear Hearts are here" o Hearts of Midlothian, "Waiting for Glory" Preston North End i "BBC 2 " czyli o mlodziezy Sheffield United.
pozdrawiam

TYBET JEST SERBSKI :D
rangers till the river boyne is dry

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 31.03.2008, 19:53

ch...sie po wlasnym poscie wpisywac ale garsc informacji co ciekawego kibicowsko nadhcodzi na Wyspach i w ROI 8) .
12 kwietnia Sunderland-Man City
Burnley- Sheffield United
Harlepool- Millwall
14 kwietnia Sheffield Wednsday- Plymouth
15 kwietnia Volves- WBA
19 kwietnia Millwall- Leeds :shock:
no i w Roi 24 maja w Dublinie towarzyski mecz eire - SERBIA moze wiec poprzec braci Slowian jakims transaprentem podobnym do tych na lidze odnosnbie Kosowa:) pozdro
rangers till the river boyne is dry

szczena_uns
Posty: 842
Rejestracja: 27.02.2007, 15:08
Lokalizacja: Nowa Sarzyna

Post autor: szczena_uns » 31.03.2008, 20:15

transparent napewno będzie bo już załatwiłem sobie materiał na niego i bilety na ten mecz już zaklepane :)
W IMIÉ OJCA I SYNA UNIA NOWA SARZYNA

Prezes
Posty: 92
Rejestracja: 27.02.2007, 01:27
Lokalizacja: na emigracji

Post autor: Prezes » 31.03.2008, 20:47

szczena_uns pisze:transparent napewno będzie bo już załatwiłem sobie materiał na niego i bilety na ten mecz już zaklepane :)
bardzo Was Panowie prosze - nie robcie siary z tymi transparentami.

pewien Serb udzielajacy sie na tym forum, ktory zginal w tragicznych okolicznosciach bardzo jasno powiedzial jakie Serbowie maja na temat takich transparentow zdanie - bylo to przed meczem Serbia - Polska...

poza tym ja Serbow za naszych braci nie uwazam...

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 31.03.2008, 21:34

nie znam zdania goscia z tego forum, mi wystarcza opinie ze wszystkich forow klubowych z Serbii zasypane setkami podzekowan za to jak jako jedni z niewielu popieramy sluszna idee.jesli nie uwazasz Serbow za braci Twoja sprawa,jest demokracja,nikt nikogo do niczego nie zmusza,nie ma akcji pt. "wszyscy Polacy szyjcie transparenty Kosowo jest serbskie " czy tym podobne.kazdy robi jak uwaza i git.po to walczylismy o demokracje.
ps. mnie tam moga w razie czego za baner zbanowac z Croke Park,i tak sie do Roi wiecej razy nie wybieram hehe :wink:
rangers till the river boyne is dry

1925
Posty: 1115
Rejestracja: 21.06.2007, 09:01
Lokalizacja: New Jersey

Post autor: 1925 » 31.03.2008, 22:38

nisc_PL pisze:ch...sie po wlasnym poscie wpisywac ale garsc informacji co ciekawego kibicowsko nadhcodzi na Wyspach i w ROI 8) .
12 kwietnia Sunderland-Man City
Burnley- Sheffield United
Harlepool- Millwall
14 kwietnia Sheffield Wednsday- Plymouth
15 kwietnia Volves- WBA
19 kwietnia Millwall- Leeds :shock:
no i w Roi 24 maja w Dublinie towarzyski mecz eire - SERBIA moze wiec poprzec braci Slowian jakims transaprentem podobnym do tych na lidze odnosnbie Kosowa:) pozdro
a czy 15 kwietnia nie gra czasem gdzies Linfield w ramach pewnego pucharu ?:)
:arrow:

nisc_PL
Posty: 38
Rejestracja: 25.06.2007, 17:13

Post autor: nisc_PL » 31.03.2008, 22:56

gra gra 8) st patricks dublin w ramach CELTAnta cup,ale tam to coz raczej nie beda mieli konkurencji wiec coz ciekawego???timsi dostana szalu jak Linfield "ich stadion" sprofanuje przyspiewkami i tyle.
ps. do tego 12 kwietnia wylecialo mi z glowy Linfirld-Glentoran ,plecam wszystkim ktorzy siedza w Belfascie
rangers till the river boyne is dry

szczena_uns
Posty: 842
Rejestracja: 27.02.2007, 15:08
Lokalizacja: Nowa Sarzyna

Post autor: szczena_uns » 31.03.2008, 23:41

Tak mecz St.Patrick Dublin - Linfield Belfast jest 15 kwietnia o 19:45 , bilety są po 15 euro ... z tego co mi mówili kolesie z Glentoranu to Linfield jeżdzi w lepszych liczbach i dużo u nich chuliganów .
A co do Linfield to w niedziele zaatakowali jeden z katolickich pubów w centrum Belfastu po tym jak wracali z derbów Cliftonville - Linfield ... w około 70 wjechali do pubu gdzie było około 100 kibiców Celticu ( w tym czasie w tv leciały derby Glasgow), jeden kibic Celticu dostał kosą w szyje i leży w stanie krytycznym w szpitalu ( dzisiaj i wczoraj bardzo sie rozpisywały o tym irlandzkie gazety )
W IMIÉ OJCA I SYNA UNIA NOWA SARZYNA

RHP
Posty: 363
Rejestracja: 22.06.2007, 23:09

Post autor: RHP » 01.04.2008, 02:23

Tak na marginesie to miło czytać, że polscy sympatycy irlandzkiego klubu, dość lubianego w Chorwacji chcą jednak działać dla dobra Serbii hyhy (proszę to brać pół żartem, pół serio :) )...

Falls
Posty: 98
Rejestracja: 06.03.2007, 14:19

Post autor: Falls » 01.04.2008, 10:03

RHP : znów próbujesz sprowokować i mylisz dwie zupełnie różne sprawy...: ))) przcież wiesz że w gruncie rzeczy stoimi po tej samej stronie (dziwne?)
wiesz...nie wszyscy myślą tak jak Ty czy nisc czyli gers i co za tym idzie wszystkie ich poglądy...(już Ci proponowałem wywalenie flagi z gwiazdą dawida przed dom...będzie zupełnie jak na shankill : ))
akurat polaków na ibrox się uwielbia chociaz nisc bedzie chciał za chwile udowodnić że jest odwrotnie : )

Ja akurat wyrażam swój pogląd i mało mnie to obchodzi co popierają kibice Celtów, Irlandczycy czy kibice w Polsce ...

pozdrawiam chwilowo z Port Lairge...
KOSOVO = SERBIA !

1925
Posty: 1115
Rejestracja: 21.06.2007, 09:01
Lokalizacja: New Jersey

Post autor: 1925 » 02.04.2008, 02:08

Falls pisze:RHP : znów próbujesz sprowokować i mylisz dwie zupełnie różne sprawy...: ))) przcież wiesz że w gruncie rzeczy stoimi po tej samej stronie (dziwne?)
wiesz...nie wszyscy myślą tak jak Ty czy nisc czyli gers i co za tym idzie wszystkie ich poglądy...(już Ci proponowałem wywalenie flagi z gwiazdą dawida przed dom...będzie zupełnie jak na shankill : ))
akurat polaków na ibrox się uwielbia chociaz nisc bedzie chciał za chwile udowodnić że jest odwrotnie : )

Ja akurat wyrażam swój pogląd i mało mnie to obchodzi co popierają kibice Celtów, Irlandczycy czy kibice w Polsce ...

pozdrawiam chwilowo z Port Lairge...
KOSOVO = SERBIA !


Nie sprowokowac Bracie :)
Wyraził swoja opinie co do tego co napisał Szczena ...
Kazdy moze wielbic klub z chwastem w herbie tak jak to robi fan z Nowej Sarzyny ( Bez napinki ) i jesli chce popierac Serbów jest to jego prywatna sprawa .... byle transparet był po Polsku !!
Pozdrawiam 1908 :]
:arrow:

scyzoryk
Posty: 38
Rejestracja: 23.03.2007, 15:56

Post autor: scyzoryk » 03.04.2008, 16:48

Moje wrażenia odnośnie Angoli:
Tak sie złożyło iż pracując na Wyspach , akurat w mojej ekipie na dużą grupe Polaków znalazło sie troche kibiców w tym kilka ośób udzielających sie sportowo w swoich ekipach. W grupie aktywnych kibiców ( w "ten" czy "ten inny sposób") nietrudno było o wspólne tematy , porównywanie stylów kibicowania itp
Na sąsiedniej budowie , w innej ekipie znaleźliśmy kilku mniej lub bardziej aktywnych chuliganów jednej z londyńskich ekip. Nie jedno piwo sie wypiło , nie jeden temat , przez tych znajacych najlepiej j. angielski został poruszony. W zasadzie wiele mógłbym na ich temat pisac ale tak streszczając to strasznie ......... sie rozczarowaliśmy.
Podczas gdy w Polsce ludzie z sekcji sportowych zajmują sie siłownią , sztukami walki itp , odpowiednicy z Anglii również trenuja i to ostro ale .... %%%% i wciąganie prochów. Część z nich bardziej niż chuliganami określiłbym jako "wariatami" którym po prostu odpierdala po tym co wezmą - oczywiście nie zamierzam w tym momencie generalizowac i każdego Angola wrzucac do jednego worka ale tak to wygląda.
Aha i na koniec pare zdań o jednej sytuacji w której Angole chcieli pokazać miejsce w szyku "polaczkom" - rozłożenie głównych agresorów przez 4 aktywnych chłopaków z jednej z średnio-małych polkich ekip zajeło naszym kilka sekund. KO. reszta łysych , wydziaranych 30parolatków jedyne co zrobiła to napierdalała kuflami na lewo i prawo.

HooliFan
Posty: 102
Rejestracja: 23.06.2007, 12:34

Post autor: HooliFan » 03.04.2008, 19:24

scyzoryk pisze:Moje wrażenia odnośnie Angoli:
Tak sie złożyło iż pracując na Wyspach , akurat w mojej ekipie na dużą grupe Polaków znalazło sie troche kibiców w tym kilka ośób udzielających sie sportowo w swoich ekipach. W grupie aktywnych kibiców ( w "ten" czy "ten inny sposób") nietrudno było o wspólne tematy , porównywanie stylów kibicowania itp
Na sąsiedniej budowie , w innej ekipie znaleźliśmy kilku mniej lub bardziej aktywnych chuliganów jednej z londyńskich ekip. Nie jedno piwo sie wypiło , nie jeden temat , przez tych znajacych najlepiej j. angielski został poruszony. W zasadzie wiele mógłbym na ich temat pisac ale tak streszczając to strasznie ......... sie rozczarowaliśmy.
Podczas gdy w Polsce ludzie z sekcji sportowych zajmują sie siłownią , sztukami walki itp , odpowiednicy z Anglii również trenuja i to ostro ale .... %%%% i wciąganie prochów. Część z nich bardziej niż chuliganami określiłbym jako "wariatami" którym po prostu odpierdala po tym co wezmą - oczywiście nie zamierzam w tym momencie generalizowac i każdego Angola wrzucac do jednego worka ale tak to wygląda.
Aha i na koniec pare zdań o jednej sytuacji w której Angole chcieli pokazać miejsce w szyku "polaczkom" - rozłożenie głównych agresorów przez 4 aktywnych chłopaków z jednej z średnio-małych polkich ekip zajeło naszym kilka sekund. KO. reszta łysych , wydziaranych 30parolatków jedyne co zrobiła to napierdalała kuflami na lewo i prawo.
co kraj to obyczaj kolego :) pozdrowienia z wysp :)
....to jest dla mnie czysty hardcore...

kiwa jako tako
Posty: 773
Rejestracja: 07.06.2007, 18:40
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: kiwa jako tako » 03.04.2008, 19:37

Co jak co ale na wyjazdy to jeżdżą zajebiście, bez względu na range przeciwnika. Z drugiej strony klimat zupełnie inny bo oni organizują się sami i jadą sobie bez przypału przez całą Anglie.

Ja jestem ciekawy jak oni chodzą do roboty jak te mecze są co 3 dni i kilka wyjazdów w miesiącu, czasem nawet do Europy :)

PBJK
Posty: 95
Rejestracja: 20.06.2007, 18:07

Post autor: PBJK » 03.04.2008, 20:03

A co do Linfield to w niedziele zaatakowali jeden z katolickich pubów w centrum Belfastu po tym jak wracali z derbów Cliftonville - Linfield ... w około 70 wjechali do pubu gdzie było około 100 kibiców Celticu ( w tym czasie w tv leciały derby Glasgow), jeden kibic Celticu dostał kosą w szyje i leży w stanie krytycznym w szpitalu ( dzisiaj i wczoraj bardzo sie rozpisywały o tym irlandzkie gazety )
Mam pytanie. często słychać o akcjach Rangersów na Celtic. Czy biało-zieloni są tylko wiecznie obijani czy też przeprowadzają jakieś akcje na protestantów???? Moje pytanie dotyczy głównie takich miast jak Glasgow i Belfast.

szczena_uns
Posty: 842
Rejestracja: 27.02.2007, 15:08
Lokalizacja: Nowa Sarzyna

Post autor: szczena_uns » 03.04.2008, 23:55

Bójki pomiędzy protestantami i katolikami są non stop i niemożna napisąc że to ekipy Rangers czy Celtic ponieważ gdybyś zapytał w Belfaście lub Glasgow katolika za kim jest to oczywiste odpowie ci że Celtikiem a protestanta to odpowie cie że za Rangersami , ogólnie jest to podział społeczny , i niewiem skąd ci się wzieło iż kibice Celtów są ciągle obijani ??!! Tak więc musialbyś się przeprowadzić do tych miast i notować wszystkie zdarzenia na tle religijnym poniewaz na tym to wszystko się rozkłada i odpowiedział byś sobie na to pytanie
W IMIÉ OJCA I SYNA UNIA NOWA SARZYNA

PBJK
Posty: 95
Rejestracja: 20.06.2007, 18:07

Post autor: PBJK » 04.04.2008, 10:44

Wiem, o bójkach protestancko-katolickich, i znam troche ten klimat gdyż przez pół roku mieszkałem w Belfaście. Chodzimi konkretnie o akcje tylko na tla kibicowskim. O wieeele częściej słyszałem o akcjach Rangersów na Celtic, i dlatego pojawio się moje pytanie. Pomomo, że przez jakiś czas mieszkałemw mieście o które pytam nie chcę zgrywać znawcy bo może wyda się to troche dziwne, ale poznałem zancznie więcej protestantów niż katolików i cały obraz sprawy mam przedstawiony tylko z tej jednej strony, a być może prawda jest nieco inna.

tikwath
Posty: 201
Rejestracja: 04.04.2007, 14:27

Post autor: tikwath » 04.04.2008, 23:27

Miałem okazję spędzić parę dni w Glasgow i nie słyszałem o akcjach Gersów na Celtic,ani na odwrót.
Jeżeli chodzi o jakikolwiek podział to on po prostu nie istnieje.To co mnie zdziwiło to to że w odległości około 200 metrów od Celtic Park znajduje się pub kibiców Rangers .Chodzenie w barwach raczej jest wskazane gdy się idzie na mecz bo na zwykłym dniu mogłoby być różnie,ale przeważnie jest tak że mijają sie na ulicy i jest spokój(co chyba nie dotyczy derbów).Może to jest spowodowane ogromną ilością kamer na mieście?.Najbardziej widoczny był Rangers.Słyszałem o tych pielgrzymkach z Irlandii które wspierają katolików na meczach,zresztą jest ich(nie licząc polaków)w tym mieście 15%wiec o czymś to świadczy.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 22 gości