"Gazeta Polska" - TVN Kontra Kibice
Moderatorzy: Zorientowany, LechiaCHWM
-
- Posty: 42
- Rejestracja: 09.03.2007, 16:12
- Lokalizacja: Twierdza Przemyśl
"Gazeta Polska" - TVN Kontra Kibice
jak ktos kupi moze dac skan,sa jeszcze fajne fotki
Towarzyszu Walter, prowadź!
Bywali nazywani bikiniarzami, gitami, dresami, kibolami. Każdy etap najnowszej historii Polski przynosił coraz to inne pojęcie na określenie ludzi, których pasją jest piłka nożna, a klub sportowy małą ojczyzną. Wzbudzający respekt każdej władzy przez swą nieobliczalność i niezależność, której skrępować nie były w stanie najbardziej wymyślne ograniczenia, nadal trwają przy swoich klubach. A w nowej, demokratycznej tym razem Rzeczypospolitej wciąż walczą o prawo do wolności bycia sobą na swoim
Po roku 1989 CWKS Legia, jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce piłkarskich zespołów, przechodził – jak cała reszta polskiej piłki – przez komplikacje przeobrażeń własnościowych. Przestał być klubem sponsorowanym przez wojsko, dostał się m.in. w posiadanie koreańskiego Daewoo, by ostatecznie trafić w ręce ITI, firmy wyrosłej pod skrzydłami komunistycznego reżimu gen. Jaruzelskiego.
> Komunistyczna propaganda i panamskie biznesy
Dla osób z zewnątrz Legia, stając się częścią wielkiego imperium medialnego, w skład którego wchodzi m.in. sieć TVN, wkroczyła tym samym w świat baśni z tysiąca i jednej nocy, świat nieograniczonych możliwości. Sami kibice Legii byli nastawieni bardziej sceptycznie. Jak się okazało – instynkt ich nie zawiódł. A wszystko za sprawą Mariusza Waltera, założyciela ITI, który Legię postanowił potraktować jak budkę z piwem – tyle że większą.
Droga życia Waltera jest równie klarowna jak przejrzyste były mowy pierwszych sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR, której był członkiem. W latach 70. był autorem najpopularniejszego programu telewizyjnego epoki gierkowskiej – Studia 2. Jak ujawnili niedawno historycy z IPN, w lutym 1983 r. ówczesny rzecznik rządu komunistycznego Jerzy Urban zaproponował utworzenie w MSW specjalnego pionu służby propagandowej, który miałby się zająć głównie programowaniem i realizacją „czarnej propagandy”. Na szefa Urban zaproponował właśnie... Mariusza Waltera. W praktyce „walterowcy” mieli tworzyć własne programy telewizyjne, radiowe, reportaże itd., które „wykorzystywaliby dziennikarze pracujący w odpowiednich środkach masowego przekazu”. Pion służby propagandowej miałby także prowadzić „przemyślaną, zręczną i stałą kampanię na rzecz zmiany obrazu SB, MO i ZOMO w społeczeństwie”. Szef MSW gen. Kiszczak, nie chcąc reformować całej struktury MSW, a taka byłaby konsekwencja przyjęcia propozycji Urbana, pionu „czarnej propagandy” nie utworzył.
Za to rok później Mariusz Walter stanął na czele powstałej w... Panamie firmy ITI – dzisiaj właściciela stacji TVN. I Legii Warszawa – której ochroną zajmują się firmy założone i kierowane przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i ZOMO.
> Eksperymenty biznesmenów na kibicach
Przejęcie Legii przez ITI nie wzbudziło może zachwytu kibiców, ale że do zarządców niekoniecznie posiadających piękne dusze i szczere intencje przywykli, toteż i z nowymi władzami przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa (SKLW), mając na względzie dobro klubu, podjęli rozmowy o współpracy. Na marginesie należy dodać, że zakup klubu przez inwestora prywatnego stał się możliwy dzięki potężnej akcji promocyjnej i „mody na Legię” zapoczątkowanej przez SKLW, które w ten sposób szukało wsparcia finansowego dla ukochanego klubu.
Pomimo tego Jan Wejchert, wspólnik Waltera, zapowiedział w wywiadzie dla tygodnika „Piłka Nożna”, że jednym z celów ITI jest „zmiana struktury kibiców”. Cóż, wdzięczność niejedno ma imię. Dodajmy, że Wejchert to biznesmen z dłuższym jeszcze od Waltera rodowodem – jego firma Konsuprod powstała w latach 70. i była jedną z dwóch pierwszych firm polonijnych. W stanie wojennym sprowadzała do Polski paczki z zagranicy, oczywiście pod czujnym okiem MSW Kiszczaka.
W roku 2005 wybucha pierwszy konflikt kibicowsko-klubowy. Powodem jest drastyczna podwyżka cen biletów (o ponad 50 proc.). Kolejnym policzkiem wymierzonym legionistom staje się zatrudnienie na stanowisku szefa ochrony stadionu byłego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Walter atakuje dalej. – Klubowa „bezpieka” zaczęła utrudniać i w praktyce uniemożliwiać przygotowywanie opraw meczowych, podjęła próbę cenzurowania stadionowych transparentów – mówi jeden z przedstawicieli SKLW. Dla kibiców to próba pozbawienia ich tego wszystkiego, co dla nich najważniejsze. I co zawsze było, jest i będzie nienaruszalną domeną kibiców.
Do pomysłów ITI należy też stworzenie... nowego logo klubu, motywowane względami finansowymi, bo do poprzedniego, z tradycyjną, ukochaną przez kibiców „elką” – prawa ma inna spółka. Taki pomysł mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś, kto nie ma pojęcia o kibicowskim systemie wartości.
> Legia kontratakuje
SKLW podejmuje kontratak. Pięć kolejnych meczów zostaje zbojkotowanych przez kibiców (na stadion przychodzą jedynie niewielkie grupki gości i pracowników ITI). Walter traci około miliona złotych i twarz, bo koncern ITI zostaje zmuszony przez reklamodawców do podjęcia rozmów z kibicami. Tymi samymi kibicami, których wyeliminowanie zdawało się być prostym zabiegiem.
Walterowcy podpisują z SKLW porozumienie, na mocy którego istnienie i działanie ruchu kibicowskiego zostaje usankcjonowane. Wydarzenie ma jednak charakter czysto propagandowy, jest próbą ratowania wizerunku ITI. W rzeczywistości, jak mówią członkowie SKLW, przypomina ono Porozumienia Sierpniowe z 1980 r.: dużo istotnych słów przelanych na papier, podpisy ważnych ludzi – i żadnej chęci do realizowania zapisanych postanowień ze strony właściciela Legii.
> Warszawa – kolejne starcie
Początek roku 2006 we wzajemnych relacjach jest spokojniejszy – Legia idzie po mistrzostwo, co wywołuje euforię kibiców. SKLW dyscyplinuje legionistów, wzmacniając więzi łączące to środowisko. Przełomowym momentem staje się 14 maja 2006 roku i feta kibiców Legii z okazji tytułu mistrzowskiego dla ich klubu.
Tuż przed tym wydarzeniem działacze SKLW proponują klubowi zorganizowanie imprezy na Agrykoli, bezpośrednio po ostatnim meczu sezonu. Powód jest prosty – na ściśle określonym terenie łatwiej jest zapanować nad emocjami świętujących. Walterowcy odmawiają. Członkowie SKLW dowiadują się, że to, co się dzieje poza stadionem na Łazienkowskiej, klubu po prostu nie interesuje! Radość kibiców ze zwycięstwa? A kogo to obchodzi? Klub? Koniec meczu, ZOMO zamyka stadion. Fajrant. Podejście zaskakujące – nawet jak na reguły rządzące polską piłką.
Efektem postępowania ITI jest masowa wędrówka wielotysięcznego tłumu legionistów na Stare Miasto, gdzie – rzecz przy takiej masie ludzi oczywista – dochodzi do przepychanek. Sprawę podchwytują Walterowskie media, wyolbrzymiając do granic absurdu najbłahsze incydenty – za które ten koncern również ponosi część winy. Jednak tym razem czarna propaganda ITI nie przynosi większego skutku. Dzień po wydarzeniach przedstawiciele SKLW zostają zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego, a minister Ludwik Dorn z zadowoleniem publicznie podkreśla rolę Stowarzyszenia w tworzeniu normalnego ruchu kibicowskiego.
> Wyprawa wileńska
Kolejny sezon – wojna trwa dalej. Lipiec 2007, zbliża się wyjazdowy mecz Legii z wileńską Vatrą w ramach rozgrywek o Puchar Intertoto. Zasadą spotkań wyjazdowych jest to, że dysponentem biletów dla kibiców zespołu gości jest ich macierzysty klub. Nie tym razem! Władze KP Legia umywają ręce. A jeżeli do Wilna pojedzie kilka tysięcy polskich kibiców? – pytają prezesa klubu Leszka Miklasa działacze SKLW. To problem Litwinów – odpowiada pan prezes, który zresztą razem z całą wierchuszką klubową udaje się na urlop.
Legioniści jednak nie rezygnują. Delegacja SKLW wyjeżdża wcześniej do Wilna, by z władzami Vatry omówić kwestie bezpieczeństwa spotkania. Rozmowy zapowiadają się obiecująco, dopóki na horyzoncie nie pojawia się delegat KP Legia Marek Drabczyk. I ten specjalista od modernizacji stadionów, bez żadnego doświadczenia meczowego (wyjazd do Wilna to jego pierwsza „wyjazdówka”), uspokaja Litwinów krótkim: będzie dobrze. A dobrze nie było. 3500 polskich kibiców, jeden czy dwóch litewskich ochroniarzy, żadnych barierek na stadionie. Około 200 Polaków robi sobie z murawy teren spacerowy, część wszczyna awantury. I znów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożywają Walterowskie media, narzucając Polsce i Europie obraz dzikich polskich hord pustoszących stolicę Litwy. Hord nie było, zatrzymano 17 osób (z trzech i pół tysiąca!), ale i tego można było uniknąć, gdyby nie postępowanie władz klubu, które storpedowały wysiłki SKLW.
> Urbanizacja„Bandyci z Wilna” – takim epitetem walterowcy uderzyli w legionistów, oskarżając o wywołanie wileńskiej awantury... SKLW! Jerzy Urban, proponując Mariusza Waltera na szefa czarnej komunistycznej propagandy, wiedział, co robi. – Z bandytami nie rozmawiamy, założymy własny klub kibica – zapowiada prezes Miklas.
– Chyba złożony z milicjantów z ZOMO, bo wśród legionistów chętnych nie znajdą – śmieją się członkowie Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. Miklasowi nie popuścili i złożyli przeciwko niemu pozwew w trybie karnym z powództwa prywatnego. Za „bandytów z Wilna”.
Wojna Legii z ITI przybiera na sile. SKLW odrzuca „propozycję” klubu, by kibice przyjęli rolę stadionowych konfidentów i samo proponuje wzięcie na siebie odpowiedzialności (a więc praw i obowiązków) za mecze wyjazdowe. Ale to nie jest w smak walterowcom, których wizja to czasy, kiedy najważniejsze będą transmisje telewizyjne, dające zyski z reklam. Niestety dla nich, komercjalizacja piłki nożnej nie posunęła się jeszcze tak daleko.
Kibice Legii poświęcają Mariuszowi Walterowi jedną ze stadionowych „opraw”. Żyletę zdobią czerwone transparenty „Towarzyszu Walter, prowadź!”, „Domagamy się rokowań rozbrojeniowych”, „Wzmożona kontrola dźwignią zaufania społecznego” oraz „Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy”.
> A porządku strzeże milicyjna pałka
Problemem koncernu ITI jest też to, że jedynymi ludźmi, poza potępiającymi „kiboli” mediami, na których życzliwość mogą na Łazienkowskiej liczyć, są pracownicy firm ochroniarskich. Firm założonych i kierowanych przez dawnych milicjantów i zomowców. Spytaliśmy Jarosława Ostrowskiego, członka zarządu klubu, czy mu to nie przeszkadza. – Klub interesuje tylko ich profesjonalizm – stwierdził. Niestety, nie wyjaśnił, po co klubowi piłkarskiemu profesjonalista w dziedzinie napadów i porwań Edward Misztal, skazany przez sąd za napad w 1983 r. na kościół św. Marcina i porwanie pracowników Komitetu Prymasowskiego, czy firma Sylwestra Zubrzyckiego. Wyjaśnienie tej zagadki być może dałoby odpowiedź na inne pytanie: dlaczego Mariusz Walter, zamiast nadal oddawać się nadzorowaniu czarnej propagandy, „zaczął robić w sporcie”.
Kordian Krawietz, Jarosław Nowak
Towarzyszu Walter, prowadź!
Bywali nazywani bikiniarzami, gitami, dresami, kibolami. Każdy etap najnowszej historii Polski przynosił coraz to inne pojęcie na określenie ludzi, których pasją jest piłka nożna, a klub sportowy małą ojczyzną. Wzbudzający respekt każdej władzy przez swą nieobliczalność i niezależność, której skrępować nie były w stanie najbardziej wymyślne ograniczenia, nadal trwają przy swoich klubach. A w nowej, demokratycznej tym razem Rzeczypospolitej wciąż walczą o prawo do wolności bycia sobą na swoim
Po roku 1989 CWKS Legia, jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce piłkarskich zespołów, przechodził – jak cała reszta polskiej piłki – przez komplikacje przeobrażeń własnościowych. Przestał być klubem sponsorowanym przez wojsko, dostał się m.in. w posiadanie koreańskiego Daewoo, by ostatecznie trafić w ręce ITI, firmy wyrosłej pod skrzydłami komunistycznego reżimu gen. Jaruzelskiego.
> Komunistyczna propaganda i panamskie biznesy
Dla osób z zewnątrz Legia, stając się częścią wielkiego imperium medialnego, w skład którego wchodzi m.in. sieć TVN, wkroczyła tym samym w świat baśni z tysiąca i jednej nocy, świat nieograniczonych możliwości. Sami kibice Legii byli nastawieni bardziej sceptycznie. Jak się okazało – instynkt ich nie zawiódł. A wszystko za sprawą Mariusza Waltera, założyciela ITI, który Legię postanowił potraktować jak budkę z piwem – tyle że większą.
Droga życia Waltera jest równie klarowna jak przejrzyste były mowy pierwszych sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR, której był członkiem. W latach 70. był autorem najpopularniejszego programu telewizyjnego epoki gierkowskiej – Studia 2. Jak ujawnili niedawno historycy z IPN, w lutym 1983 r. ówczesny rzecznik rządu komunistycznego Jerzy Urban zaproponował utworzenie w MSW specjalnego pionu służby propagandowej, który miałby się zająć głównie programowaniem i realizacją „czarnej propagandy”. Na szefa Urban zaproponował właśnie... Mariusza Waltera. W praktyce „walterowcy” mieli tworzyć własne programy telewizyjne, radiowe, reportaże itd., które „wykorzystywaliby dziennikarze pracujący w odpowiednich środkach masowego przekazu”. Pion służby propagandowej miałby także prowadzić „przemyślaną, zręczną i stałą kampanię na rzecz zmiany obrazu SB, MO i ZOMO w społeczeństwie”. Szef MSW gen. Kiszczak, nie chcąc reformować całej struktury MSW, a taka byłaby konsekwencja przyjęcia propozycji Urbana, pionu „czarnej propagandy” nie utworzył.
Za to rok później Mariusz Walter stanął na czele powstałej w... Panamie firmy ITI – dzisiaj właściciela stacji TVN. I Legii Warszawa – której ochroną zajmują się firmy założone i kierowane przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i ZOMO.
> Eksperymenty biznesmenów na kibicach
Przejęcie Legii przez ITI nie wzbudziło może zachwytu kibiców, ale że do zarządców niekoniecznie posiadających piękne dusze i szczere intencje przywykli, toteż i z nowymi władzami przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa (SKLW), mając na względzie dobro klubu, podjęli rozmowy o współpracy. Na marginesie należy dodać, że zakup klubu przez inwestora prywatnego stał się możliwy dzięki potężnej akcji promocyjnej i „mody na Legię” zapoczątkowanej przez SKLW, które w ten sposób szukało wsparcia finansowego dla ukochanego klubu.
Pomimo tego Jan Wejchert, wspólnik Waltera, zapowiedział w wywiadzie dla tygodnika „Piłka Nożna”, że jednym z celów ITI jest „zmiana struktury kibiców”. Cóż, wdzięczność niejedno ma imię. Dodajmy, że Wejchert to biznesmen z dłuższym jeszcze od Waltera rodowodem – jego firma Konsuprod powstała w latach 70. i była jedną z dwóch pierwszych firm polonijnych. W stanie wojennym sprowadzała do Polski paczki z zagranicy, oczywiście pod czujnym okiem MSW Kiszczaka.
W roku 2005 wybucha pierwszy konflikt kibicowsko-klubowy. Powodem jest drastyczna podwyżka cen biletów (o ponad 50 proc.). Kolejnym policzkiem wymierzonym legionistom staje się zatrudnienie na stanowisku szefa ochrony stadionu byłego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Walter atakuje dalej. – Klubowa „bezpieka” zaczęła utrudniać i w praktyce uniemożliwiać przygotowywanie opraw meczowych, podjęła próbę cenzurowania stadionowych transparentów – mówi jeden z przedstawicieli SKLW. Dla kibiców to próba pozbawienia ich tego wszystkiego, co dla nich najważniejsze. I co zawsze było, jest i będzie nienaruszalną domeną kibiców.
Do pomysłów ITI należy też stworzenie... nowego logo klubu, motywowane względami finansowymi, bo do poprzedniego, z tradycyjną, ukochaną przez kibiców „elką” – prawa ma inna spółka. Taki pomysł mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś, kto nie ma pojęcia o kibicowskim systemie wartości.
> Legia kontratakuje
SKLW podejmuje kontratak. Pięć kolejnych meczów zostaje zbojkotowanych przez kibiców (na stadion przychodzą jedynie niewielkie grupki gości i pracowników ITI). Walter traci około miliona złotych i twarz, bo koncern ITI zostaje zmuszony przez reklamodawców do podjęcia rozmów z kibicami. Tymi samymi kibicami, których wyeliminowanie zdawało się być prostym zabiegiem.
Walterowcy podpisują z SKLW porozumienie, na mocy którego istnienie i działanie ruchu kibicowskiego zostaje usankcjonowane. Wydarzenie ma jednak charakter czysto propagandowy, jest próbą ratowania wizerunku ITI. W rzeczywistości, jak mówią członkowie SKLW, przypomina ono Porozumienia Sierpniowe z 1980 r.: dużo istotnych słów przelanych na papier, podpisy ważnych ludzi – i żadnej chęci do realizowania zapisanych postanowień ze strony właściciela Legii.
> Warszawa – kolejne starcie
Początek roku 2006 we wzajemnych relacjach jest spokojniejszy – Legia idzie po mistrzostwo, co wywołuje euforię kibiców. SKLW dyscyplinuje legionistów, wzmacniając więzi łączące to środowisko. Przełomowym momentem staje się 14 maja 2006 roku i feta kibiców Legii z okazji tytułu mistrzowskiego dla ich klubu.
Tuż przed tym wydarzeniem działacze SKLW proponują klubowi zorganizowanie imprezy na Agrykoli, bezpośrednio po ostatnim meczu sezonu. Powód jest prosty – na ściśle określonym terenie łatwiej jest zapanować nad emocjami świętujących. Walterowcy odmawiają. Członkowie SKLW dowiadują się, że to, co się dzieje poza stadionem na Łazienkowskiej, klubu po prostu nie interesuje! Radość kibiców ze zwycięstwa? A kogo to obchodzi? Klub? Koniec meczu, ZOMO zamyka stadion. Fajrant. Podejście zaskakujące – nawet jak na reguły rządzące polską piłką.
Efektem postępowania ITI jest masowa wędrówka wielotysięcznego tłumu legionistów na Stare Miasto, gdzie – rzecz przy takiej masie ludzi oczywista – dochodzi do przepychanek. Sprawę podchwytują Walterowskie media, wyolbrzymiając do granic absurdu najbłahsze incydenty – za które ten koncern również ponosi część winy. Jednak tym razem czarna propaganda ITI nie przynosi większego skutku. Dzień po wydarzeniach przedstawiciele SKLW zostają zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego, a minister Ludwik Dorn z zadowoleniem publicznie podkreśla rolę Stowarzyszenia w tworzeniu normalnego ruchu kibicowskiego.
> Wyprawa wileńska
Kolejny sezon – wojna trwa dalej. Lipiec 2007, zbliża się wyjazdowy mecz Legii z wileńską Vatrą w ramach rozgrywek o Puchar Intertoto. Zasadą spotkań wyjazdowych jest to, że dysponentem biletów dla kibiców zespołu gości jest ich macierzysty klub. Nie tym razem! Władze KP Legia umywają ręce. A jeżeli do Wilna pojedzie kilka tysięcy polskich kibiców? – pytają prezesa klubu Leszka Miklasa działacze SKLW. To problem Litwinów – odpowiada pan prezes, który zresztą razem z całą wierchuszką klubową udaje się na urlop.
Legioniści jednak nie rezygnują. Delegacja SKLW wyjeżdża wcześniej do Wilna, by z władzami Vatry omówić kwestie bezpieczeństwa spotkania. Rozmowy zapowiadają się obiecująco, dopóki na horyzoncie nie pojawia się delegat KP Legia Marek Drabczyk. I ten specjalista od modernizacji stadionów, bez żadnego doświadczenia meczowego (wyjazd do Wilna to jego pierwsza „wyjazdówka”), uspokaja Litwinów krótkim: będzie dobrze. A dobrze nie było. 3500 polskich kibiców, jeden czy dwóch litewskich ochroniarzy, żadnych barierek na stadionie. Około 200 Polaków robi sobie z murawy teren spacerowy, część wszczyna awantury. I znów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożywają Walterowskie media, narzucając Polsce i Europie obraz dzikich polskich hord pustoszących stolicę Litwy. Hord nie było, zatrzymano 17 osób (z trzech i pół tysiąca!), ale i tego można było uniknąć, gdyby nie postępowanie władz klubu, które storpedowały wysiłki SKLW.
> Urbanizacja„Bandyci z Wilna” – takim epitetem walterowcy uderzyli w legionistów, oskarżając o wywołanie wileńskiej awantury... SKLW! Jerzy Urban, proponując Mariusza Waltera na szefa czarnej komunistycznej propagandy, wiedział, co robi. – Z bandytami nie rozmawiamy, założymy własny klub kibica – zapowiada prezes Miklas.
– Chyba złożony z milicjantów z ZOMO, bo wśród legionistów chętnych nie znajdą – śmieją się członkowie Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. Miklasowi nie popuścili i złożyli przeciwko niemu pozwew w trybie karnym z powództwa prywatnego. Za „bandytów z Wilna”.
Wojna Legii z ITI przybiera na sile. SKLW odrzuca „propozycję” klubu, by kibice przyjęli rolę stadionowych konfidentów i samo proponuje wzięcie na siebie odpowiedzialności (a więc praw i obowiązków) za mecze wyjazdowe. Ale to nie jest w smak walterowcom, których wizja to czasy, kiedy najważniejsze będą transmisje telewizyjne, dające zyski z reklam. Niestety dla nich, komercjalizacja piłki nożnej nie posunęła się jeszcze tak daleko.
Kibice Legii poświęcają Mariuszowi Walterowi jedną ze stadionowych „opraw”. Żyletę zdobią czerwone transparenty „Towarzyszu Walter, prowadź!”, „Domagamy się rokowań rozbrojeniowych”, „Wzmożona kontrola dźwignią zaufania społecznego” oraz „Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy”.
> A porządku strzeże milicyjna pałka
Problemem koncernu ITI jest też to, że jedynymi ludźmi, poza potępiającymi „kiboli” mediami, na których życzliwość mogą na Łazienkowskiej liczyć, są pracownicy firm ochroniarskich. Firm założonych i kierowanych przez dawnych milicjantów i zomowców. Spytaliśmy Jarosława Ostrowskiego, członka zarządu klubu, czy mu to nie przeszkadza. – Klub interesuje tylko ich profesjonalizm – stwierdził. Niestety, nie wyjaśnił, po co klubowi piłkarskiemu profesjonalista w dziedzinie napadów i porwań Edward Misztal, skazany przez sąd za napad w 1983 r. na kościół św. Marcina i porwanie pracowników Komitetu Prymasowskiego, czy firma Sylwestra Zubrzyckiego. Wyjaśnienie tej zagadki być może dałoby odpowiedź na inne pytanie: dlaczego Mariusz Walter, zamiast nadal oddawać się nadzorowaniu czarnej propagandy, „zaczął robić w sporcie”.
Kordian Krawietz, Jarosław Nowak
[link]
-
- Posty: 86
- Rejestracja: 27.02.2007, 00:49
-
- Posty: 454
- Rejestracja: 27.02.2007, 13:14
- Lokalizacja: Częstochowa
To nie bylo na Zylecie, ale w Lodzi (LKS - Legia).Kibice Legii poświęcają Mariuszowi Walterowi jedną ze stadionowych „opraw”. Żyletę zdobią czerwone transparenty „Towarzyszu Walter, prowadź!”, „Domagamy się rokowań rozbrojeniowych”, „Wzmożona kontrola dźwignią zaufania społecznego” oraz „Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy”.
Poza tym dobry tekst - zreszta jak wiekszosc w Gazecie Polskiej (3,5 zl, tygodnik

Częstochowski Klub Motocyklowy "WŁÓKNIARZ"
-
- Posty: 128
- Rejestracja: 23.04.2007, 10:52
- Lokalizacja: Łódź Chojny
Gazeta Polska już nie pierwszy raz pochlebnie pisze o kibicach. Pamiętam taki artykuł gdzie dziennikarz GP bardzo pozytywnie pisał o ruchu kibicowskim, że kibice są bezinteresownie związani z ukochanymi klubami. Trzeba jednak zauważyć że GP jest w sporze z TVN i ITI więc nie można na to patrzeć tak bezkrytycznie bo GP ma w tym troche swój interes. Niemniej, artykuł na plus
-
- Posty: 62
- Rejestracja: 27.02.2007, 01:08
Jestem czytelnikiem Gazety Polskiej od jakiegoś czasu i szczerze polecam ten tygodnik. To już nie pierwszy raz, gdy bardzo przychylnie odnoszą się do środowiska kibicowskiego. Jak zauważył VJ, pisze tam jeden kumaty kibic Lecha, Piotr Lisiewicz, który w swojej rubryce od kilku numerów jedzie po takich osobach jak Walter czy Stec. Wpółpracownikiem jest także pan Dudała, który na łamach GP pare tygodni wstecz wrzucił zajebisty, przekrojowy opis ruchu kibicowskiego w kraju, gdzie przewodnim mottem był kibic-patriota. Sam postanowiłem wczoraj ich nagrodzić za artykuł o sytuacji w Legii kupując w sumie trzy egzemplarze. Dobrze piszą, to niech mają dodatkowego bonusa. 

-
- Posty: 88
- Rejestracja: 02.03.2007, 09:27
- Lokalizacja: Gran Canaria
Chłpaczyna z ultraski Cracovii pisze o Gazecie Polskiej u siebie na blogu, jest tez o kibicach:
Czytam „Gazetę Polską”.
Nie jestem sekciarzem. Nie należę też do „Klubu GP”. Nie mam pojęcia, gdzie jest siedziba PiSu w Krakowie. Choć to nie ma znaczenia, bo nie tam są spotkania krakowskiego „Klubu GP” Na ww. spotkanie zbierałem się kilka razy, z uwagi na ciekawych gości, jednak zawsze wypadało mi coś ważniejszego.
Nie wiem więc, co tam się dzieje, nie do końca mnie to z resztą interesuje. Z tego co widzę po zdjęciach, przychodzą tam ludzie w wieku moich rodziców, nie chodzę więc, bo czułbym się nieswojo. Na spotkania gdzie chodzą ludzie w moim wieku, też zazwyczaj nie chodzę, bo najczęściej kończy się kłótnią (choć czasem chodzę tam właśnie dlatego), ale wiem jedno, że ludzie w moim wieku często nie wiedzą co to jest „GP”, o klubie nie wspomnę.
Dlaczego więc czytam „Gazetę Polską”?
Do „Gazety Polskiej” przyciągnął mnie rok temu Łysiak, Waśko, i po trosze Michalkiewicz. Z przyjemnością czytam również Ziemkiewicza. Obecnie jednak tylko ten ostatni pojawia się w miarę regularnie.
Łysiaka z bliżej niezrozumiałych dla mnie powodów już nie ma, Waśko tez jakby ucichł. „Wilka” nie mogę odżałować do tej pory, bo choć czasem na oślep, to strzelał zawsze z największego kalibru, i zazwyczaj trafiał. Również ze Stanisławem Michalkiewiczem nie potrafił red. Sakiewicz znaleźć wspólnego języka (a przecież stopka zapewnia, że „GP” drukuje autorów z którymi się nie zgadza). Co do Waśki, to żywię nadzieję, że po zmianie władzy będzie udzielał się częściej. Czytam jednak dla Lisiewicza, Sakiewicza, rubryki Wolskiego, dla felietonów ks. Isakowicza - Zaleskiego, dla "Odcinków" Kwiecińskiego, ale również z przyzwyczajenia.
Dlaczego ludzie nie czytają "GP"?
Źle wyglądała „Gazeta” przed wyborami, kiedy z każdej strony straszyła facjata zupełnie nieznanego (!) kandydata z warszawskiej (?) listy PiSu. „GP” rzeczywiście w tym okresie wyglądała (przynajmniej w formie) na biuletyn partyjny, ktoś kto na PiS nie miał zamiaru głosować, a przez przypadek dostał w swe ręce po raz pierwszy egzemplarz „Gazety”, już zapewne do niej nie wróci – a przecież na takich, potencjalnie nowych czytelnikach, zależy chyba najbardziej, prawda? Młodym, nie znającym jej ludziom „GP” kojarzy się na dzień dzisiejszy z „Naszym Dziennikiem”, co prowadzi do w dalszym ciągu skojarzeniowym do Ciemnogrodu – przykro mi, ale tak jest.
Pojawiające się w tym okresie artykuły również mogły utożsamiać „Gazetę” jednoznacznie. I choć sam jestem neofitą, z głosującym w tym roku na PiS po głębokiej analizie, patrzyłem na to co się działo w tym czasie w „GP” jednym, zdziwionym i przymkniętym okiem. Co za dużo to niezdrowo – jestem wyczulony na indoktrynację, świadomie odpuszczałem niektóre wywiady, etc.
Nie podobało mi się także, gdy po pierwszych medialnych doniesieniach o konflikcie na linii PiS – Kazimierz Marcinkiewicz, znalazłem w „GP” artykuł o jego bracie i nim samym – wyglądał na zamówiony, i źle mi się na to patrzyło. Zdaję sobie sprawę, że „nie ma miękkiej gry”, ale twarda gra nie wyklucza fair play. Chcę „Gazety” mocnej, prawdziwej, odważnej, ale nie uciekającej w partyjniactwo – a tym mi to pachniało.
(Słowo o hakach i przeciekach – nie nawołuje do lustracji z ludzką twarzą, bo wiem że to niemożliwe, oznacza to brak takowej. Lustracja musi być sprawna i zdecydowana, ale czasami widzę jak „GP” robi sobie z lustracji główny temat, lejtmotiv. „GP” powinna działać bezkompromisowo i skutecznie, ale nie partyjnie i z polecenia.)
Kolejna rzecz to walka z „Michnikowszczyzną” – oczywistością jest, że Agora to syndykat trzymający władzę, ferujący wyroki polityczne i wykonujący je, ważny gracz sceny politycznej. Oczywistą oczywistością jest również, że trzeba pisać o jej poczynaniach, zaniechaniach i przeinaczeniach. Trzeba o tym mówić, jednak nie w przesadnej formie, a taką to częstokroć przyjmuje – wskażę tu choćby „Odcinki”, stałą rubrykę autorstwa red. Kwiecińskiego, gdzie wśród wielu celnych uwag często można natknąć się na pisane ad hoc – byle tylko walnąć GuWernantów z Adamem Michnikiem na czele.
Red. Kwieciński mógłby mieć mi za złe, mówiąc że „szkodnika trzeba zwalczać każdym sposobem” – to prawda, ale musi mieć świadomość, że jest grono ludzi, którzy jeszcze nie są GWykształciuchami, przy tym nie czytają „GP” (gros moich znajomych widziało ją po raz pierwszy właśnie u mnie) i zbyt nachalna momentami retoryka i styl „Gazety Polskiej” może ich w objęcia „Wyborczej” wpędzić – efekt odwrotny!!!
Mogę to przyrównać do krakowskiego podwórka, na którym odwieczna wojna pomiędzy kibicami Wisły i Cracovii przyjmuje momentami obraz, w którym już nie jest się „Pro Cracovia” tylko „Anty Wisła”, nie „Pro Wisła” tylko „Anty Jude”, tu również symbolika i forma przyjmuje czasami groteskowy obraz, gdy zamiast dopingować swoją drużynę, większość czasu i energii poświęca się na destrukcję przeciwnika – odstrasza to potencjalnych „kibiców sukcesu” – i choć radykałowie zostają, klub może iść na dno.
Można oczywiście powiedzieć, że na takiej taktyce wykiełkowało wyborcze zwycięstwo PO. Jednak czas pokaże, jak zachowają się wyborcy „pobudzeni”, czy będą aktywnym elektoratem budującym siłę partii, kibicami z karnetem, którzy są obecni na każdym meczu wyjazdowym, czy są tylko chuliganami, którzy na derby przyszli nie dlatego, że lubią Wisłę, tylko że nienawidzą Cracovii.
Ja osobiście mam wejściówkę ultrasa na Cracovię (naprawdę!), i chcę mieć moją Cracovię silną i atrakcyjnie grająca, by kolorowe trybuny były pełne różnych ludzi, byśmy w kolejnych derbach wreszcie pokonali Towarzystwo z Reymonta - Towarzystwo, którego nie lubię, ale które poza dniem derbów mało mnie interesuje. Chcę Wielkiej Cracovii, która gra w pucharach i wygrywa mecze w Europie. Ot co – analogia mam nadzieję wyraźna.
”Gazeta Polska” powinna moim zdaniem otworzyć się na młodych ludzi, którzy przekonawszy się, że nie gryzie ona zębami Kaczorów (sic!) mogliby stać się jej wiernymi czytelnikami. Do tego potrzebne są jednak działania marketingowe wykraczające poza grupę docelową 30+. O ile doskonałym posunięciem był prezent w postaci „guzika katyńskiego” dodany do jednego z numerów, o tyle wątpię, by ktoś z moich znajomych kupił „GP” dla śpiewnika patriotycznego (co nie znaczy oczywiście, że nie uważam tego za ciekawy pomysł, po prostu papierowy śpiewnik nie konkuruje w żadnym stopniu chociażby z płytą dvd).
Ktoś może powiedzieć, że nie dlatego (guzika, śpiewnika) kupuje się gazetę, GUZIK PRAWDA! Skończyły się czasy, w których telefon służy tylko do dzwonienia, a gazeta do przekazywania suchych faktów. Trzeba dbać o treść (wpuścić powietrza, jednocześnie dbać o linię, nie karmiąc czytelników fast foodem), ale i zadbać o formę – szare kartki papieru i strona www przypominająca witryny z poprzedniego tysiąclecia nikogo nie zachęcą, a już na pewno nie kogoś, kto nawykł do serwisów w typie tvn24.pl i wypełnionej dodatkami piątkowej „Wyborczej”. Skoro "Wprost" mógł dostać mediatora za stronę www, "GaPola" też na to stać.
Chcąc być GAZETĄ POLSKĄ, trzeba robić gazetę o CAŁEJ POLSCE i dla WSZYSTKICH POLAKÓW, a nie tylko o jej szarej i mrocznej stronie, przeplątać to martyrologią okresu 1939-2007, i zdawkowymi informacjami na pozostałe tematy, a taki obraz czasem się z GP wyłania, i jako taka „GP” nie jest atrakcyjna dla moich rówieśników.
Chcemy gazety patriotycznej, ale otwartej. Bezkompromisowej, ale pluralistycznej. Chrześcijańskiej, ale wchodzącej w dialog. Konserwatywnej, ale nowoczesnej. "GP" taka bywa, i tak być powinna cały czas.
Zatrudnienie jednego lub dwóch specjalistów od marketingu i pablik relejszyn nie obciążyłoby zapewne budżetu, bo przecież na ich (specjalistów) głowach byłoby, by Gazeta zaczęła zarabiać nie dzięki skrawkom z rządowych stołów, ale dzięki profesjonalnym kampaniom prowadzonym oprzez profesjonalistów(tak tak, trzeba założyć sobie target, robić like4like, obrać strategie, zwiększać przychód, i do tego wszystko na ASAP, jak mówi mój kolega - główny kupiec w TESCO Polska), to oni byliby od wypracowania zysku, budowy i realizacji strategii. To przecież nie koliduje z linią gazety!!!
Mimo tego wszystkiego, dzis rano, jak co środę, pójdę do kiosku, gdzie (zrobiłem wywiad) oprócz starszej pani jestem jedyna osobą kupującą „GP”. Pójdę z przeświadczeniem, że potencjał który drzemie w „GP” zostanie wykorzystany, i że całe 70 tysięcy nakładu przygód „Zyzia na koniu Hyziu”, „Rodziny Waciaków” i „Odcinków” zacznie wreszcie znikać z półek w środy rano, czego niniejszym życzę wszystkim związanym z „Gazetą Polską”
Kończąc całkiem młodzieżowo – PIMP MY GP!!!
Tylko czy "GP" chciałaby takiej zmiany?
Czytam „Gazetę Polską”.
Nie jestem sekciarzem. Nie należę też do „Klubu GP”. Nie mam pojęcia, gdzie jest siedziba PiSu w Krakowie. Choć to nie ma znaczenia, bo nie tam są spotkania krakowskiego „Klubu GP” Na ww. spotkanie zbierałem się kilka razy, z uwagi na ciekawych gości, jednak zawsze wypadało mi coś ważniejszego.
Nie wiem więc, co tam się dzieje, nie do końca mnie to z resztą interesuje. Z tego co widzę po zdjęciach, przychodzą tam ludzie w wieku moich rodziców, nie chodzę więc, bo czułbym się nieswojo. Na spotkania gdzie chodzą ludzie w moim wieku, też zazwyczaj nie chodzę, bo najczęściej kończy się kłótnią (choć czasem chodzę tam właśnie dlatego), ale wiem jedno, że ludzie w moim wieku często nie wiedzą co to jest „GP”, o klubie nie wspomnę.
Dlaczego więc czytam „Gazetę Polską”?
Do „Gazety Polskiej” przyciągnął mnie rok temu Łysiak, Waśko, i po trosze Michalkiewicz. Z przyjemnością czytam również Ziemkiewicza. Obecnie jednak tylko ten ostatni pojawia się w miarę regularnie.
Łysiaka z bliżej niezrozumiałych dla mnie powodów już nie ma, Waśko tez jakby ucichł. „Wilka” nie mogę odżałować do tej pory, bo choć czasem na oślep, to strzelał zawsze z największego kalibru, i zazwyczaj trafiał. Również ze Stanisławem Michalkiewiczem nie potrafił red. Sakiewicz znaleźć wspólnego języka (a przecież stopka zapewnia, że „GP” drukuje autorów z którymi się nie zgadza). Co do Waśki, to żywię nadzieję, że po zmianie władzy będzie udzielał się częściej. Czytam jednak dla Lisiewicza, Sakiewicza, rubryki Wolskiego, dla felietonów ks. Isakowicza - Zaleskiego, dla "Odcinków" Kwiecińskiego, ale również z przyzwyczajenia.
Dlaczego ludzie nie czytają "GP"?
Źle wyglądała „Gazeta” przed wyborami, kiedy z każdej strony straszyła facjata zupełnie nieznanego (!) kandydata z warszawskiej (?) listy PiSu. „GP” rzeczywiście w tym okresie wyglądała (przynajmniej w formie) na biuletyn partyjny, ktoś kto na PiS nie miał zamiaru głosować, a przez przypadek dostał w swe ręce po raz pierwszy egzemplarz „Gazety”, już zapewne do niej nie wróci – a przecież na takich, potencjalnie nowych czytelnikach, zależy chyba najbardziej, prawda? Młodym, nie znającym jej ludziom „GP” kojarzy się na dzień dzisiejszy z „Naszym Dziennikiem”, co prowadzi do w dalszym ciągu skojarzeniowym do Ciemnogrodu – przykro mi, ale tak jest.
Pojawiające się w tym okresie artykuły również mogły utożsamiać „Gazetę” jednoznacznie. I choć sam jestem neofitą, z głosującym w tym roku na PiS po głębokiej analizie, patrzyłem na to co się działo w tym czasie w „GP” jednym, zdziwionym i przymkniętym okiem. Co za dużo to niezdrowo – jestem wyczulony na indoktrynację, świadomie odpuszczałem niektóre wywiady, etc.
Nie podobało mi się także, gdy po pierwszych medialnych doniesieniach o konflikcie na linii PiS – Kazimierz Marcinkiewicz, znalazłem w „GP” artykuł o jego bracie i nim samym – wyglądał na zamówiony, i źle mi się na to patrzyło. Zdaję sobie sprawę, że „nie ma miękkiej gry”, ale twarda gra nie wyklucza fair play. Chcę „Gazety” mocnej, prawdziwej, odważnej, ale nie uciekającej w partyjniactwo – a tym mi to pachniało.
(Słowo o hakach i przeciekach – nie nawołuje do lustracji z ludzką twarzą, bo wiem że to niemożliwe, oznacza to brak takowej. Lustracja musi być sprawna i zdecydowana, ale czasami widzę jak „GP” robi sobie z lustracji główny temat, lejtmotiv. „GP” powinna działać bezkompromisowo i skutecznie, ale nie partyjnie i z polecenia.)
Kolejna rzecz to walka z „Michnikowszczyzną” – oczywistością jest, że Agora to syndykat trzymający władzę, ferujący wyroki polityczne i wykonujący je, ważny gracz sceny politycznej. Oczywistą oczywistością jest również, że trzeba pisać o jej poczynaniach, zaniechaniach i przeinaczeniach. Trzeba o tym mówić, jednak nie w przesadnej formie, a taką to częstokroć przyjmuje – wskażę tu choćby „Odcinki”, stałą rubrykę autorstwa red. Kwiecińskiego, gdzie wśród wielu celnych uwag często można natknąć się na pisane ad hoc – byle tylko walnąć GuWernantów z Adamem Michnikiem na czele.
Red. Kwieciński mógłby mieć mi za złe, mówiąc że „szkodnika trzeba zwalczać każdym sposobem” – to prawda, ale musi mieć świadomość, że jest grono ludzi, którzy jeszcze nie są GWykształciuchami, przy tym nie czytają „GP” (gros moich znajomych widziało ją po raz pierwszy właśnie u mnie) i zbyt nachalna momentami retoryka i styl „Gazety Polskiej” może ich w objęcia „Wyborczej” wpędzić – efekt odwrotny!!!
Mogę to przyrównać do krakowskiego podwórka, na którym odwieczna wojna pomiędzy kibicami Wisły i Cracovii przyjmuje momentami obraz, w którym już nie jest się „Pro Cracovia” tylko „Anty Wisła”, nie „Pro Wisła” tylko „Anty Jude”, tu również symbolika i forma przyjmuje czasami groteskowy obraz, gdy zamiast dopingować swoją drużynę, większość czasu i energii poświęca się na destrukcję przeciwnika – odstrasza to potencjalnych „kibiców sukcesu” – i choć radykałowie zostają, klub może iść na dno.
Można oczywiście powiedzieć, że na takiej taktyce wykiełkowało wyborcze zwycięstwo PO. Jednak czas pokaże, jak zachowają się wyborcy „pobudzeni”, czy będą aktywnym elektoratem budującym siłę partii, kibicami z karnetem, którzy są obecni na każdym meczu wyjazdowym, czy są tylko chuliganami, którzy na derby przyszli nie dlatego, że lubią Wisłę, tylko że nienawidzą Cracovii.
Ja osobiście mam wejściówkę ultrasa na Cracovię (naprawdę!), i chcę mieć moją Cracovię silną i atrakcyjnie grająca, by kolorowe trybuny były pełne różnych ludzi, byśmy w kolejnych derbach wreszcie pokonali Towarzystwo z Reymonta - Towarzystwo, którego nie lubię, ale które poza dniem derbów mało mnie interesuje. Chcę Wielkiej Cracovii, która gra w pucharach i wygrywa mecze w Europie. Ot co – analogia mam nadzieję wyraźna.
”Gazeta Polska” powinna moim zdaniem otworzyć się na młodych ludzi, którzy przekonawszy się, że nie gryzie ona zębami Kaczorów (sic!) mogliby stać się jej wiernymi czytelnikami. Do tego potrzebne są jednak działania marketingowe wykraczające poza grupę docelową 30+. O ile doskonałym posunięciem był prezent w postaci „guzika katyńskiego” dodany do jednego z numerów, o tyle wątpię, by ktoś z moich znajomych kupił „GP” dla śpiewnika patriotycznego (co nie znaczy oczywiście, że nie uważam tego za ciekawy pomysł, po prostu papierowy śpiewnik nie konkuruje w żadnym stopniu chociażby z płytą dvd).
Ktoś może powiedzieć, że nie dlatego (guzika, śpiewnika) kupuje się gazetę, GUZIK PRAWDA! Skończyły się czasy, w których telefon służy tylko do dzwonienia, a gazeta do przekazywania suchych faktów. Trzeba dbać o treść (wpuścić powietrza, jednocześnie dbać o linię, nie karmiąc czytelników fast foodem), ale i zadbać o formę – szare kartki papieru i strona www przypominająca witryny z poprzedniego tysiąclecia nikogo nie zachęcą, a już na pewno nie kogoś, kto nawykł do serwisów w typie tvn24.pl i wypełnionej dodatkami piątkowej „Wyborczej”. Skoro "Wprost" mógł dostać mediatora za stronę www, "GaPola" też na to stać.
Chcąc być GAZETĄ POLSKĄ, trzeba robić gazetę o CAŁEJ POLSCE i dla WSZYSTKICH POLAKÓW, a nie tylko o jej szarej i mrocznej stronie, przeplątać to martyrologią okresu 1939-2007, i zdawkowymi informacjami na pozostałe tematy, a taki obraz czasem się z GP wyłania, i jako taka „GP” nie jest atrakcyjna dla moich rówieśników.
Chcemy gazety patriotycznej, ale otwartej. Bezkompromisowej, ale pluralistycznej. Chrześcijańskiej, ale wchodzącej w dialog. Konserwatywnej, ale nowoczesnej. "GP" taka bywa, i tak być powinna cały czas.
Zatrudnienie jednego lub dwóch specjalistów od marketingu i pablik relejszyn nie obciążyłoby zapewne budżetu, bo przecież na ich (specjalistów) głowach byłoby, by Gazeta zaczęła zarabiać nie dzięki skrawkom z rządowych stołów, ale dzięki profesjonalnym kampaniom prowadzonym oprzez profesjonalistów(tak tak, trzeba założyć sobie target, robić like4like, obrać strategie, zwiększać przychód, i do tego wszystko na ASAP, jak mówi mój kolega - główny kupiec w TESCO Polska), to oni byliby od wypracowania zysku, budowy i realizacji strategii. To przecież nie koliduje z linią gazety!!!
Mimo tego wszystkiego, dzis rano, jak co środę, pójdę do kiosku, gdzie (zrobiłem wywiad) oprócz starszej pani jestem jedyna osobą kupującą „GP”. Pójdę z przeświadczeniem, że potencjał który drzemie w „GP” zostanie wykorzystany, i że całe 70 tysięcy nakładu przygód „Zyzia na koniu Hyziu”, „Rodziny Waciaków” i „Odcinków” zacznie wreszcie znikać z półek w środy rano, czego niniejszym życzę wszystkim związanym z „Gazetą Polską”
Kończąc całkiem młodzieżowo – PIMP MY GP!!!
Tylko czy "GP" chciałaby takiej zmiany?
-
- Posty: 78
- Rejestracja: 26.02.2007, 21:33
- Lokalizacja: Polska
-
- Posty: 1185
- Rejestracja: 26.02.2007, 18:38
Mi to tam akurat zupelnie nie przeszkadza, bo to jedyna mi znana gazeta ogolnopolska, ktora o kibicach pisze obiektywnie to konsekwentnie od kilku lat.eMeSeL pisze:ktoś dobrze napisał, przenieść to do działu "konflikt w L" albo "kibice w mediach" a nie robić w osobnym pieśń pochwalną na rzecz GP.
Bo to trochę tak wygląda jakby GP chciała sobie tu zrobić darmową reklamę (w połowie postów info kiedy wychodzi, ile kosztuje, jaka jest super)
Pzdr.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: pirat1989 i 94 gości