GymBeam
www.warhouse.pl

TATUAŻ

Na przełomie lat 70 i 80 na melinach i w kryminałach wyrabiane były pierwsze dziary związane z tematyką kibicowską. Za pomocą zwykłej kolki w rękach bardziej lub mniej uzdolnionych ludzi, na ciałach kumpli z podwórka i współwięźniów pojawiały się proste symbole, hasła, znaki. Wiadomo że zjawisko to było powszechne głównie w wielkich miastach i związane z ludźmi kibicującymi wielkim klubom. Już Roman Zieliński w „Pamiętniku Kibica” opisuje zdarzenie, jak ktoś tam został wzięty na buty i wymierzono mu razy, bo się zdemaskował podwijając rękaw, pod którym na skórze widniała literka L w kółeczku. Na jakiejś stronce internetowej związanej ze Śląskiem Wrocław, na skórze jednego z zapewne starych kibiców, widnieje nieco krzywo wykonany napis WKS Śląsk Wrocław.

Trzeba jednak przyznać, że tatuaż w Polsce, nawet ten nie związany ze środowiskiem kibiców, w latach 70 i 80 zjawiskiem powszechnym nie był i kojarzył się ze środowiskiem więźniów lub jakiejś subkultury np.: gitowców, też przecież z resztą w jakimś stopniu związanej z więzieniem. Nawet w latach 90 zjawisko to nie było jeszcze powszechne, chociaż już istniały jakieś tam studia, maszynki zrobione ze struny, długopisu i silniczka z młynka do kawy, albo w pełni profesjonalne przywiezione z zachodu. W latach 90 na skórach chłopaków pojawiały się już celtyckie krzyże, buldogi czy inne symbole w postaci laurowego wieńca marki Fred Perry, napisy Skinheads, Skin i inne charakterystyczne znaki od razu kojarzone z przynależnością i sympatiami klubowymi. Literka L w kółeczku, charakterystyczna literka R czy proste ale już o wiele lepiej wykonane skróty ŁKS, GKS i wiele innych tego typu.

Dopiero po roku 2000 w Polsce zagościły profesjonalne studia, które powstawały jak grzyby po deszczu. Różnoracy plastycy realizowali w nich swoje wizje, pokazywali umiejętności i kunszt talentu rysowniczego. Coraz częściej różnoracy ludzie dziarali w nich swoje ciała. Dziewczyny przychodziły po róże i motylki, a chłopaki po czachy i odcienie z klimatów japońskiej yakuzy czyli tygrysy, karpie koi, smoki itp. Wszystko nabierało kolorytu. Barwa, światłocień, kontury wykonane idealnie na stole kreślarskim, wszystko w pełni profesjonalnie. Oczywiście za odpowiednią cenę. W społeczeństwie zjawisko tatuażu ciągle jednak było i z resztą nadal jest postrzegane jako kryminał, chociaż już w coraz mniejszym stopniu, bo młode pokolenia ludzi myślą już normalną kategorią, a nie zdziwaczałym i zamkniętym w ramach chorej przyzwoitości światku, gdzie w ramach tzw. normalności i dla społecznej akceptacji skrywały się różnorakie ludzkie pragnienia i fantazje.

Dziś już gama studiów Tattoo jest tak szeroka, że w małych miastach istnieje po kilka tego typu przybytków, z których prace są uznawane na światowych konwentach i publikowane w ogólnokrajowych czasopismach o tatuażu. Pamiętać jednak trzeba przy wyborze, by wybrać studio, które istnieje już od jakiegoś czasu, którego prace są publikowane nie tylko w necie, ale i w czasopismach o tatuażu, takie które słynie z higieny i w którym ludzie pracujący nie mają przed nami nic do ukrycia. Przemyśleć należy również wzór i miejsce jego usytuowania, gdyż jest to decyzja na całe życie. Myślę, że nie należy szczypać się również z kasą przy wykonywaniu dziary, ale powinno się pamiętać, by tatuator nie zdarł z nas majątku. Oczywiście drogo nie znaczy od razu że dobrze, ale też za tanio być nie może, bo w ekonomii nie ma cudów i taniocha z profesją i kunsztem wykonania w parze nie idzie. I tym oto sposobem ciała rzeszy fanów w naszym kraju zdobi tatuaż kibicowski, czyli zjawisko, o którym można napisać już teraz osobną książkę, lub wydać album z fotografiami i krótkim opisem. Ja najbardziej cenię sobie dziary przede wszystkim pomysłowe i odpowiednio wykonane, w klimacie i w stylu, a nie tylko w rozmachu ich wielkości. Przyznam szczerze, że najbardziej cenię ludzi, którzy kibicując małym klubom dziarają sobie ich motywy. Tatuaż Szczeny z Nowej Sarzyny przedstawiający czachę, hasło „Semper Fidelis” i herb ZKS Unia Nowa Sarzyna, dziarę kibica Promienia Żary przedstawiającą herb tego klubu w laurowym wieńcu, herb klubu Polonia Przemyśl na piersi, Chełmianki Chełm Lubelski, Sanovii Lesko, herb Wisłoki Dębica z którego biją promienie słońca, herby GKS Jastrzębie połączone z orzełkami i hasłem „OBPNŚ” (czyli Ostatni Bastion Polskości Na Śląsku), czy motywy związane z innymi klubami o zasięgu regionalnym jak Górnik Łęczna (ognista piłka) , Jeziorak Iława, Resovia („Śródmieście” z postacią w meloniku i koszulce w pasy) Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski (herb), Ruch Radzionków ( „wiaRa honoR szacunek”), czy kolorowy herb Siarki Tarnobrzeg trzymany przez szarego demona, herb Ostrovii Ostrów Wielkopolski wpisany w tribal. To tylko niektóre z dziar, które wzbudzają mój szacunek przez wzgląd na fanatyzm i uwielbienie małego, regionalnego klubu. A mnie to się podoba najbardziej, gdyż w moim przekonaniu prawdziwy fanatyzm to wiara w ideę, która nie ma żadnych szans, czyli wiara w mały klub, przy którym trwają jego wierni kibice, błąkając się po klepiskach niskich lig na szczeblu rozgrywek regionalnych, a mimo to umieszczają sobie na ciele motywy, herby i barwy ukochanego klubu. Z tych wszystkich małych tattoo trzeba również wyróżnić te budzące respekt i szacunek rozmachem i pomysłem. Z takich dziar podobają mi się plecy „Aleja Pokoju” kibica Rakowa i Napoli, które są połączeniem barw tych dwóch klubów i składają się z wielu elementów. Na pewno na szacunek i uznanie zasługują plecy kibica Wisły Kraków, gdzie obok motywów związanych z klubem jak herb w ceglanym murze (zapewne wawelskim) i mistrzowski puchar w rękach zawodników, widnieje Kościół Mariacki i motywy związane z miastem, a dziara ta nie jest jeszcze ukończona i powstaje stopniowo. Plecy fana Widzewa, „DHW Bad Boy” czy tatuaż kibica Odry Wodzisław, gotyckie „MKS 1922 Odra” wpisane w miecz trzymany przez rycerza w kapturze, to dziary, które wypełniają 100% pleców ich posiadaczy! Z nich wszystkich jednak chylę czoło przed fanatykiem chorzowskiego Ruchu, który ma na całych plerach dziarę, jaką może chwalić się przed Światem. W oddali stadion (wygląda mi na Śląski), plac przed stadionem, a na nim wilka bitwa. Po jednej stronie kibice, a po drugiej psy. Chociaż osobiście lubię dziary kolorowe to w tym są kolorowe jedynie motywy barw Ruchu. Niebiesko-białe flagi, szale, bluzy i koszulki, a to wszystko w morzu hordy fanatyków, w której agresja i nienawiść są wypisane na twarzach.

Ciekawe są również wzorki na ciałach dziewczyn. Popiersie śmierci i gotyk „Ultras Lechia” na łopatce, „Wisła Kraków” przy lewym uchu (!!!), czy splecione litery ŁKS na karku. Dziewczyny z klubowym tattoo zasługują na szczególne uznanie. Podobają mi się klubowo-skinheadowskie tatuaże kibiców Piasta Gliwice takie jak „Boot Boys Gliwice” z niebiesko-czerwonymi motywami Piasta. Ciekawe są dziary łączące dwa kluby nie tylko polski i zagraniczny, ale dwa zgodowe. Trzeba naprawdę wykazywać się lojalnością wobec siebie, by przyozdobić sobie ciało w barwy nie tylko własnego klubu, ale i zgodowiczów. Takie tatuaże ma fanatyk Lechii Gdańsk który obok motywów związanych z BKS ma również tatuaże Wiślackie i Śląska Wrocław, a to wszystko na całym ciele przyozdobionym dodatkowo w symbole NS Skinheads. Takie wzory mają fani Elany i Ruchu oraz Ruchu i Widzewa. Herby połączone ze sobą, lub występujące obok siebie. Kolorowy tatuaż zrobiony na lewej łopatce „Viking’s of South” który przedstawia pejzaż starego miasta w Opolu na tle zachodzącego słońca i dwa połączone, kolorowe herby, na pierwszym planie Odry, a na drugim… Chelsea (!!!). Ta dziara spodobała mi się najbardziej z pośród niedawno widzianych. Fajne są również tatuaże narodowe, w postaci nie tylko symboli, ale przede wszystkim Wikingów, czy postaci Skina trzymającego flagę z celtykiem. Do częstych należy tatuowanie dat założenia klubów, znaków i haseł anty policyjnych jak A.C.A.B., CHWDP czy ostatnio JP. Często robi się dziarę, w której klubowy jest tylko mały motyw, a reszta przedstawia coś zupełnie innego jak rycerza, demona, wojownika, pitbula (dawniej buldoga), czy modne bardzo tribale. Gdzieś tam w tym wszystkim jest jakaś data, literka, barwy czy herb. To też jest fajne. Tatuaż przecież nie musi być w 100% klubowy, bo połączenie różnorakich wzorów pasujących do siebie i uzupełniających się nawzajem też jest OK. Na pewno na Wyspach tatuaż klubowy jest czymś powszechnym nie tylko w śród the lads, ale i w śród pozostałych fanatyków klubu. Często dzierga się tam stadiony, urywki słynnych meczy, czy tryumfów związanych z klubem. Wielcy zawodnicy, zdobyte puchary, dziary fanów MU, czy Rangers i Celtic, ale i Chelsea, czy WHU. Motywy tifosów z Italii, Barras Bravas z Argentyny, Torcideros z Brazylii to te najciekawsze w kibicowskim świecie tatuaże, w morzu których są również gdzieś tam i nasze polskie, krajowe które również mają w sobie styl i odzwierciedlają niezapomniany klimat naszej sceny. W tym wszystkim i ja po wielu miesiącach namysłów zrobiłem sobie tatuaż :-) Nie jest on czymś wielkim i nawiązującym do jednego wybranego klubu. Stara old school’owa futbolówka jaką grano przed wojną i w latach powojennych, kiedy piłka była przeznaczona dla klasy robotniczej, a nie skomercjalizowanym i pełnym reklam gównem, jakim się robi obecnie (a na zachodzie już się stała), w tradycyjnej brązowej barwie, którą zdobi zielony laurowy wieniec to wzór jaki zdobi moją skórę :-) Pomysłem przewodnim był wzór z bluzy Avanti Ultras „Cross”. Opłaciło się. Jestem zadowolony! Na koniec pozwólcie, że przytoczę pewną anegdotę, która miała miejsce podczas wykonywania mojego wzoru. Do studia przyszedł facet, który miał na ciele sporo różnych haseł. Stwierdził, że chciałby to poprawić, gdyż robił w kryminale, „a tam Matejków nie ma” :-))) Kończąc pamiętajcie: „Kto się nie dziara, ten fujara!!!” ;-)

F.

Artykuł jest własnością magazynu dla kibiców „To My Kibice”.

Foto: flesz 2007