GymBeam
www.warhouse.pl

Nie upadłeś Zawiszo, gdy byłeś na dole...

Swój ostatni przed rozpoczęciem tej rundy mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej Zawisza zagrał niemal dokładnie 19 lat temu - w sezonie 1993/1994. Czas ten jawi nam się jako bardzo odległy, nie tylko z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej i społecznej panującej w „transformowanej” Polsce. Inne było dosłownie wszystko, co znajdowało się w zasięgu zainteresowań kibiców - począwszy od poziomu sportowego rodzimej Ekstraklasy, poprzez towarzyszącą jej otoczkę medialną, skończywszy na panujących wówczas realiach kibicowskich. W ciągu prawie dwóch dekad, podczas których Zawisza tułał się po niższych ligach, dojrzeć zdążyło całe pokolenie aktywnie działających kibiców, którzy swój ukochany zespół wśród krajowej elity ujrzeli dopiero w trwające wciąż wakacje. 20 lipca bydgoszczanie podjęli na swoim boisku Jagiellonię, ale zanim do tego doszło kibice znad Brdy przeżyli naprawdę wiele. Aby przybliżyć burzliwe losy fanów Zawiszy i zrozumieć przez co przeszli trwając wiernie przy „Rycerzach Pomorza” cofnąć trzeba się aż do lat 70-tych XX wieku...

Lata „tłuste”...

W 1977 roku Zawisza awansował do pierwszej ligi. Od tego momentu cała kibicowska Polska dostrzegła, że drużyna ta ma wielotysięczną grupę kibiców w Bydgoszczy, a także sporą ekipę wyjazdową. Najwięcej fanów w tym okresie pochodziło z dwóch bydgoskich dzielnic – Błonia i Kapuścisk. Obie grupy łączyły się przed meczami na Zbożowym Rynku, skąd wraz z kibicami z innych dzielnic, pieszo wędrowały przez Śródmieście na stadion. Na trzy godziny przed meczem milicja już zamykała ulice wokół stadionu, a po ostatnim gwizdku sędziego odbywały się tradycyjne pochody „Alejami”. W 1981 roku prężnie działający fani Zawiszy podjęli się zorganizowania VII Ogólnopolskiego Zjazdu Klubów Kibica, na który do Bydgoszczy zjechało blisko 100 fanów futbolu z całej Polski. Obrady i spotkania były zaplanowane na sobotę i niedzielę, ale zlot przerwało wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia. Rano w niedzielę uczestnicy zjazdu musieli powrócić do domu. Nie można zapominać, że w okresie swojej świetności zawiszacy przejawiali aktywność także poza dniami meczów. Nawiązywali serdeczne kontakty z fanami innych polskich drużyn – do początku lat 90-tych „zgodami” Zawiszy były ekipy m.in. Arki Gdynia, Lecha Poznań, Górnika Zabrze, Polonii Bytom, Odry Opole i oczywiście ŁKS-u, z którą przyjaźń jest podtrzymywana do dziś. Kibicowska sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie – kilka zmarnowanych szans na awans do Ekstraklasy, pogarszająca się po transformacji ustrojowej koniunktura oraz początek medialnej nagonki na fanów piłki odbiły się negatywnie na postawie bydgoszczan.


... i lata „chudsze”

Do połowy lat 90-tych większość zgód nawiązanych w ciągu dwóch poprzednich dekad została zerwana, a ze słabymi wynikami sportowymi zbiegł się dość drastyczny spadek ilości widzów na trybunach bydgoskiego stadionu. Zawiszacy zdecydowanie lepiej niż u siebie prezentowali się na wyjazdach – stara gwardia, trwająca przy klubie bez względu na wyniki, meldowała się w godnej liczbie niemal w każdej miejscowości, w której ich klub rozgrywał mecz ligowy. Nie można zapomnieć też, że bydgoszczanie nie ustępowali na polu chuligańskim (w końcu mowa o „szalonych” latach 90-tych), przez co charakterna ekipa dość trudny okres przetrwała bez szwanku na swojej reputacji. Apogeum upadku sportowo-organizacyjnego bydgoski klub osiągnął po sezonie 1997/1998 roku, kiedy wycofany został z rozgrywek II ligi...

Na kłopoty... fuzja?

Nowa drużyna, złożona w większości z ambitnych wychowanków Zawiszy z zespołów juniorskich, zgłoszona została do IV ligi. Planu szybkiego powrotu do elity nie udało się jednak zrealizować – „młodzi” nie zdołali awansować dwa razy z rzędu i rozpoczęto poszukiwania innego sposobu wyjścia ze sportowego marazmu. Opcją do zaakceptowania dla kibiców była fuzja z II-ligowym KP Konin, którym zarządzał świetny przed laty piłkarz Zawiszy - Piotr Nowak. W fanów wstąpiły nowe siły – po przymusowej banicji w niskiej lidze regionalnej znów mogli oglądać piłkarzy w potyczkach z bardziej rozpoznawalnymi drużynami i jeździć na „konkretniejsze” wyjazdy. Wydawało się, że wyjście z kryzysu jest o krok, niestety los postanowił brutalnie zadrwić z bydgoskiego futbolu i jego kibiców. Piotr Nowak, który miał być zbawcą klubu, okazał się gospodarzem skrajnie nieporadnym – nie mogąc poradzić sobie z wierzycielami zaprzestał finansowania Zawiszy. Widząc co wyczynia ich dawny idol z boiska, kibice postanowili odwrócić się od klubu powołanego do życia przez ex-piłkarza i niechętnie powrócili do emocjonowania się rozgrywkami IV ligi. Tradycyjnie już, w chwilach gdy piłkarze w niebiesko-czarnych koszulkach nie spełniali pokładanych w nich nadziei, większe zainteresowanie społeczeństwa wzbudzali fanatycy. Nieco starsi fani z sentymentem wspominają okres gry w niskich ligach pod koniec XX wieku, kiedy prawie każdej potyczce towarzyszyły atrakcje „pozaboiskowe”. Różnego rodzaju utarczki z służbami porządkowymi stanowiły część kibicowskiego „folkloru” tamtych czasów, o którym powstała masa powtarzanych do dziś anegdot.

Bydgoskie deja vu

Historia zatoczyła więc koło i w 2000 roku zasłużony dla całego regionu klub znów tułał się po „piłkarskich wioskach”. Kolejną receptą na szybką odbudowę miało być połączenie z innym bydgoskim zespołem – Chemikiem. Ówcześni włodarze klubu zapewniali, że będą trzymać rękę na pulsie, aby nie powtórzyła się historia z finansową zapaścią spółki Nowaka. Sympatyków przekonała argumentacja zarządu i byli w stanie zaakceptować takie rozwiązanie, pojawiła się jednak nowa, dość poważna przeszkoda. Działacze najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z przywiązania kibiców do tradycji. Pomimo „próśb i gróźb” zdecydowali się zmienić oficjalną nazwę niebiesko-czarnych na Chemik/Zawisza (a drużyny rezerw analogicznie na Zawisza/Chemik). Z tym dziwacznym zespołem występującym na trzecim szczeblu rozgrywek praktycznie nikt nie chciał się utożsamiać i kibice, chcąc nie chcąc, znów musieli powrócić do IV ligi. Na domiar złego słaba piłkarsko drużyna dołowała coraz bardziej i szybko spadła na piąty szczebel rozgrywek. Zmęczeni ciągłym zamieszaniem wokół nieudolnych prób ratowania klubu sympatycy Zawiszy pojawiali się na meczach w małych liczbach, rzadko też jeździli na spotkania do innych miejscowości. Jednym z wyjątków, o którym trzeba wspomnieć, był legendarny już wyjazd do Radziejowa z 2001 roku. Fani „Rycerzy Pomorza” zostali tam przyjęci dość szorstko, a w nieprzyjemnym „powitaniu” brali udział nie tylko policjanci, ale też... mieszkańcy gminy!

Zawiszacy przejmują stery

Znużeni kilkoma nieudanymi próbami odbudowy drużyny kibice postanowili wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce. W 2003 roku, mając wsparcie środowiska dawnych piłkarzy niebiesko-czarnych, wśród których aktywnie w odbudowę klubu włączył się m.in. Krzysztof Straszewski, powołali do życia nowy twór – Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza. Po niespełna pół roku istnienia drużyna awansowała do IV ligi, a z każdym wygranym meczem na trybunach pojawiało się coraz więcej fanów. Ostatnie spotkanie w niższej klasie rozgrywkowej zgromadziło widownię rzędu 1500 osób, a fetę po zakończeniu sezonu uświetniło wielkie racowisko. Była to pewnego rodzaju zapowiedź emocji czekających na zawiszaków w kolejnym sezonie – po raz pierwszy od dawna emocjonowali się meczami derbowymi z Elaną Toruń, które obfitowały w ciekawe wydarzenia na boisku oraz poza nim.
 

Hydrozagadka

W połowie lat „dwutysięcznych” wszystko szło więc po myśli twórców nowego stowarzyszenia. Piłkarze radzili sobie przyzwoicie i awans do III ligi zdawał się być tylko kwestą czasu. Przebłyski dawnej świetnej „formy” mieli też kibice – mecz pokazowy z Lechem Poznań uświetniła obecność 5 000 fanów i widowiskowa choreografia ultrasów, a frekwencja na lidze dorównywała niektórym klubom grającym dwa „szczeble” wyżej. Sezon 2005/2006 miał być przełomowy, jednak niespodziewanie pojawiła się poważna przeszkoda. Klub uwikłany został w aferę korupcyjną, w wyniku której KPZPN odebrał mu 9 punktów, jakże cennych w kontekście awansu. Drastycznemu pogorszeniu uległa też kondycja finansowa i ostatecznie Zawisza zakończył rozgrywki tuż za podium. W styczniu 2006 roku przy aprobacie władz miasta (w osobach prezydenta Dombrowicza i innych lokalnych polityków typu Andrzej Walkowiak), prezesa CWZS Sebastiana Chmary oraz dziennikarzy bydgoskich mediów, sprowadzono do Bydgoszcz drugoligowy klub Hydrobudowa Kujawiak Włocławek, który przemianowano na Zawisza Bydgoszcz SA. Protestujących kibiców Zawiszy media mieszały z błotem i obrzucały przeróżnymi obelgami, patrząc na sprawę bardzo krótkowzrocznie i wyolbrzymiając pozytywne aspekty przeniesienia klubu z Włocławka. Aby podkreślić swój sprzeciw wobec nieuczciwego „awansu” sprowadzoną do Bydgoszczy drużynę fani nazwali „hydrotworem". Stworzone od podstaw Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza oraz „starą” drużynę wyrzucono z zajmowanych pomieszczeń, skazując na tułaczkę po zapuszczonych bydgoskich boiskach. Przysłowiowy „nóż w plecy” wyeksmitowanemu Stowarzyszeniu wbiła też część zawodników z ekipy sezonu 1989/1990, popierając przenosiny Kujawiaka do Bydgoszczy. Kibice do dziś podkreślają, że tym posunięciem zawodnicy przekreślili swoje dotychczasowe osiągnięcia i szacunek jakim byli darzeni. W ogólnym zaślepieniu nowym klubem zdrowy rozsądek przejawiali tylko fani Zawiszy. Postanowili honorowo nie ulega „hydrotworowi”, który przybrał nazwę i barwy ich ukochanego klubu. Trwali przy prawdziwym Zawiszy, wspierając go w rozgrywkach feralnej IV ligi. Warto zaznaczyć, że poparcia kibicom z Bydgoszczy udzieliło wtedy wiele polskich ekip. Na stadionach w całym kraju pojawiały się transparenty potępiające „hydrotwór” i dodające otuchy zawiszakom. Prawie wszystkie grupy fanów odpuścili wyjazdy na mecze ligowe z „hydrotworem”, solidaryzując się z hasłem „Zawisza jest jeden – czwartoligowy! Nie dla złodziei z Hydrobudowy!” Wyłamała się tylko Lechia Gdańsk...


Kibice triumfują, politycy i dziennikarze w szoku

Podczas gdy sympatycy Zawiszy dopingowali IV ligowy „bezdomny” klub, „hydrotwór” pewnie kroczył do awansu do I ligi. Wszystko układało się po myśli działaczy, polityków i dziennikarzy, aż do momentu, w którym jesienią 2006 roku do Bydgoszczy po raz pierwszy zawitali śledczy z wrocławskiej prokuratury. Okazało się bowiem, że dobre wyniki drugoligowca były nie tylko efektem skutecznej gry piłkarzy, ale także "serdecznego" sędziowania podopiecznych słynnego Wita Ż. Po tych elektryzujących wieściach Hydrobudowa wycofała się ze sponsorowania klubu, który jeszcze w 2007 roku zakończył swoją działalność. Kibice wiernie trwający przy „swoim” klubie mogli wreszcie zatriumfować. Udowodnili lokalnym politykom i dziennikarzom, że awans przy zielonym stoliku zawsze odbija się czkawką...

Zawisza wychodzi na prostą

Dzięki uporowi i determinacji kibiców Zawisza przetrwał ogromną zawieruchę i bydgoskie środowisko futbolowe mogło wreszcie skupić się na zapewnieniu klubowi warunków do rozwoju. Sezon 2007/2008 był kolejnym przełomem w historii Zawiszy - fani mogli cieszyć się z awansu do zreformowanej II ligi (dawnej III ligi). Po 10 latach niebiesko-czarni znowu brali udział w rozgrywkach szczebla centralnego, których na dobrą sprawę nigdy nie powinni opuszczać. Fanatycy z Bydgoszczy zaczęli przypominać, że są solidną kibicowską firmą, z którą trzeba się liczyć. Mecze Zawiszy często uświetniały okazałe choreografie, na wyjazdach fani wspierali swoją drużynę w konkretnych liczbach. Zdawać by się mogło, że oddany do użytku w 2008 roku kompletnie zmodernizowany stadion będzie czynnikiem działającym wyłącznie na ich korzyść. Stało się jednak inaczej – ponownie do akcji wkroczyli lokalni politycy, podejmując kolejną absurdalną decyzję...

Walka o stadion

Obiekt przy ul. Gdańskiej został nazwany Stadionem Miejskim imienia Zdzisława Krzyszkowiaka. Fani uznali, że jest to kolejny wymierzony w nich cios - nie byli w stanie zaakceptować, że arena nie będzie miała w swojej nazwie historycznego członu „Zawisza”. Postanowili rozpocząć kampanię, która zwróci uwagę mediów i samorządowców na ich niezadowolenie. Pojawiali się z transparentami na rozgrywanych przy Gdańskiej zawodach lekkoatletycznych, zbierali także podpisy mieszkańców miasta pod specjalną petycją. Przez długi okres czasu ich starania nie przynosiły spodziewanych rezultatów – prezydent odpierał wszystkie argumenty twierdząc, że miasto sfinansowało przebudowę obiektu, dlatego powinien nosić on neutralną nazwę. Walka o stadion trwała nieprzerwanie od połowy 2008 aż do grudnia 2010 roku, kiedy miało miejsce symboliczne usunięcie z fasady obiektu napisu „Stadion Miejski” i dodanie do nazwy członu „Zawisza”. Była to ciężka przeprawa, podczas której fani doświadczyli wielu przykrości ze strony władz i policji - na wniosek prezydenta miasta prokuratura wszczęła m.in. postępowanie przeciwko fanom protestującym podczas sesji Rady Miasta. Kibice wytrwali jednak przy swoim, pokazując ponownie, że są grupą, z którą trzeba się liczyć...


Droga do elity

Po awansie do II ligi Zawisza spędził w niej trzy sezony, podczas których przeszedł przez mozolną procedurę niezbędnych zmian administracyjnych i własnościowych. Kolejnym kamieniem milowym dla bydgoskiego klubu był upragniony awans na zaplecze Ekstraklasy, który piłkarze w niebiesko-czarnych koszulkach wywalczyli w sezonie 2010/2011. Czasy pierwszoligowe upłynęły zawiszakom pod znakiem wielu ciekawych wydarzeń kibicowskich - w ciągu dwóch lat spędzonych na tym „szczeblu” nie brakowało meczów zgodowych, między innymi z Łódzkim Klubem Sportowym praz GKS-em Tychy, ale także potyczek z nielubianymi w Bydgoszczy ekipami. Jednym z godnych przypomnienia meczów z tego okresu jest pucharowe spotkanie z Widzewem Łódź, na którym kibiców Zawiszy wsparła liczna grupa zaprzyjaźnionych fanów ŁKS-u. W tym okresie fanatycy w niebiesko-czarnych koszulkach udowodnili, że nazywanie ich jedną z czołowych polskich ekip nie jest przekłamaniem.



Cała Polska niech usłyszy - Ekstraklasa dla Zawiszy!


Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przez całe środowisko bydgoskiego futbolu moment - w czerwcu 2013 roku po pasjonującej walce Zawisza zajął miejsce premiowane awansem i zasilił grono drużyn Ekstraklasy. Radości kibiców nie było końca – wielotysięczny tłum fetował powrót do elity na ulicach Starego Miasta i dziękował piłkarzom na bydgoskim rynku. Zawisza wreszcie powrócił tam gdzie jego miejsce. Ekstraklasę kibice Zawiszy przywitali niezwykle efektownie, eksponując hasło, które świetnie streszcza zawiłe dzieje klubu: „Nie upadłeś Zawiszo, gdy byłeś na dole, bo w opiece Cię mieli PARSZYWI KIBOLE”. Niestety już po pierwszym, otwierającym sezon meczu z Jagiellonią Białystok wojewoda zdecydował o zamknięciu części stadionu, w której ulokowany jest sektor dla fanów przyjezdnych...

Historia najnowsza

Jak zachowali się zawiszacy? Jak zawsze honorowo. W proteście przeciwko decyzji władz oraz zachowaniu lokalnych stróżów prawa i nadmiernie ochoczo współpracującego z nimi zarządu klubu zdecydowali, że nie będą prowadzili dopingu podczas drugiego rozgrywanego u siebie meczu. Meczu, w którym Zawisza remisując z Pogonią Szczecin zdobył historyczny, bo pierwszy od 19 lat punkt w najwyższej klasie rozgrywkowej...

Jak potoczą się dalej losy klubu i jego wiernych fanów, którym los nie oszczędzał w ciągu ostatnich dwóch dekad? Czas pokaże. Jedno pewne jest jednak na sto procent - mają tak charakternych, wytrwałych i oddanych kibiców, Zawisza nigdy nie zginie.