Dobra, strzelam w ciemno, że pewnie znowu się rozpiszę (wybaczcie), jak już ktoś mi zarzucił. Postaram się w miarę krótko.
Piękny mecz, piękna otoczka, dawny sentyment (wręcz tęsknota) za tym klasykiem ożył na nowo. Widać było, jak na dłoni, to co wiadomo już od dawna. Łódź jest głodna piłki. Tej dobrej piłki, Łódź jest głodna utytułowanych rywali, meczów o konkretną stawkę. Fajnie, że Legia pojawiła się w dobrej liczbie, że nie było żadnego zakazu z d*** wziętego, jak to jest ostatnimi czasy niemal na porządku dziennym. Dzięki temu i dzięki temu spotkaniu było w Łodzi prawdziwe piłkarskie święto. Widzów komplet, było dwa razy więcej chętnych. Atmosfera prawie, jak za dawnych lat! Zresztą żyło się już tym meczem u nas na dobry tydzień przed tą środą.
Mecz: nikt nie miał złudzeń, że Legia jest faworytem i lepszym obecnie zespołem. Samo spotkanie pokazało, że 2-ligowemu Widzewowi sporo brakuje do czołowej drużyny ekstraklapy. Mnóstwo niecelnych podań, głupich wręcz strat piłek, błędy w obronie, które nigdy nie powinny się zdarzać, słaba kondycha, a przez 1 połowę (tak jak przez większość meczów) także brak tego charakteru w naszej drużynie, jaki miał piłkarski Widzew lata temu. Charakter ujawnił się (a raczej rzekłbym, narodził się u tych młodych piłkarzy) przy stanie 0:2 i w rezultacie gospodarze doprowadzili do wyrównania. Myślę, że po tym meczu nasze grajki załapały choć namiastkę tego, co jest zwane tym słynnym widzewskim charakterem i że nie odstawia się nogi, choćby miało się wyrzygać płuca na murawę. Myślę, że po tym meczu czegoś się nauczyli. A przynajmniej głęboko w to wierzę. Powiem szczerze, że przy stanie 2:2 nawet przemknęła mi myśl, że być może przypomnimy legionistom gorzkie wspomnienia z 1996 roku. ;) Niestety, ale w końcówce Legia strzeliła -wprawdzie trochę przypadkową- ale jednak decydującą i piękną bramkę. Szkoda, że nie udało się zrobić dużej niespodzianki i odpadamy z PP (zwłaszcza, że po cichu liczyłem na przyśpieszone derby), ale mimo tego piłkarze Widzewa -dzięki swojej postawie- nie przynieśli wstydu. I za to im dziękuję. No, cóż, gratki dla Ległej i do następnego. ;)
Doping: jedni tu piszą, że doping czy to Legii, czy Widzewa średni i lepszy tylko chwilami. Sądzę, że nie był najgorszy u nas jak i u gości. Niemniej jednak trochę w tych twierdzeniach prawdy jest. Wg mnie nie był najlepszy, choć nie był też jakiś słaby. Na pewno wpłynęła na to spora ilość przypadkowych osób, co jest charakterystyczne dla szlagierowych meczów. Swoje też zrobiło to, że na boisku było ciekawie i spora część osób nagle śledziła poczynania grajków wyłączając się. Nie wiem, czy się zgodzicie (być może jest to kwestia gustu, tj. że jedna przyśpiewka może się podobać bardziej, inna mniej), ale jest jeszcze coś, co ma spore znaczenie zwłaszcza, jeśli na meczu jest spora ilość przypadkowych januszy. Myślę, że są przyśpiewki, jak to przyśpiewki, ale są też takie przyśpiewki, które z miejsca porywają człowieka, że mimowolnie człowiek zaczyna zdzierać gardło na całego. Takie -że tak powiem- mocno chwytliwe, "dające energię" przyśpiewki, czy doping. Przez długi czas brakowało mi takich właśnie przyśpiewek. Do takich porywających zaliczam np. "Broendby", które pojawiło się dopiero pod koniec pierwszej połowy, o ile dobrze kojarzę. Inna sprawa, że było też kilka krótkich przestojów i cichło. Doping legionistów jeszcze trudniej mi ocenić, podczas naszych przestojów, kiedy na chwilę stadion cichł, było was słychać wyraźnie (z perspektywy mniej więcej połowy boiska), jednak kiedy "Zegar" jechał z dopngiem i reszta stadionu się włączała, sektor gości -co chyba wiadome- nie był słyszalny.
Jeszcze co do bluzgów mam małe spostrzeżenie. Jest tyle przyśpiewek na Legię, naprawdę szeroki repertuar, uwierzcie mi, ale wśród nich leciało w zasadzie tylko LTSK. Fakt, jedna z moich ulubionych, ale w sumie wyglądało to, jakby prowadzącym zabrakło pomysłów.
Oprawy + piro: naszej oprawie nie można nic zarzucić. I nie, że samozachwyt, naprawdę nasi ultrasi zrobili kawał dobrej roboty i choreo naprawdę kozackie, zwł. racowicho. Wyszło to naprawdę dobrze. Co do Ległej ( ;-) ) z perspektywy trybuny pod masztami (C) słabo to wyglądało. Zapewne wpłynęła na to odległość i to, że za chwilę nie było nic widać, przez chmurę dymu. Następnego dnia trafiłem jednak na filmik kręcony z okolic sektora rodzinnego, a więc z bliska i z drugiej strony i na owym filmiku wyglądało to całkiem nieźle, zwł. piro i machaje. Ale wziąwszy pod uwagę, że ultrasi ze stolicy są liderami, to chyba należałoby wymagać więcej od liderów, zwłaszcza, że stać was na lepsze pokazy. Tak, wiem, ten "zły, niedobry" Widzew zabronił wam wniesienia sektorówki i to przez to. W tym miejscu tylko stwierdzę, że wy, legijne hipokrytki, potraficie dostrzec drzazgę w cudzym oku, a dechy we własnym nie dojrzycie. Ale znamy was od dawna i nikt tym nie jest zaskoczony. Zatem nad waszym płaczem łzy nie uronię, bo szybko zapominacie, jakie standardy stosuje w tej materii wasz klub w stosunku do przyjezdnych.
Reszta otoczki:
W zasadzie to można odnotować dwie w sumie wesołe rzeczy.
Pierwsza to spalenie pewnej szmaty i paru szali. Dla mnie bez dwóch zdań rzecz radosna. Ktoś tu prześmiewał się, że spalona ścierka została w koronie, zamiast na płocie i dodał insynuacje, że to ze strachu przed utratą łupu. Nie wiem, który to był cymbał, ale nie chce mi się przekopywać w tym szambie. Zapewne rozumowanie było takie, że Legia w ułamku sekundy przeskoczy płot, minie kordon ochroniarek, przebiegnie całą długość boiska, a Widzew nie zdąży ściągnąć zdobyczy z płotu. Ale, dzięki, poprawiłeś mi humor. :-) Wyjaśnienie spalenia na koronie jest proste. Chłopaki zadbali, by flaga spłonęła doszczętnie, bez żadnych zakłóceń, spodziewanych przede wszystkim ze strony nadgorliwych ochroniarek z gazem, czy jakiegoś strażaka z gaśnicą.
Druga to głupota przyjezdnych, którzy olali prośbę organizatora i nie chcieli nieco przesunąć o 1 metr jednej ze swoich fan, by furtka nie była zasłonięta (wymóg przepisów). W efekcie mieli murowane gazowanie. Żeby nie było, zabawne nie było samo gazowanie (zwłaszcza, że większość z nas miała wątpliwą przyjemność doświadczania tego), ale właśnie owa głupota gości. Wziąwszy pod uwagę wcześniejsze pajacowanie malinowych nosów w sektorze gości, właściwie nasuwa mi się pytanie: czy ekipy przyjezdne na Widzewie postanowiły ubiegać się o jakąś nagrodę Darwina, czy co?..
Jakiś fajniejszych akcji raczej nie należało się spodziewać. Sporo ochrony, jeszcze więcej bezpańskich psów w mundurkach, a nadgorliwość łódzkiej psiarni jest nam dobrze znana od lat, myślę, że i legionistom, zwłaszcza tym starszym.
Podsumowując, fajnie było znów przeżyć piłkarskie święto. Szkoda, że odpadliśmy. Obyśmy jak najszybciej wrócili do ekstraklapy.
Jeszcze dwa słowa. Forumowego jebania internetowych szczurów i farmazoniarzy nie zamierzam komentować. Za dobry komentarz wystarczy post Daana:
(...) j***** forumowi malkontenci z c**** cięci