Lechia Gdańsk - Zagłębie Wałbrzych
Wspomnienia starszego kibica Lechii:
Ostatni raz w Wałbrzychu byłem jesienią 1998 roku. Pierwszy w 1976.
Piszę ten tekst z pamięci, jeżeli są błedy proszę o poprawienie.
Wałbrzych miał dwie druzyny piłkarskie. Miasto w swej zdecydowanej większości było ponoć zawsze za Górnikiem. Ale...
W sezonie 1967/68 w II lidze grały Górnik Wałbrzych oraz druga drużyna którą prasa nazywała Thorez Wałbrzych zaś dla totalizatora był to Górnik Thorez (bez słowa Wałbrzych!). Wałbrzyszanie na pewno wyjaśnią to w szczegółach zaś z mojej wiedzy wychodzi że Thorez to była nazwa kopalni i chyba dzielnicy w której ta kopalnia sie mieściła. A że klub był górniczy więc musiał nazywać się Górnik mimo iż w miescie tym był juz inny Górnik. Stąd był Górnik Wałbrzych i Górnik Thorez zwany potocznie Thorezem Wałbrzych.
Zimą 1967/68 znaleziono wreszcie logiczne rozwiązanie i przemianowano Górnika Thorez na Zagłębie Wałbrzych. Klub ten już po I kolejce rundy wiosennej objął przodownictwo w tabeli, którego nie oddał już do konca rozgrywek i wraz z ROW Rybnik awansował do I ligi. Radził tam sobie całkiem dobrze, czego skutkiem było III miejsce w roku 1970 i gra w Pucharze Miast Targowych (obecnie Puchar UEFA), gdzie zresztą spiał się całkiem przyzwoicie (odpadnięcie po dogrywce z UT Arad z Rumunii, który wprawdzie dwa lata wczesniej przegrał z Legią 0-8, lecz w międzyczasie wyeliminował zdobywcę Pucharu Mistrzów - Feyenoord Rotterdam). W 1974 Zagłebie spadło z I ligi. Górnik zapoznał się z ekstraklasą 8 lat później.
Po spadku Zagłębie spotykało się z Lechią w II lidze. Miało szacunek. Kibice Zagłębia przyjeżdzali do Gdańska i na Lechię, i na Stoczniowca. Atmosfera była przyjazna. Pamiętam np. takiego kibica o ksywce Nieboszczyk, który przyjechał do GD... 6 dni przed meczem. 2 noce noclegował u mnie w domu. Kibiców Zagłębia spotykałem też później, ostatni raz podczas meczu we Wrocławiu wiosną 1986. Zawsze byli nam przyjaźni.
Potem nastały trudne czasy dla tamtejszego górnictwa, a w ślad za tym piłkarstwa. Kluby się łączyły, updały, znów powstawały. Ale z tego co wiem, KP Wałbrzych powstały z połączenia Zagłębia i Górnika przejął miejsce po Zagłębiu, a obecna druzyna dziś gra na dawnym stadionie Zagłębia. Reprezentacyjny stadion miasta na górce niszczeje w oczach i jest to wielki dramat.
Łza się w oku kręci. Gdy byłem tam z Flotą jesienią 1998 miasto robiło bardzo przygnębiające wrażenie. Nie chciałbym tam mieszkać.
Pozdrawiam kibiców z Wałbrzycha, zwłaszcza tych pamietających klub o nazwie Zagłębie. Aż nie do wiary, że ktoś jeszcze się z nim utożsamia. Najwiekszy szacunek. To jest prawdziwy kibic, a nie ten który pozwala sobie wybijać zęby, zarówno prawdziwe jak i sztuczne.
Śląsk Wrocław - Zagłębie Wałbrzych
Kibic Thoreziaków:
Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy zacząłem się interesować kibicami Zagłębia, bo oczywiście jako dzieciak w pierwszych klasach podstawówki już musiałem wiedzieć „za kim jestem” !! W każdym bądź razie od wiosny 1984 zacząłem siadać w młynie, będąc wtedy łepkiem w 8 klasie szkoły podstawowej. Wtedy też zaszczepiła mi się w głowie piosenka : „Śląsk, Zagłębie, Lechia Gdańsk !”, a także zgoda z Piastem Gliwice. Do dzisiaj pamiętam, że flagi tych klubów zawsze wisiały na naszym płocie. A Gorce, o ile się nie mylę, wieszały czasami nad sektorem dużą biało-zieloną flagę Lechii z herbem Gdańska w górnym polu.
Wtedy w młynie oczywiście oprócz naszych zielonoczarnych szalików widywało się również szaliki Śląska, Lechii i Piasta (oczywiście – pasiaki robione na drutach !!). Po jakimś czasie okazało się, że niektórzy właściciele zielono-biało-czerwonych szali nie są z Wałbrzycha !! Bardzo mnie to zdziwiło, że komuś kto ma u siebie mecze I ligowe chce się przyjeżdżać do Wałbrzycha na II ligę. W tym czasie u nas za miedzą, Górnik również grał w I lidze i ta I liga dla mnie małolata była ważna. II liga to było minimum dla klubu, a rozgrywek III ligi to chyba nawet nie śledziłem. 20 lat temu byłem o kilkanaście centymetrów niższy i kilkadziesiąt kilo lżejszy, bary również były nie te... i najzwyczajniej w świecie byłem jednym z wielu kibiców Zagłębia, który się niczym specjalnie nie wyróżniał. A powiedzenie o mnie „zadymarz” (to był modny wtedy epitet) mogło powalić ze śmiechu moich kolegów. Zresztą do „zadymiarzy” nie zapisałem się nigdy.
W jednym z następnych sezonów kalendarz rozgrywek był tak sprytnie ułożony, że w ten sam dzień były w Wałbrzychu dwa mecze. Najpierw grało na Białym Kamieniu Zagłębie (nie pamiętam z kim), a później na Nowym Mieście był mecz Górnika ze Śląskiem. Godzimy rozpoczęcia obu spotkań tak były ustalone, żeby wałbrzyszanie mogli odwiedzić oba stadiony. (I jak tylko ustalimy tę koniunkcję meczową to będzie wiadomo, o którym meczu tu piszę !!) Na stadionie Zagłębia i na naszym meczu zameldowała się spora grupka kibiców Śląska. Większa niż na każdym innym spotkaniu. I oczywiście jak tylko sędzia odgwizdał koniec naszego spotkania starszyzna zarządziła wymarsz na przystanek autobusowy 5-ki. Jedziemy na Nowe Miasto. Nie wszyscy jednak udali się wspierać Śląsk. Część tłumaczyła się brakiem kasy na bilety i pojechała do domu. Tak, tak. Może to co piszę wyda się szokujące dzisiejszym chuliganom, ale w tamtych czasach nie tylko nie było klatek, ale również kupowało się bilety na mecze. I osobiście nie pamiętam, żeby ktoś wpadł na pomysł wchodzenia na stadion z bramą. No ale pewnie nie mieliśmy wyobraźni ? A może po prostu cena biletów była mimo wszystko przystępna i dla ucznia i dla dorosłego? Jednak myślę, że jak ktoś chciał to pojechał nawet jak nie miał kasy. Po prostu zrzuciliśmy się pod kasami na nie mających grosza przy duszy kolegów. Wtedy nie obliczałem ilu nas pojechało. Na pewno był to nabity po brzegi autobus. Na pewno było 100 osób. Weszliśmy na stadion Górnika od kasy za szpitalem, czyli na niskie nie wyburzone dzisiaj trybuny. Trochę spóźniliśmy się na początek meczu – pewnie godzina jego rozpoczęcia była przewidziana dla zmotoryzowanych, albo po prostu szybko się przemieszczających...
Jak tylko wszyscy zostali obsłużeni przez biletera weszliśmy na koronę stadionu. Unieśliśmy barwy i rozległ się okrzyk „Zagłębie Wałbrzych”. Górnik w tamtych czasach miał bardzo liczną ekipę, która zajmowała cały sektor pod budynkiem RTV. Śląsk siedział pod zegarem. Pamiętam do dziś, że tylko jak nas ujrzeli wstali wszyscy z miejsc. Było ich kilkuset, wypełniali chyba 2/3 sektora. Potężny okrzyk „Śląsk, Śląsk, Śląsk WKS – przyjacielem Zagłębia jest” – chyba wbił kibiców Górnika w deski siedzeń. Wszyscy w młynie Śląska podnieśli nad łowy swoje barwy – flagi i szaliki – i tak stali dopóki do nich nie dotarliśmy. Oczywiście naszemu pochodowi towarzyszyły głośne śpiewy. Po połączeniu młynów. Nasza starszyzna wbiła się w środek witać się ze starszyzną Śląska. A ja wraz z innymi 15-16 latkami grzecznie usiedliśmy na wolnych miejscach. Przez cały mecz oczywiście był mocny doping. Wyniku nie pamiętam. Ale pewnie mecz skończył się remisem. Z tamtego dnia został mi w pamięci jeszcze jeden obrazek. Gdy siadaliśmy w młynie Śląska, zauważyłem 2-3 wielkich łysych skinheadów. Nie siedzieli oni w centralnej części młyna, tylko na jego dolnych obrzeżach. Bardzo mnie zdziwiła ich reakcja na widok Misia (jednego z naszych ostrzejszych punków) – kolesie byli zmieszani, odwrócili głowy...
Po meczu razem ze Śląskiem udaliśmy się do Dworzec Miasto. Milicja poprowadziła nas obok słynnych z „Pamiętnika Kibica” działek. Przynajmniej tak mi się wydaje bo szliśmy na pewno po drodze, pamiętam ludzi na Starym Zdroju zaskoczonych naszym widokiem. Sznur kibiców był bardzo długi. Ze strony Górnika zero niespodzianek. Tego dnia nie próbowali nawet porzucać w nas kamieniami. O ataku nawet nie ma co wspominać, bo Śląsk tego dnia miał olbrzymią ekipę.
Jak tylko dotarliśmy na Dworzec Miasto, to wraz z innymi chłopakami z Piaskowej Góry postanowiliśmy iść na przystanki autobusowe i wracać do domu. Zdezorientowani milicjanci nie mogli zrozumieć czemu nie chcemy zostać na stacji, nie docierało do nich, że jesteśmy z Wałbrzycha i do domu jedziemy miejskim autobusem, a nie koleją. I cóż tu dużo mówić : „frustracja rodzi agresję”. Dostało nam się parę pałek zanim nas wypuścili z Dworca. Zresztą to było w takim momencie kiedy jeszcze wciąż wchodzili nowi kibice na Dworzec i było sporo zamieszania. Droga autobusem do domu nie zapada mi niczym szczególnym w pamięci – pewnie wsiedliśmy do autobusu bez kibiców Górnika.