Świetny tekst o kibicach

ultras, hooligans, liczby, ciekawostki, informacje, opisy

Moderatorzy: Zorientowany, LechiaCHWM

ODPOWIEDZ
Tamak
Posty: 62
Rejestracja: 27.02.2007, 01:08

Świetny tekst o kibicach

Post autor: Tamak » 08.08.2007, 11:20

Gazeta Polska pisze: Pochwała lokalnej wspólnoty

W "Napoleonie z Notting Hill" G.K. Chesterton, wybitny anglosaski pisarz katolicki, oddaje hołd idei lokalnych wspólnot. Własny lokalny sztandar, lokalne barwy - rzeczy całkowicie niematerialne, lecz właśnie dlatego najważniejsze. Istotne na tyle, by warto było dla nich żyć i umierać. Dzisiaj wspólnoty takie - czy to się komu podoba, czy nie - tworzą piłkarscy kibice. Zamiast chorągwi mamy klubowe szaliki, lecz istota sprawy pozostaje taka sama. Solidarność z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli to znak rozpoznawczy współczesnego kibica.

W czasach komunistycznych jakże często stadiony należały do nielicznych, obok kościołów, enklaw wolności. Paradoksalnie, bo sport służyć miał przecież przez dziesięciolecia propagandzie sukcesów socjalizmu. Niedostrzeżenie przez komunistyczne władze zagrożenia, jakie stanowiły pozbawione ścisłej kontroli stadiony piłkarskie, stało się jednym z gwoździ do trumny PZPR. Telewizja musiała przerywać lub szatkować transmisje, bo ludzie skandowali "Solidarność" albo obrażali władzę. Na stadionach przekonywali się, że podobnie myślą inni. W takiej atmosferze kształtowało się również nowe poczucie wspólnoty lokalnej. Określenie "mój klub" wyznaczać zaczęło dumę z miejsca urodzenia; dumę, której nie było w stanie obudzić socjalistyczne państwo.

W artykule "Ojczyzna" Jerzy Jankowski wyraził opinię, że kibice to osobnicy "obwieszeni biało-czerwonymi szalikami", którzy chcą uchodzić za patriotów, zaś patrioci wśród młodych ludzi są " "zupełnie gdzie indziej". Opinie takie rażą nieprawdziwością.

Po upadku systemu komunistycznego kibice przyczynili się do tworzenia patriotyzmu lokalnego, a podczas spotkań reprezentacji Polski do promowania więzi narodowej. Dziś ich wspólnoty, obecne także w niedużych miasteczkach, często stanowią ostatni bastion obrony przed trującym jadem politycznej poprawności.

Ludziom, którzy nigdy nie byli na meczu, stadiony kojarzą się wyłącznie z rozróbami. I tylko im. Przekaz medialny powoduje, że jeśli do zadymy dojdzie na jednym ze stu meczów, głośny będzie właśnie ten jeden. Reszty zwykły człowiek nie zauważy.

Istota systemu wartości kibiców to nadal solidarność (choć już przez małe "s") z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli. A człowiek, który potrafi żyć i szczerze uczestniczyć we własnej małej ojczyźnie, jest na najlepszej drodze, by odczuwać w stopniu większym niż ktokolwiek inny przynależność do wspólnoty wyższego rzędu - do całego narodu. Nie przypadkiem to wokół naturalnych lokalnych wspólnot skrystalizowały się pierwsze ogniska, pokazujące jedność narodowej wspólnoty po śmierci Jana Pawła II.


Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny. Więcej spośród tych drugich podpisałoby folkslisty lub lojalki - byleby pozwolić im korzystać z drogich sklepów i nie przeszkadzać w karierze.

W październiku 2005 r. zmarła legenda kibiców Lechii Gdańsk, Tadeusz Duffek - w latach 80. lider trójmiejskiej Federacji Młodzieży Walczącej, zasłużony dla walki o niepodległość, o których to zasługach wspominał marszałek senatu Bogdan Borusewicz.

Takich ludzi było i jest w całej Polsce setki, jeśli nie tysiące. Działania kibiców zaangażowanych patriotycznie wymieniać, można by długo. Kibice Legii, czczący pamięć Romana Dmowskiego i warszawskich powstańców, fetujący wizytę papieża Benedykta XVI; kibice Lecha Poznań, organizujący oprawę z okazji Czerwca 1956; przemyski Czuwaj, aktywnie uczestniczący w promowaniu harcerstwa i postaw patriotycznych.

Warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. W czasach globalizacji, gdy przywiązanie do korzeni dla wielu przestaje być wartością, kibice z dumą podkreślają, skąd pochodzą

Kibica może zrozumieć tylko drugi kibic. Kibicowanie to nie tylko mecze, ale również sposób na życie. Jest fascynujące, że ludzie z różnych sfer utożsamiają się z danym klubem, miastem, regionem i jeżdżą na mecze z udziałem swoich zawodników, często narażając życie i zdrowie.
We wstępie swojej książki "Fani chuligani. Rzecz o polskich kibolach", która ukazała się w 2004 r., napisałem, że kibice są różni. Są wśród nich ludzie lubiący zadymy, są ultrasi (organizatorzy choreografii na trybunach, podgrzewający atmosferę) i wreszcie ci, którzy przychodzą na stadion dla samej gry. Ile osób na stadionie, tyle motywów pójścia na mecz. Dzięki meczom i całej otoczce im towarzyszącej można choćby na chwilę zapomnieć o pracy, wrednym szefie, codziennej szamotaninie czy kłopotach w domu.

Klub jest czymś wyjątkowym dla zagorzałych fanów. Przyciąga swoją magią, która bierze się z tradycji przekazywanych często z pokolenia na pokolenie, z legend traktujących o przygodach sprzed lat. Trudno to jednak opisać, to trzeba przeżyć. Przeciętnej osobie, nie interesującej się sportem, trudno zrozumieć kogoś, kto za własne pieniądze tłucze się po całej Polsce za swoim klubem. Dla kibica barwy czy herb klubowy stanowią świętość. Fenomen kibicowania trafnie przedstawił Wojciech Wencel, poeta i krytyk literacki, a jednocześnie zagorzały kibic Arki Gdynia. W jednym z wywiadów powiedział: "kibicowanie to mit, który poznaje się w dzieciństwie i od którego później trudno się uwolnić. To mit wiążący ludzi, podobny do wspólnoty narodowej czy regionalnej, ale jeszcze silniejszy. Jest to pierwotne, ale szlachetne. Kibiców przedstawia się jako chuliganów, ale tak nie jest". Zgadzam się z Wojciechem Wenclem. W przypadku kibicowania mamy do czynienia z nieopisaną magią, z niezwykłą atmosferą - kto jeździł na mecze, ten wie, o czym myślę. Kto nie jeździł, niech żałuje.

Zamiast powielać stereotypowe opinie, należałoby też dostrzec wartości, jakie niesie za sobą kibicowanie - bezinteresowne i całkowite oddanie swemu klubowi. Socjolodzy mówią o futbolizacji społeczeństw, zwracają uwagę, że dla wielu ludzi kibicowanie jest niczym religia. Fanatycznych kibiców znajdziemy zarówno w Europie (w Anglii - kolebce chuligaństwa stadionowego, w Holandii, Polsce, we Włoszech czy w Grecji), ale także w Argentynie czy Brazylii. Właśnie w Brazylii po spektakularnych porażkach drużyny canarinhos gwałtownie wzrasta liczba samobójstw. Z kolei kibice-chuligani z Argentyny zaliczają się do najbardziej niebezpiecznych w świecie. W Polsce ten typ kibica zaczął się pojawiać na stadionach na początku lat 80.

W przypadku niektórych klubów zarówno w Polsce, jak i za granicą można dostrzec pewną prawidłowość. Są bowiem kluby, które zawsze miały wśród licznych rzesz sympatyków również i wielu takich, którzy wdawali się w utarczki z innymi kibicami. Wystarczy wymienić takie kluby, jak Wisła Kraków, ŁKS Łódź, Zagłębie Sosnowiec, Legię Warszawa, Śląsk Wrocław, Ruch Chorzów, Lechię Gdańsk czy Arkę Gdynia. Z kibicami tych klubów wiążą się początki chuligaństwa stadionowego w Polsce. Nieco później w chuligańskich ekscesach zaczęli uczestniczyć kibice innych klubów, m.in. Jagiellonii Białystok czy Lecha Poznań.

Stereotypowa opinia mówi, że młodymi chuliganami sterują starsi kibole. To nieprawda, bo zazwyczaj jest wprost przeciwnie. Im ktoś młodszy, tym bardziej radykalny w poglądach. Obecnie najbardziej brutalni są młodzi kibice, mający kilkanaście lat. Często wchodzą oni w konflikt z kibicowską starszyzną, nie chcąc się jej podporządkować. Natomiast starsi, którzy już wiele widzieli i przeżyli, raczej ochładzają atmosferę na trybunach. Tego jednak media nie zauważają, bo wiadomo - agresja się lepiej sprzedaje. W gazetach dominuje postawa "niech się leją, a my to opiszemy". Przykładowo Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa, na czele którego stoi jeden z bardziej znanych kibiców w Polsce Andrzej Piórkowski "Bosman", robi naprawdę pożyteczne rzeczy. Organizuje wyjazdy na mecze, także dla kibiców niepełnosprawnych, uczestniczy w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, organizuje międzynarodowy turniej kibiców (przyjeżdżają nań co roku m.in. kibice holenderskiego Den Haag czy Juventusu, z którymi legioniści żyją w przyjaźni) czy też sprawia niespodzianki dzieciakom z domów dziecka, rozdając im klubowe gadżety bądź organizując spotkania z piłkarzami.

W Polsce o kibiców się nie dba, często traktuje się ich jak piąte koło u wozu. A przecież przy olbrzymiej korupcji środowiska piłkarskiego to właśnie kibice są najbardziej uczciwi. Oni kochają kluby bezinteresownie i wiernie trwają przy ukochanych barwach.

Myliłby się ten, kto uznałby, że dawniej kibicowskich zadym nie było. W PRL też dochodziło do stadionowych awantur, tyle że informacje o nich nie przedostawały się do mediów. Do jednej z największych doszło 9 maja 1980 r. w Częstochowie, gdzie mecz finałowy Pucharu Polski rozgrywały Lech i Legia. W dniu meczu Częstochowa stała się placem bitwy. W wyniku starć zginęła jedna osoba (według niektórych źródeł zabitych było więcej), a setki zostały ranne. W czasach PRL kibicowanie było zupełnie inne - wielu młodych ludzi kontestowało system komunistyczny i się mu przeciwstawiało. Wiele meczów, szczególnie tych rozgrywanych w Gdańsku, przeradzało się w antykomunistyczne demonstracje. Mecz często był tam tylko pretekstem do pokazania swoich przekonań i wykrzyczenia: "a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", czy "precz z komuną". W tamtym okresie kibice gdańskiej Lechu często walczyli z zo-mowcami nie tylko podczas meczów, ale również w trakcie licznych demonstracji na ulicach Trójmiasta. Środowiska, które działały w podziemiu, wzajemnie się przenikały. Ludzie przychodzili na mecze Lechii, pod kościół św. Brygidy i pod stocznię. To właśnie były trzy gdańskie bastiony niepodległości. Zomowcy często wyżywali się na kibicach z Gdańska, m.in. urządzali im ścieżki zdrowia. Ale to nie było nic nadzwyczajnego, bo mundurowi zawsze traktowali kibiców Lechii wyjątkowo brutalnie.

Szczególnie dziś - warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. Wszak kibic to prawie zawsze lokalny patriota, a czasem nawet lokalny szowinista. I bardzo dobrze, bo ten szowinizm może się z czasem wyciszyć, a miłość do klubu, a także do miasta i regionu pozostanie.
Bycie kibicem, fanem, fanatykiem, szalikowcem, kibolem - mniejsza o nazewnictwo - najczęściej wiąże się z uczuciem silnej przynależności do regionu, miasta. Jak w każdym obszarze - dla jednych jest to powierzchowne i niewiele znaczące, dla drugich istotne i mocne uczucie. I dla nich słowa "moje miasto" czy "mój klub" znaczą naprawdę bardzo wiele.

Oni często interesują się historią nie tylko swego klubu, ale także regionu, znają zarówno okoliczności sukcesów, jak i porażek, jakie odnosili zawodnicy ich klubu. Bo ten klub to właśnie oni - kibice, bo kluby bez kibiców to smutne i nikomu niepotrzebne twory. Przykładem choćby Amica Wronki, która była przedłużeniem struktur marketingowych producenta AGD. Producent ten niedawno usadowił się w Poznaniu, bo wie, że w Wielkopolsce ważny klub z ogromnymi tradycjami i tysiącami wiernych kibiców jest jeden - Lech.

W Warszawie, Łodzi, Krakowie, Zagłębiu Dąbrowskim czy na Górnym Śląsku jest podobnie. Spróbujmy sobie wyobrazić Legię Warszawa, ŁKS Łódź, Wisłę Kraków, Ruch Chorzów, Górnika Zabrze czy Zagłębie Sosnowiec bez ich fanów. Bez nich wiele z tych klubów pewnie już by nie istniało, nie przetrwałyby transformacji systemowej i wejścia w realia rynkowe. Bez kibiców klub może funkcjonować, ale trwa w letargu, cicho i bezbarwnie.

Natomiast klub mający oddanych kibiców, nawet gdy przechodzi kryzys i notuje beznadziejne wyniki - zawsze czuje ich wsparcie. Przejawia się ono na wiele sposobów, ale jest! I to ono właśnie decyduje o żywotności klubu.

Kibice Legii przed każdym meczem śpiewają "Sen o Warszawie" Czesława Niemena, uczestniczą w obchodach rocznic powstań narodowych i przekazują miłość do Legii i Warszawy młodszym rocznikom. Robią to, czym powinien też zająć się klub, bo władze Legii nie robią nic, by wychować sobie młode pokolenia kibiców. Wszystkim tym zajmują się fani - głównie za pośrednictwem Stowarzyszenia

Po awanturach w Wilnie władze klubu uderzyły w stowarzyszenie i zerwały z nim współpracę zamiast wspólnie zastanowić się, co zrobić, by nie dopuścić do podobnych incydentów w przyszłości. Stowarzyszenie nie organizowało wyjazdu do Wilna, mógł tam jechać każdy, a trudno winić członków stowarzyszenia za niedostateczne zabezpieczenie stadionu w Wilnie i naganne zachowanie gówniarzy w szalikach. Jednak teraz odpowiedzią ze strony władz klubu jest między innymi szykanowanie spokojnych kibiców za przewinienia typu odpalenie racy na stadionie. Widać, że władzom Legii - w przeciwieństwie np. do dbających o swych fanów władz Lecha Poznań - na kibicach zupełnie nie zależy.

Weźmy dumę regionu Zagłębia Dąbrowskiego - Zagłębie Sosnowiec; to prawdziwy ewenement. W 1993 r. ogłoszono upadłość i zlikwidowano klub. A kibice zostali, ba - na przekór przeciwnościom zaczęli tłumnie jeździć na mecze reprezentacji i spotkania zaprzyjaźnionej Legii, by wykrzyczeć: "było, jest i będzie - zawsze Zagłębie!". Gdyby w ogóle zatracili swą aktywność i nie interesowali się klubem, to możliwe, że paru pasjonatom z Leszkiem Baczyńskim na czele nie udałoby się go wskrzesić. Ale kibice się nie poddali, manifestowali przywiązanie do klubu i wykazywali, że ma on trwać i że na grę piłkarzy pod szyldem Zagłębia jest zapotrzebowanie.

Fani Legii każdego roku uczestniczą w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, składają wieńce i zapalają znicze, na które sami zbierają pieniądze. Z kolei kibice sosnowieckiego Zagłębia stale zaznaczają swą całkowitą odrębność od Górnego Śląska, a kibice chorzowskiego Ruchu popierają, jak Kazimierz Kutz, też kibic Ruchu, ideę autonomii Górnego Śląska.

Póki szowinizm kibiców nie przeradza się w fizyczne ataki na przeciwników, należy go chwalić, a nie ganić. Powody do wszczęcia awantury mogą dziś być różne. I nie są tu potrzebne animozje między klubami, miastami czy regionami. Natomiast lepiej, by młodzi ludzie ultrasowali na stadionach, tworząc choreografie niosące z sobą konkretne treści, niż nudzili się pod blokiem i patrzyli tylko, komu spuścić manto.

Obecnie kibicowanie jest inne niż przed laty. Spontaniczny doping zastąpiły wyreżyserowane choreografie, przypadkowe awantury - umawiane bójki. Kibice mają też swoje pisma, np. tygodnik "Nasza Legia", miesięcznik "To my kibice" oraz pismo "To my kibice plus".
W Anglii ceną za zapewnienie bezpieczeństwa był odpływ wielu oddanych kibiców ze stadionów. Odpływ nie tylko chuliganów, ale też wiernych fanów. Rozmawiałem ostatnio z przeszło 40-letnim kibicem londyńskiej Chelsea. Powiedział, że normalni kibice nie chodzą już na Stamford Bridge, bo 50 funtów za bilet to przesada. Fakt - wyeliminowano chuliganów, ale wylano przy okazji dziecko z kąpielą.

Zniszczono bowiem niepowtarzalną atmosferę, charakterystyczną dla meczów rozgrywanych dawniej przez piłkarzy "The Blues". Opinię tę potwierdza Danny Dyer, aktor, odtwórca głównej roli w kultowym już filmie "Football Factory", a prywatnie zagorzały kibic londyńskich Młotów, czyli West Hamu. Wprawdzie w "Football Factory" zagrał fanatycznego kibica Chelsea, ale mówi, że taką po prostu ma pracę. Zapytałem go, jak jest teraz na stadionie Chelsea.

- To już nie to samo, co przed laty - odparł. - Na Stamford Bridge nie ma już tej atmosfery co kiedyś. Wysokie ceny biletów oraz różnego rodzaju obostrzenia odstraszają wielu zagorzałych fanów. Pod względem atmosfery zdecydowanie lepiej jest na Upton Park, stadionie West Hamu. Nie czuć tam na razie aż takiej komercji. W ogóle dzisiejsze kibicowanie mocno różni się od tego, co było na trybunach angielskich stadionów w latach 80. czy na początku lat 90. Jest bezpiecznie, ale atmosfera siadła.

No cóż, teraz najbardziej oddani fani Chelsea oglądają mecze w londyńskich pubach. Siedzą, patrzą tępo w ekran i wspominają stare dobre czasy. Te, kiedy nie było Abramowicza i jego pieniędzy, a w drużynie większość stanowili Anglicy. Oby w Polsce nie doszło do sytuacji, w której puby staną się najlepszym miejscem na oglądanie meczów na żywo.

Kibicowanie do tej pory jakoś broniło się u nas przed komercjalizacją. Także dzięki temu, że przed 1989 r. miało głęboki podtekst polityczny. Teraz, kiedy mamy kapitalizm i wolny rynek, także i kibicowanie mocno się zmieniło. Jest jakby nieco płytsze, bo już niepoparte kontestacją systemu i zaangażowaniem w walkę o wolność i "Solidarność". Ma to zarówno dobre, jak i złe strony. Ale to już odrębny temat.
Jednak nie ma to jak prawicowe podejście do tematu. :wink:



Piotras ŁKS
Posty: 48
Rejestracja: 24.03.2007, 11:17
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Piotras ŁKS » 08.08.2007, 11:52

warte przeczytania....

wkońcu ktoś napisał chociażby to:
W Polsce o kibiców się nie dba, często traktuje się ich jak piąte koło u wozu. A przecież przy olbrzymiej korupcji środowiska piłkarskiego to właśnie kibice są najbardziej uczciwi. Oni kochają kluby bezinteresownie i wiernie trwają przy ukochanych barwach.

kto jest autorem tego ?
ŁKS ŁÓDŹ

Walker
Posty: 842
Rejestracja: 26.02.2007, 22:56
Lokalizacja: Texas

Post autor: Walker » 08.08.2007, 12:01

Autorem jest Jerzy Dudała

fx.
Posty: 64
Rejestracja: 22.07.2007, 23:01

Post autor: fx. » 08.08.2007, 12:05

brawa dla autora tego tekstu, wkońcu ktoś obiektywnie spojrzał na kibiców

posone_19
Posty: 46
Rejestracja: 26.02.2007, 20:58
Lokalizacja: Radomsko

Post autor: posone_19 » 08.08.2007, 12:11

Super tekst , przynajmniej ktoś raz opisał nas w nieco inny sposób. Jednak mało ludzi to przeczyta , a jeszcze mniej uwierzy w to co jest napisane.

Bez pozdrowień
Posty: 679
Rejestracja: 25.06.2007, 13:29

Post autor: Bez pozdrowień » 08.08.2007, 12:16

niezly tekst
WYPRZEDAŻ KOSZULEK PATRIOCI EDYCJA IV , CENA TYLKO 29.99 ZŁ ! http://kibice.net/forum/viewtopic.php?f=5&t=13857

"rezygnując z wartości, tracimy poczucie wspólnoty, tracimy Polskę. Nie ma wolności bez wartości."

Gothic
Posty: 96
Rejestracja: 26.02.2007, 20:33
Lokalizacja: od mamy i taty :)

Post autor: Gothic » 08.08.2007, 12:44

Bardzo dobry tekst. Inne spojrzenie na nas kibiców i nasze sprawy. Można tylko pogratulować autorowi. Dobrze podsumował wydarzenia w Wilnie i to co stało sie w Anglii z kibicami.

kibic(L)
Posty: 25
Rejestracja: 08.03.2007, 13:24

Post autor: kibic(L) » 08.08.2007, 13:06

Zajebiscie spodobał mi się ten tekst :!: miło że są jeszcze ludzue na tym swiecie którzy myślą w ten sposób :D

M.O.W.
Posty: 222
Rejestracja: 26.02.2007, 21:05
Lokalizacja: Górny Śląsk

Post autor: M.O.W. » 08.08.2007, 14:08

Mylę się czy to ten sam facet który napisał pracę doktorską o kibicach Zagłębia Sosnowiec?

Sweet focie
Posty: 190
Rejestracja: 17.05.2007, 19:46

Post autor: Sweet focie » 08.08.2007, 14:34

M.O.W. pisze:Mylę się czy to ten sam facet który napisał pracę doktorską o kibicach Zagłębia Sosnowiec?
Ten sam. Ale nie napisal pracy doktorskiej o kibicach Zagłębia Sosnowiec lecz i ogólnie wydał książkę pt. "Fani chuligani, rzecz o polskich kibolach" a kibiców Zagłębia wykorzystał tylko w różnych badaniach. Polecam książkę chociaż jest "trudna".
Max for you
mic pisze:
wasik pisze:Gdzie punkt numer 3 :roll:
w '99 jeszcze byl, od niedawna jest juz tylko 1,2,3,5,6.... popierdolilo sie wszystko 8) :lol:
:lol: :lol: :lol:

Il_Fanatico
Posty: 290
Rejestracja: 01.03.2007, 10:55

Post autor: Il_Fanatico » 08.08.2007, 16:30

Tekst dobry ale co z tego? Kto to przeczyta? I tak większosc jest karmiona tekstami Steców i innych Sarzałów w stylu "Bandyci w szalikach terroryzują trybuny, wyganiaja rodziny z dziećmi". Taki to ma wpływ na wizerunek kibiców jak UPR na Polskę :roll:

EO
Posty: 107
Rejestracja: 02.03.2007, 21:23

Post autor: EO » 08.08.2007, 16:50

Zeby przeczytał to nasz zarząd 8) Ciekawe co by powiedział o tym

czytelnik
Posty: 776
Rejestracja: 02.05.2007, 17:28

Post autor: czytelnik » 08.08.2007, 17:47

mariusz pisze:
Il_Fanatico pisze:Tekst dobry ale co z tego? Kto to przeczyta? I tak większosc jest karmiona tekstami Steców i innych Sarzałów w stylu "Bandyci w szalikach terroryzują trybuny, wyganiaja rodziny z dziećmi". Taki to ma wpływ na wizerunek kibiców jak UPR na Polskę :roll:

A mnie jednak cieszy, ze napisal to ktos kto zrobil doktorat z socjologii. A ksiazke ,,Fani chuligani - rzecz o polskich kibolach'' polecam kazdemu. Naprawde warta przeczytania.
Masz dostęp do jej internetowej wersji ?? tzn takiej na kompa ;)

Jarson
Posty: 230
Rejestracja: 26.02.2007, 18:29
Lokalizacja: z Legijnej braci

Post autor: Jarson » 08.08.2007, 18:20

podobało mi się. takie teksty powinno się drukować w największych gazetach na pierwszych stronach !!
to trzeba przeżyć żeby to zrozumieć żeby w to uwierzyć! (L)

Hetman_KSV
Posty: 357
Rejestracja: 02.03.2007, 17:56

Post autor: Hetman_KSV » 08.08.2007, 18:26

Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny. Więcej spośród tych drugich podpisałoby folkslisty lub lojalki - byleby pozwolić im korzystać z drogich sklepów i nie przeszkadzać w karierze.
Kiedyś w podobny desen wypowiadał się chyba Korwin Mikke, bodajże o kibicach Cracovi.

Ogólnie bardzo ciekawy i trafny tekst, aż sobie zakupie tenże tygodnik:)

kalashnikov
Posty: 387
Rejestracja: 27.02.2007, 08:23

Post autor: kalashnikov » 08.08.2007, 18:41

Świetny artykuł, bardzo obiektywnie napisany. Jednak Gazeta Polska trzyma swój dobry poziom. Będzie trzeba dzisiaj zakupić.

logitech
Posty: 42
Rejestracja: 27.02.2007, 16:36

:)

Post autor: logitech » 08.08.2007, 19:20

DObre oby wiecej takich tekstów...

Rudeboys72
Posty: 48
Rejestracja: 28.02.2007, 21:25
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Rudeboys72 » 08.08.2007, 19:37

Bez zbędnych słów-ZAJEBISTY TEKST!!!
Daje odpowiedzi na wiele pytań,min dlaczego kibice tak bardzo utożsamiają się ze swoim klubem,tekścior ukazuje tez nas kibiców w ogóle innym świetle....fajnie się czyta taki artykulik.pzdr
WARSZAWIACY z krwi i kości,cała Polska nam zazdrości.

tommaszek
Posty: 2
Rejestracja: 27.02.2007, 14:25

Post autor: tommaszek » 08.08.2007, 22:09

Panowie polecam ta gazete naprawde warto ja kupowac.Ja juz od pewnego czasu kupuje i zawsze cos ciekawego pisze.
ZYCIE TO WALKA,SŁABOSC TO SMIERC!!!!!

K1918
Posty: 42
Rejestracja: 09.03.2007, 16:12
Lokalizacja: Twierdza Przemyśl

Post autor: K1918 » 09.08.2007, 14:05

Pochwała lokalnej wspólnoty (Kordian Krawietz)

Pochwała lokalnej wspólnoty
W „Napoleonie z Notting Hill” G.K. Chesterton, wybitny anglosaski pisarz katolicki, oddaje hołd idei lokalnych wspólnot. Własny, lokalny sztandar, lokalne barwy – rzeczy całkowicie niematerialne, lecz właśnie dlatego najważniejsze. Istotne na tyle, by warto było dla nich żyć i umierać. Dzisiaj wspólnoty takie – czy to się komu podoba, czy nie – tworzą piłkarscy kibice.

Zamiast chorągwi mamy klubowe szaliki, lecz istota sprawy pozostaje taka sama. Solidarność z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli to znak rozpoznawczy współczesnego kibica.
W czasach komunistycznych stadiony należały jakże często do nielicznych, obok kościołów, enklaw wolności. Paradoksalnie, bo sport służyć miał przecież przez dziesięciolecia propagandzie sukcesów socjalizmu. Niedostrzeżenie przez komunistyczne władze zagrożenia, jakie stanowiły pozbawione ścisłej kontroli stadiony piłkarskie stało się jednym z gwoździ do trumny PZPR. Telewizja musiała przerywać lub szatkować transmisje, bo ludzie skandowali „Solidarność” albo obrażali władzę. Dzięki temu przekonywali się, że podobnie myślą inni dookoła. W takiej atmosferze kształtowało się również nowe poczucie wspólnoty lokalnej, Określenie „mój klub” wyznaczać zaczęło dumę z miejsca urodzenia; dumę, której nie było w stanie obudzić socjalistyczne państwo.
Po Solidarności solidarność
W artykule „Oi!czyzna” (GP 29/2007) Jerzy Jankowski wyraził opinię, że kibice to osobnicy „obwieszeni biało-czerwonymi szalikami”, którzy chcą za patriotów, zaś patrioci wśród młodych ludzi są „zupełnie gdzie indziej”. Opinie takie rażą nieprawdziwością.
Po upadku systemu komunistycznego kibice przyczynili się do tworzenia patriotyzmu lokalnego, a podczas spotkań reprezentacji Polski do promowania więzi narodowej. Dziś ich wspólnoty, obecne także niedużych miasteczkach, często stanowią ostatni bastion obrony przed zatrutym jadem politycznej poprawności.
Ludziom, którzy nigdy nie byli na meczu, stadiony kojarzą się wyłącznie z rozróbami. I tylko im. Przekaz medialny powoduje, że jeśli do zadymy dojdzie na jednym na sto meczów, głośny będzie właśnie ten jeden. Reszty zwykły człowiek nie zauważy. Niesposób nie odnieść także wrażenia, że liberalne i lewicowe media przedstawiają w ten sposób stadiony także dlatego, że promowane są tam wartości, będące dla postkomunistów i „obrońców tolerancji” nie do przyjęcia. Gdyby w wyborach głosowali tylko stadionowi kibice, postkomuniści nigdy nie doszliby do władzy.
Istota systemu wartości kibiców to nadal solidarność (choć już przez małe „s”) z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli. A człowiek, który potrafi żyć i szczerze uczestniczyć we własnej małej ojczyźnie jest na najlepszej drodze do tego, by odczuwać w stopniu większym, niż ktokolwiek inny, przynależność do wspólnoty wyższego rzędu – do całego narodu.
Nie przypadkiem to wokół naturalnych lokalnych wspólnot skrystalizowały pierwsze ogniska pokazujące jedność narodowej wspólnoty po śmierci Jana Pawła II. To nic nierozumiejące media, na czele z „GW” usiłowały tę ideę spłycić do wydumanego za dziennikarskim biurkiem „pojednania” między kibicami skłóconych klubów, nie dostrzegając znacznie głębszych treści.
Legendy ruchu
Myślę, że w razie wojny, to owi pogardzani „chuligani”, a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny. Więcej spośród tych drugich podpisałoby volkslisty lub lojalki – byleby pozwolić im korzystać z drogich sklepów i nie przeszkadzać w karierze.
W październiku 2005 zmarła legenda kibiców Lechii Gdańsk, Tadeusz Duffek. W latach 80. lider trójmiejskiej Federacji Młodzieży Walczącej, zasłużony dla walki o niepodległość, o których to zasługach wspominał marszałek senatu Bogdan Borusewicz, a na jego pogrzebie byli ks. Henryk Jankowski i Jacek Kurski. Ratował Lechię jako członek jej zarządu, gdy nie przynosiło to profitów, bo została zdegradowana.
Konrad Bednarski, legenda lubelskich środowisk kibicowskich, przez całe lata szefujący fanom Górnika Łęczna, dzisiaj poważany jest także za działalność charytatywno – społeczną.
Takich ludzi było i jest w całej Polsce setki, jeśli nie tysiące.
Działania kibiców zaangażowanych patriotycznie wymieniać można by długo. Kibice Legii, czczący pamięć Romana Dmowskiego i warszawskich powstańców, fetujący wizytę papieża Benedykta XVI. Kibice Lecha Poznań, organizujący oprawę z okazji Czerwca 1956. Przemyski Czuwaj aktywnie uczestniczący w promowaniu harcerstwa i postaw patriotycznych.
Ostatnio zmieniony 09.08.2007, 17:12 przez K1918, łącznie zmieniany 2 razy.
[link]

K1918
Posty: 42
Rejestracja: 09.03.2007, 16:12
Lokalizacja: Twierdza Przemyśl

Post autor: K1918 » 09.08.2007, 14:06

Patrioci w Szalikach (Jerzy Dudała)

Warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. W czasach globalizacji, gdy przywiązanie do korzeni dla wielu przestaje być wartością, kibice z dumą podkreślają, skąd pochodzą

Kibica może zrozumieć tylko drugi kibic. Kibicowanie to nie tylko mecze, ale również sposób na życie. Jest fascynujące, że ludzie z różnych sfer utożsamiają się z danym klubem, miastem, regionem i jeżdżą na mecze z udziałem swoich zawodników, często narażając życie i zdrowie.
We wstępie swojej książki "Fani chuligani. Rzecz o polskich kibolach", która ukazała się w 2004 r., napisałem, że kibice są różni. Są wśród nich ludzie lubiący zadymy, są ultrasi (organizatorzy choreografii na trybunach, podgrzewający atmosferę) i wreszcie ci, którzy przychodzą na stadion dla samej gry. Ile osób na stadionie, tyle motywów pójścia na mecz. Dzięki meczom i całej otoczce im towarzyszącej można choćby na chwilę zapomnieć o pracy, wrednym szefie, codziennej szamotaninie czy kłopotach w domu.

Klub jest czymś wyjątkowym dla zagorzałych fanów. Przyciąga swoją magią, która bierze się z tradycji przekazywanych często z pokolenia na pokolenie, z legend traktujących o przygodach sprzed lat. Trudno to jednak opisać, to trzeba przeżyć. Przeciętnej osobie, nie interesującej się sportem, trudno zrozumieć kogoś, kto za własne pieniądze tłucze się po całej Polsce za swoim klubem. Dla kibica barwy czy herb klubowy stanowią świętość. Fenomen kibicowania trafnie przedstawił Wojciech Wencel, poeta i krytyk literacki, a jednocześnie zagorzały kibic Arki Gdynia. W jednym z wywiadów powiedział: "kibicowanie to mit, który poznaje się w dzieciństwie i od którego później trudno się uwolnić. To mit wiążący ludzi, podobny do wspólnoty narodowej czy regionalnej, ale jeszcze silniejszy. Jest to pierwotne, ale szlachetne. Kibiców przedstawia się jako chuliganów, ale tak nie jest". Zgadzam się z Wojciechem Wenclem. W przypadku kibicowania mamy do czynienia z nieopisaną magią, z niezwykłą atmosferą - kto jeździł na mecze, ten wie, o czym myślę. Kto nie jeździł, niech żałuje.

Zamiast powielać stereotypowe opinie, należałoby też dostrzec wartości, jakie niesie za sobą kibicowanie - bezinteresowne i całkowite oddanie swemu klubowi. Socjolodzy mówią o futbolizacji społeczeństw, zwracają uwagę, że dla wielu ludzi kibicowanie jest niczym religia. Fanatycznych kibiców znajdziemy zarówno w Europie (w Anglii - kolebce chuligaństwa stadionowego, w Holandii, Polsce, we Włoszech czy w Grecji), ale także w Argentynie czy Brazylii. Właśnie w Brazylii po spektakularnych porażkach drużyny canarinhos gwałtownie wzrasta liczba samobójstw. Z kolei kibice-chuligani z Argentyny zaliczają się do najbardziej niebezpiecznych w świecie. W Polsce ten typ kibica zaczął się pojawiać na stadionach na początku lat 80.

W przypadku niektórych klubów zarówno w Polsce, jak i za granicą można dostrzec pewną prawidłowość. Są bowiem kluby, które zawsze miały wśród licznych rzesz sympatyków również i wielu takich, którzy wdawali się w utarczki z innymi kibicami. Wystarczy wymienić takie kluby, jak Wisła Kraków, ŁKS Łódź, Zagłębie Sosnowiec, Legię Warszawa, Śląsk Wrocław, Ruch Chorzów, Lechię Gdańsk czy Arkę Gdynia. Z kibicami tych klubów wiążą się początki chuligaństwa stadionowego w Polsce. Nieco później w chuligańskich ekscesach zaczęli uczestniczyć kibice innych klubów, m.in. Jagiellonii Białystok czy Lecha Poznań.

Stereotypowa opinia mówi, że młodymi chuliganami sterują starsi kibole. To nieprawda, bo zazwyczaj jest wprost przeciwnie. Im ktoś młodszy, tym bardziej radykalny w poglądach. Obecnie najbardziej brutalni są młodzi kibice, mający kilkanaście lat. Często wchodzą oni w konflikt z kibicowską starszyzną, nie chcąc się jej podporządkować. Natomiast starsi, którzy już wiele widzieli i przeżyli, raczej ochładzają atmosferę na trybunach. Tego jednak media nie zauważają, bo wiadomo - agresja się lepiej sprzedaje. W gazetach dominuje postawa "niech się leją, a my to opiszemy". Przykładowo Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa, na czele którego stoi jeden z bardziej znanych kibiców w Polsce Andrzej Piórkowski "Bosman", robi naprawdę pożyteczne rzeczy. Organizuje wyjazdy na mecze, także dla kibiców niepełnosprawnych, uczestniczy w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, organizuje międzynarodowy turniej kibiców (przyjeżdżają nań co roku m.in. kibice holenderskiego Den Haag czy Juventusu, z którymi legioniści żyją w przyjaźni) czy też sprawia niespodzianki dzieciakom z domów dziecka, rozdając im klubowe gadżety bądź organizując spotkania z piłkarzami.

W Polsce o kibiców się nie dba, często traktuje się ich jak piąte koło u wozu. A przecież przy olbrzymiej korupcji środowiska piłkarskiego to właśnie kibice są najbardziej uczciwi. Oni kochają kluby bezinteresownie i wiernie trwają przy ukochanych barwach.

Myliłby się ten, kto uznałby, że dawniej kibicowskich zadym nie było. W PRL też dochodziło do stadionowych awantur, tyle że informacje o nich nie przedostawały się do mediów. Do jednej z największych doszło 9 maja 1980 r. w Częstochowie, gdzie mecz finałowy Pucharu Polski rozgrywały Lech i Legia. W dniu meczu Częstochowa stała się placem bitwy. W wyniku starć zginęła jedna osoba (według niektórych źródeł zabitych było więcej), a setki zostały ranne. W czasach PRL kibicowanie było zupełnie inne - wielu młodych ludzi kontestowało system komunistyczny i się mu przeciwstawiało. Wiele meczów, szczególnie tych rozgrywanych w Gdańsku, przeradzało się w antykomunistyczne demonstracje. Mecz często był tam tylko pretekstem do pokazania swoich przekonań i wykrzyczenia: "a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", czy "precz z komuną". W tamtym okresie kibice gdańskiej Lechu często walczyli z zo-mowcami nie tylko podczas meczów, ale również w trakcie licznych demonstracji na ulicach Trójmiasta. Środowiska, które działały w podziemiu, wzajemnie się przenikały. Ludzie przychodzili na mecze Lechii, pod kościół św. Brygidy i pod stocznię. To właśnie były trzy gdańskie bastiony niepodległości. Zomowcy często wyżywali się na kibicach z Gdańska, m.in. urządzali im ścieżki zdrowia. Ale to nie było nic nadzwyczajnego, bo mundurowi zawsze traktowali kibiców Lechii wyjątkowo brutalnie.

Szczególnie dziś - warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. Wszak kibic to prawie zawsze lokalny patriota, a czasem nawet lokalny szowinista. I bardzo dobrze, bo ten szowinizm może się z czasem wyciszyć, a miłość do klubu, a także do miasta i regionu pozostanie.
Bycie kibicem, fanem, fanatykiem, szalikowcem, kibolem - mniejsza o nazewnictwo - najczęściej wiąże się z uczuciem silnej przynależności do regionu, miasta. Jak w każdym obszarze - dla jednych jest to powierzchowne i niewiele znaczące, dla drugich istotne i mocne uczucie. I dla nich słowa "moje miasto" czy "mój klub" znaczą naprawdę bardzo wiele.

Oni często interesują się historią nie tylko swego klubu, ale także regionu, znają zarówno okoliczności sukcesów, jak i porażek, jakie odnosili zawodnicy ich klubu. Bo ten klub to właśnie oni - kibice, bo kluby bez kibiców to smutne i nikomu niepotrzebne twory. Przykładem choćby Amica Wronki, która była przedłużeniem struktur marketingowych producenta AGD. Producent ten niedawno usadowił się w Poznaniu, bo wie, że w Wielkopolsce ważny klub z ogromnymi tradycjami i tysiącami wiernych kibiców jest jeden - Lech.

W Warszawie, Łodzi, Krakowie, Zagłębiu Dąbrowskim czy na Górnym Śląsku jest podobnie. Spróbujmy sobie wyobrazić Legię Warszawa, ŁKS Łódź, Wisłę Kraków, Ruch Chorzów, Górnika Zabrze czy Zagłębie Sosnowiec bez ich fanów. Bez nich wiele z tych klubów pewnie już by nie istniało, nie przetrwałyby transformacji systemowej i wejścia w realia rynkowe. Bez kibiców klub może funkcjonować, ale trwa w letargu, cicho i bezbarwnie.

Natomiast klub mający oddanych kibiców, nawet gdy przechodzi kryzys i notuje beznadziejne wyniki - zawsze czuje ich wsparcie. Przejawia się ono na wiele sposobów, ale jest! I to ono właśnie decyduje o żywotności klubu.

Kibice Legii przed każdym meczem śpiewają "Sen o Warszawie" Czesława Niemena, uczestniczą w obchodach rocznic powstań narodowych i przekazują miłość do Legii i Warszawy młodszym rocznikom. Robią to, czym powinien też zająć się klub, bo władze Legii nie robią nic, by wychować sobie młode pokolenia kibiców. Wszystkim tym zajmują się fani - głównie za pośrednictwem Stowarzyszenia

Po awanturach w Wilnie władze klubu uderzyły w stowarzyszenie i zerwały z nim współpracę zamiast wspólnie zastanowić się, co zrobić, by nie dopuścić do podobnych incydentów w przyszłości. Stowarzyszenie nie organizowało wyjazdu do Wilna, mógł tam jechać każdy, a trudno winić członków stowarzyszenia za niedostateczne zabezpieczenie stadionu w Wilnie i naganne zachowanie gówniarzy w szalikach. Jednak teraz odpowiedzią ze strony władz klubu jest między innymi szykanowanie spokojnych kibiców za przewinienia typu odpalenie racy na stadionie. Widać, że władzom Legii - w przeciwieństwie np. do dbających o swych fanów władz Lecha Poznań - na kibicach zupełnie nie zależy.

Weźmy dumę regionu Zagłębia Dąbrowskiego - Zagłębie Sosnowiec; to prawdziwy ewenement. W 1993 r. ogłoszono upadłość i zlikwidowano klub. A kibice zostali, ba - na przekór przeciwnościom zaczęli tłumnie jeździć na mecze reprezentacji i spotkania zaprzyjaźnionej Legii, by wykrzyczeć: "było, jest i będzie - zawsze Zagłębie!". Gdyby w ogóle zatracili swą aktywność i nie interesowali się klubem, to możliwe, że paru pasjonatom z Leszkiem Baczyńskim na czele nie udałoby się go wskrzesić. Ale kibice się nie poddali, manifestowali przywiązanie do klubu i wykazywali, że ma on trwać i że na grę piłkarzy pod szyldem Zagłębia jest zapotrzebowanie.

Fani Legii każdego roku uczestniczą w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, składają wieńce i zapalają znicze, na które sami zbierają pieniądze. Z kolei kibice sosnowieckiego Zagłębia stale zaznaczają swą całkowitą odrębność od Górnego Śląska, a kibice chorzowskiego Ruchu popierają, jak Kazimierz Kutz, też kibic Ruchu, ideę autonomii Górnego Śląska.

Póki szowinizm kibiców nie przeradza się w fizyczne ataki na przeciwników, należy go chwalić, a nie ganić. Powody do wszczęcia awantury mogą dziś być różne. I nie są tu potrzebne animozje między klubami, miastami czy regionami. Natomiast lepiej, by młodzi ludzie ultrasowali na stadionach, tworząc choreografie niosące z sobą konkretne treści, niż nudzili się pod blokiem i patrzyli tylko, komu spuścić manto.

Obecnie kibicowanie jest inne niż przed laty. Spontaniczny doping zastąpiły wyreżyserowane choreografie, przypadkowe awantury - umawiane bójki. Kibice mają też swoje pisma, np. tygodnik "Nasza Legia", miesięcznik "To my kibice" oraz pismo "To my kibice plus".
W Anglii ceną za zapewnienie bezpieczeństwa był odpływ wielu oddanych kibiców ze stadionów. Odpływ nie tylko chuliganów, ale też wiernych fanów. Rozmawiałem ostatnio z przeszło 40-letnim kibicem londyńskiej Chelsea. Powiedział, że normalni kibice nie chodzą już na Stamford Bridge, bo 50 funtów za bilet to przesada. Fakt - wyeliminowano chuliganów, ale wylano przy okazji dziecko z kąpielą.

Zniszczono bowiem niepowtarzalną atmosferę, charakterystyczną dla meczów rozgrywanych dawniej przez piłkarzy "The Blues". Opinię tę potwierdza Danny Dyer, aktor, odtwórca głównej roli w kultowym już filmie "Football Factory", a prywatnie zagorzały kibic londyńskich Młotów, czyli West Hamu. Wprawdzie w "Football Factory" zagrał fanatycznego kibica Chelsea, ale mówi, że taką po prostu ma pracę. Zapytałem go, jak jest teraz na stadionie Chelsea.

- To już nie to samo, co przed laty - odparł. - Na Stamford Bridge nie ma już tej atmosfery co kiedyś. Wysokie ceny biletów oraz różnego rodzaju obostrzenia odstraszają wielu zagorzałych fanów. Pod względem atmosfery zdecydowanie lepiej jest na Upton Park, stadionie West Hamu. Nie czuć tam na razie aż takiej komercji. W ogóle dzisiejsze kibicowanie mocno różni się od tego, co było na trybunach angielskich stadionów w latach 80. czy na początku lat 90. Jest bezpiecznie, ale atmosfera siadła.

No cóż, teraz najbardziej oddani fani Chelsea oglądają mecze w londyńskich pubach. Siedzą, patrzą tępo w ekran i wspominają stare dobre czasy. Te, kiedy nie było Abramowicza i jego pieniędzy, a w drużynie większość stanowili Anglicy. Oby w Polsce nie doszło do sytuacji, w której puby staną się najlepszym miejscem na oglądanie meczów na żywo.

Kibicowanie do tej pory jakoś broniło się u nas przed komercjalizacją. Także dzięki temu, że przed 1989 r. miało głęboki podtekst polityczny. Teraz, kiedy mamy kapitalizm i wolny rynek, także i kibicowanie mocno się zmieniło. Jest jakby nieco płytsze, bo już niepoparte kontestacją systemu i zaangażowaniem w walkę o wolność i "Solidarność". Ma to zarówno dobre, jak i złe strony. Ale to już odrębny temat.
[link]

kapo
Posty: 72
Rejestracja: 20.04.2007, 13:56

Post autor: kapo » 09.08.2007, 16:14

"Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny. Więcej spośród tych drugich podpisałoby folkslisty lub lojalki - byleby pozwolić im korzystać z drogich sklepów i nie przeszkadzać w karierze. "

Juz ktos to chyba napisał ze swieta prawda. Super sprawa ze zwrócił na to uwage - niezły tekst :)

Back To The Oldskool
Posty: 116
Rejestracja: 02.07.2007, 23:50
Lokalizacja: Radom

Post autor: Back To The Oldskool » 09.08.2007, 16:56

Dudała napisał książkę "Fani-chuligani". Polecam dla tych co nie czytali. Gość jest w porządku i to nie pierwszy dobry jego artykuł ten powyższy.

[link]

czesio
Posty: 127
Rejestracja: 26.02.2007, 18:13

Post autor: czesio » 10.08.2007, 21:03

Przeczytal juz ta ksiazke? Jak tak to warta ja kupic?
Napiszcie recenzje,komentarze co do tej ksiazki :wink:
Z gory dzieki

PBJK
Posty: 94
Rejestracja: 20.06.2007, 18:07

Post autor: PBJK » 11.08.2007, 14:25

Jeśli chodzi o teksty o kibicach to ostatnio w Expressie Bydgoskim pojawił się wywiad z dr. Dominikiem Antoniewiczem. Jak go zobaczyłem to najpierw nie chciałem go nawet przeczytać bo spodziewałem się tego co zawsze, czyli zgnojenia wszystkiego co się wiąże z kibicowaniem, ale przeczytałem i mówiąc szczerze pozytywnie się zaskoczyłem. Oto on:


Co Pan czuł, kiedy zobaczył w telewizji demolujących wszystko na stadionie w Wilnie sympatyków Legii, bezradną policję i przerażonych Litwinów, którzy nie widzieli czegoś podobnego od czasu odzyskania niepodległości?

Czegoś takiego spodziewałem się już od momentu, gdy zacząłem oglądać transmisję telewizyjną. Była może 10. minuta i 1:0 dla drużyny litewskiej. Widziałem polskich kibiców przechadzających się wzdłuż linii autowej, przy biernej postawie ochrony, która starała się jedynie, żeby nie zaogniać sytuacji. Widać było wyraźnie, że to młodzi ludzie w kapturach, a nie policja czy ochrona, dyktują, kto i co będzie robił stadionie. Nie byli to żadni chuligani, tylko kilkaset osób, które zrobiły sobie suto zakrapianą wycieczkę do Wilna. Na stadionie było kilka tysięcy osób z Polski i może 300 miejscowych kibiców. Przyjezdni czuli się więc jak u siebie. Nietrudno się domyśleć, że duża część z nich była mocno pijana. A że nuda i frustracja z każdą minutą spotkania narastały, to awantura wisiała w powietrzu. Zamieszki w Wilnie przypominały te, które angielscy kibice wywoływali na początku lat 80. To była zwykła hołota, która w pewnym momencie poczuła się silna. Dewastowanie miasta nawet w środowisku sportowych chuliganów postrzegane jest jednoznacznie negatywnie, bo sportowi chuligani na całym świecie walczą między sobą, a nie z postronnymi ludźmi, nie demolują stadionów czy sklepów. Na stadionie wileńskim widzieliśmy zwykłą demolkę w wykonaniu podpitej hołoty.

Znalazł się Pan kiedyś w samym oku cyklonu, w środku awantury wywołanej przez pseudokibiców?
Reklama

Reklama

Parę razy zdarzyło mi się znaleźć pomiędzy pałującą i gazującą policją czy firmą ochroniarską a kibicami. To jest normalne dla kogoś, kto zajmuje się badaniem zachowań kibiców, aczkolwiek takie przeżycie nie należy do komfortowych. Ale jeżeli ktoś, przynajmniej w Polsce, decyduje się na podróżowanie z kibicami, to takie ryzyko musi mieć wkalkulowane. Nie można badać kibiców trzymając nos wyłącznie w książkach.

Kibicami są ludźmi o różnym pochodzeniu społecznym, statusie majątkowym, poziomie wykształcenia. Czy podczas meczu nie udzielają się Panu ich nastroje i agresja?

W takiej atmosferze stadionowej, kiedy trzy tysiące gardeł krzyczy albo klaszcze w jeden rytm, to emocje, również negatywne, każdemu się udzielają. Niepowtarzalną atmosferę na trybunach trzeba przeżyć, żeby ją zrozumieć, żeby w nią uwierzyć. Na trybunach łatwo się zatracić, bo tłum trochę uwodzi jednostkę, porywa ją i ogranicza jej odrębność. Osoba taka poddaje się emocjonalnej fali tłumu, który jest w stanie skłonić ją do zachowań, na które działając samodzielnie nigdy by sobie nie pozwoliła. Tłum ma magiczną, ale czasami destrukcyjną moc, czego najłagodniejszym wyrazem są gwizdy, buczenie czy agresywne okrzyki wydawane przez kibiców. Przemoc werbalna jest zresztą naturalnym elementem życia stadionowego, stadionowym rytuałem, a duża część kibiców uczęszcza na zawody sportowe po to, aby dać się porwać emocjom i móc zachowywać się spontanicznie bez zbędnej etykiety. W normalnych warunkach większość z nich nigdy by tak nie postąpiła.

Czy stadiony nie są swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa, przez który uchodzi nagromadzone w ludziach napięcie?

Na pewno tak jest. Teoria hydrauliczna Z. Freuda zakłada, że człowiek musi gdzieś rozładować nagromadzoną energię. Może ją wyładować niszcząc coś, ale może ją też wyładować pozytywnie - tworząc coś . I wielu kibiców również potrafi to robić, dopingując fantastycznie swoją drużynę. Dwie godziny krzyku, śpiewu, organizacji pięknych opraw i cała tłumiona agresja ludzi uchodzi w sposób niegroźny dla innych uczestników meczu. Kibicowanie może być czymś oczyszczającym i sprawić, że człowiek wraca do domu spokojny, choć zmęczony. Jest ono jednym z niewielu zjawisk, które nie do końca uległo procesom globalizacji i komercjalizacji, a kibice są jedną z najbardziej lojalnych grup społecznych, nie tylko w sporcie.

Na czym polega ta lojalność?

Trudno sobie wyobrazić, żeby kibice Apatora, choćby nie wiem jak słabo spisywali się ich żużlowcy, ukradkiem zaczęli kibicować Polonii albo kibice Polonii, która akurat w tym sezonie spisuje się miernie, jeździli do Torunia zagrzewać do zwycięstwa Apator. Kibice nie wspierają lepszych, popularniejszych czy też drużyn „na topie”. W tym sensie nie są elastyczni, nie zmieniają obiektu swojej miłości tylko dlatego, że ich drużyna przegrywa. Lojalność w dzisiejszych pragmatycznych czasach oznacza wielkie poświęcenie i odwagę, to właśnie wyróżnia kibiców pozytywnie. Kibicowanie jest również całkowicie nieracjonalne, bo w zasadzie jest źródłem cierpień i pewnie tylko od czasu do czasu - wielkiej dumy i satysfakcji. Kibic nic na swojej pasji nie zarabia, a bardzo często wiele jej poświęca, swój czas i pieniądze. Słucha radia, ogląda telewizję, szuka informacji w Internecie, jeździ po całej Polsce. Często tylko po to, żeby zobaczyć, jak jego pupile dostają sromotne lanie. A robi tak dlatego, że kieruje nim silne poczucie przynależności. Zawodnicy, działacze przychodzą i odchodzą, są tylko zwykłymi pracownikami, jednego dnia kochają ten klub, innego dnia następny. Tak naprawdę kochają zarabiane przez siebie pieniądze. Natomiast kibice pozostają z klubem zawsze - na dobre i na złe i dlatego są wyjątkową społecznością. Etos kibica zupełnie nie pasuje do późnej nowoczesności czasów elastycznych, pragmatycznych i powierzchownych - to zapomniany już etos bezinteresownego, bezgranicznego i irracjonalnego zaangażowania.

Jak tworzy się wspólnota kibiców?

Kibice Apatora pojechali w tym roku do Bydgoszczy ubrani w białe koszulki, co od razu zbudowało w nich poczucie wspólnoty - 3 tys. ludzi ubranych niemal jednakowo, klaszczących w jeden rytm i głośno śpiewających. W takim momencie nie ma znaczenia, czy ktoś jest dyrektorem, czy prostym pracownikiem, bo w trakcie zawodów sportowych zanika wszelka hierarchia, świat staje się czarno-biały, jesteśmy tylko „my” i „oni”. Dotyczy to w takim samym stopniu meczów piłkarskich, hokejowych czy choćby koszykarskich. Ludzie tego potrzebują, pragną poczuć, że są częścią wspólnoty, poczuć siłę braterstwa, bo tego nie mają na co dzień ani w pracy, ani w domu, gdzie każdy zajęty jest swoimi sprawami. Tak jest na żużlu, na koszykówce we Włocławku, ale również na meczach piłkarskich Elany czy Zawiszy, które przecież grają w niższych klasach rozgrywek Co ciekawe, zdecydowanie lepsza atmosfera i silniejsze więzi tworzą się podczas meczów wyjazdowych.

„Miłość niejedno ma imię” - tak mówił Pan o fenomenie kibicowania podczas niedawnej konferencji poświęconej tej tematyce.

Mówiłem o trzech grupach kibiców. Pierwszą z nich nazywam kibicami w kapciach, choć prawdę mówiąc żadni z nich kibice. Sport traktują tak samo jak każdą inną formę rozrywki, jak oglądanie „Tańca z gwiazdami” czy grill u teściów. Swoje sympatie zmieniają w zależności od tego, kto i w co gra lepiej. Fascynują się pięknem widowiska, ale przeważnie nikomu nie kibicują. To są w gruncie rzeczy zwykli oglądacze sportu. Drugą grupą są kibice sezonowi. W Polsce ta kategoria jest liczebnie dominująca. Tworzą ją przeważnie ludzie, którzy kibicami bywają od czasu do czasu. Jak drużyna wygrywa, to się ubierają od stóp do głów w barwy klubowe czy narodowe. Nie identyfikują się z drużyną czy sportowcem, ale wyłącznie z ich z sukcesami bo ubóstwiają cieszyć się na pokaz. Wraz z nadejściem pierwszych porażek zmieniają zainteresowania i sportowe sympatie. Ostatnią grupą są kibice bardzo zaangażowani, którzy żyją sportem każdego dnia. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych zbiorowości, które wymieniłem, wyróżnia ich silna identyfikacja i pouczcie emocjonalnego zaangażowania. Czują się częścią klubu, są jedynym elementem sprawiającym, że klub jako abstrakcyjna idea - barwy, historia i tradycja - może trwać.

Czy nasi pseudokibice mogą zagrozić Euro 2012?

Nie sądzę. Aczkolwiek zawsze będzie istniał element szarej strefy kibicowskiej, która funkcjonuje obok sportu, obok stadionów. Na pewno Euro 2012 nie zobaczą ci ludzie, którzy byli w Wilnie. Tych nie będzie stać na kupno drogich biletów, zostaną w domach czy barach i będę rozrabiać w centrach miast czy u siebie na osiedlach. Jednak sztuczne podnoszenie cen biletów nie rozwiązuje problemu, a znacznie częściej dotyka najwierniejszych i najmłodszych kibiców, których nie stać na taki duży wydatek. Kibice mają wielkie serce, ale często chude portfele. Co do Euro 2012, to jestem przekonany, że polscy kibice będą super. Dopingiem powalą wszystkich na kolana.

gofer100
Posty: 261
Rejestracja: 01.03.2007, 15:22

Post autor: gofer100 » 11.08.2007, 15:34

Skorpion89 pisze:" Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny"

ŚWIETA PRAWDA

Wielki szacunek dla tego Człowieka oby było wiecej takich ludzi którzy potrafia to dostrzec . Naprawde swietny artykuł a co najważniejsze PRAWDZIWY
Nie wiem jak Wy ale aż sie pozytywnie wzruszyłem po przeczytaniu tego artykułu :wink: dobrze ze są jeszcze ludzie którzy dostrzegaja w ruchu kibicowskim pozytywy....

podpisuję się pod tym.

old school CRBB
Posty: 111
Rejestracja: 04.01.2017, 09:13

Re: Świetny tekst o kibicach

Post autor: old school CRBB » 21.04.2017, 08:13

Bardzo ciekawy temat, jako kibica ŁKS- u doceniam zauważenie jego roli w tworzeniu ruchu kibicowskiego w Polsce, ale prywatnie za dużo Legii a nic nie wspomomniano o wielkich zasługach Ruchu-dla tego klubu szacunek za historię a teraźniejszość to inna bajka.

Entlicheck
Posty: 259
Rejestracja: 25.08.2016, 02:27

Re:

Post autor: Entlicheck » 21.04.2017, 12:05

gofer100 pisze:
Skorpion89 pisze:" Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny"

ŚWIETA PRAWDA

Wielki szacunek dla tego Człowieka oby było wiecej takich ludzi którzy potrafia to dostrzec . Naprawde swietny artykuł a co najważniejsze PRAWDZIWY
Nie wiem jak Wy ale aż sie pozytywnie wzruszyłem po przeczytaniu tego artykułu :wink: dobrze ze są jeszcze ludzie którzy dostrzegaja w ruchu kibicowskim pozytywy....

podpisuję się pod tym.
a ja sie nie podpisuje, bo nie ma to nic wspolnego z rzeczywistością, poza tym ze ładnie brzmi...

Tak naprawde w 1 szeregu do walki w obronie ojczyzny staną (jesli w ogole bedzie taka możliwość) wyspecjalizowane i doswiadczone w walce oddziały sił specjalnych lub taktycznych. Nikt z ''ulicy'' broni nie dostanie, ani nie bedzie dopuszczony nawet w pobliże operacji prowadzonych przez powyższe wojska.
Pisze ''jeśli w ogole będzie taka możliwosc'' bo obecnie w przypadku jakiegos otwartego konfliktu , walka nie bedzie odbywała sie w terenie, a w powietrzu. Wiec jesli ktos bedzie chciał bronić jakiejś elektrowni, bazy wojskowej albo innej strategicznej jednostki, to oczywiscie bedzie mogl isc tam , stanąć i czekac az na łeb mu spadną rakiety ;)

Jesli ktos mysli ze jest inaczej, i naprawde mysli ze armia kiboli stanie w obronie Polski w wypadku wojny to albo jest wybitnym romantykiem, albo zatrzymał sie w świadomości na czasach 1 wojny światowej ;)

R.E. Bells
Posty: 292
Rejestracja: 13.05.2013, 13:18

Re: Świetny tekst o kibicach

Post autor: R.E. Bells » 21.04.2017, 19:00

Tyyy, faktycznie masz racje. Rozrysuj to może jeszcze jakoś i procentowo wylicz kogo będzie więcej w tych "wyspecjalizowanych" oddziałach, kiboli czy krawaciarzy z korporacji. Widać, że dużo grałeś w gry wojenne i łeb masz nie od parady.
Napisz jeszcze co jak już spadną te rakiety. To znaczy, że ruscy tu nie przyślą żadnego żołnierza z którym można by walczyć wręcz tylko zajmą nas rakietami? Weź napisz coś jeszcze.

Diamentowy
Posty: 176
Rejestracja: 21.02.2017, 21:13

Re: Świetny tekst o kibicach

Post autor: Diamentowy » 21.04.2017, 22:25

R.E. Bells pisze:Tyyy, faktycznie masz racje. Rozrysuj to może jeszcze jakoś i procentowo wylicz kogo będzie więcej w tych "wyspecjalizowanych" oddziałach, kiboli czy krawaciarzy z korporacji. Widać, że dużo grałeś w gry wojenne i łeb masz nie od parady.
Napisz jeszcze co jak już spadną te rakiety. To znaczy, że ruscy tu nie przyślą żadnego żołnierza z którym można by walczyć wręcz tylko zajmą nas rakietami? Weź napisz coś jeszcze.
I co sie napinasz, jak typ prawdę napisał. Dodam jeszcze, ze np. ekipa xxxx na sektorze nie potrafi obronić kolegów przed kilkoma ochroniarzami. Ekipa yyy i zzz nie potrafią zorganizować ustawki i przerzucić po kilkadziesiąt osób z miasta do miasta (konfidenci w niby zaufanej ekipie czy jak??), bo psiarnia jest krok przed nimi. Prujdupy w roznych ekipach. Ty uważasz, ze oni mieliby walczyć na smierć i życie, bez podstawowego wyszkolenia?? Jak oni mieliby brać udział w jakichkolwiek działaniach jsk nie potrafią zorganizować prostej ustawki (milion razy tłumaczenie, ze zjawili sie ci co zawsze). Zwykle pierdolenie.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: adasiek89, Artist, DrysAG, Mahazel79, Oberschlesien14, TAO, warczka, Zielono_Czarny i 223 gości